5 grudnia 2018

Prezentownik 2018

Jest początek grudnia, jest prezentownik! Jak pewnie zauważyliście, unikam kategorii typu "dla chłopaka" czy "dla mamy". Zamiast na płci, wieku czy roli w rodzinie skupiam się na tematach i zainteresowaniach (bo serio, ojcowie, babcie i koleżanki różnią się między sobą). Większość przedmiotów jest dość uniwersalna, chociaż oczywiście jest to mój wielce subiektywny wybór, więc są tu przede wszystkim rzeczy, które sama mam i jestem z nich zadowolona, oraz takie, które chciałabym mieć. W tym roku jest też pewna nowość, bo... poprosiłam Dzióbka o stworzenie własnego podzbioru z prezentami #DzióbekApproved :) To nie wszystko! Pociągnęłam też za parę sznurków i postarałam się o kilka przedświątecznych rabatów specjalnie dla Was. Ho, ho, ho!

Christmas 2018



Z LIŚCIA

Coś dla wszystkich crazy plant ladies and gentlemen. Czuję, że stworzyłam ten zestaw na własną zgubę, bo póki co mam tylko książkę, a teraz chcę całą resztę.

Crazy Plant Lady
1. nerka Anacomito? z roślinnym motywem, uszyta z tkaniny recyklingowej
2. kolczyki liście paproci Boske - jest też dużo innych roślinnych wzorów
4. "O roślinach", R. Berendt, Ł. Marcinkowski - roślinne porady plus najpiękniejsze wnętrze, jakie widziałam (pisałam o tej książce tutaj)
5. RHS Floral Notebook - notatnik z okładką i 4 rycinami ze słynnej londyńskiej RHS Lindley Library (uwaga: Book Depository wysyła z UK i Australii; przy każdej książce jest informacja, czy zamówienie ma szanse dotrzeć przed świętami!)
6. złoty zraszacz do roślin - dostępny też w kolorze srebrnym i miedzianym
7. botaniczna piżama Lunaby - dostępna też w wersji z długimi spodniami oraz w kolorze białym
8. porcelanowe komponenty Plantacja / Kristoff - do uprawy roślin w szklankach i kieliszkach (idealne do awokado!)



KAPITAN PLANETA

Nowy rok to idealna okazja do wprowadzenia drobnych eko-zmian. Może takie stylowe gadżety pomogą zmotywować bliskie osoby?

Captain Planet
1. Sezonownik 2019 - kalendarz, którego motywem przewodnim jest less waste, czyli po oldskulowemu "idea gospodarności"; zawiera porady, przepisy na domowe środki czystości i informacje o sezonowych owocach i warzywach dostępnych w każdym miesiącu
2. "Życie Zero Waste" Kasi Wągrowskiej - książka dostępna również jako ebook (pisałam o niej tutaj)
3. kartki świąteczne w stylu vintage Be Coffee Style - nie dość, że piękne, to jeszcze na papierze z recyklingu
4. kubek KeepCup na kawę na wynos / Coffeedesk.pl (dostępne różne pojemności, kolory i motywy - nawet ze Star Wars!)
5. nerka Anacomito? ze skóry z drugiej ręki - mam czarną i jest super - w końcu nie muszę wygrzebywać kluczy, portfela i komórki spod sterty zakupów w torbie
7. kosmetyki Creamy - polskie, naturalne, wegańskie kosmetyki w szklanych opakowaniach, które można oddawać do ponownego użycia



KLUB EMERYTA

Czyli coś dla domatorów, ceniących ponad wszystko wygodę i własne zdrowie. Prezenty może mało #InstaFriendly, ale za to bardzo ułatwiające życie. Wiem, co mówię, mam WSZYSTKIE.

Senior Citizen Party
1. kaszmirowa czapka z działu męskiego COS - wreszcie milusia czapka, w której moja duża głowa nie wygląda jak w czepku pływackim; za zapisanie się do newslettera jest rabat -10%, warto też polować na darmową wysyłkę (ja tak kupiłam moją)
2. skarpety z kaszmirem Tommy Hilfiger
3. poduszka z pianki termoelastycznej Wellpur / Jysk - są różne kształty i rozmiary (w tym podróżne), ja mam profilowany model Fana i nie potrafię już spać na zwykłych poduszkach
4. kaszmirowy szalik H&M - kupiłam na promocji w Czarny Piątek
5. herbata Earl Grey / Coffeedesk.pl, polecam też tęczową wersję Earl GAY
6. żarówka z pilotem IKEA - można zmieniać odcień (od zimnego do ciepłego) oraz natężenie światła (przyciemniać, jeśli bolą oczy, i rozjaśniać, jeśli nie może się znaleźć kapci) bez wychodzenia z łóżka!
7. rajstopy albo legginsy z polarem Gabriella, model Arctic - jeśli koniecznie chce się założyć kieckę, a nie chce się umrzeć z zimna
8. wełniane rękawiczki Feltiness z polarem i klapką - kupiłam, żeby móc obsługiwać telefon na mrozie (mam teraz odblokowywanie na odcisk palca, więc piórko odpada), są naprawdę grubaśne (dla bardzo drobnych dłoni będą za wielkie)
9. kapcie UGG - mam ten model i noszę go zarówno zimą przy -15, jak i latem przy +30 stopniach (#TeamWiecznieZimneStopy)



NIEZŁA SZTUKA

Bibliofile, esteci, poszukiwacze ciekawostek i inne piękne umysły, oto podzbiór specjalnie dla Was!
 
Artsy-Fartsy
1. skarpetki Furious Humanist / Risk - jest też wersja Sexy Neurotic i Platonic Lover
4. akwarela Moniki Kozub, która ilustruje nieprzetłumaczalne słowa i zwroty z innych języków - na kolażu "Mbuki-mvuki" z języka bantu, czyli zrzucanie ubrań w radosnym tańcu, a ja mam japońską "Betsubarę" - dodatkowy żołądek na deser
5. Zmysłownik - notatnik z kolażami Aleksandry Morawiak; już zamówiony u Mikołaja :)
6. notatnik Life Renover / Escribo.pl


POMIZIAĆ MIZANTROPA

Nie zapominamy o introwertykach, aspołecznikach, malkontentach i Grinchach tego świata. Wskazówka: najlepiej podrzucić prezent i uciec, żeby nie narażać obdarowanego na niepotrzebny świąteczny small talk ;)

Introverting
1. kubek Dramat / Nadwyraz.com
2. kubek W poniedziałek czuję weltschmerz (we wtorek, środę i czwartek też) / Nadwyraz.com
3. butelka Denaturat / Pan Tu nie Stał - do częstowania nieproszonych gości
4. torba Kołdrian / Nadwyraz.com - bo pod kołdrą zawsze najlepiej i nie ma dramatu (są też inne przedmioty z tym motywem)
5. szalik Tragedia / Pan Tu nie Stał
7. plecak z Edgarem Allanem Poe cytującym Charlesa Bukowskiego: "To nie jest tak, że nienawidzę ludzi. Ja po prostu wolę, kiedy nie ma ich w pobliżu" / Chodnik Literacki
9. tabliczka na drzwi Quiet Zone - do oznaczenia swojej osobistej Strefy Ciszy


DZIÓBEK APPROVED 

Na wstępie, zanim dojdziecie do pochopnych wniosków, chciałabym coś ustalić: nie, Dzióbek wcale nie jest gadżeciarzem. WCALE.

My Boyfriend's Choice
1. poszetka Piłka nożna - jedyna rzecz z tego zbioru, której Dzióbek jeszcze nie ma, ale to tylko kwestia czasu
2. lampka nocna Xiaomi - ma milion kolorów (z których oczywiście używamy tylko odcieni białego i żółtego) i możliwość stopniowania natężenia przez mizianie górnej powierzchni
3. Album "Karol Śliwka" - wydany przez Muzeum Miasta Gdyni przy okazji wystawy poświęconej jednemu z najwybitniejszych polskich projektantów (autorowi m.in. słynnej skarbonki PKO, logo WSiP-u czy Instytutu Matki i Dziecka), za którą Patryk Hardziej zdobył Grand Prix w konkursie Projekt Roku organizowanym przez Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej
4. "Wojny konsolowe", Blake. J. Harris - wstęp napisali Seth Rogen i Evan Goldberg
5. krem do brody Tołpa - Dzióbek ręczy własną szczeciną!
6. pomada do włosów Prospectors - a za to własną czupryną!
7. ładowarka bezprzewodowa IKEA - wystarczy położyć telefon i się ładuje! (bo wiadomo, podłączanie kabelka to za duży wysiłek)
8. konsola Nintendo Switch - żadne Playstation, żadne X-Boxy, Dzióbek jest od zawsze Nintendo Boy; a ta konsola jest fajna, bo to takie 3 w 1: można grać w pojedynkę przed telewizorem na padzie, można podzielić pada na 2 osoby albo można używać przenośnie, trochę jak Game Boya (albo tę taką starą gierkę, w której wilk zbierał jajeczka)
9. gra Civilization - zgodnie z życzeniem zamówiona u Mikołaja!
10. kijek do selfie / statyw z pilotem Huawei AF15 - to dzięki niemu mogę robić lajwy na Insta stories ;)



RÓBMY DOBRO!

A może poza prezentami dla siebie i bliskich podarować również coś nieznajomym, którzy mieli w życiu trochę mniej szczęścia? Samo udostępnienie linku na Facebooku też będzie dużą pomocą.

Charity
1. Ufunduj kolację wigilijną dla samotnej starszej osoby - akcja Stowarzyszenia mali bracia Ubogich
2. Przytulanki dla Tosi - książka, z której cały dochód przeznaczony jest na pomoc dziewczynce chorej na padaczkę lekooporną (Tosia jest córką naszych znajomych i Dzióbek też był zaangażowany w tworzenie książki)
3. Prezenty bez pudła - akcja UNICEF-u dla najbardziej potrzebujących dzieci i ich rodzin


***

Zajrzyjcie też do moich prezentowników z 2017 i 2016 roku - może coś wpadnie Wam w oko? Sprawdziłam i większość produktów jest nadal dostępna.
 

29 listopada 2018

Nasze małe kreteńskie wakacje

Kiedy na dworze zimno, cimno i smog, nic tak nie poprawia humoru jak oglądanie cudzych zdjęć ze słonecznej plaży! Taaa... Dobrze wiem, że takie widoki bywają bolesne, ale mam nadzieję, że zaciśniecie zęby i jakoś przeżyjecie moją relację z Krety. Na pocieszenie powiem Wam, że to były nasze pierwsze prawdziwe wakacje od 3 lat, a w dodatku zaliczyliśmy na nich kilka kosztownych wtop. Lepiej? No to lecimy.



OL EKSKJUZMI

Do tej pory zawsze organizowaliśmy wyjazdy samodzielnie, ale tym razem zdecydowaliśmy się na opcję all inclusive (która od przeczytania pewnego komentarza na FB już zawsze będzie dla mnie "ol ekskjuzmi"). Dlaczego? Bo byliśmy naprawdę zmęczeni i chcieliśmy, żeby ktoś się nami po prostu zajął. Wiecie, żebyśmy nie musieli kombinować, jak się dostać z lotniska do hotelu albo zastanawiać się, gdzie i co będziemy każdego dnia jeść. No i żeby była plaża. I basen.

Szybko okazało się jednak, że trochę przeholowaliśmy z tym naszym "hura, możemy wyłączyć myślenie!". W zasadzie okazało się to jeszcze przed wyjazdem. O 22:00 cudem zorientowałam się, że nasz wylot, który miał być o 4:00 rano, został przesunięty na 3:00. A busa z Krakowa na lotnisko w Katowicach mieliśmy zarezerwowanego na 00:30, czyli po zmianie wylotu - za późno. I oczywiście nie było wcześniejszych. Piękny początek! Żeby było śmieszniej, cały dzień spędziliśmy w iście greckim trybie siga, siga (powoli, powoli), ciesząc się, że mamy tyle czasu i możemy się ogarnąć i spakować na spokojnie, bez spiny i paniki. A tu nagle taka SPINA I PANIKA! Koniec końców zdążyliśmy i teraz jesteśmy bogatsi w wiedzę, ile kosztuje taksówka z Krakowa na lotnisko w Katowicach. 250 zł.

Fortuna jednak naprawdę kołem się toczy i na miejscu czekała nas miła niespodzianka: zamiast pokoju, który zarezerwowaliśmy, dostaliśmy lepszy, z prywatnym basenem! Normalnie "elity z Manhattanu, xoxo". Żyć, nie umierać: ładne wnętrze, plaża przy samym hotelu, cisza i spokój (hotel tylko dla dorosłych), nieograniczona możliwość dryfowania na pączku, a do tego regularne posiłki (największym bólem po powrocie - oprócz pogody - było to, że rano w naszej kuchni nie czekały na nas dwa stoły tostów, jajeczniczek, rogalików i innych smakołyków). Człowiek naprawdę błyskawicznie przyzwyczaja się do luksusów.



 CO SŁYCHAĆ NA MIEŚCIE?

O ile hotel (Ammos Beach Hotel) spełnił, a nawet przekroczył nasze oczekiwania, o tyle miejscowość Malia, w której się znajdował, cóż... nie wywołała naszych zachwytów. Pewnie dlatego, że do tej pory bujaliśmy się po dużych miastach (Paryż, Rzym, Lizbona, Porto), w których zawsze było sporo do zobaczenia, a tutaj mieliśmy raptem dwie ulice na krzyż ze straganami i barami (w większości zamkniętymi w październiku), bo największą i w sumie jedyną atrakcją miasteczka była plaża.

W ogóle jeśli chodzi o krajobraz pozaplażowy, to podczas jazdy autokarem z jednej strony cieszył mnie widok palm, drzew oliwnych i ogólna zieloność, ale z drugiej - dziwił ogrom niedokończonych budynków ze sterczącymi prętami zbrojeniowymi. Okazało się, że to grecki sposób na obejście przepisu mówiącego, że podatki płaci się tylko od budynków dokończonych: wielu sprytnych Greków po prostu udaje, że ich domy cały czas są "w budowie". To oczywiście nie przeszkadza im mieszkać w wykończonych częściach (tłumacząc, że kolejne piętro powstanie później), a nawet prowadzić w nich hoteli (niektóre miały szyldy przyczepione do tych wystających prętów!).

Drugą rzeczą, która mnie zdziwiła, było zagęszczenie sklepów z futrami na kilometr kwadratowy. Po co futra w kraju, w którym w drugiej połowie października jest 25 stopni, a zimą temperatura rzadko spada poniżej 10? Tej zagadki nie udało mi się rozwiązać, ale wiele szyldów oprócz greckiej i angielskiej wersji miało również rosyjską, więc może na eksport?

Za to zdecydowanie pozytywnym elementem krajobrazu były panele słoneczne i wiatraki. Od przewodniczki dowiedzieliśmy się, że aż 30% energii na Krecie pochodzi ze źródeł odnawialnych. Niezły wynik!



GROTA ZEUSA, LABIRYNT MINOTAURA, WYSPA TRĘDOWATYCH

Mieliśmy plan, żeby część urlopu spędzić w trybie "jajko sadzone", czyli leżąc i się smażąc, ale cały tydzień plażowania to by było jednak dla nas za wiele. Zwiedzanie też musiało być! Wykupiliśmy więc 3 całodniowe wycieczki u organizatora, ponownie ciesząc się, że nie musimy się martwić logistyką, bo ktoś nas zawiezie, oprowadzi i przywiezie. Co może pójść nie tak? Ano na przykład to, że przyjdziemy na miejsce zbiórki o 8:30, podczas gdy odjazd był o 7:30. No ja pierdzielę, CO SIĘ DZIEJE?! Człowiek na chwilę przestaje być czujnym, zorganizowanym turystą (Dzióbek powiedziałby nawet, że control freakiem) i od razu zalicza wtopę za wtopą! Nigdy w życiu nic takiego mi się nie przydarzyło! No ale cóż, wsiedliśmy w taksówkę, zakrzyknęliśmy niczym w filmie akcji: "Za tym autokarem... który odjechał godzinę temu" i 55 euro później dołączyliśmy do naszej grupy w pałacu w Knossos.

Nie licząc naszego kosztownego gapiostwa, tzw. "wycieczki fakultatywne" okazały się bardzo udane. Przyznam, że wcześniej patrzyliśmy trochę z politowaniem na zorganizowane grupy z przewodnikiem, bo my tacy niezależni i samodzielni podróżnicy, a oni to pewnie sztampa i "jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w Belgii". A teraz wydaje mi się, że jednak sporo straciliśmy, zwiedzając muzea czy ruiny na własną rękę, bo wszystkie nasze pilotki tak fantastycznie opowiadały o zabytkach i codziennym życiu w Grecji, że było to zupełnie inne, dużo ciekawsze doświadczenie niż zwiedzanie z książkowym przewodnikiem w dłoni.

Zwiedziliśmy m.in. płaskowyż Lasithi i górską jaskinię Dikteon, w której według legendy urodził się Zeus. 20 minut spacerkiem pod górę nie było zbyt męczące nawet dla człowieka z zerową kondycją (czyli mnie), ale kiedy na górze jedna pani stwierdziła, że naprawdę nie wie, "jak ta baba w ciąży tu wlazła", z uznaniem mieszanym z przerażeniem zaczęłam się rozglądać za tą ciężarną supermenką. Po kilku sekundach do mnie dotarło, że pani mówiła o Rei - matce Zeusa, o której wcześniej opowiadała przewodniczka.

W liceum byłam ogromną fanką greckiej mitologii, znałam na wyrywki wszystkich bogów i herosów i nie ominęłam żadnego odcinka seriali o Herkulesie i Xenie wojowniczej księżniczce. Dlatego wizyta w pałacu minojskim w Knossos (a w zasadzie tym, co z niego zostało) zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Bo bardzo możliwe, że to właśnie ten pałac dał początek słynnemu mitowi o wybudowanym przez Dedala labiryncie, w którym król Minos więził straszliwego Minotaura. Zawsze ciekawiły mnie źródła legend, wierzeń czy całych religii, no bo przecież każda, nawet najbardziej nieprawdopodobna historia musi mieć jakieś logiczne wytłumaczenie: ktoś zobaczył coś dziwnego, opowiedział komuś innemu, trochę pewnie koloryzując, ten ktoś przekazał dalej, dodając coś od siebie, i na zasadzie głuchego telefonu powstała opowieść o ziejącym ogniem smoku albo satanistach jeżdżących po mieście czarną wołgą i porywających ludzi. No dobra, ale co z tym Minotaurem? Ano, jak zobaczycie na zdjęciu makiety poniżej, pałac był ogromny (22 000 m2) i miał bardzo skomplikowaną sieć korytarzy, przez co rzeczywiście mógł wyglądać jak labirynt, zwłaszcza w oczach prostych chłopów przybywających do króla na audiencję. Jeśli dodamy do tego wielkie kamienne rogi, byki namalowane na ścianach pałacu czy hipotezę, że podczas ceremonii kapłan występował w masce byka, mamy gotowe składniki na soczysty, starożytny fejk nius.

Gdybym miała wybrać jeden najważniejszy punkt naszego kreteńskiego programu, to bez dwóch zdań byłby to rejs po malowniczej zatoce Mirabello (te widoki!) oraz zwiedzanie wyspy Spinalongi. Historia wyspy jest równie ciekawa, co smutna. Najpierw była to forteca obronna, stworzona po to, by nikt nie mógł się na wyspę dostać, a później władze ustanowiły tam kolonię trędowatych i pilnowały, żeby nikt nie mógł się z niej wydostać. Aż trudno uwierzyć, że chorzy na trąd mieszkali tam do 1957 roku! 

U brzegów Spinalongi pierwszy raz w życiu zobaczyłam słynne jeżowce, czyli kuliste stworzonka z kolcami, przed którymi przestrzega wiele stron internetowych. Czytałam, że nadepnięcie takiego potworka gołą stopą to ból nie do opisania (spokojnie, występują tylko przy kamienistych brzegach, na piaszczystych plażach ich nie ma). Podejrzewałam jednak, że internet jak zwykle przesadza, no bo u jeża te kolce wcale nie są takie ostre, więc u jeżowca pewnie podobnie, nie? NIE. Dotknęliśmy jednego patykiem (podkreślam: DOTKNĘLIŚMY, nie dźgnęliśmy, nie uderzyliśmy, nie zrobiliśmy z niego szaszłyka, ogólnie żadnemu jeżowcowi nie stała się krzywda) i szok: te kolce są twarde i ostre jak gwoździe! Przed takimi ostrzami to chyba nawet te gumowe buty do pływania nie ochronią.

Ostatnim punktem w naszym programie zwiedzania było miasteczko Agios Nikolaos, które w przewodnikach nazywane jest "kreteńskim Saint Tropez", co uważam za spore nadużycie. Po obczajeniu straganów z pamiątkami i zjedzeniu lodów nie bardzo wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić, więc dla żartu przespacerowaliśmy się pod posąg księżniczki Europy siedzącej na byku (którego postać przybrał Zeus, by ją uprowadzić), bo nasza przewodniczka wspomniała wcześniej o przesądzie, zgodnie z którym każdy, kto pogłaszcze stopy Europy, będzie miał zapewnione szczęście przez cały rok. Stwierdziliśmy, że nie zaszkodzi, zwłaszcza że większego pecha niż do tej pory raczej mieć nie będziemy. Cierpliwie odczekaliśmy, aż dowcipny pan zrobi sobie "zabawne" fotki, na których trzyma byka za... no powiedzmy że nie za rogi, pogłaskaliśmy stópki i wróciliśmy do hotelu. A tu zaraz telefon: dzwoni nowohucka policja z informacją, że... znaleźli telefon skradziony Dzióbkowi pół roku wcześniej! Z natury oboje jesteśmy raczej sceptykami, ale z miejsca odzyskaliśmy wiarę - jeśli nie w mity, to przynajmniej w lokalnych stróżów prawa.


***

Do Grecji na pewno jeszcze się kiedyś wybierzemy, bo ledwie liznęliśmy temat samej Krety, nie mówiąc o całym kraju. To niesamowite, ile rzeczy jest tam do zobaczenia! Na pewno chciałabym zwiedzić Ateny, Delfy i w ogóle ruszyć śladami filmu Moja wielka grecka wycieczka (zawsze poprawia mi humor), może zaliczyć też to słynne Santorini - choćby po to, żeby przekonać się, czy nie jest przereklamowane. Jeśli byliście w Grecji, piszcie, co podobało Wam się najbardziej. Będę miała gotowy program na kolejny raz.


Mirabello Bay
"Zrób mi ładne zdjęcie, takie, wiesz, niepozowane".
Mirabello Bay
No filter.
Mirabello Bay
Euro-cepcja: flaga Europy, na statku "Europa", w ojczyźnie mitycznej Europy, w Europie.
Mirabello Bay cruise
Urlop, nie urlop, kranówka i własne sztućce zawsze w użyciu.
Malia beach
Plaża przy naszym hotelu.
Malia beach
Daję okejkę.
Malia beach
Prawie ostre zdjęcie zimorodka.
Malia
"Malownicza" uliczka w Malii.
Malia
Jeden z licznych sklepów z futrami. Pomijając oczywisty aspekt etyczny, na co komu futra w takim klimacie?
Malia
A na plaży wyglądaliśmy tak.
Malia
Popłynęłabym na taki alko-rejs, ale niestety, zamknęli już sezon.
Ammos Beach Hotel
"Marian, tu jest jakby luksusowo!"
Ammos Beach Hotel
#bogactwo #splendor #prestiż
Ammos Beach Hotel
Ciało (i dusza) gotowe na plażę.
Ammos Beach Hotel
Jak widać, w ogóle nie podjarałam się tym, że mam własny basen.
Lasithi
Dylemat "nad morze czy w góry?" na Krecie nie istnieje. Wyspa ma i to, i to.
Dictaean Cave
W tej grocie według legendy urodził się Zeus.
Lasithi
Grota może mało przytulna, ale te widoki!
Greek post box
Grecka poczta ma w logo Hermesa - posłańca bogów. How cool is that?
Pottery
Ceramika w ekoparku Lasinthos.
Pottery
Można tam kupić ekologiczne kosmetyki, alkohol, oliwę oraz oczywiście rękodzieło (i przy okazji zobaczyć, jak powstaje).
Wood carving
Pracownia rzeźbiarska.
Krasi
Maleńka wieś Krasi, w której ponoć wakacje spędzał Nikos Kazantzakis, autor "Greka Zorby". Platanus tree in Krasi
Możliwe, że przesiadywał tutaj, w cieniu ponad 2000-letniego platana. Kri-kri goats
Piu bella koza!
Cretaquarium
Gdzie jest Nemo? W CretAquarium.
Cretaquarium
Oprócz ryb można tam spotkać i takie morskie "żyjątka" (szacowana średnia długość życia: kilkaset lat).
Beach trash
A tu okazy w swoim naturalnym środowisku (te męskie slipy, które wyłowiłam z morza, przynajmniej bawełniane).
Mirabello Bay boat cruise
Przetrwałam prawie cały dzień na statku i nie miałam choroby morskiej! Może to te widoki, a może piguły.
Spinalonga
Spinalonga - dawna wyspa trędowatych.
Spinalonga
Czy tylko ja widzę w tym murze twarz?
Spinalonga
Jeden z trzech kotów zamieszkujących Spinalongę. Chyba wabił się Tom.
Spinalonga
Bardzo malownicze miejsce z bardzo smutną historią.
Spinalonga
Opuncje giganty. Kuzynki mikrusków, które można znaleźć w naszych sklepach.
Spinalonga
Trędowaci żyli tu, pracowali, zakładali rodziny, posyłali dzieci do szkoły, a nawet wydawali gazetę.
Spinalonga
Wenecka twierdza na szczycie Spinalongi.
Spinalonga
Opuncjowy wandalizm.
Sea urcin
Uwaga, jeżowce!
Mirabello Bay boat cruise
Gdzie nie skierować aparat, tam kadr - widokówka.
Knossos Palace
Byk na ścianie pałacu minojskiego w Knossos.
Knossos Palace
Rogi Minotaura?
Knossos Palace
Teren robi wrażenie, chociaż ponoć niektórzy archeolodzy uważają, że Sir Arthur Evans posunął się za daleko ze swoimi rekonstrukcjami i nazywają Knossos "archeologicznym Disneylandem".
Knossos Palace
To też oczywiście rekonstrukcja. Punktem wyjścia były odnalezione fragmenty trzech dłoni, więc może faktycznie kogoś trochę poniosło...
Knossos Palace
Makieta pałacu w Knossos. No labirynt jak nic!
Crete
A tu już projekt współczesny. Jeden z wielu "niedokończonych" budynków. Na początku myślałam, że te pręty odstraszają gołębie. A one odstraszają podatki.
Greek toilet
W wielu miejscach papier toaletowy wrzuca się do kosza na śmieci, a nie do muszli. Ponoć to dlatego, że rury wąskie i łatwo się zatykają.
Heraklion
Port w Heraklionie.
Agios Nikolaos
"Siedzę i siedzę, myślę i myślę".
Agios Nikolaos
- O co ci chodzi?
- O nic.
Agios Nikolaos
Nie jedliśmy tu, weszliśmy tylko, żeby skorzystać z bankomatu. Ale wnętrze urokliwe.
Agios Nikolaos
Posąg księżniczki Europy siedzącej na byku (w którego zmienił się Zeus) w Agios Nikolaos. To te stópki należy pogłaskać, jeśli chce się mieć szczęście przez cały rok. PS To działa!
Malia beach
Ostatni dzień. Trzeba upamiętnić tygodniową opaleniznę!