Od pewnego czasu mam tak zwaną fazę na ubrania w stylu odzieży roboczej. Oczy mi się świecą, jak tylko zobaczę gdzieś dżins zestawiony z dżinsem, ogrodniczki, spodnie z szelkami, a nawet kaszkiety, które dawniej uważałam za najpaskudniejsze możliwe nakrycie głowy. Do tego dochodzi obsesja na punkcie wszelkich oznak zużycia, takich jak łaty, dziury czy plamy farb. Nie wiem, skąd ta nowa miłość, być może ma to coś wspólnego z tym, że od stycznia sama jestem ludem pracującym ;)
Spodnie z dzisiejszego zestawu od dłuższego czasu leżały w szafie, ponieważ były w takim stanie, że za bardzo nie nadawały się do noszenia. Pamiętam, że kiedy je po raz pierwszy przymierzyłam, byłam nimi zachwycona: idealny kolor, super miękkość, perfekcyjne dopasowanie (trudno w to dziś uwierzyć, ale przylegały do ciała jak legginsy!). Niestety, już po miesiącu noszenia nie tylko strasznie się rozciągnęły, ale w dodatku "skulkowały" w kroku (zmechaciły jak sweter), co nie zdarzyło mi się wcześniej nigdy, nawet w przypadku supermarketowych dżinsów, kupionych za grosze. O Levi'sie mam ogólnie dobre zdanie i na pozostałe spodnie tej firmy (oprócz tych mam jeszcze 3 inne pary) nie mogę narzekać, więc myślę, że to jakiś wypadek przy pracy.
No więc dżinsy sobie leżały, aż w zeszłym tygodniu postanowiłam trochę się na nich powyżywać (wychodząc z założenia, że jak nic z tego nie wyjdzie, to nie będzie szkoda). Myślałam o spryskaniu ich wybielaczem (tutaj instrukcja), ale w końcu padło na łaty (tutaj więcej pomysłów na dżinsowe przeróbki). Z efektu jestem dość zadowolona. I nawet to rozciągnięcie już mi nie przeszkadza, ba, myślę nawet, że całkiem pasuje do ogólnego klimatu zdezelowania. Na pewno nie jest to ostatnia moja przeróbka i nie ostatni zestaw robotniczy. Teraz intensywnie poszukuję fajnych ogrodniczek albo spodni na szelkach (a najlepiej jednych i drugich).
Na koniec mały komunikat zakładowy: w piątek Szafa Sztywniary wykonała "plan pięcioletni" :) Ciężko mi uwierzyć, że bloguję już 5 lat i że po takim czasie blogowanie nadal sprawa mi frajdę. To głównie Wasza zasługa i bardzo Wam za to dziękuję :)
Spodnie z dzisiejszego zestawu od dłuższego czasu leżały w szafie, ponieważ były w takim stanie, że za bardzo nie nadawały się do noszenia. Pamiętam, że kiedy je po raz pierwszy przymierzyłam, byłam nimi zachwycona: idealny kolor, super miękkość, perfekcyjne dopasowanie (trudno w to dziś uwierzyć, ale przylegały do ciała jak legginsy!). Niestety, już po miesiącu noszenia nie tylko strasznie się rozciągnęły, ale w dodatku "skulkowały" w kroku (zmechaciły jak sweter), co nie zdarzyło mi się wcześniej nigdy, nawet w przypadku supermarketowych dżinsów, kupionych za grosze. O Levi'sie mam ogólnie dobre zdanie i na pozostałe spodnie tej firmy (oprócz tych mam jeszcze 3 inne pary) nie mogę narzekać, więc myślę, że to jakiś wypadek przy pracy.
No więc dżinsy sobie leżały, aż w zeszłym tygodniu postanowiłam trochę się na nich powyżywać (wychodząc z założenia, że jak nic z tego nie wyjdzie, to nie będzie szkoda). Myślałam o spryskaniu ich wybielaczem (tutaj instrukcja), ale w końcu padło na łaty (tutaj więcej pomysłów na dżinsowe przeróbki). Z efektu jestem dość zadowolona. I nawet to rozciągnięcie już mi nie przeszkadza, ba, myślę nawet, że całkiem pasuje do ogólnego klimatu zdezelowania. Na pewno nie jest to ostatnia moja przeróbka i nie ostatni zestaw robotniczy. Teraz intensywnie poszukuję fajnych ogrodniczek albo spodni na szelkach (a najlepiej jednych i drugich).
Na koniec mały komunikat zakładowy: w piątek Szafa Sztywniary wykonała "plan pięcioletni" :) Ciężko mi uwierzyć, że bloguję już 5 lat i że po takim czasie blogowanie nadal sprawa mi frajdę. To głównie Wasza zasługa i bardzo Wam za to dziękuję :)
dżinsy - Levi's Curve ID + łaty własne
trzewiki - Benetton (kupione 5 lat temu - pamięta ktoś? :)
torba - Ochnik