Co tam u Was? Bo ja mam za sobą jeden z najważniejszych piątków trzynastego w moim życiu. Dwa dni temu odebraliśmy z Dzióbkiem klucze do naszego WŁASNEGO mieszkania. Zdecydowanie jest to wydarzenie historyczne i czujemy się teraz tacy dorośli, że nie wiem, czy nie przestaniemy używać naszego dozownika na mydło z Kubusiem Puchatkiem.
Teraz zaczyna się najlepsze, czyli saga pt. "Już ja cię urządzę!". Po latach mieszkania w grobowcu (choć, żeby mu oddać sprawiedliwość, względnie tanim i w dobrej lokalizacji) od początku byliśmy zafiksowani na jednym: żeby w nowym mieszkaniu było jasno. No i, kurde, udało się! Różnica jest taka, że czuję się jak ork, który z rodzinnego Mordoru wybrał się na wczasy do Rivendell. Mieszkanie jest na jednym z wyższych pięter, ma duże okna, okienko w łazience (dodatkowe źródło światła!), a do tego całkiem spory balkon (od 14 lat nie miałam balkonu, więc mam zamiar spędzić na nim całe lato). Żeby nałapać do wnętrza jak najwięcej słońca, zdecydowaliśmy się na białe ściany, jasną podłogę, wielkie szyby w drzwiach wewnętrznych (tak, nawet w łazience), a w planach mamy jasne meble. Nie potwierdzam i nie zaprzeczam, że mam cichą nadzieję, że dzięki tym zabiegom będę miała również bardziej sprzyjające warunki do robienia zdjęć na bloga i Fejsa.
Nie udało mi się co prawda spełnić marzenia o oknie nad zlewem kuchennym, ale za to w końcu będę miała kuchnię łączoną z salonem (osobna kuchnia, do której trzeba biegać po jedzenie czy naczynia, moim zdaniem okrutnie zaburza flow wszelkich spotkań towarzyskich). Jak się dość późno zorientowałam, kuchnia będzie również wyposażona w wyspę. Kiedy była o tym mowa, najwidoczniej przebywałam mentalnie gdzieś indziej, bo niemal do samego końca byłam przekonana, że widoczny na planie prostokąt z 4 kółeczkami to... stół z talerzykami (gratulacje dla mnie). Wiadomość, że "talerzyki" to jednak palniki kuchenne, lekko mnie załamała, ponieważ uważa(ła)m, że przy naszym, niezbyt dużym, metrażu wyspa jest raczej średnim pomysłem. Koledzy z pracy pocieszyli mnie jednak, że to świetne rozwiązanie, bo stojąc przy garach, będę mogła oglądać Dzióbka grającego na konsoli. Tak więc koniec końców dałam się przekonać i trzymam za siebie kciuki, żebym tego nie żałowała.
Co do stylówki mieszkania, to jeszcze nie do końca wiemy, jak to wszystko ma wyglądać, za to wiemy, jak na pewno ma nie wyglądać. Na pewno nie pójdziemy ani w nowoczesny, sterylny minimalizm, ani w wystrój a la sklep indyjski albo hippisowska komuna. Nie chcemy też, żeby to było takie "mieszkanie z katalogu", w którym ramka na zdjęcia musi idealnie pasować do zasłonek i abażuru lampy. Całe szczęście mamy z Dzióbkiem dość podobny gust i w większości mieszkaniowych tematów jesteśmy wyjątkowo zgodni. Nie musi się więc obawiać, że zaserwuję mu (stereo)typowo kobiecy biało-pastelowy wystrój, jakie czasem widuję na Pintereście czy blogach. Swoją drogą, zawsze próbuję sobie wyobrazić w takich wnętrzach faceta - przecież biedak musi wyglądać jak w domku dla lalek! U nas na pewno będzie uniseksowo i nieidealnie.
Dopiero zaczynamy naszą zabawę w dom, ale pewnie wielu z Was ma już za sobą albo jest w trakcie urządzania swojego mieszkania. Jeśli macie jakieś rady dla żółtodziobów, przyjmiemy je w każdych ilościach. Mieszkanie mamy wykończone (ściany, podłogi, drzwi, okna, cała łazienka), więc najgorsze za nami. Główne wyzwanie to teraz kuchnia. A potem sypialnia, salon i przedpokój. Jakie rozwiązania szczególnie polecacie, a co zrobilibyście teraz inaczej? Adresy fajnych sklepów (internetowych albo krakowskich), blogów czy portali wnętrzarskich też mile widziane. No i oczywiście możecie być pewni, że za jakiś czas pojawią się tu efekty naszych kombinacji.
Dechy na balkonie (rany, mam balkon!) prawie jak na molo.