Łazienka to obok kuchni mój ulubiony plac mieszkaniowych zabaw. W zasadzie można powiedzieć, że na punkcie jej urządzania mam delikatną obsesję. Skąd mi się to wzięło? Po części pewnie stąd, że rzeczy do łazienki kupuje się stosunkowo łatwo (są małe i tanie). Jednak według mojego wewnętrznego psychoanalityka spory wpływ na to mógł mieć fakt, że... do tej pory nie znałam żadnej naprawdę ładnej łazienki.
I nie mówię tu o idealnych łazienkach z katalogów, Pinteresta czy designerskich łazienkach w modnych kawiarniach, tylko o prawdziwych łazienkach prawdziwych ludzi. Mam teorię, że łazienka to pomieszczenie, które najłatwiej zagracić. To dlatego, że zwykle ma małą powierzchnię, a musi pomieścić mnóstwo potrzebnych drobiazgów, w dodatku niekoniecznie atrakcyjnych (golarki, zapas papieru toaletowego, środki czystości i tak dalej). Na pewno znacie ten obrazek: na wannie wystawa kosmetyków, obok toalety domestos, w kącie miednica, na wieszakach ręczniki we wszystkich kolorach tęczy, a pod sufitem suszące się pranie. Przepis na estetyczną katastrofę. Dlatego ja od początku postanowiłam wziąć naszą łazienkę za mordę.
1. SPÓJNY STYL
Najpierw określiłam styl, w jakim chciałabym ją urządzić. Roboczo nazywam go
"stara apteka", chociaż bardziej adekwatne byłoby "nie taka znowu stara apteka, a w sumie to bardziej gabinet okulistyczny, prawdopodobnie prowadzony przez lekarza - alkoholika". Ogólnie chodzi o luźne skojarzenia medyczno-farmaceutyczne z elementami vintage. Stąd ciemne szkło, tablica Snellena i postarzane drewniane skrzynki. No i butelka po whiskey (w której trzymam zapas mydła w płynie).
2. RYGOR KOLORYSTYCZNY
Po drugie, zdecydowałam, że będę się ściśle trzymać kilku kolorów. Wybrałam
biel, czerń i odcienie brązu (głównie w postaci drewna). Jak
pisałam ostatnio, z
turkusem na podłodze ostatecznie się pogodziłam, jednak więcej turkusowych elementów w łazience już nie chcę. W ustalonych kolorach oprócz pojemników i stałych dekoracji staram się kupować również kosmetyki oraz wszelkie łazienkowe przybory (grzebienie, ręczniki, szczoteczki do zębów itd.). Taka konsekwencja naprawdę działa cuda.
3. UKRYĆ CO SIĘ DA
Trzecia, i być może najważniejsza, zasada pomagająca mi utrzymać ład w łazience (i w sumie w każdym pomieszczeniu) to:
ukryć co się da! A więc na wierzchu zostaje tylko to, co musi (jak dozownik na mydło), albo to, co jest ładne i tworzy klimat (jak badyl w butelce). Cała reszta - precz! Wszystkie moje kosmetyki do makijażu, sprzęty, środki czystości, zapasy i tak dalej są pochowane w pojemnikach, szufladzie, szafce pod zlewem oraz na miniregale obok. Mamy to szczęście, że nasza kabina prysznicowa jest w 1/3 szerokości zastawiona ścianką i zawieszona na niej półka z kosmetykami do mycia jest po wejściu do łazienki zupełnie niewidoczna. Cieszy mnie to szczególnie ze względu na Dzióbkową miłość do Old Spice'a, ponieważ inaczej jego czerwone opakowanie rozpieprzyłoby mój cały misterny system.
dziwne zawiniątko - świeczka owinięta kawałkiem worka jutowego, żeby ukryć niepasujący kolor (zielony - fuj!)
duża świeca - Yankee Candle (wylicytowana na firmowej aukcji świątecznej)
butelka po Jacku Daniel'sie - targ staroci
czarna butelka - H&M Home
bambusowe pudełko - IKEA
tablica okulistyczna - DlaPacjenta.pl (brzeg okazał się niestety czerwony, nie czarny, jak na zdjęciach w sklepie, więc obkleiłam go taśmą) drewniana skrzynka - H&M Home
ceramiczny pojemnik - H&M Home
mydło w płynie (teraz trzymam w tym pojemniku żel do mycia twarzy) - TK Maxx
porcelanowy kubek - Ćmielów Design Studio / kupiony na targach Papier Kamień Nożyce
szklane buteleczki (chyba po lekach) - trag staroci
bambusowe pudełko - IKEA
drewniane pudełko - H&M Home
ręcznik - H&M Home