Zapraszam na kolejny odcinek z serii
#SztywniaraCzyta. Co mam dla Was dzisiaj? Trzy świetne pozycje o moim ostatnio ulubionym temacie: pięknie i brzydocie w polskim designie i przestrzeni publicznej.
ŻEBY BYŁO ŁADNIE. ROZMOWY O BOOMIE I KRYZYSIE STREET ARTU W POLSCE
Sebastian Frąckiewicz
Galeria Miejska Arsenał
Wiecie, że jestem wielką fanką sztuki ulicznej i ten temat
pojawiał się już kilka razy na blogu. Przyznaję jednak, że do tej pory podchodziłam do sprawy dość powierzchownie, na zasadzie "podoba mi się - nie podoba mi się". Ta książka pokazuje, że kwestia jest o wiele bardziej złożona i o wiele bardziej fascynująca. Mamy tu
14 rozmów z twórcami polskiego street artu, m.in. Mariuszem Libelem (dawniej grupa Twożywo), Sepe, Sainerem z Etam Cru, Pikasem, Zbiokiem i M-city. Autor rozmawia z nimi o ich podejściu do tworzenia w publicznej przestrzeni (artyści różnią się między sobą pod tym względem czasem diametralnie), o polskiej muralozie, festiwalach street artu, o związanej z nimi komercjalizacji i "ugrzecznieniu", o zatargach z policją, relacjach z władzami i reakcjach zwykłych mieszkańców. Mimo że to kawał książki, a ja jestem najwolniejszym czytaczem świata, wciągnęłam ją całą w 3 dni. Dwa cytaty na zachętę:
[Mariusz Libel] Moim zdaniem każdy, kto chce robić prace w przestrzeni publicznej, powinien zadać sobie kilka podstawowych pytań: Co to jest miasto? Czym dla ciebie jest przestrzeń, jak ją definiujesz, do czego ona służy? I kolejne: Czy masz coś do powiedzenia? I na koniec: Czy chcesz się użerać? Bo jak nie chcesz, to robisz ładne, duże, kolorowe rzeczy, coś pomiędzy graffiti i ilustracją, wtedy wszystkim to się podoba: tobie, organizatorom, urzędnikom i pani z pieskiem też. A spróbuj zrobić coś czupurnego, to od razy napotkasz opór.
[Sepe] Pamiętam dobrze, jak nasz projekt na Oboźnej musieliśmy skonsultować z urzędnikiem z wydziału estetyki miasta. Poszliśmy tam z profesjonalną prezentacją: wizualizacja na zdjęciu, do tego projekt na papierze w skali 1:50, nasze biografie, dossier, portfolio. Naprawdę włożyliśmy w to mnóstwo energii. Facet popatrzył, zamknął prezentację, zamyślił się i mówi do nas: "Panowie, patrząc na tę prezentację, nasuwa mi się pytanie natury filozoficznej: Czy ta ściana, taka szara, pozostawiona sama sobie... czy to nie jest dla niej lepiej? Przecież wiadomo z badań, że wszędzie tam, gdzie pojawia się graffiti, za chwilę wkracza patologia, narkomania, alkoholizm. Mówi to teoria pękniętej szyby". Zatkało nas, mamy 2009 rok, rozmawiamy z naczelnym estetą Warszawy, a czuliśmy się, jakby ktoś nagle przeniósł nas do 1991 i położył na stole słynną książkę: "Graffiti: sztuka czy wandalizm".
HAWAIKUM. W POSZUKIWANIU ISTOTY PIĘKNA
pod redakcją Moniki Kozień, Marty Miskowiec, Agaty Pankiewicz
esej fotograficzny: Agata Pankiewicz, Marcin Przybyłko
Wydawnictwo Czarne
Jeśli zdarzyło Wam się zastanawiać, dlaczego, ach, dlaczego, ktoś zapodaje sobie przed wejściem do domu dwa gipsowe lwy, albo co kieruje parą, u której na weselu o północy wjeżdża na salę pieczone prosię przy muzyce z "Gwiezdnych Wojen" (autentyk!), to to jest książka dla Was. Hawaikum próbuje zrozumieć polskie zamiłowanie do egzotyki i wszelkiej zagraniczności, które objawia się wyzierającym zewsząd kiczem i wiochą. Książka składa się z dwóch części: arcyciekawych tekstów o polskiej estetyce oraz kilkudziesięciu zdjęć budynków, wnętrz, rzeźb, atrakcji turystycznych i innych szkaradzieństw, przy których krasnale ogrodowe sąsiada wydadzą Wam się szczytem wysublimowania. Moja rada: nie zrażajcie się pierwszym tekstem Józefa Tischnera. Ja byłam załamana, bo nic z niego nic nie zrozumiałam, mimo że zawsze mi się wydawało, że z czym jak z czym, ale akurat z czytaniem ze zrozumieniem jest u mnie całkiem nieźle. Na szczęście dalej jest już o wiele przystępniej, przyjemniej i zabawniej (chociaż momentami jest to śmiech przez łzy).
[Ziemowit Szczerek] Gdzie Polska, gdzie tropiki. Jesteśmy tak nietropikalni, jak tylko można być, dlatego tak nas tropiki wabią. Nasza rzeczywistość i codzienność jest błotnista, żytnio-polna, dąbrowiana, kniejowa, rozjeżdżona, ciemna, śniegochlupna. Krowa na łące, świnia w korycie ryje, a nie lew na sawannie ryczy, a nie koliber nektar kolorowy zbiera z kwiatów wonnych.
[Monika Kozień] Polski krajobraz kulinarny jest taki jak cała Polska. Przede wszystkim dominuje w nim sztuczność i udawanie lepszego, niż się jest - zabawniejszego, bogatszego. Trzeba olśnić, zrobić wrażenie, wywołać zazdrość, stłumić poczucie niższości, odreagować dawny niedostatek. Znamieniem sukcesu jest bogactwo. Bogactwo w typowo nuworyszowskim stylu z jego ostentacją, łapczywością i nadmiarem.
JAK PRZESTAŁEM KOCHAĆ DESIGN
Marcin Wicha
Karakter
Jako czytelnik jestem niecierpliwa i zblazowana niczym juror "Idola". Otwieram książkę z nastawieniem: "No, zaskocz mnie" i jeśli od pierwszej strony nie robi się ciekawie, zwykle nie daję jej szansy. Tutaj otwarcie jest doskonałe, bo na dzień dobry mamy opowieść autora (grafika) o żmudnych poszukiwaniach odpowiedniej (tzn. co najmniej niepaskudnej, a najlepiej po prostu dobrze zaprojektowanej) urny na prochy jego ojca (architekta). Poszukiwaniach zakończonych sukcesem:
I tak pochowałem prochy ojca w czarnym sześcianie z granitu. Na jednym z boków wyryto imię i nazwisko. Krój pisma - Futura. Wersaliki. Dwa razy po pięć liter, elegancko wyjustowane, tak jak lubił. Rozpierała mnie duma. Urna była piękna. Problem polegał na tym, że jedyna osoba, która mogła to docenić, jedyna osoba, na której opinii mi zależało, już nie żyła.
Cała książka to wciągający zbiór wspomnień autora, ukształtowanego estetycznie przez ojca, który "nie wpuszczał brzydoty za próg", zaciekle walcząc w czasach PRL-u z meblościankami, szklankami na spodkach czy kapciami (uznawał tylko szwedzkie drewniaki). Jeśli interesują Was historie przedmiotów codziennego użytku, mebli, zabawek, kultowych plakatów oraz dole i niedole (głównie niedole) pracy grafika, które z powodzeniem mogłyby się znaleźć na
popularnym fanpejdżu, nie będziecie zawiedzeni.
Jednak to są Himalaje projektowania. Tymczasem żyjemy na nizinach. Siedzimy w tramwajach. Szarpiemy się z drzwiami na strzeżone podwórko, nadajemy paczki i listy. O jakości życia nie decydują najwybitniejsze osiągnięcia designu. Szczerze mówiąc, one są najmniej ważne. O polskim projektowaniu świadczą:
- kwitek na list polecony, który łatwo wypełnić, pod warunkiem że nosimy nazwisko Jan Byk i mamy wzrok jak pilot F-16 z bazy w Krzesinach;
- formularz PIT z szaro-szarymi polami i mętnym opisem, którego przekaz brzmi: znajdź księgowego, który to wypełni, a potem módl się i krzyżuj palce;
- elementarz szkolny - kolorowy do mdłości, chaotyczny i okraszony portretami uśmiechniętych ofiar eksperymentów genetycznych;
- oznaczenia autostrad, a szczególnie zjazdu na Grodzisk Mazowiecki (naprawdę nie chciałem jechać do Poznania).
***
Mam nadzieję, że przynajmniej kilkoro z Was udało mi się zachęcić. Teraz Wasza kolej! Czytaliście ostatnio coś fajnego? Polećcie w komentarzu poniżej (UWAGA: koniecznie podając mail lub link do Waszego bloga bądź profilu na FB, żebym mogła się z Wami skontaktować). Od razu mówię, że Filipa Springera możecie sobie darować, bo wszystko, co napisał, mam - część już przeczytałam, a reszta czeka w kolejce. Autorowi najbardziej przekonującej rekomendacji sprezentuję jedną z trzech opisanych dzisiaj książek. Macie czas do publikacji kolejnego posta.
WYNIKI: Dziękuję za wszystkie rekomendacje. Tym razem najbardziej przekonała mnie Polly, która polecała "Usypać góry. Historie z Polesia" Małgorzaty Szejnert. Gratulacje!