Minimalizm, slow life i rozsądne zakupy to od pewnego czasu bardzo modne tematy. Przyznam, że początkowo trochę mnie ta moda irytowała. Nagle babki na całym świecie się obudziły i zaczęły pisać o tym, jak ważne jest zwracanie uwagi na jakość, pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów i ogólnie używanie mózgu podczas zakupów. Serio?! Przewracałam oczami za każdym razem, kiedy czytałam wyznania kolejnej blogerki o tym, jak to minimalizm odmienił jej życie. Minimalizm - srinimalizm. To zwykły ZDROWY ROZSĄDEK i ja go używałam, jeszcze zanim to było modne!
Kiedy przeszedł mi ten pierwszy foch, przyjrzałam się sprawie nieco bliżej, przeczytałam kilka książek i w końcu doszłam do wniosku, że może ta moda na "slow" to nie jest taka zła rzecz. Choć większość założeń minimalizmu nie była dla mnie żadnym objawieniem, to dobrze jest czasem przeczytać napisane wielkimi literami to, co się podskórnie czuło, przybić telepatyczną piątkę z kimś o podobnych poglądach albo podejrzeć jakieś sprytne rozwiązania. No i skoro wielu osobom pomogło to zmienić życie na lepsze, to nie ma co prychać, tylko trzeba się z takiej pożytecznej mody cieszyć.
Mnie upraszczanie, usprawnianie i eliminowanie "szumu" przychodzi dość naturalnie, bo jestem osobą, która najbardziej na świecie lubi święty spokój. Nie mam za grosz podzielności uwagi i jeśli za dużo się wokół mnie dzieje, dopada mnie okropna mieszanka zmęczenia, paniki i złości (nazywam to "syndromem pralki", bo serio czuję się, jakby ktoś wrzucił mnie do bębna i nastawił na wirowanie). Nie ma dla mnie absolutnie nic gorszego niż napięty grafik. Jeśli w jakiś dzień mam sporo zajęć, spraw do załatwienia czy spotkań towarzyskich, to kolejny (albo cztery) muszę spędzić sama ze sobą, żeby się zresetować. I tak samo działają na mnie przedmioty. Jeśli otacza mnie wizualny chaos i nadmiar, jestem rozdrażniona i nie potrafię się na niczym skupić. Tylko spokój może mnie uratować.
Jak można się domyślić po tym nieco przydługim wstępie, mam w tym temacie trochę głębokich przemyśleń i czy tego chcecie, czy nie, postanowiłam się nimi z Wami podzielić. Gotowi? Dzisiaj część pierwsza: ZAKUPY.
kolaż autorstwa Dzióbka (wg mojego pomysłu)
ZANIM KUPISZ, POMYŚL - to banalna, ale chyba niedoceniana zasada. Ogólnie cały minimalizm, slow life i pochodne można podsumować jednym hasłem:
MYŚL! To naprawdę bardzo pomaga. Czego by tam aktualnie nie pisały magazyny, ja uważam, że to właśnie myślenie jest nową czernią.
Kiedy ktoś opowiada o znalezionych przypadkiem w szafie ubraniach z metkami, o których całkiem zapomniał, zawsze otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. Mnie nigdy nic takiego się nie przydarzyło. Może dlatego, że nigdy nie miałam w szafie aż tylu rzeczy, żeby cokolwiek mogło się wśród nich zapodziać. A nie miałam, bo... nad każdym zakupem naprawdę sporo myślę. Jasne, że ile by człowiek nie myślał, nietrafionych zakupów całkiem nie uniknie (coś o tym wiem). Ale myślenie pomaga ich liczbę znacząco ograniczyć. Oto, jak to wygląda u mnie:
1. SZUKAM DZIURY W CAŁYM
Jestem mistrzynią w wynajdywaniu powodów, dla których miałabym danej rzeczy NIE kupić. Czytam metki ze składem (bluzka 100% poliester? dziękuję, do widzenia); macam na wszystkie strony; miętolę materiał w dłoniach, żeby sprawdzić, czy się gniecie; dzianinę pocieram np. o czarny płaszcz, żeby sprawdzić, czy nie zostawia kłaków; badam szwy; lustruję detale; szukam skaz; w przymierzalni wykonuję skłony i przysiady, żeby sprawdzić, czy ubranie jest wygodne; słowem, zachowuję się jak lekko opętana. Ale to naprawdę działa. Zawsze mnie dziwi to, że ludzie kupują jakąś szmatę, a potem narzekają, że to szmata (rozciągnęła się! szwy się skręciły!). Jestem pewna, że w zdecydowanej większości takich przypadków zwiastuny szmatowatości były widoczne już w sklepie, wystarczyło je tylko dojrzeć. Ja nie mam litości. Nie idę na żadne kompromisy. Nie ma że spodnie "trochę odstają", a koszulka "trochę dziwnie się układa".
Jeśli nie jestem w 100% przekonana, po prostu nie kupuję. Znajomy mojej koleżanki jest zdania, że nie należy kupować nowego ciucha, jeśli nie uważamy, że będzie to najfajniejsza rzecz w naszej szafie. Może aż tak daleko bym nie szła, ale zdecydowanie podoba mi się wizja szafy jako ekskluzywnego klubu, do którego obowiązuje ścisła selekcja.
2. CZY NAPRAWDĘ TEGO POTRZEBUJĘ?
OK, powiedzmy, że ciuchowi (czy innej rzeczy) nie można nic zarzucić. Ale czy naprawdę go potrzebuję? Mam go z czym nosić / do czego wykorzystać? Jest w moim stylu? Będę go regularnie używać? Czy po prostu doceniam jego walory estetyczne i/lub wykonanie, ale tak naprawdę wiem, że będzie leżał i zbierał kurz (ja tak mam z pięknymi notesami: chciałabym wszystkie, ale wiem, że potrzebuję tylko jednego). A może akurat jest wyprzedaż i wydaje mi się, że to niepowtarzalna okazja? Czasem bardzo trudno jest odróżnić swoje prawdziwe potrzeby od tych wytworzonych przez promocje, blogi czy znajomych. Dlatego ja w przypadku jakichkolwiek wątpliwości po prostu odkładam zakup na później (czyli zazwyczaj na nigdy). I
nie pamiętam, żebym żałowała, że czegoś NIE kupiłam. Za to nieraz zdarzyło mi się żałować, że coś kupiłam.
3. NIE KUPUJĘ NA ZAPAS
Tego nauczyłam się dopiero niedawno. Wcześniej lubiłam mieć zapasy kosmetyków czy jedzenia. Wydawało mi się, że to takie sprytne i przezorne. Aż przeczytałam gdzieś jakże odkrywczą myśl:
NIE MIESZKASZ NA PUSTYNI. Eureka! Jaki jest sens gromadzenia zapasów, zajmowania cennego miejsca w mieszkaniu (zwłaszcza małym) i ryzykowania, że część kosmetyków czy produktów spożywczych przeterminuje się, zanim przyjdzie ich kolej, kiedy do sklepu mam dwa kroki? Teraz nie kupuję nowych kosmetyków, dopóki aktualne nie są na wykończeniu, a lodówka może nie wygląda "bogato", za to o wiele rzadziej coś mi się zepsuje.
4. LISTA ZAKUPÓW
Jak przystało na córkę, której Sheldon Cooper i Monica Geller nigdy nie mieli, kocham robić listy (tematów na posty, rzeczy do sprzedania, nawet przesyłek, na które czekam). Ale nawet jeśli robienie list nie jest Waszym ulubionym sposobem spędzania wieczoru (moim bywa), lista zakupów to rzecz, którą warto sobie ogarnąć. Ja używam do tego aplikacji w telefonie. Megawygodna sprawa. Można stworzyć kilka różnych list (np. ze składnikami obiadu, kosmetykami, chemią domową itd.) i współdzielić wybrane z nich z innymi domownikami. Kiedy widzę, że coś w domu się kończy, od razu dodaję to do listy. Dzięki temu zawsze
wiem dokładnie, co mam kupić, nie biegam po sklepie, zastanawiając się, o czym zapomniałam albo co mogłoby mi się przydać, i nie kupuję przez pomyłkę tego, co już jest w lodówce. Takie proste, a takie skuteczne.
5. PINTEREST
Ostatnim sposobem, który pomaga mi w walce ze zbędnymi zakupami, jest Pinterest. Oprócz tego, że używam go do zbierania wnętrzarskich inspiracji, pełni jeszcze jedną ważną funkcję: jest
poczekalnią dla moich zakupowych zachcianek. Kiedy na widok jakiegoś super ciucha czy dekoracji do mieszkania dostaję migotania przedsionków, zamiast "kup", klikam "przypnij" i dodaję daną rzecz do mojej listy życzeń (w tym celu stworzyłam dwa albumy:
z zachciewajkami modowymi i
wnętrzarskimi). Co jakiś czas robię przegląd materiału, żeby zweryfikować swoje wybory. W 99% przypadków okazuje się, że po kilku dniach obiekt zachwytu wcale nie wzbudza już takiego zachwytu.
***
A Wy macie jakieś własne triki, które pomagają Wam w rozsądnych zakupach? Jeśli tak, to koniecznie podrzućcie w komentarzach (w końcu żaden system nie jest tak zoptymalizowany, żeby nie można go było jeszcze bardziej zoptymalizować!). A w nagrodę za to, że przebrnęliście przez tego długaśnego posta, mam dla Was konkurs z fajnymi nagrodami od marki
tołpa - partnera dzisiejszego wpisu.
KONKURS #TOŁPAOFF
Pamiętam, że kiedy kilka lat temu natknęłam się na kampanię tołpy pod hasłem "kupuj mniej", pomyślałam: ta marka ma jaja. Wyskakiwać z takim sloganem, kiedy wszyscy wkoło zabijają się, żeby ludzie kupowali jak najwięcej? Szacuneczek. Od tamtego czasu obserwuję, jak tołpa konsekwentnie promuje mądre, świadome wybory (np. testowanie próbek przed zakupem pełnowymiarowego kosmetyku). Niedawno marka odpaliła stronę
tołpa:off, na której zachęca do wyłączenia się - z życia w pośpiechu, oczekiwań innych czy nieprzemyślanych codziennych decyzji. I właśnie z trybem OFF związane jest dzisiejsze zadanie konkursowe.
Na pewno kojarzycie zawieszki z napisem NIE PRZESZKADZAĆ / DO NOT DISTURB, które można znaleźć na klamkach w pokojach hotelowych. Ciekawa jestem, jaki napis, odzwierciedlający Wasz sposób na relaks, znalazłby się na Waszej osobistej zawieszce? (na mojej pewnie byłoby to coś w stylu: "Nie wchodzić, udaję, że czytam, a tak naprawdę podglądam sąsiadów" i wisiałoby na drzwiach balkonowych).
Odpowiedzi zostawiajcie
pod tym postem na Fejsbuku do 29.07.2016.
Na autorów najciekawszych komentarzy czeka aż
60 zestawów miniproduktów tołpa (w sam raz do przetestowania albo na wakacyjny wyjazd).
Pełny regulamin konkursu znajdziecie
tutaj.
Powodzenia!