Dorastałam w domu, który można nazwać koszmarem każdego minimalisty (i w ogóle każdego człowieka, który lubi porządek i nie lubi nadmiaru). U nas niczego się nie wyrzucało! I o ile reperowanie popsutych rzeczy zamiast wywalać je od razu na śmietnik jest oczywiście godne pochwały i bardzo eko, to nigdy nie widziałam sensu przechowywania każdej pierdoły, bo "może kiedyś się przyda". U Rodziców do tej pory jest cała szafka wypchana włóczkami Mamy (ostatni raz miała w rękach druty chyba w latach 90.), w piwnicy kurzy się kilka nieużywanych serwisów do kawy, nowiutkich żelazek z lat 80. (Babcia prowadziła sklep w PRL-u), jakieś stare zabawki, stosy magazynów motoryzacyjnych Taty i całe pudła rupieci, które przez ponad 20 lat jakimś cudem do niczego się jednak nie przydały.
Strasznie mnie to zawsze wkurzało i jako nastolatka wielokrotnie oferowałam wzięcie na siebie odgracenia którejś szafy czy pomieszczenia. Mama się jednak nie chciała o tym słyszeć, bo przecież na pewno wyrzuciłabym coś bardzo potrzebnego, a nigdy nie miała czasu, żeby zająć się tym razem ze mną. Prawda jest taka, że jej to po prostu nie przeszkadzało. Za to ja nie mogłam się doczekać, aż będę dorosła, wyprowadzę się do własnego mieszkania i wszystko będę robić inaczej. I wiecie co? Robię!
kolaż - Dzióbek
Zanim podzielę się z Wami moimi doświadczeniami w temacie pozbywania się nadmiaru, chciałbym coś wyjaśnić: absolutnie nie namawiam do tego KAŻDEGO. Jeśli dobrze czujecie się z liczbą otaczających Was rzeczy, lubicie chomikować, a Wasze zbiory w żaden sposób nie utrudniają Wam życia (vide moja Rodzicielka), spokojnie możecie teraz przestać czytać tego posta. Jeśli natomiast, tak jak mnie, do szału doprowadzają Was nieużywane przedmioty, to... też możecie przestać czytać, bo pewnie już znaleźliście sposób, żeby się ich pozbyć. Do kogo więc ja to wszystko piszę? Do wszystkich tych, którzy są gdzieś pomiędzy - chcieliby odgracić swoją przestrzeń, ale nie bardzo wiedzą, od czego zacząć, albo po prostu potrzebują motywacyjnego kopa. I nie bójcie się, fanatyzm w każdej postaci jest mi obcy, więc nie będę Was namawiać do liczenia majtek ani pozbywania się ulubionej kolekcji magnesów z podróży. Tu nie chodzi o minimalizowanie, tylko o optymalizowanie.
W sumie wszystko sprowadza się do prostej zasady: NIE UŻYWASZ? POZBĄDŹ SIĘ! I tak, wiem, że los bywa złośliwy i czasem wystarczy wyrzucić jakąś głupią deskę, która leżała pod biurkiem przez 4 lata, żeby za kilka dni kawałek drewna o dokładnie takich wymiarach był nam do czegoś potrzebny (historia z mojego życia), ale coś Wam powiem [uwaga, włączam ton life coacha]: DACIE SOBIE RADĘ. Serio. Nie warto przez lata trzymać czegoś, co BYĆ MOŻE KIEDYŚ się przyda. Będziecie się martwić, kiedy nadejdzie to "kiedyś". Jak Scarlett O'Hara. I na bank jakoś dacie sobie radę.
Jak to wygląda u mnie?
Jak to wygląda u mnie?
1. JESTEM ZE SOBĄ SZCZERA
Nieważne, jak rozsądni jesteśmy i jak staramy się nie kupować niepotrzebnych rzeczy (o zakupach z mózgiem pisałam tutaj), prędzej czy później zgromadzimy mniejszy lub większy stos zbędnych przedmiotów. Wiem, że czasem trudno jest się przyznać przed sobą, że czegoś nie potrzebujemy. Łudzimy się, że jeszcze to założymy, że schudniemy, że na pewno w końcu pojawi się odpowiednia okazja, mamy wyrzuty sumienia z powodu wydanej kasy i nie chcemy dopuścić do siebie myśli, że jakiś zakup był po prostu złą decyzją. No i przecież fajnie mieć szafę jak Carrie Bradshaw!
W procesie eliminacji kluczowa jest szczerość wobec siebie i świadomość własnych potrzeb. Niedawno na Fejsie pochwaliłam się, że udało mi się ograniczyć moją kolekcję butów do 10 par. Niektórzy byli w szoku: jakim cudem?! A mnie cały ten proces zajął w sumie kilka lat. Obstawiam, że w szczytowym momencie mogłam mieć ok. 40 par. Stopniowo pozbywałam się tych, w których nie chodziłam, które przestały mi się podobać lub były po prostu niewygodne. Z niektórymi tak trudno było mi się rozstać, że przymykałam na nie oko podczas kolejnych przeglądów szafy i musiało minąć naprawdę duuuużo czasu, zanim zdecydowałam się wystawić je na Allegro. Uświadomiłam sobie jednak kilka rzeczy: że tak naprawdę używam na zmianę tylko kilku par; że jeśli mam kolorowe buty, to praktycznie nigdy ich nie noszę; że nie podobają mi się delikatne, kobiece fasony; i że nie chcę się zmuszać do chodzenia na obcasach. Teraz mam 10 par i myślę, że jest szansa na pozbycie się jeszcze ze 3 z nich. Czy uważam, że wszyscy powinni mieć tyle co ja? W żadnym razie. Po prostu ta liczba jest w tym momencie DLA MNIE optymalna.
2. DZIAŁAM STOPNIOWO I POWTARZALNIE
Marie Kondo, autorka Magii sprzątania, radzi, żeby za eliminację zabrać się z grubej rury i przeprowadzić ją raz, a dobrze. To ma być totalna rewolucja i gruntowne oczyszczenie. Być może u niektórych takie podejście się sprawdzi, ale mój wewnętrzny leń na samą myśl o tak gigantycznym zadaniu ma ochotę zaszyć się pod kocem, a mój wewnętrzny pragmatyk przytomnie podpowiada, że w prawdziwym świecie mało kto ma możliwość poświęcenia kilku dni na przeglądanie po kolei całego swojego dobytku, dziękowanie każdemu przedmiotowi za jego dotychczasową służbę i zastanawianie się, czy aby na pewno jego posiadanie go uszczęśliwia.
Poza tym nie da się dokonać eliminacji niepotrzebnych rzeczy raz na zawsze. To ciągły proces. Dlatego ja stosuję metodę małych kroków. Rozprawiam się z nadmiarem stopniowo, partiami (np. dzisiaj magazyny, jutro buty, za tydzień kosmetyki), regularnie wracając do już "podbitych" terytoriów, bo po pierwsze, do niektórych decyzji trzeba dojrzeć (spoko, to nie wyścigi), a po drugie, rzeczy się niszczą, przybywają nowe, zmieniam się też ja sama, dlatego co jakiś czas sprawdzam, czy dany zbiór nadal pasuje do aktualnej mnie.
Poza tym nie da się dokonać eliminacji niepotrzebnych rzeczy raz na zawsze. To ciągły proces. Dlatego ja stosuję metodę małych kroków. Rozprawiam się z nadmiarem stopniowo, partiami (np. dzisiaj magazyny, jutro buty, za tydzień kosmetyki), regularnie wracając do już "podbitych" terytoriów, bo po pierwsze, do niektórych decyzji trzeba dojrzeć (spoko, to nie wyścigi), a po drugie, rzeczy się niszczą, przybywają nowe, zmieniam się też ja sama, dlatego co jakiś czas sprawdzam, czy dany zbiór nadal pasuje do aktualnej mnie.
3. OD CZEGO ZACZĄĆ?
Moim zdaniem odgruzowywanie mieszkania najlepiej zacząć od czegoś łatwego, niewzbudzającego emocji i stopniowo przechodzić do rzeczy bardziej kłopotliwych (ubrania, pamiątki, książki). Kolejność może być na przykład taka:
- Produkty przeterminowane/zepsute (jedzenie w lodówce i szafkach, kosmetyki, leki) - Tutaj nie ma co dumać, po prostu TRZEBA je wyrzucić. Zdziwisz się, ile takich rzeczy masz w domu.
- Stare podręczniki szkolne, kserówki, notatki ze studiów - Nie, już Ci się nie przydadzą.
- Magazyny, katalogi - Kiedy ostatnio do nich zajrzałaś? Stosy Vogue'ów wyglądają fajnie na zdjęciach z Instagrama, ale tak naprawdę tylko zawalają miejsce.
- Pudełka po sprzętach elektronicznych - My je często zachowujemy, na wypadek gdyby ze sprzętem coś się działo i trzeba było go odesłać. NIGDY nic się nie dzieje.
- Stare gwarancje, instrukcje obsługi - Założę się, że części tych sprzętów nawet już nie masz.
- Duplikaty - Po co Ci dwie trzepaczki do jajek albo 5 kompletów pościeli, jeśli masz tylko jedno łóżko?
- Durnostojki - Lubię ładne ozdoby, ale przed zbieractwem skutecznie chroni mnie moje własne lenistwo. Odkurzanie maleńkich figurek, szkatułek i wazoników to moja wizja piekła. Nie lepiej zostawić tylko kilka naprawdę ulubionych? Pomyśl, ile czasu dzięki temu zaoszczędzisz.
- Pamiątki - Jestem dość sentymentalna i gdybym żyła w XIX wieku, to pewnie miałabym gdzieś zachomikowany pukiel włosów Dzióbka. A nie, zaraz, w sumie to mam (nie żartuję). Dlatego nie namawiam nikogo do pozbywania się albumów ze zdjęciami czy listów miłosnych. Ale kartki z wakacji od znajomych (tu zgadzam się z Marie Kondo: spełniły swoje zadanie, czyli ucieszyły Cię w dniu, kiedy przyszły, jednak na tym ich rola się skończyła) czy jakieś foldery z muzeów odwiedzonych w podróży nie są Ci do niczego potrzebne.
- Książki - Ulubione książki, które "zmieniły Twoje życie", i/lub do których regularnie wracasz, słowniki czy inne przydatne pozycje oczywiście powinny zostać. Ale warto się zastanowić, czy część Twojej kolekcji to nie zwykłe wypełniacze półek i zbieracze kurzu. Ja pozbywam się tych książek, które: przeczytałam i mi się nie podobały, ale komuś mogą; przeczytałam i mi się podobały, ale wiem, że nie będę do nich wracać; nie przeczytałam i nie mam zamiaru czytać.
- Ubrania, buty, dodatki - Kategorie z gatunku trudnych. Są różne szkoły. Niektórzy radzą pozbywać się wszystkiego, czego nie używało się od 6 miesięcy, roku czy 2 lat. Ja doradzam przede wszystkim szczerość wobec siebie (patrz punkt 1) i pozbywanie się: rzeczy zniszczonych, dziurawych i poplamionych (niby oczywista oczywistość, a zawsze coś takiego się w szafie ukryje), nielubianych rzeczy, których i tak nie nosisz (w sumie co one jeszcze robią w Twojej szafie?), nielubianych rzeczy, które nosisz (bo są wygodne albo po prostu się do nich przyzwyczaiłaś; wyrzuć je, inaczej nie przestaniesz w nich chodzić - coś o tym wiem), lubianych rzeczy, których nie nosisz (leżą w szafie, lubisz na nie popatrzeć, ale wiesz, że ten związek nie ma przyszłości - zwolnij miejsce na coś fajnego, czego naprawdę będziesz używać!).
4. ZNAJDUJĘ RZECZOM NOWY DOM
Co robić z niepotrzebnymi rzeczami? W mojej karierze eliminatora bardzo rzadko zdarza się, żebym coś po prostu wyrzuciła na śmietnik (musi być naprawdę zniszczone albo zepsute). Zamiast tego polecam:
- Allegro.pl - Używam raczej do sprzedawania rzeczy cenniejszych, sprzedaż drobiazgów to gra niewarta świeczki (zamieszanie z wysyłką, do tego jeszcze opłaty za wystawienie i sprzedaż).
- OLX.pl - Sprawdza się do sprzedaży rzeczy trudnych do wysyłki (meble, lampy stojące itd.), bo kupujący sam podjeżdża po towar. Jestem wielką fanką kategorii "Oddam za darmo" - zwykle w ciągu kilku minut po umieszczeniu ogłoszenia mam już kilkunastu chętnych (chociaż słyszałam, że ludzie czasem się rozmyślają, nie przychodzą w umówione miejsce itd., więc ponoć lepiej wystawiać choćby za symboliczną kwotę, żeby odsiać niepoważnych). Plusem jest brak jakichkolwiek opłat za wystawienie.
- Vinted.pl - Bardzo prężnie działający serwis, na którym można sprzedawać lub wymieniać ubrania.
- Znajomi, rodzina - Marie Kondo uważa, że nie powinno się przerzucać swojego balastu na innych, i zamiast pytać "Czy chcesz tę rzecz?", należy pytać "Czy jest coś, czego potrzebujesz?" Jeśli nasz znajomy wymieni przedmiot, który akurat mamy na zbyciu, wtedy możemy mu go ofiarować, ale sami nie powinniśmy podsuwać mu pomysłów. Ja się z tym nie zgadzam, bo często sama nie pamiętam, że czegoś potrzebuję, albo zdaję sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy to widzę. Tak więc regularnie proponuję Siostrze moje ciuchy albo domowe gadżety (ma swój rozum i potrafi odmówić).
- Organizacje i zbiórki charytatywne - Niektóre fundacje, domy dziecka czy domy samotnej matki prowadzą stałe lub okresowe (zwykle przed świętami) zbiórki odzieży, zabawek czy innych przedmiotów. Warto sprawdzić, czy nie ma takiego miejsca w naszej okolicy. Polecam np. zbiórki książek dla szpitali i bibliotek w całej Polsce organizowane przez Zaczytani.org i Poczytajmi.pl albo zbiórkę ubrań Ubrania do oddania.
- Sklepy charytatywne - np. Po-Dzielnia w Poznaniu (to pierwszy w Polsce free shop - wszystko jest tu za darmo!), Szafodzielnia i Książkodzielnia w Krakowie, Sklep Charytatywny w Krakowie, sklepy Fundacji Sue Ryder w Warszawie, Katowicach i Bielsku-Białej.
- Kontenery na odzież używaną - Dobry sposób na pozbycie się starych i/lub zniszczonych ubrań (które mogą zostać sprzedane do lumpeksów lub przerobione na czyściwo przemysłowe), a czasem przy okazji również pomoc organizacjom charytatywnym, np. Fundacji Mam Marzenie. Tutaj ciekawy wpis o faktach i mitach związanych z tematem kontenerów na odzież.
- Lokalne grupy na Facebooku typu Sprzedam / Oddam / Wymienię / Uwaga, śmieciarka jedzie / Zero waste - sama regularnie znajduję na nich nowe domy dla niepotrzebnych gadżetów kuchennych, starych magazynów, artykułów papierniczych czy jedzenia (przykłady: Dzielimy się jedzeniem! Foodsharing Kraków czy Jedzenie mam, więc Ci dam - Lublin)
- Instagram / Facebook i inne social media - Ja często po prostu wrzucam na soje instastories informację, że mam coś do sprzedania / oddania i zwykle bez problemu znajduję chętnych.
- Lokalne wydarzenia, sąsiedzkie wyprzedaże lub kiermasze - Tutaj również nieoceniony jest Facebook, który często podsuwa informacje o imprezach, podczas których można oddać lub sprzedać za symboliczną kwotę niepotrzebne rzeczy.
- Jadłodzielnie - Nowy trend, który niedawno zawitał do Polski. To miejsca, w których każdy może zostawić nadwyżkowe produkty spożywcze lub się nimi za darmo poczęstować; tutaj mapka z jadłodzielniami w Polsce, a tu ogólny fanpage Foodsharing Polska (są też strony lokalne).
- Sklepy i rękodzielnicy - Niektórzy sprzedawcy wykorzystują opakowania z drugiej ręki do wysyłania zamówień, np. drogeria ekologiczna Betterland, która chętnie przyjmuje pudełka, folie bąbelkowe, papier do pakowania i słoiki 0,9-1 l. Warto poszukać takich miejsc w swojej okolicy - choćby na wyżej wymienionych grupach.
- A może da się to wykorzystać? - Niektóre rzeczy mogą nie nadawać się ani do sprzedania, ani do sprezentowania, ale zamiast je wyrzucać, można spróbować zrobić z nich użytek. Ja na przykład kremy do twarzy, z którymi się nie polubiłam, stosuję jako balsamy do ciała, jakiś czas temu zaczęłam używać na co dzień miniaturek past do zębów, których uzbierało mi się chyba ze 30 (nie było szans, żeby udało mi się wszystkie wykorzystać w podróży), a kilka sprzętów domowych (pojemniki, koszyki itp.) znalazło nowe zastosowanie w piwnicy.
- Śmietnik - No dobra, nie wszystko da się wykorzystać albo puścić dalej w obieg, czasem nie ma rady i trzeba coś po prostu wyrzucić. Oczywiście zachęcam do sortowania odpadów i wrzucania ich do odpowiednich kontenerów. W większości supermarketów, w Żabce czy na poczcie często stoją pojemniki na baterie, a w Biedronce czy Ikei - również na żarówki i świetlówki. Polecam też różne eko-imprezy i osiedlowe "wystawki", podczas których zbierane są duże gabaryty lub elektrośmieci. W Krakowie "dziwne" odpady, takie jak płyty CD, drobna elektronika czy leki i strzykawki (te ostatnie tylko w określonych terminach) można też wrzucać do Krakowskich Eko-Pudełek.
Jeśli znacie inne kanały odprowadzające nadmiar albo sprawdzone organizacje, które przyjmują ubrania czy inne przedmioty, to koniecznie dajcie znać w komentarzach. No i oczywiście czekam na Wasze historie i sposoby na walkę ze zbędnymi rzeczami!
Jezu Ryfko, czy jesteśmy rodziną? Moja mama dokładnie ma to samo podejście. I o ile są rzeczy, które się przydają w większej ilości np guziki czy zamki, bo lubi przerabiać rzeczy,to każda pierdoła zostawiona w jednej z miliona komód to już za dużo. Dochodzi do tego, że kiedy zużywam jedną z masek kallosa (które są w takich dużych opakowaniach) to niszczę to opakowanie, żeby na pewno go nie znalazła i nie zostawiła :/ smutne, że wolne dni spędza na przeglądaniu tych rzeczy i układaniu ich od nowa w efekcie czego te rzeczy zaczynają nią rządzić, a nie ona nimi.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to kremy do twarzy lekko po terminie, albo nielubiane dobrze się sprawdzają do kremowania skórzanych torebek i butów :)
No jak nic musimy być rodziną! Moja na przykład od zawsze zbiera słoiki na przetwory. Ma ich tyle, że nie wykorzystuje nawet procenta tej kolekcji. A ostatnio, kiedy chciałam wyrzucić z łazienki puste opakowania po kremach, dowiedziałam się, że to na guziki (!!!!).
UsuńNo ale muszę przyznać, że dzięki temu chomikowaniu zyskałam sporo bardzo fajnych "wintydż" rzeczy do mieszkania - talerze z Ćmielowa z niebieskim wzorkiem, nieśmigane sztućce Gerlach, jakieś stare butelki, stolik z maszyny do szycia, kilka ciuchów itd. Tak więc sytuacja win-win: Mama szczęśliwa, bo jednak coś tam się przydało, ja szczęśliwa, bo mam fajne rzeczy (i porządek we własnym mieszkaniu). Każdemu według potrzeb ;)
Oj skąd ja to znam! Moja mama trzyma ciuchy jeszcze sprzed 6 rozmiarów, i to w ilościach, od których mi się w głowie kręci! No i kolekcja kaset video z treningami... Ale niezrozumienie jest obopólne - przy każdej wizycie w moim mieszkaniu mama wzdycha i mówi że kiedyś może się urządzimy, bo teraz jest tu biednie, jak w piwnicy :)
UsuńPuste słoiki są moja największa zmora w rodzinnym domu.
Usuńmoja mama ma identycznie, podjerzewam, ze to wina czasow w jakich dorastala i kiedy "nic nie bylo", a przeciez "wszystko sie moze przydac". prawie 2 lata temu przeprowadzalam sie do innego kraju i bylam wielce usatysfakcjonowana mala iloscia rzeczy jakie posiadam, a teraz znowu to samo i znowu musze zaczac wywalanie. a, ze jestem corka swojej matki to szoda mi tak po prostu wywalic niektore rzeczy i staram sie znalezc im nowy dom, co trwa, a ja trwam w balaganie.
OdpowiedzUsuńA ja mam z tym kłopot! Żal mi pozbywać się rzeczy ze swojej szafy. Staram się kupować tylko niezbędne ubrania.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że cię nie ma na vinted, uwielbiam twój gust :)
OdpowiedzUsuńAle za to niedługo planuję zrobić kolejną wyprz na Allegro :) Będę obwieszczać na FB.
UsuńWreszcie nowy wpis i super rady! Tego mi było trzeba!
OdpowiedzUsuńJa Cię Ryfko rozumiem, a nawet bardziej! Jestem na przeciwnym biegunie zbieractwa - ja kocham wyrzucać rzeczy! :D Uwielbiam wszelkie sprzątające aktywności związane z przeglądaniem rzeczy :)
OdpowiedzUsuńDługo trwało, zanim sama doszłam do tego, żeby wyrzucac nielubiane rzeczy, które cały czas noszę. Kiedy do mnie dotarło dokładnie to co napisałaś: "wyrzuć je, inaczej nie przestaniesz w nich chodzić" to było naprawdę jak olśnienie. A niby to takie oczywiste.
OdpowiedzUsuńOgólnie staram się stosowac zasadę reduce-reuse-recycle. Musze przyznac, ze naprawde boli mnie serce kiedy pomyśle, ze miałabym cos tak po prostu wyrzucic, chyba ze dana rzecz naprawde juz do niczego sie niedaje. Zawsze pytam rodziny/znajomych czy by im się nie przydalo cos, co akurat mam "do odstrzalu", ewentualnie wystawiam na olx. Sama też kupiłam z drugiej reki bardzo dużo elementow wyposazenia mieszkania. Ubrania oddaje kuzynce, ktora zna osobiscie parę biednych rodzin i im te rzeczy przekazuje.
Mysle ze warto przy okazji porzadkowania i pozbywania sie rzeczy zastanowic sie jak nadac im drugie zycie i moze przy okazji pomoc komus w potrzebie albo zarobic jakis dodatkowy grosz, ale tez nie produkowac dzieki temu niepotrzebnie smieci, ktorych i tak juz mamy w nadmiarze.
Hi5, Ryfka! Ja też wychowałam się w takim domu i teraz walczę, och jak ja walczę, żeby moje mieszkanie nie było przechowalnią rzeczy, tylko domem. Zachwyciła mnie książka Marie Kondo, uwielbiam książkę Styledigger, po których lekturze miałam okres, kiedy odgruzowałam szafę i książki (papiery). Szafę już czyszczę na bieżąco, w papierach też mam porządek, kosmetyki kupuję tylko takie, które naprawdę używam, ale ciągle nie doszłam do tego perfekcyjnego momentu, kiedy mam tyle rzeczy, ile chciałabym mieć. Cieszę się jednak, że uważasz, że "małymi" kroczkami też się da zrobić porządek - będę teraz systematycznie wprowadzać to w życie, bo byłam już zmęczona tymi wielkimi rewolucjami. Czekam na wpisy z Twoimi inspiracjami jak zaprowadzić porządek w domowej rzeczywistości - to jest coś, o czym mogę czytać i czytać. Swoją drogą, 1 maja to najlepszy dzień na rozpoczęcie takich porządków :)
OdpowiedzUsuńJa Ci powiem, że metody Marie Kondo są jak dla mnie trochę za bardzo pojechane. To znaczy rozsądne zakupy, ograniczanie, eliminacja, porządek - oczywiście TAK, ale jak czytałam o codziennym dziękowaniu torebce czy ubraniom za pomoc, o skarpetkach, które męczą się, jeśli są zwinięte w kłębuszki, albo o trzymaniu kosmetyków kąpielowych w szafce, wyjmowaniu ich do każdej kąpieli, potem wycieraniu i chowaniu z powrotem, to brwi ze zdziwienia uciekały mi na czoło. Zdecydowanie bliżej mi do zdroworozsądkowego podejścia Styledigger :)
UsuńTeż jestem sceptyczna co do dziękowania przedmiotom, ale bardzo podoba mi się idea, że coś się sprawdziło i już pora się z tym pożegnać. Co do trzymania rzeczy schowanych w łazience, to każdy kto wchodzi do mojej łazienki jest zdziwiony, że oprócz mydła w płynie do rąk na "blacie" nie stoją żadne kosmetyki i akcesoria - udało się to osiągnąć dzięki 4 wielkim szufladom, gdzie chowamy nawet szczoteczki do zębów (przez Sheldona!). Spokojnie, półeczka na kąpielowe rzeczy jest pod prysznicem - ale na tyle mała, że nie mieszczą się np. żele do kąpieli, więc musimy używać jeden, neutralny. A co do Styledigger, to jej książka zrewolucjonizowała moją szafą i moje myślenie o zakupach. Przekonałam się o tym ostatnio, kiedy byłam przy tym jak moja koleżanka pakowała się na kilkumiesięczny wyjazd do 3 walizek, a została jej cała szafa ubrań. Powiedziałam jej, że ja wszystkie moje rzeczy spakowałabym co najwyżej do 2 walizek i że z tej zazdrości, że ma taką szafę, chyba pójdę na zakupy następnego dnia. Poszłam. Wróciłam z jedną pomadką, którą planowałam kupić już dawno. I z pastą do zębów, która się już kończyła. W każdym razie, cieszę się, że pokolenie "zbieraczy" (myślę o pokoleniu naszych rodziców), wychowało pokolenie ceniące minimalizm, bo mniej rzeczy, to mniej śmieci ;) M.
UsuńJa się nauczyłam pozbywać rzeczy w momencie pierwszej dużej przeprowadzki.ilosc ubrań biżuterii butow którą spakowałam do worków była ogromna i lekko mnie przerazila.wiec postanowiłam duża część sprzedać. Nie ukrywam że kiepska wówczas sytuacja finansowa takze pomogła pozbyć sie zbędnych ubrań :).potem przeprowadzalam się jeszcze z 3 razy i za każdym wydawało mi sir że mam mało rzeczy :).teraz też pewnie za miesiąc czeka mnie kolejna przeprowadzka i już zaczęłam powoli pozbywać sie rzeczy.kiedys też mi sie wydawalo ze jak bed3 mieć własne mieszkanie to będę mieć wielką szafę pełną butow i sukienek .teraz już ten pomysł juz wcale mi się nie podoba. Wręcz uważam że mam za dużo rzeczy i chciałabym mieć mniej .
OdpowiedzUsuńO, tak! Przeprowadzki mają magiczną moc otwierania oczu :D Mnie przed przeprowadzką do obecnego mieszkania (3 lata temu) wydawało się, że jestem dość rozsądna i ogarniam ten cały "minimalizm", a jednak przy pakowaniu pozbyłam się kilku worów rupieci, a potem jeszcze zrobiłam kilka dużych wyprzedaży na Allegro. W sumie jak człowiek raz zacznie "czyścić system" i złapie bakcyla, to wchodzi to w nawyk i pozwala osiągać poziomy, które dawniej wydawały się czystą abstrakcją (10 par butów? parę lat temu nigdy bym w to nie uwierzyła).
UsuńA dodam że ja wrzucam ubrania do kontenerów bo trochę poczytałam o tym.i to jest tak że te różne fundacje uzyczaja za pieniądze swoje logo aby zachęcić ludzi do wrzucania tam rzeczy. A właściciel kontenerów płaci pewną kwotę tej fundacji.wiec czy te ubrania zostaną potem sprzedane do ciucholandow czy przerobione na czyściwa przemysłowe to już mnie nie interesuje.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twoje racjonalne podejście do ogarnięcia tego całego chaosu, jaki wytwarza się podczas codziennego przypływu dóbr materialnych. Fajnie, że nie dbasz obsesyjnie o szerzenie całego tego minimalizmu, bo sądząc po Twojej ścianie pełnej książek minimalistką nigdy nie zostaniesz ;)
OdpowiedzUsuńhttps://www.flickr.com/photos/ryfka/17352071525
Zdrowe podejście do pozbywania się rzeczy po terminie i takich z którymi jesteśmy w związku bez przyszłości to idealny początek dla tych, którzy chcą zatracić się w romansie z minimalizmem. Od tego zaczęła się również moja przygoda i trwa już tak kilka lat. Zaczęło się od mojej przeprowadzki i braku miejsca na kolekcje gazet, które zbierałam przez wiele lat, które chciałam wyeksponować w drewnianych segregatorach jak w salonie u Carrie Bradshaw.
http://m.deccoria.pl/galeria,id,43494,1,mieszkanie-carrie-bradshaw.html#PhotoSwipe1493663015680
Później poszło już z górki, chociaż była to ostra jazda bez trzymanki :)
Hehe, no książek trochę mamy, fakt :) Ale z tego moje jest jakieś 20%, reszta Dzióbkowa (nie dość, że polonista, to jeszcze historyk, co zrobić). On jest trochę bardziej oporny, jeśli chodzi o pozbywanie się rzeczy, ale pracuję nad nim ;) Z częścią będzie musiał się prędzej czy później pożegnać, bo kończy się miejsce i nowe musi już układać poziomo, na tych pionowych. Jednak raczej nie ma szans, żeby ten regał opustoszał całkowicie. Ale spoko, jakoś mnie to nie boli.
Usuńpoziomo na tych pionowych? Ryfko znając Twoje wizualne upodobania jak Ty to znosisz? to musi być LoVe dla Dzióbka :)
Usuńa tak na marginesie - nie mam konta na FB, więc nie mogę tam skomentować dlatego zapytam przy okazji - " o mało nie zostało okupione rozwodem." to kiedy był ten ślub ? ;) ;)
Kurde, no fakt, nie było! Czyli mogę w każdej chwili odejść! A nie, nie mogę, bo kredyt...
UsuńTak, odgruzowywanie nigdy się nie kończy... Co do sposobów pozbywania się rzeczy polecam także grupy sprzedażowe na fb oraz szafy Givebox, które są w niektórych miastach. Zostawia się tam niepotrzebne nam rzeczy, które mogą się jeszcze komuś przydać. Co do wystawiania za darmo na olx - trochę zawracające gitarę jest to umawianie na odbiór oraz cwaniacy piszący np "jestem biedny proszę mi to wysłać za darmo". Już wolę wystawić do giveboxa i mieć z głowy ;) Mam natomiast problem z pozbyciem się nietrafionych prezentów, zawsze się boję że dający zobaczy to ogłoszenie na olx czy Allegro... Zastanawiam się też czy wypada zasugerować że się czegoś konkretnego potrzebuje, nawet bez pytania z drugiej strony.
OdpowiedzUsuńO, o tych giveboxach nie słyszałam! Fajna sprawa. Ciekawe, czy są w Krakowie :)
UsuńCo do nietrafionych prezentów, to ciężka sprawa. Głupio się pozbyć, a bez sensu trzymać. Ale jednak chyba bardziej bez sensu trzymać ;)
Co do sugerowania prezentów - nie wiem jak inni, ale ja, jako darczyńca, byłabym przeszczęśliwa, jeśli solenizant podpowiedziałby mi, czego potrzebuje albo jaki temat go aktualnie kręci. Jeśli obawiasz się reakcji, to przecież nie musisz tego robić wprost, tylko możesz zastosować trik a la Mentalny Ninja i niby mimochodem wspomnieć w rozmowie, że widziałaś ostatnio w sklepie super coś tam ;)
Początkowo miałam spory problem z pozbywaniem się ubrań, których nie nosiłam, nie lubiłam itp. Jakoś wyzbyłam się sentymentu do ubrań i pozbywanie się ich już mnie nie boli, w przeciwieństwie do mojej mamy, która w czasie porządków mówi: a w tym tak ładnie wyglądasz, a to ci się do pracy przyda. Z reguły jak zostawiałam takie ubrania, to i tak ich nie nosiłam, bo nie byłam do nich przekonana. Obdarowałam moimi ubraniami pół rodziny, każdy sobie wybrał co mu się podoba, a resztę sprzedałam. Teraz maksymalnie co trzy miesiące robię takie przeglądy i upewniam się, że mam ubrania tylko takie, które lubię i noszę.
OdpowiedzUsuńNajlepsza metoda - mieszkanie studenckie. Muszę zmieścić się na kilku szafkach i ciągle wisi nade mną widmo przeprowadzki i pakowania tego wszystkiego po kartonach... Szaleństwem było kupienie foremek do muffinków... Mam nadzieję, że nawyki z małego pokoiku zostaną ze mną na dłużej. Moi rodzice też wszystko zbierają. A co dopiero dziadek... Z kapci robi wiszące pojemniczki na duperelki a w kartonach po mleku trzyma zardzewiałe gwoździe... Ostatnio znalazłam na działce nawet stelaż starego materaca. Nienawidzę takich zagraconych mieszkań, u mnie wszystko będzie pochowane po szafkach, a na widoku tylko to, co jest ładne i dobrze skomponowane.
OdpowiedzUsuńTak, u mnie też mały metraż wymusza rozsądne podejście do kupowania i wyrzucania. Czasem mnie nawet kusi, żeby coś sprowadzić do chałupy, ale po prostu wiem, że fizycznie nie miałabym tego gdzie postawić. Ewentualnie większy gabarytowo zakup = eliminacja czegoś innego.
UsuńBardzo polecam wystawianie przeczytanych książek na charytatywne allegro. Ludzie chętnie licytują nawet te tytuły, które w normalnej sprzedaży poszłyby najwyżej za kilka złotych. Więcej pisałam o tym tu: http://www.lusterko.net/2016/02/gdzie-najlepiej-sprzedawac-przeczytane.html
OdpowiedzUsuńMnie udało się zebrać na wybrany cel ponad 500 zł! :)
dobrze wiedzieć!
Usuńja swoje książki i czasopisma oddałam do biblioteki, a biblioteka zrobiła z tego kiermasz. Za zebrane pieniądze kupili nowe książki.
teraz bedę wystawiała na auckje allegro
Też nie lubię nadmiaru, od zawsze, zresztą po rodzinie, ale teraz wyobraź sobie odwrotną sytuację: jesteś życiową mniej więcej minimalistką, a Twoje dziecko (jeszcze dość młode, więc jest szansa na wyleczenie, mam nadzieję) zbiera WSZYSTKO i nie pozwala wyrzucić. Pojemniczki po jogurtach z ładną krówką, papierki po cukierkach, kartoniki po soku z misiem, sreberka od czekoladek, wszystkie stare rysunki, znalezione w parku szyszki, listki, kwiatki, itd., itp. Jak żyć, Ryfko, jak żyć?
OdpowiedzUsuńCzy jesteś absolutnie pewna, że to Twoje dziecko?
UsuńMinimalizm idzie w nieparzystych pokoleniach!;-)
UsuńMoja mama przyczajony zbieracz! W domu mamy 9 serwisów do kawy, którym trzeba strzelić coroczną, przed-wigilijną kąpiel. Zaszczyt przypadał najmłodszej w rodzinie. Tak przypadkiem, ja jestem najmłodsza! ;-) Gdy osiągnęłam magiczny wiek umożliwiający wyprowadzkę nie tknęłam żadnej porcelany!
Zasada "jedno przyszło - jedno wyszło" główną zasadą mego domu. Mi
I nagle się okazuje, że moja bratanica (12 lat) uwielbia durnostojki, porcelanę, misie, kubeczki, słoiki... Boję się mieć dzieci!! ;-)
Jestem, nawet bolało, jak rodziłam, no chyba że klasyczny numer z podmianką w szpitalu...
UsuńAd. Aga - dzieciom to czasem, a nawet na ogół, mija. Może nawet - im więcej się nazbierają w dzieciństwie, tym mniej mają na to ochoty w dorosłym życiu. Tak się pocieszam.
U nas to samo. Na razie wymyśliłam patent na pozbywanie się"prac plastycznych" - odkładamy cichaczem na lodówkę i jak nie ma alarmu, to po paru dniach wyrzucamy, prosto do kontenera, bo dostrzeżenie pracy w domowym śmietniku = histeria
UsuńDla pokrzepienia serc przyznam sie, ze za mlodu bylam straszliwym zbieraczem wszelakich dupereli / durnostojkow (i, o zgrozo, nawet lubilam je odkurzac!!), ale z czasem mi przeszlo.
UsuńZ wlasnego doswiadczenia polecam regularne przeprowadzki - czlowiek ni stad ni zowad robi sie bardzo pragmatyczny i niesentymentalny ;)
Łał, 10 par butów to dla mnie strasznie dużo, a 40 nawet nie umiem sobie wyobrazić. Ale każdy ma swojego świra jeżeli chodzi o przedmioty... Niestety ciężko walczyć logiką, kiedy uwielbiasz kolekcjonować. Butelki. Świeczki. KSIĄŻKI. Dwóch pierwszych pozbywam się poprzez rewolucję, czyli ciach do worka i sprint do zsypu. Jako dziecko uwielbiałam wszelkie bibelotki, papierki, wstążeczki, miałam tego całą masę. Potem zastosowałam terapię szokową, czyli spakowałam się w jeden plecak i wyjechałam na studia. I podejrzewam, ze będę tak robić co roku, bo odpowiada mi taka forma pozbywania się raz a dobrze. Rzeczy bardzo mnie obciążają, przywiązują do miejsca, a ja nie lubię sentymentów i moim ideałem jest właśnie spakować się w pół godziny, wsiąść do pociągu i za niczym nie tęsknić, nic nie wspominać. Jedyną moją słabością są książki, te chyba będę musiała zostawiać znajomym na przechowanie. Po prostu nie funkcjonują dla mnie jako przedmioty, więc nie podlegają mojej pasji wyrzucania.
OdpowiedzUsuńPolecam sklepy charytatywne fundacji Sue Ryder.
OdpowiedzUsuńDzięki za info! Tutaj adresy sklepów (szkoda, że tylko Warszawa, ale mam nadzieję, że ktoś skorzysta).
UsuńPodobnie jak Ty trzy lata temu kupiliśmy mieszkanie i od tamtej pory walczymy na tym polu. Obydwoje z moją lepszą połową mamy rodziców zbieraczy więc tendencje u nas raczej odwrotne, tak radykalnie, że zamiast papierowych książek mamy dwa Kindle :)
OdpowiedzUsuńW Krakowie swoje rzeczy oddaję do sklepu charytatywnego Fundacji Largo: https://www.facebook.com/Fundacja-largo-1467655633506172/ Ostatnio kilka worków ubrań, butów, bibwlotów, a już myślałam, że poprzednim razem wywiozłam już wszystko, co zalegało ;)
OdpowiedzUsuńA ja moją mamę opieprzam notorycznie, że wiele fajnych rzeczy wyrzuciła (np. zbiór starych winyli, stare, spatynowane torebki góralskie z lat 70, bluzkę jedwabną Diane von Furstenberg, w której widnieje na zdjęciach z Sylwestra w 79 i takie tam). Może coś jest na rzeczy, że jak pisał ktoś powyżej, minimaliści rodzą się w nieparzystych rocznikach. Moja babcia i ja - parzyste, lubimy kolekcjonować, moja mama - nieparzysta, lubi wyrzucać i porządkować. Choć jeśli chodzi o ciuchy, to moja szafa jest idealnym przykładem minimalizmu: mało i tylko to, co lubię i noszę. Aha, mój czteroletni syn jest parzysty i zbiera wszystko, co popadnie. Jego zbiór gumowych węży ogrodowych i perlatorów jest imponujący:D A to tylko jeden z wielu zbiorów...
OdpowiedzUsuńD.
Jeżusie, właśnie dopasowałam tę zasadę do siebie (wyrzucającej) i męża i córki (chomików) i działa jak złe:)
UsuńTo dla mnie jednak nie ma szans? (odwraca sie do ściany i chlipie żałośnie)
UsuńChomik walczący z materią
Ostatnimi czasy zaczęłam zwracać więcej uwagi na rzeczy, które posiadam i stopniowo się ich pozbywam, więc temat minimalizacji, czy też optymalizacji jest mi dość bliski. U mnie też po części przyczyniła się do tego postawa rodziny, która gromadzi mnóstwo niepotrzebnych przedmiotów. Zdecydowanie zgadzam się z tobą w punkcie 2. a co do punktu 3. - chyba sobie to wydrukuję i wykorzystam przy porządkach :D Świetnie to wszystko ujęłaś!
OdpowiedzUsuńHej, mam pytanie co do pozbywania się z domu książek. Jest u mnie tego tyle, większość domowej "biblioteczki" upchnięta jest w moim pokoju co boli moje minimalistyczne serduszko. Próbowałam sprzedawać na grupach na fejsie bez większych rezultatów,bo nie mam serca ich jednak wyrzucić. Oddawać na OLX za darmo? Iść do biblioteki pytać się czy chcą? Sama już nie wiem.
OdpowiedzUsuńNigdy nie pozbywałam się książek w ilościach hurtowych, ale myślę, że zapytanie w bibliotece to dobry pomysł. Do 21 maja możesz też dołączyć do Wielkiej Zbiórki Książek organizowanej przez Zaczytani.org i oddać książki dla pacjentów szpitali (link ze szczegółami podałam w poście).
UsuńJa kilka lat temu znalazłam w necie ogłoszenie wystawione przez potrzebującą wielodzietną rodzinę, z dziećmi w wieku nastoletnim, którym pasował mój rozmiar ubrań, zapakowałam ciuchy w karton i wysłałam. Dostałam bardzo miłego maila z podziękowaniami, więc chyba rzeczy się dziewczynom przydały. Polecam szukać pod hasłami np przyjmę odzież, meble itp.
OdpowiedzUsuńAaaa i jakiś miesiąc temu zawieźliśmy 3 reklamówki książek do pobliskiej biblioteki - byłam pewna, że panie się nie zainteresują, ale okazało się, że były zachwycone :)
OdpowiedzUsuńJa po ostatnim remoncie zgromadziłam najwięcej… właśnie książek i ciuchów. Pierwsze oddałam do miejskiej biblioteki, ale uwaga, przyjmują tylko nowsze wydania, po 2000 roku. Wcześniejsze to już tylko w naprawdę dobrym stanie. Odzież natomiast przekazałam za pośrednictwem strony Pomaganie przez ubranie. O tyle mi się ta opcja podoba, że ciuchy spakowałam, a kurier po nie przyjechał. Nie musiałam szukać kontenera, chociaż te też są postawione.
OdpowiedzUsuńW Warszawie Habitat for Humanity prowadzi sklep non-profit Restore, do którego można oddawać meble i chyba nawet durnostojki i inne „gadżety” domowe. https://habitat.pl/restore/
OdpowiedzUsuń