Zapraszam na kolejny odcinek z serii #SztywniaraCzyta. Co mam dla Was dzisiaj? Trzy świetne pozycje o moim ostatnio ulubionym temacie: pięknie i brzydocie w polskim designie i przestrzeni publicznej.
ŻEBY BYŁO ŁADNIE. ROZMOWY O BOOMIE I KRYZYSIE STREET ARTU W POLSCE
Sebastian Frąckiewicz
Galeria Miejska Arsenał
Wiecie, że jestem wielką fanką sztuki ulicznej i ten temat pojawiał się już kilka razy na blogu. Przyznaję jednak, że do tej pory podchodziłam do sprawy dość powierzchownie, na zasadzie "podoba mi się - nie podoba mi się". Ta książka pokazuje, że kwestia jest o wiele bardziej złożona i o wiele bardziej fascynująca. Mamy tu 14 rozmów z twórcami polskiego street artu, m.in. Mariuszem Libelem (dawniej grupa Twożywo), Sepe, Sainerem z Etam Cru, Pikasem, Zbiokiem i M-city. Autor rozmawia z nimi o ich podejściu do tworzenia w publicznej przestrzeni (artyści różnią się między sobą pod tym względem czasem diametralnie), o polskiej muralozie, festiwalach street artu, o związanej z nimi komercjalizacji i "ugrzecznieniu", o zatargach z policją, relacjach z władzami i reakcjach zwykłych mieszkańców. Mimo że to kawał książki, a ja jestem najwolniejszym czytaczem świata, wciągnęłam ją całą w 3 dni. Dwa cytaty na zachętę:
[Mariusz Libel] Moim zdaniem każdy, kto chce robić prace w przestrzeni publicznej, powinien zadać sobie kilka podstawowych pytań: Co to jest miasto? Czym dla ciebie jest przestrzeń, jak ją definiujesz, do czego ona służy? I kolejne: Czy masz coś do powiedzenia? I na koniec: Czy chcesz się użerać? Bo jak nie chcesz, to robisz ładne, duże, kolorowe rzeczy, coś pomiędzy graffiti i ilustracją, wtedy wszystkim to się podoba: tobie, organizatorom, urzędnikom i pani z pieskiem też. A spróbuj zrobić coś czupurnego, to od razy napotkasz opór.
[Sepe] Pamiętam dobrze, jak nasz projekt na Oboźnej musieliśmy skonsultować z urzędnikiem z wydziału estetyki miasta. Poszliśmy tam z profesjonalną prezentacją: wizualizacja na zdjęciu, do tego projekt na papierze w skali 1:50, nasze biografie, dossier, portfolio. Naprawdę włożyliśmy w to mnóstwo energii. Facet popatrzył, zamknął prezentację, zamyślił się i mówi do nas: "Panowie, patrząc na tę prezentację, nasuwa mi się pytanie natury filozoficznej: Czy ta ściana, taka szara, pozostawiona sama sobie... czy to nie jest dla niej lepiej? Przecież wiadomo z badań, że wszędzie tam, gdzie pojawia się graffiti, za chwilę wkracza patologia, narkomania, alkoholizm. Mówi to teoria pękniętej szyby". Zatkało nas, mamy 2009 rok, rozmawiamy z naczelnym estetą Warszawy, a czuliśmy się, jakby ktoś nagle przeniósł nas do 1991 i położył na stole słynną książkę: "Graffiti: sztuka czy wandalizm".
HAWAIKUM. W POSZUKIWANIU ISTOTY PIĘKNA
pod redakcją Moniki Kozień, Marty Miskowiec, Agaty Pankiewicz
esej fotograficzny: Agata Pankiewicz, Marcin Przybyłko
Wydawnictwo Czarne
Jeśli zdarzyło Wam się zastanawiać, dlaczego, ach, dlaczego, ktoś zapodaje sobie przed wejściem do domu dwa gipsowe lwy, albo co kieruje parą, u której na weselu o północy wjeżdża na salę pieczone prosię przy muzyce z "Gwiezdnych Wojen" (autentyk!), to to jest książka dla Was. Hawaikum próbuje zrozumieć polskie zamiłowanie do egzotyki i wszelkiej zagraniczności, które objawia się wyzierającym zewsząd kiczem i wiochą. Książka składa się z dwóch części: arcyciekawych tekstów o polskiej estetyce oraz kilkudziesięciu zdjęć budynków, wnętrz, rzeźb, atrakcji turystycznych i innych szkaradzieństw, przy których krasnale ogrodowe sąsiada wydadzą Wam się szczytem wysublimowania. Moja rada: nie zrażajcie się pierwszym tekstem Józefa Tischnera. Ja byłam załamana, bo nic z niego nic nie zrozumiałam, mimo że zawsze mi się wydawało, że z czym jak z czym, ale akurat z czytaniem ze zrozumieniem jest u mnie całkiem nieźle. Na szczęście dalej jest już o wiele przystępniej, przyjemniej i zabawniej (chociaż momentami jest to śmiech przez łzy).
[Ziemowit Szczerek] Gdzie Polska, gdzie tropiki. Jesteśmy tak nietropikalni, jak tylko można być, dlatego tak nas tropiki wabią. Nasza rzeczywistość i codzienność jest błotnista, żytnio-polna, dąbrowiana, kniejowa, rozjeżdżona, ciemna, śniegochlupna. Krowa na łące, świnia w korycie ryje, a nie lew na sawannie ryczy, a nie koliber nektar kolorowy zbiera z kwiatów wonnych.[Monika Kozień] Polski krajobraz kulinarny jest taki jak cała Polska. Przede wszystkim dominuje w nim sztuczność i udawanie lepszego, niż się jest - zabawniejszego, bogatszego. Trzeba olśnić, zrobić wrażenie, wywołać zazdrość, stłumić poczucie niższości, odreagować dawny niedostatek. Znamieniem sukcesu jest bogactwo. Bogactwo w typowo nuworyszowskim stylu z jego ostentacją, łapczywością i nadmiarem.
JAK PRZESTAŁEM KOCHAĆ DESIGN
Marcin Wicha
Karakter
Jako czytelnik jestem niecierpliwa i zblazowana niczym juror "Idola". Otwieram książkę z nastawieniem: "No, zaskocz mnie" i jeśli od pierwszej strony nie robi się ciekawie, zwykle nie daję jej szansy. Tutaj otwarcie jest doskonałe, bo na dzień dobry mamy opowieść autora (grafika) o żmudnych poszukiwaniach odpowiedniej (tzn. co najmniej niepaskudnej, a najlepiej po prostu dobrze zaprojektowanej) urny na prochy jego ojca (architekta). Poszukiwaniach zakończonych sukcesem:
I tak pochowałem prochy ojca w czarnym sześcianie z granitu. Na jednym z boków wyryto imię i nazwisko. Krój pisma - Futura. Wersaliki. Dwa razy po pięć liter, elegancko wyjustowane, tak jak lubił. Rozpierała mnie duma. Urna była piękna. Problem polegał na tym, że jedyna osoba, która mogła to docenić, jedyna osoba, na której opinii mi zależało, już nie żyła.
Cała książka to wciągający zbiór wspomnień autora, ukształtowanego estetycznie przez ojca, który "nie wpuszczał brzydoty za próg", zaciekle walcząc w czasach PRL-u z meblościankami, szklankami na spodkach czy kapciami (uznawał tylko szwedzkie drewniaki). Jeśli interesują Was historie przedmiotów codziennego użytku, mebli, zabawek, kultowych plakatów oraz dole i niedole (głównie niedole) pracy grafika, które z powodzeniem mogłyby się znaleźć na popularnym fanpejdżu, nie będziecie zawiedzeni.
Jednak to są Himalaje projektowania. Tymczasem żyjemy na nizinach. Siedzimy w tramwajach. Szarpiemy się z drzwiami na strzeżone podwórko, nadajemy paczki i listy. O jakości życia nie decydują najwybitniejsze osiągnięcia designu. Szczerze mówiąc, one są najmniej ważne. O polskim projektowaniu świadczą:
- kwitek na list polecony, który łatwo wypełnić, pod warunkiem że nosimy nazwisko Jan Byk i mamy wzrok jak pilot F-16 z bazy w Krzesinach;
- formularz PIT z szaro-szarymi polami i mętnym opisem, którego przekaz brzmi: znajdź księgowego, który to wypełni, a potem módl się i krzyżuj palce;
- elementarz szkolny - kolorowy do mdłości, chaotyczny i okraszony portretami uśmiechniętych ofiar eksperymentów genetycznych;
- oznaczenia autostrad, a szczególnie zjazdu na Grodzisk Mazowiecki (naprawdę nie chciałem jechać do Poznania).
***
Mam nadzieję, że przynajmniej kilkoro z Was udało mi się zachęcić. Teraz Wasza kolej! Czytaliście ostatnio coś fajnego? Polećcie w komentarzu poniżej (UWAGA: koniecznie podając mail lub link do Waszego bloga bądź profilu na FB, żebym mogła się z Wami skontaktować). Od razu mówię, że Filipa Springera możecie sobie darować, bo wszystko, co napisał, mam - część już przeczytałam, a reszta czeka w kolejce. Autorowi najbardziej przekonującej rekomendacji sprezentuję jedną z trzech opisanych dzisiaj książek. Macie czas do publikacji kolejnego posta.
WYNIKI: Dziękuję za wszystkie rekomendacje. Tym razem najbardziej przekonała mnie Polly, która polecała "Usypać góry. Historie z Polesia" Małgorzaty Szejnert. Gratulacje!
WYNIKI: Dziękuję za wszystkie rekomendacje. Tym razem najbardziej przekonała mnie Polly, która polecała "Usypać góry. Historie z Polesia" Małgorzaty Szejnert. Gratulacje!
Ryfko, a próbowałaś może kiedyś Bukowskiego? Niesamowicie wciągające, zabawne(mam tu na myśli dość gorzki humor), ale skłaniające do głębszej refleksji nad beznadziejnością życia powieści o losach kobieciarza, który nie potrafi odmówić sobie kieliszka. Pochłania je się w moment! Osobiście polecam rozpocząć przygodę z Bukowskim od jego najbardziej znanej książki pt. "Kobiety". Jestem przekonana, że wciągniesz się w losy starego świntucha - alkoholika. Polecam również "Szmirę", która jest powieścią trochę lżejszą pod względem fabuły niż "Kobiety", aczkolwiek równie kunsztownym. Jest to książka dedykowana "złemu pisarstwu", więc wyobraź sobie co tam się musi dziać... ;)
OdpowiedzUsuńŁap tu kilka cytatów ze "Szmiry" na zachętę:
1. "Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie. Cholera jasna."
2. "Często najlepsze chwile w życiu to te kiedy nic nie robisz, tylko zastanawiasz się nad swoim istnieniem, kontemplujesz różne sprawy. I tak kiedy na przykład mówisz, że wszystko nie ma sensu, to nie może do końca nie mieć sensu, bo przecież jesteś świadom, że nie ma sensu, a Twoja świadomość braku sensu nadaje temu jakiś sens. Rozumiecie o co mi chodzi? Optymistyczny pesymizm."
https://www.facebook.com/milena.szczesna.33
Dwanaście srok za ogon. Jeżeli perspektywa posiadania lornetki i regularnych ćwiczeń szyi (skręty w lewo, prawo, góra, dół) to nie wiem co mógłby Cię przekonać :)
OdpowiedzUsuńHa ha! Szafa Sztywniary i Bukowski! Dobre!
OdpowiedzUsuńNormalnie aż mi papieros wpadł do kieliszka!
UsuńOstatnio za serce chwyciły mnie dwie książki Khaleda Hosseiniego - Chłopiec z latawcem i Tysiąc wspaniałych słońc. Pięknie, obrazowo i mocno opisany (poprzez historię głównych bohaterów) Afganistan od lat 70 do dzisiejszych czasów. Jestem raczej z tych co to nie płaczą na filmach. Hosseini na światło dzienne wydusił ze mnie tyle emocji, że musiałam przerywać czytanie i odkładać książkę na chwilę na bok.
OdpowiedzUsuńTeraz jestem w połowie Poznam sympatycznego boga. Bardzo fajna, pełna humoru książka o człowieku, który postanowił zdjąć z wieszaka paru bogów i przymierzyć ich do siebie.
O wlasnie, Tysiac wspaniałych słońc wycisnąl mi niejedną łzę i długo o tej książce a zwłascza jego bohaterkach nie moglam zapomnieć. A że czytalam ją w czasie gdy organizowalam w pracy festiwal muzyki z Afganistanu tym bardziej temat bliski.
UsuńTrochę poważniejszej tematyki znajdzieszz w "Życie na pełnej petardzie" i "Szału nie ma, ale jest rak' ks. Kaczkowskiego. Tak, tak, wiem, "Ksiądz, to pewnie nie ma do powiedzenia niczego ciekawego..." Otóż nie! Przeszedł on w swoim życiu tak mega dużo, że ma wiele do powiedzenia o miłości, życiu, wybaczaniu i robi to w sposób całkiem nieschematyczny!
OdpowiedzUsuńwww,pekaklisza.blogspot.com
"Jak przestałem kochać design" to wysoka pozycja na mojej liście "do przeczytania", jako pół-fotograf, pół-grafik samozwaniec na pewno się w niej zakocham.
OdpowiedzUsuńAle skoro w notce tyle o pięknie, to ja o najpiękniejszej książce jaką czytałam - Donna Tartt "Tajemna historia". Lektura zajęła mi dokładnie dwa dni. Jak dziś pamiętam tamte święta i to, jak opychałam się ciastkami, które strategicznie aplikowałam sobie tak, by nie oderwać wzroku od strony. Skończyłam o trzeciej w nocy i nic już nie było takie samo. Jest morderstwo, są sprawcy, a my powoli, strona po stronie dochodzimy do motywu. Dla mnie miks doskonały, bo współcześnie zinterpretowana mitologia + stare mury prywatnego uniwersytetu + niesamowicie barwne postaci. A no i język, którym pisze Tartt potrafi zawładnąć umysłem. Na koniec przytoczę cytat, który doskonale podsumowuje książkę i właściwie jest jej motorem napędowym: "If we are strong enough in our souls we can rip away the veil and look that naked, terrible beauty right in the face; let God consume us, devour us, unstring our bones. Then spit us reborn."
P.S. A po "Tajemnej historii" tylko sięgnąć po "Szczygła", chociaż to opasłe tomisko, to jest warte pochłonięcia. Ach, ta Donna.
P.P.S. Gdyby ktoś chciał zekranizować "Tajemną historię" to ja się piszę na kostiumografa. Bo opisy garderoby bohaterów, chociaż bardzo rzadko się pojawiają, to pomagają doskonale nakreślić ich obraz. Idealnie skrojone garnitury Henry'ego czy białe swetry i męskie buty Camilli. I mój ulubiony Francis w swoim czarnym płaszczu, gadający do kotów, a w momencie największego napięcia sugerujący ugotowanie szparagów.
A ja mam pytanie, czemu jesteś "czytelnikiem" a nie "czytelniczką"? ;)
OdpowiedzUsuńTak mi jakoś naturalniej brzmi akurat w odniesieniu do siebie. "Czytelnik", tak jak "człowiek" :)
Usuńostatnio wzięłam się wreszcie za kurzącą się od jakiegoś czasu na półce "Inną duszę" Łukasza Orbitowskiego. i pochłonęłam ją w dwa wieczory. że książka "na faktach", że o młodocianym mordercy bez powodu - to możesz w pięć sekund wyguglać. ale jest tu przede wszystkim magiczny czas lat 90. - wiszenia na trzepaku, niebieskich segregatorów świata wiedzy w każdym domu, meblościanek, rozpędzania się na rowerze na stojaka. soczysty obraz dorastania w tamtych czasach. i są tu jeszcze ojcowie - co mnie, jako córeczkę Tatusia bardzo porusza. ojcowie, do których mówi się "Tatko" nawet wtedy, kiedy zalani w trupa śpią na kanapie, kiedy awanturują się pod blokiem, kiedy płaczą w kuchni nad kolejną butelką. bo później, w chwilach trzeźwości, zabierają do kina i na lody, czytają książki, składają modele, przepraszają i obiecują. i właśnie te chwile - jak mówi jeden z bohaterów - są najstraszniejsze, bolą najmocniej.
OdpowiedzUsuńdorotaszczep@op.pl
Nieco przekornie proponuję: „Porąb i spal. Wszystko, co mężczyzna powinien wiedzieć o drewnie” Larsa Myttinga.
OdpowiedzUsuńKsiążkę kupiłam zimą, w nagrodę po uporaniu się z egzaminem z literatury najnowszej, który kosztował mnie sporo nerwów i zarwanych nocy. Wybrałam akurat ją, bo po warsztatach stolarskich mam bzika na punkcie drewna, a po drugie tytuł rozbudził moje dżenderowe radary. ;) Może trochę dziwaczne wydaje się czytanie o obróbce drewna na opał, gdy na termometrze +20, ale to właśnie kwiecień i maj są miesiącami, gdy najlepiej kupować drewno (jest go pod dostatkiem, niskie ceny i można kontrolować samemu proces jego suszenia)!
Myttling ma trochę gawędziarski, żartobliwy styl (momentami nieco sentymentalny, ale do przeżycia), pomagający przebrnąć przez różne obliczenia itp., które dla mnie nawet po objaśnieniach brzmią kosmicznie. Ale najważniejsze są opowieści ludzi Norwegii, których życie niemal w całości podporządkowane jest właśnie drewnu. W rozmowach z autorem opisują swój stosunek do pozyskiwania, rąbania i palenia. Jest na przykład historia staruszka, który „ledwo zipiał”, a dzięki systematycznemu przenoszeniu polan (dla niewtajemniczonych – to te porąbane już kawałki, inaczej szczapy) stopniowo wrócił do formy.
Według mnie na równi z tekstem grają rożne grafiki (np. reklamy pieców z 1941 roku) i zdjęcia. Tu trzeba koniecznie wyróżnić sędziwą parę, która z własnoręcznie przywiezionego z lasu drewna i z polan o różnych odcieniach co roku buduje rzeźbę jakichś ważnych postaci (na jednej z fotografii stoją przy rzeźbie swojego ulubionego kompozytora). Cały czas próbuję sobie wyobrazić, jak ta dwójka z siwym włosem maluje sprayem ubrania na gotowych rzeźbach i myślę, że musi to być piękny obrazek. Efektu nie powstydziliby się najlepsi street artowcy. Późną jesienią para rozbiera stos i materiał przeznacza na opał.
:) Na zachętę krótki cytat o rąbaniu:
„Jest w tym coś z terapii. Robota przecież nie jest skomplikowana. Sama rutyna, a jednak się nie nudzi. W codzienności wiele jest rzeczy, które źle na nas wpływają i kładą się cieniem na całym dniu. Często się zdarza, że po spotkaniu, na którym mocno się zaangażowałem w dyskusję, nieustannie myślę o tym, co powinienem był powiedzieć. Kiedy jednak stoję przy pieńku problemy znikają. Gdy pracuję z drewnem, czuję w głowie rozkoszną pustkę.”
PS, Ja po lekturze tak się wczułam w temat, że zapowiedziałam chłopakowi uroczyste rąbanie drewna podczas letniej wizyty u jego rodziców na Podlasiu – tak tylko ostrzegam :)
Mnie bardzo zachęciło, dzięki, przeczytam! :)
UsuńVoodoo. Bogowie, czary, rytuały - Andreasa Goesslinga. Kompedium wiedzy o historii, panteonie, rytuałach i założeniach tego kultu. Krótko, bez sensacjonalizmu. Człowiek czyta i zastanawia się, dlaczego nie powstał hit literacki inspirowany tą religią. Są w niej gotowe wątki na wciągającą fabułę.
OdpowiedzUsuńKoczilla
lalade@inbox.com
Epifania Wikarego Trzaski Twardocha (którego z tego, co pamiętam, lubisz) - bo kto nie chce czytać o Jezusku chowającym się w szafie na małej śląskiej plebanii grającym w gry na telefonie i jednocześnie czyniącym cuda? ;)
OdpowiedzUsuńJestem architektem i bardzo się cieszę, że poruszasz taką tematykę na blogu! Edukacja społeczeństwa w zakresie sztuki/estetyki jest bardzo ważna, a niestety pomijana.
OdpowiedzUsuńHawaikum właśnie czeka w kolejce, jest następną książką do przeczytania.
Koniecznie zachęcam do lektury "Wanny z kolumnadą", o ile jeszcze tego nie zrobiłaś ;)
Od "Wanny" wszystko się zaczęło :) To znaczy zaczęło się moje zainteresowanie tym tematem. Doskonała książka, jak zresztą wszystko, co napisał Springer. Na pewno poświęcę książkom tego autora osobny post (pewnie zresztą nie jeden).
UsuńMyślę, że spodobałoby Ci się "Zabić drozda". Nie mam pojęcia ile razy już to czytałam. Czasy międzywojenne, małe miasteczko w Alabamie. Rewelacyjnie przedstawiony świat trójki dzieciaków, ich tajemniczych przedsięwzięć i trudnych spraw dorosłych, które choć dzieją się obok to mają wielki wpływ na ich życie. Harper Lee dostała za te powieść Pulitzera, na dodatkową nagrodę zasługuje tłumaczka Zofia Kierszys - zabawny i błyskotliwy przekład, świetny klimat, i choć główny problem jest naprawdę poważny (sprawa Murzyna oskarżonego o gwałt na białej kobiecie) i są momenty kiedy akcja niesamowicie trzyma w napięciu, to czyta się bardzo lekko. Piękna relacja ojciec - córka plus kilka prawd i wartości ponadczasowych podanych bez jakiegokolwiek patosu. Z główną bohaterką łączy Cię niechęć do strojów określanych jako "typowo kobiece".
OdpowiedzUsuńza nic w świecie nie umiem opisywać książek (nawet nie wiem jak odpowiedzieć ludziom na pytanie "o czym jest ta książka, którą właśnie czytasz?) ale muszę podzielić się moim odkryciem i jedną z najbardziej niesamowitych książek, które czytałam. Elena Ferrante "My Brilliant Friend". Nigdy nie czytałam TAK szczerego, prawdziwego, niesamowitego przedstawienia kobiecej postaci, jej przemyśleń, uczuć, przeżyć od czasów dzieciństwa, przez okres dojrzewania, czasy studenckie i dalej. Przedmieścia Neapolu, bieda, przemoc, przyjaźnie, rodziny, historie, lata pięćdziesiąte i historia dwóch kobiet. Polecam czytać po angielsku (podobno w polskim tłumaczeniu książka wiele traci). Nawet jeżeli mój opis jest słaby jak barszcz, nawet jeżeli zobaczysz jak wygląda okładka książki (okładka jak powiastki dla nastolatek) to naprawdę nie skreślaj tej książki, bo to istny majstersztyk. Na amazonie są dostępne ebooki, polecam
OdpowiedzUsuńMoże nie czytane ostatnio, ale polecę.
OdpowiedzUsuń"Informacja. Bit. Wszechświat. Rewolucja". Dobra książka, po prostu. Ma się po niej wrażenie, że rozumie się ze świata nieco więcej (a to bardzo dobre uczucie po zakończonej lekturze).
"Lato" Tove Jansson. Tak przyjemne odkrycie czytelnicze, jakie tylko może być.
Polecę dwie - powieść i reportaż, bo nie wiem do końca, czy czytasz powieści. Sama zresztą tkwię w reportażach uporczywie i rzadko się wyrywam z tego zaklętego kręgu, ale ostatnio mi się udało.
OdpowiedzUsuńWięc powieść: "Podkrzywdzie" Andrzeja Muszyńskiego jest gęste i tłuste jak majonez, ale przepyszne. Z początku można się przyblokować na języku, który Muszyński wykręca i wyciska do ostatniej kropli, układając zdania jak mozaiki z najbardziej zapomnianych wyrazów, które odkurzone lśnią pięknie na nowo. Ale kiedy już uda ci się wejść w ten język i poddać jego powolnemu rytmowi, nie można się oderwać. Książka zaskakująca i warto po nią sięgnąć, by po wielu latach czytania znowu się zdziwić. Jak juror "Idola" po ciężkim dniu castingu. Smaczku dodaje fakt, że zacząwszy "Podkrzywdzie" i przerwawszy, by przeczytać "Pokolenie Kolosów", natknęłam się właśnie na Muszyńskiego, który jest przede wszystkim reporterem i ma imponujący dorobek podróżniczy.
Reportaż polecam samej królowej tej dziedziny w Polsce - Małgorzaty Szejnert. "Usypać góry. Historie z Polesia" planowałam przeczytać raczej z poczucia obowiązku poznania dorobku Szejnert, ale od pierwszej strony przepadłam. Kompletnie! Pełne zanurzenie w multihistorię multikulturowego Polesia, tak, że zupełnie traci się głowę dla tej niesamowicie tajemniczej krainy. Interesowało mnie ono tylko jako miejsce śmierci Witkacego, ale Szejnert jakby mimochodem, bardzo dyskretnie rozwija przed czytelnikiem ogromny wachlarz historii Żydów, Polaków, Białorusinów, a przede wszystkim Poleszuków. Kilka obrazów: Mona Liza z kiełbasy krakowskiej, zakopani żywcem "źli państwo", drewniany rower z muzeum w Pińsku, wieś, w której na pytanie o ilość domów, odpowiada się "żywych czy martwych?" Fenomenalny dokument, najwyższa klasa.
A na koniec tylko dodam, że dosłownie tydzień temu byłam w Miedziance. Nic więcej chyba mówić nie muszę, prawda?
https://www.facebook.com/olga.zdebik
"Książka wszystkich rzeczy" Guusa Kuijera. To wprawdzie w teorii książka dla dzieci, ale ja już od pewnego czasu się do tej grupy nie zaliczam, a tę pokochałam. Jest faktycznie o wszystkich rzeczach: o przemocy w rodzinie, o odwadze do bycia innym, o walce ze słabościami, szukaniu swojego Boga, szacunku... no, o wszystkich rzeczach. Do tego świetnie zniuansowana, pełna odcieni i bardzo poruszająca, jednak w ten mądry sposób, w jaki potrafią poruszać tylko wybitni pisarze w wybitnych książkach dla dzieci - bez nadmiernego patosu, bez epatowania opisami okrucieństw - mimo że okrucieństwa tam sporo, ale sporo też ciepła, humoru i dobrych myśli. Na koniec tylko cytat, z okładki zresztą, na zachętę:
OdpowiedzUsuń– Kim właściwie chciałbyś zostać?
– Szczęśliwym – odpowiedział Thomas. – Jak dorosnę, zostanę szczęśliwym.
Pani Van Amersfoort zaskoczona obróciła się do Thomasa. Popatrzyła na niego ze śmiechem i oznajmiła:
– To cholernie dobry pomysł. A wiesz, kiedy zaczyna się szczęście? Wtedy, kiedy człowiek przestaje się bać.
setadir@gmail.com
Myślę, że warto pochylić się nad naszą historią najnowszą i wtedy roztrząsać przyczynę nad zachwytem "meblościankami". Myślę, że w latach komuny największym zmartwieniem ludzi nie był kolor wersalki i to, czy zasłony pasują do stolika. Zniewoleni i pozbawieni tożsamości straciliśmy rezon, a od 90. nieudolnie próbujemy odzyskać równowagę. Zachwycamy się eklektyzmem, minimalizmem, Skandynawią i tak w koło. Jeżeli komuś dobrze we wnętrzu w stylu Senatora lub nieudolnego Ludwika XIV to nie widzę powodu, aby to zmieniać. Myślę nawet, że takie wnętrza są - w pewnym sensie - prawdziwsze. Mieszkania "nowoczesnych mieszczan" są w istocie do siebie bardzo podobne, a przecież za kilka lat trend się zmieni, i co wtedy zrobią ludzie ze swoją kuchnią w stylu "slow"? Przerobią ją na kuchnie w stylu plemienia Indian, bo ktoś im wmówi, że tak jest fajnie? Pamiętam, że Springer na spotkaniu autorskim podkreślił różnicę między dotychczasowymi książkami o architekturze a "13 pięter". Poprzednie w centrum stawiały rozważania architektów, ta dotyka zwykłych ludzi, którzy mają większe lub mniejsze problemy, a niepasująca do kafelków klamka to jednak drobiazg, umówmy się. :) To moja krótka refleksja odnośnie modnych książek o dizajnie.
OdpowiedzUsuńPolecam Joannę Bator. Szczególnie "Piaskową Górę" i "Chmurdalię". To saga o kobietach - od czasów wojny do współczesności. Autorka skupia się na kobiecej stronie mocy i eksponuje bohaterów, którzy nie wpisują się w tradycyjny model społeczny. Wędrują, ale nie tęsknią do swojej małej ojczyzny. Kwestionują utarte schematy i próbują znaleźć własny język, aby opisać emocje/stany/wydarzenia. To wciągająca i niezwykle plastyczna opowieść, która jest po mistrzowsku skonstruowana. Emocjonalne portrety poszczególnych bohaterek idealnie grają z naszymi doświadczeniami.
Dobrego dnia! :)
Domyślam się, że pierwsza część Twojego komentarza dotyczy książki Wichy? Wiadomo, że w PRL-u się nie wybrzydzało, tylko brało, co akurat rzucili (znam to dobrze z opowieści rodziców, u których zresztą meblościanki nadal mają się znakomicie), ale, jak widać, nawet tamte czasy miały swoich estetycznych wojowników :) Książka jest naprawdę arcyciekawa, a autor wcale nie jest zwolennikiem nowych, modnych, czyściutkich wnętrz, ba, pisze wprost, że ma na nie uczulenie.
UsuńNatomiast co do aktualnych "slow trendów" mieszkaniowych, to cóż, trendy zawsze były i zawsze będą. Niektórzy mają je w nosie (jak moi rodzicie), inni im ulegają, co jakiś czas zmieniają wystrój i jeszcze blogi o tym prowadzą ;)
Ja ostatnio przeczytałam "Egipt: Haram Halal" Piotra Ibrahima Kalwasa. Egiptem się raczej wcześniej nie interesowałam, kojarzył mi się z faraonami (przemielonymi w szkole z każdej możliwej strony) albo polskimi turystami, przemielonymi z kolei przez wszystkie możliwe tabloidy. A to, co Piotr Kalwas opisuje, to kompletnie inny świat, w który natychmiast wsiąkłam. No i autor wie jak zaintrygować czytelnika już od drugiej strony: "Mieszkam tu z żoną i Hasanem naszym synem. Z balkonu na dziesiątym piętrze widzimy morze: kolorowe łodzie rybaków, nurków wynurzających się z wody z ośmiornicami na harpunach. (...) W kamienicy obok na ostatnim piętrze mieszka starszy pan o fizjonomii Hemingwaya. Codziennie, niby od niechcenia zapomnienia, wychodzi nago na balkon i macha chujem. Sprawdzanie czy już jest stało się naszym zwyczajem."
OdpowiedzUsuń;)
aniapytka@wp.pl
Świetna jest ta książka Wichy!
OdpowiedzUsuńDzięki za polecenie. :-)
Dla takich komentarzy tu jestem! ;) Super, że Ci się podoba!
Usuńpolecam "W rzeczy samej" Mark Miodownik :)
OdpowiedzUsuń"Sztuka budowania" Jan Knothe
OdpowiedzUsuńKlasyk z lat 60-tych, wznowiona w zeszłym roku przez wydawnictwo Karakter. Ach, ta precyzja rysunków...
wszystko wydawnictwa Karakter jest super <3
Usuń"Biala Masajka" Corinne Hofmann
OdpowiedzUsuńPRAWDZIWA HISTORIA
Corinne prowadzila w miare normalne zycie. Do czasu...
Zakochana w Masaju sedzila w buszu 4 lata.
Zadna ksiazka nie wywarla na mnie tylu emocji. Uczucie zdziwienia, zazenowania a nawet zlosci, towarzyszyly mi przez caly czas. "Niee to niemozliwe"- powtarzalam z tysiac razy. A "jak mozna byc tak infantylnym", z milion.
Czy prawdziwa milosc istnieje? nie wiem. Moze Ty bedziesz umiala mi odpowiedziec na to pytanie, po przeczytaniu tej ksiazki. Ja nadal jestem wierna teorii, ze "motyle w brzuchu" to nic innego jak perystaltyka jelit.
O, "Hawaikum" kupiłam przedwczoraj na Warszawskich Targach Książki (ale planowałam dłużej), "Jak przestałem kochać design" już przeczytane, a na "Żeby było ładnie" oglądam się już jakiś czas i chciałabym bardzo przeczytać. A Twoja pozytywna recenzja sprawia, że chciałabym nawet bardziej, więc dzięki wielkie. Ostatnio czytałam "Hen" Ilony Wiśniewskiej - reportaż o najbardziej wysuniętej na północ części kontynentalnej Norwegii i wielu związanymi z nią problemami. Podobała mi się ogromnie, ale może dlatego, że mam bzika na punkcie północy, a w wielu wymienionych miejscach już byłam. Ale pierwsza książka tej autorki to "Białe". Dosyć znana, więc być może już przeczytałaś, ale z obowiązku opiszę: to również reportaż, tym razem o życiu na Svalbardzie, gdzie autorka mieszka już jakiś czas. Ze wszystkich tekstów o dalekiej północy chyba moja ulubiona. Podobała się nawet znajomym bez północnego bzika, bo w końcu jak bardzo fascynująca musi być książka, która opowiada o mieszkaniu w miejscu, w którym nie ma wyższych roślin, przez kilka miesięcy jest zupełnie ciemno i przez kilka miesięcy jest słońce nie zachodzi, gdzie nie powinno się oddalać od domu bez broni palnej, bo można spotkać niedźwiedzia polarnego.
OdpowiedzUsuńI może polecę jeszcze coś innego, już nie reportaż, bo trochę ich się tutaj już przewinęło: "Księga Pana Nadziei", komiks. Jest niesamowity. Nie czyta się go długo, mi zajął jedynie drogę z Warszawy do Łodzi, ale zachwycam się nieustannie. Autor to Tommi Musturi, fiński rysownik. W zasadzie prawie wcale nie czytam komiksów odkąd skończyłam podstawówkę (a może nawet wcześniej), ale ten to zupełnie coś innego. Świetnie narysowany, opowiadający historię pewnego człowieka, który, tak wnioskuję, mieszka w Finlandii, gdzieś poza miastem (choć historia jest raczej uniwersalna). Jest dużo melancholii, wydaje się również dużo ciszy. Czyta się i ogląda się jakby się miało przed oczami nieśpieszny film z któregoś z państw nordyckich. Bez nachalnej muzyki, zbyt głębokich i przeintelektualizowanych opisów, scen tak zapierających dech w piersiach, że aż nie da się ich oglądać. Jest o zwykłym człowieku, przy tym poetycki, trochę smutny (w końcu to komiks z Finlandii), ale jest też trochę humoru. Już trzymanie go w rękach to czysta przyjemność, a czytanie jest super.
A ja przekornie polecę książkę dla dzieci: Wanda Chotomska " Panna Kreseczka" z ilustracjami Bohdana Butenki. Jakoś czuję, że Ci się spodoba:) I jeszcze: "Architektura międzywojennego Krakowa. Budynki. Ludzie. Historia.", napisana przez Barbarę Zbroję. Książka, którą przeczytałam i obejrzałam jednym tchem, a teraz bardzo często do niej wracam i smakuję ponownie. Jestem Krakowianką z dziada pradziada i poza literaturą, sporo o dawnym Krakowie wiem z ustnych przekazów mojego ukochanego i niestety nieżyjącego już Dziadka ( budowniczego m.in. Nowej Huty:)) Nie miałam jednak pojęcia, że większość ciekawych i charakterystycznych budynków w Krakowie zaprojektowało kilku tych samych architektów. Jeżeli zaintrygują Cię hasła: Spójnia Budowlana, garaże w latach 30, willa Aineri i Wojciecha Weissów, itd., gorąco polecam! Z rekomendowanych przez Ciebie książek czytałam Hawaikum, a reszta przede mną... Łączę pozdrowienia, Dagmara
OdpowiedzUsuńWiele osób twierdzi, że "Jak przestałem kochać design" to lektura obowiązkowa. Przytoczone fragmenty tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto po nią sięgnąć. To na pewno będzie inspirująca pozycja :))
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam książkę "Rykoszetem. rzecz o płci seksualności i narodzie" Agnieszki Graff. Niesamowicie czyta się ten komentarz do rządów PISu w latach 2007-2008 właśnie w tym momencie, kiedy trzeba wychodzić na ulice i protestować. Bardzo ciekawa analiza języka prawicy i powiązań między tytułowymi: seksualnością i narodem. Część powiązań dość znana, ale dużo otwiera klapki w głowie, co dla mnie jest dużym plusem. dzoena@gmail.com
OdpowiedzUsuńSkandynawski raj - jaram się tym teraz na maksa
OdpowiedzUsuń"-elementarz szkolny - kolorowy do mdłości, chaotyczny i okraszony portretami uśmiechniętych ofiar eksperymentów genetycznych;" W punkt! :D :D :D
OdpowiedzUsuńPędzę do księgarni, dzięki Ryfko!
Bardzo lubię teksty o dizajnie. Springera i Wichę mam wyczytanych, "Hawaikum" na liście do kupienia, a dzięki temu postowi do poczekalni wpadło "Żeby było ładnie" ;) A Tobie,moja droga, anglistce, językowej purystce, polecam co następuje: "A is for Amy who fell down the stairs, B is for Basil assaulted by bears, C is for Clara who wasted away, D is for Desmond thrown out of a sleigh…” Tak się zaczyna "The Gashlycrumb Tinies" - książka alfabet, którą napisał i zilustrował w 1963 r. Edward Gorey. Odrobinę tylko makabryczna perełka na mojej półce. Dla tych co lubią dobrą ilustrację, czarne poczucie humoru i mają dystans do świata ;)Nadal do kupienia
OdpowiedzUsuńPolecam książkę "Przejęzyczenie. Rozmowy o przekładzie" Zofii Zaleskiej. Autorka przeprowadziła rozmowy z 12 tłumaczami. O blaskach, cieniach, historii i współczesności tego zawodu. To co mi się najbardziej spodobało to świetne przygotowanie p. Zalewskiej do rozmów. Jej niewątpliwa erudycja sprawia, że żadna z nich nie jest poprowadzona sztampowo. Pomimo różnego wieku i charakteru tłumaczy, ma się wrażenie, że z każdym rozmawia jak z dobrym znajomym. Ludzie na ogół nie doceniają roli tłumacza, całą śmietankę spija autor (podobnie jest się w relacji scenarzysta- reżyser), a przecież mało osób sięga po dzieło w oryginale, większość kształtuje swój stosunek do niego na podstawie tłumaczenia. To właśnie tłumacz, jego doświadczenie, wiedza i zrozumienie duszy danego języka sprawia czy poszczególne wersy zapamiętamy na dłużej.
OdpowiedzUsuńNa koniec mały cytat z Michała Kłobukowskiego:
"Czytając przekład, powinno się czuć, że krąży w nim krew, a wytoczyć ją z siebie musi tłumacz. Przekładanie to rodzaj transfuzji. Ma nawet pewien wymiar erotyczny: aby powstał dobry przekład, potrzebna jest wzajemność między tłumaczem a tekstem. Taki byłby ideał. W praktyce tłumacz często bywa, delikatnie mówiąc, gejszą. Albo gra do kotleta".
flower888@o2.pl
"Jak przestałem kochać design" uwiodło mnie właśnie tą urną i okładką :) bardzo dobra książka, również polecam. Za to tym pieczonym prosiakiem i muzyką z "Gwiezdnych wojen" całkowicie mnie kupiłaś. "Hawaikum" wędruje na liście książek do przeczytania.
OdpowiedzUsuńPolecać bym mogła wiele, ale akurat czytam "Tęczowe San Francisco. Wspomnienia o moim ojcu" Alysii Abbot (Wyd. Czarne) i choć jeszcze nie skończyłam, to już mogę stwierdzić, że naprawdę warto. To niesamowicie fascynująca i barwna opowieść nie tylko o tym, jak to jest być wychowywanym przez szalonego, biseksualnego ojca, aktywnie wspierającego środowisko LGBT, i jak się w tym wszystkim ma odnaleźć i dorastać mała dziewczynka, która wierzyła, że jej ojciec tak kochał jej matkę, że po jej śmierci został gejem. To także bardzo interesujący obraz San Francisco lat 70. i 80., miasta, w którym dokonywała się wielka rewolucja wolnościowa i seksualna. I oczywiście to niebanalna opowieść o miłości, bo jakżeby inaczej :)
Gwoli wyjaśnienia: świniak i "Gwiezdne wojny" to akurat historia od mojego kolegi, który w takim weselu uczestniczył. Ale idealnie pasuje do kolekcji hawaików opisanych w tej książce :)
UsuńTak czy inaczej, jestem zdecydowanie zachęcona. Swoją drogą, ciekawa jestem, co jeszcze na takim weselu mogło się wydarzyć :D I zastanawiam się, czy nie przyćmiło to młodej pary;)
Usuńja co prawda po czasie, ale co tam, nadzieja ze zaglądniesz tu jest. Polecam serdecznie: Diabli nadali. Stryjeńska
OdpowiedzUsuńShantaram (pewnie znasz) i wlasnie swieżą drugą jego część Cień Góry
Springera skoro znasz to sie nie będę powtarzac, mnie zachwycila jego Miedzianka:)Pozdrawim ze Śląska