22 grudnia 2013

Sztywniara w owczej skórze

W życiu szafiarki są dwa rodzaje dramatów: pierwszy - kiedy inna szafiarka kupi sobie taki sam ciuch jak ona, i drugi - kiedy nie może sobie kupić takiego samego ciucha jak inna szafiarka. Ja niedawno przeżyłam ten drugi dramat, kiedy Cajmel wrzuciła na swojego Fejsa zdjęcie dwukolorowego kożucha z ciucholandu. Prawie przekręciłam się z zazdrości, bo wiedziałam, że nie ma szans, żeby udało mi się upolować takiego piękniocha. A tu... niespodzianka! Wybrałam się wczoraj na szybki rajd po ciucholandach w poszukiwaniu wełnianych swetrów i na co trafiłam w pierwszym sklepie? Na ten oto cudny dwukolorowy kożuch! Kolory ma na odwrót niż ten Cajmelowy, ale stylówka jest dość podobna. Strasznie podoba mi się ten kontrastowy kołnierz, mankiety i ozdobne guziki, ale najbardziej powalił mnie tył. Ten pasek (sprawdziłam i fachowo nazywa się to "dragon" - proszę, jak blogowanie edukuje!) moim zdaniem robi całą robotę. Kożuch jest bardzo miękki (nie ma nic gorszego niż sztywne, ograniczające ruchy okrycie wierzchnie), ma luźny krój (czyli nie będzie problemów z noszeniem pod spodem grubych swetrów), jest w naprawdę świetnym stanie i w dodatku kosztował całe 80 zł.

Dżinsową torbę, która towarzyszy kożuchowi, dostałam pod koniec września od Mai, która pod marką Bags by MAY tworzy torebki, saszetki, broszki i inne fajne gadżety. Torba świetnie sprawdziła mi się podczas wypadu do Paryża, bo nie zajmuje wiele miejsca (leciałam tylko z bagażem podręcznym), jest ultralekka (to dość istotne, bo podczas zwiedzania i tak mam zawsze sporo do dźwigania), zamyka się na suwak (moja obsesja), a do tego  zewnętrzna kieszonka jest wprost idealna na przewodnik i mapę (dzięki niej miałam je zawsze pod ręką i nie musiałam otwierać torby za każdym razem, kiedy chciałam coś sprawdzić). Ponieważ oprócz tego wszystkiego bez problemu mieści się też w moim rowerowym koszyku, jest to chyba najpraktyczniejsza torba, jaką posiadam.

Na koniec chciałabym zauważyć, że jestem ostatnio bardzo dobrą szafiarką (trzeci post w tym miesiącu!) i mam nadzieję, że Mikołaj to czyta i ta rózga dla mnie nie jest jeszcze przesądzona.

Przytulaśnych świąt Wam życzę! Ja, Dzióbek i Michael Bublé.

A blogger in sheep's clothing
A blogger in sheep's clothing
A blogger in sheep's clothing
czapka - Cubus
szalik - ciucholand
kożuch - ciucholand
torba (dżins + skóra) - Bags by MAY (prezent od właścicielki)
dżinsy - Lee 
rękawiczki - stragan uliczny
botki - Vagabond (model Grace) / paradopary.pl

15 grudnia 2013

Czarna polewka

Siedzicie? Bo po zestawie z relaksami dzisiejszy strój może być lekkim szokiem. Tak oto wystroiłam się w piątek trzynastego na firmową imprezę (przed)świąteczną. Zestaw jak na mnie trochę nietypowy, ale impreza była częściowo przebierana, więc stwierdziłam, że skoro niektórzy przebierają się za postacie z bajek, to ja - żeby było równie niecodziennie - mogę wyskoczyć w Rajtkach Seksu (które kupiłam jakieś 2-3 lata temu, zainspirowana - uwaga, uwaga - reklamą pralki).

Przed wyjściem z domu próbowałam wydusić od Dzióbka jakiś komplement albo chociaż scenę zazdrości. Szło mi kiepsko, więc starałam się go lekko naprowadzić:
- Wiesz, w takim stroju to impreza może się różnie dla mnie skończyć.
- Uhm.
- Mogę nawet nie wrócić na noc...
- Uhm.
- ... i obudzić się rano w jakimś obcym mieszkaniu...
- Noooo, bez nerki!

Tak że tego. Na kolegach i koleżankach z pracy można jednak polegać: rajtki zebrały cały worek komplementów - tak duży, że w ciągu godziny musiałam oczywiście wytargać w nich dziurę. Na szczęście przezornie miałam ze sobą zapasowe (no raczej!) - już grzeczne, kryjące, więc całą stylówkę szlag trafił, ale przynajmniej czułam się o wiele swobodniej.

Ponieważ podczas obmyślania stroju okazało się, że nie mam żadnych butów, które nadawałyby się "na wyjście", specjalnie na imprezę musiałam (no musiałam!) kupić nowe. Rzecz jasna, nie było mowy o żadnych szpilkach, bo szpilek nie cierpię, nie mówiąc już o tym, że szpilki plus koronkowe rajstopy to by było zdecydowanie za dużo Moulin Rouge jak na jedną Sztywniarę. Padło na sztybleto-traktory Vagabond i, o rany, jaka to była dobra decyzja! Te skubańce są tak wygodne, stabilne i dobrze wyprofilowane, że nie potrzebowały nawet rozchodzenia. Mimo że to był ich debiut, przez cały wieczór ani razu o sobie nie przypomniały. A wróciłam do domu ok. 3.30 nad ranem (!).


PS Zdjęcia jakby trochę niewyraźne, ale wypiłam 3 drinki, więc sami rozumiecie.

PS 2 Znacie jakieś miejsca w Krakowie, gdzie zimą można by robić zdjęcia na blogaska? Ważne, żeby było we wnętrzach, w miarę jasno i raczej odludnie.

Black widow
2
3
4
5
bluzka - Tom Tailor Denim / answear.com (nie bardzo widać, ale przy dekolcie ma czarne cekiny)
spódnica - Zara
rajstopy - Veneziana
botki - Vagabond (model Grace) / paradopary.pl
kopertówka - vintage / od Mamy

9 grudnia 2013

Just relax!

Wszyscy wiemy, że to się tak musiało skończyć. Jeśli na rynku pojawia się coś tak obciachowego i niekobiecego jak PRL-owskie relaksy, można być pewnym, że prędzej czy później ja w tym wyskoczę. I voila, wyskakuję. Całkiem dosłownie zresztą.

Nie wiem, skąd się to bierze (bo przecież nie stąd, że jestem niedojrzała emocjonalnie), ale uwielbiam rzeczy, które mają w sobie jakiś ładunek przytulaśności, dziecinności i nieporadności: szerokie ubrania, swetry ze zwierzętami, śpiochy, ogrodniczki, emu, rękawiczki z jednym palcem - ogólnie wszystko, czego magazyn typu Cosmopolitan na pewno nie umieściłby w poradniku "Jak wyglądać sexy" (albo umieściłby, ale w rubryce "Unikaj za wszelką cenę"). Ktoś powie: "Ale bycie seksi to przecież nie tylko ubrania". Po stokroć amen! Właśnie dzięki temu ja potrafię wyglądać nieseksi nawet w skórzanej mini. Nie pytajcie jak, to po prostu dar.

Jakoś w październiku kolega podesłał mi link do reaktywowanych przez markę Wojas relaksów. Rozmowa przebiegała mniej więcej tak:
- Hehe, spójrz na to.
- Ale co, myślisz, że nie nosiłabym?
- Nie no, w sumie wiem, że byś nosiła.

Jeszcze parę uśmieszków i komentarzy znajomych ("hehe, no fajnie powspominać, ale kto by w tym chodził?") i było pozamiatane. Wiedziałam, że muszę je mieć. I że drugie trzeba będzie sprawić Dzióbkowi, który nie tylko popiera, ale i podziela moją słabość do niepoważnych wyborów modowych (żebyście mieli lepszy obraz sytuacji: jest to człowiek, który na studiach potrafił wybrać się na wykład w spodniach od piżamy, a dziś na koncert death metalowy idzie w koszulce z Jeżem Jerzym. Tak, wiem, szczęściara ze mnie).

Kiedy więc answear.com postanowił zabawić się w Mikołaja, długo się nie opierałam. Za to długo nie mogłam się zdecydować, który kolor wybrać. Początkowo napalałam się na żółty albo czerwony - że jak jechać, to po całości! Ale potem doszłam do wniosku, że takie kolory ciężko mi będzie zgrać z resztą mojej zimowej stylówki. Dlatego - ku własnemu zaskoczeniu - zdecydowałam się na wersję miodową (bo skoro emu w podobnym odcieniu pasują mi do wszystkiego, to te też powinny).

Relaksy Anno Domini 2013 wyglądają niemal identycznie jak ich PRL-owskie pierwowzory, z tą różnicą, że są zrobione z naturalnej skóry (zamszowej lub licowej), a w środku mają owczą wełnę. Swoją parę mam dopiero od kilku dni, więc na gruntowną ocenę przyjdzie jeszcze czas, ale póki co stwierdzam, że są superwygodne, superciepłe, a ta gruba gumowa podeszwa wyjątkowo dobrze rokuje przy aktualnej mokrej pogodzie. No i - jak widać po zdjęciach - bardzo pozytywnie wpływają na poziom zrelaksowania nawet u Sztywniary.
 
1 2a 3 4
komin - Orsay
sweter rozpinany - ciucholand
sweter z królikiem - Oysho 
spodnie sztruksowe - Wrangler
śniegowce - Relaks / answear.com (prezent od sklepu)