8 lipca 2019

Go green!

Dzisiaj wpis zielony do kwadratu. Nie tylko ze względu na bujne krzaczory w krakowskim Parku Lotników, ale też na zestaw, który jest nienaprzykrzającym się zbytnio środowisku miksem rzeczy z drugiej ręki, od polskich marek oraz tego, co mam w szafie od dawna.

Kapelusza nie nosiłam od 2 lat i muszę przyznać, że naprawdę za tym tęskniłam. Krótkie włosy miały wiele plusów (szybkie mycie, szybkie schnięcie, brak kołtunów), ale niestety, w moim przypadku były zupełnie niekompatybilne z nakryciami głowy. Widok mojej facjaty w lustrze, kiedy włosy nie wystają mi spod czapki czy kapelusza... cóż, jak by to powiedziała Marie Kondo: doesn't spark joy. No ale kryzys zażegnany, jesienią wraca do gry moja domyślna wełniana fedora, a tymczasem sprawiłam sobie wersję letnią, która była zakupem tyleż z rozsądku (wszak trzeba łepetynę przed słońcem chronić), co z miłości (bo ach, ta czarna lamówka, i to wiązanie pod szyją - takie oldschoolowe, w dodatku teraz żadne wiatry mi niestraszne).

Drugą nowością (choć starością) są wiskozowe portasy, które owszem, trochę się gniotą, ale są idealne na upały, a do tego oszukują wszystkich, że mam talię niczym Marilyn Monroe. Nie dajcie się nabrać!

A skoro już o talii mowa, to moja nerka od Anacomito już się tu kiedyś pojawiła w wersji przewieszonej przez ciało, ale niedawno poprosiłam dziewczyny o dorobienie krótszego paska, właśnie po to, żebym mogła ją nosić tak ciasno w pasie (podpatrzyłam na ich stronie i bardzo mi się to spodobało). Jestem hejterką kantów i ostrych kątów w dizajnie, dlatego bardzo doceniam jej opływowy kształt i to, że jest taka mięciutka i "przytula się" do ciała niczym miś koala. Swój egzemplarz noszę już prawie 2 lata i nie mogę się nachwalić, jaka to wygodna rzecz. Odczuwam to codziennie (w stylówce zdecydowanie bardziej dresowej i w o wiele mniej fotogenicznym otoczeniu sklepowych półek i straganów z warzywami), bo wreszcie skończyło się wygrzebywanie portfela, kluczy czy telefonu spod sterty zakupów w przepastnej torbie. Teraz wszystkie potrzebne drobiazgi mam pod ręką - taka mała rzecz, a jak ułatwia życie. Dziewczyny szyją swoje nerki w 4 rozmiarach (na zdjęciu mam wersję Midi) i, co się chwali, wykorzystują do tego m.in. materiały i skóry z drugiej ręki (moja jest właśnie z tej linii) oraz skóry resztkowe. Jeśli akurat potrzebujecie nerki, to do 22 lipca możecie ją kupić z rabatem 10% (kod: GREENSZAFA).

Dzisiejszy zestaw dopełnia jedwabna koszula po Mamie (pokazywana tutaj), emeryckie klapki które spędzają ze mną już 5. lato, biżuteria, którą zapomnieliśmy sfotografować (ale pojawiła się w pełnej krasie na moim Instagramie), oraz pokręcone pierwszy raz od niepamiętnych czasów włosy (okupione poparzeniem lokówką - ewidentnie wyszłam z wprawy). No i kurczę, całkowicie obiektywnie muszę powiedzieć, że bardzo jestem zadowolona z tego, jak te puzzelki się dzisiaj ułożyły. Zwłaszcza kluczowy element tej układanki: Pan Fotograf Dzióbek (oklaski!).

Go green!
Go green!
Go green!
Go green!
Go green!
Go green!
Go green!
Go green!
Go green!

kapelusz z trawy morskiej - Roboty Ręczne
jedwabna koszula - vintage, po Mamie
nerka - Anacomito (do 22 lipca 2019 z kodem GREENSZAFA rabat -10%) 
wiskozowe spodnie - vintage / HoplaStore.pl
klapki - Birkenstock
kolczyki - Anna Ławska, naszyjnik - Kopi - do obejrzenia tutaj