"Darmowe ciuchy" i "darmowe jedzenie" to dwa z moich ulubionych połączeń wyrazowych, dlatego rzecz jasna nie mogło mnie zabraknąć na czwartkowej imprezie w Levi'sie. Oprócz skąpstwa i łakomstwa dodatkową motywacją była oczywiście chęć spotkania się z dziewczynami oraz sprawdzenia, co wyszło z planów, w które zostałyśmy wtajemniczone na spotkaniu rok temu.
A co wyszło? Levi's stworzył nową linię dżinsów Curve ID, która ma lepiej odpowiadać różnym typom kobiecych sylwetek, a dokładniej, różnym kształtom bioder i pośladków. Od teraz można wybierać pomiędzy trzema fasonami: Slight Curve (sylwetka prosta), Demi Curve (sylwetka zaokrąglona) i Bold Curve (sylwetka pełna). Podczas spotkania każda z nas mogła przetestować tę rewolucję na własnej pupie.
Ja byłam przekonana, że z moją figurą a la kołek nieociosany i płaskim jak naleśnik tyłkiem jestem typowym przykładem Slight Curve (tak też wyliczył mi w domu lewisowy kalkulator), ale panu, który mnie mierzył, wyszło Demi, z czym postanowiłam się nie spierać, zwłaszcza że z Demi był większy wybór. Najchętniej przymierzyłabym spodnie z każdego z trzech rodzajów - dla porównania, ale w sklepie panował taki tłok i zamieszanie, że nie było na to czasu. W końcu, obawiając się, że jak będę dłużej deliberować, to nie zdążę na pociąg, bez większego przekonania wybrałam te.
Po czterech dniach testowania stwierdzam, że był to jednak dobry wybór. Spodnie rzeczywiście leżą idealnie, a co najważniejsze, są bardzo wygodne. Nie wiem, co prawda, czy to faktycznie zasługa "rewolucyjnego" kroju, czy po prostu miękkiego materiału ze stretchem, ale fakt faktem, nigdzie nie uciskają. Do tej pory pierwszą rzeczą, jaką zawsze robiłam po powrocie do domu, było ściągnięcie dżinsów i założenie wygodnych legginsów albo dresów, a teraz zdarza mi się "zasiedzieć" w dżinsach, bo po prostu zapominam, że mam je na sobie. Oczywiście wszyscy wiemy, co to oznacza: będą się teraz pojawiać w co drugim poście ;)
A co wyszło? Levi's stworzył nową linię dżinsów Curve ID, która ma lepiej odpowiadać różnym typom kobiecych sylwetek, a dokładniej, różnym kształtom bioder i pośladków. Od teraz można wybierać pomiędzy trzema fasonami: Slight Curve (sylwetka prosta), Demi Curve (sylwetka zaokrąglona) i Bold Curve (sylwetka pełna). Podczas spotkania każda z nas mogła przetestować tę rewolucję na własnej pupie.
Ja byłam przekonana, że z moją figurą a la kołek nieociosany i płaskim jak naleśnik tyłkiem jestem typowym przykładem Slight Curve (tak też wyliczył mi w domu lewisowy kalkulator), ale panu, który mnie mierzył, wyszło Demi, z czym postanowiłam się nie spierać, zwłaszcza że z Demi był większy wybór. Najchętniej przymierzyłabym spodnie z każdego z trzech rodzajów - dla porównania, ale w sklepie panował taki tłok i zamieszanie, że nie było na to czasu. W końcu, obawiając się, że jak będę dłużej deliberować, to nie zdążę na pociąg, bez większego przekonania wybrałam te.
Po czterech dniach testowania stwierdzam, że był to jednak dobry wybór. Spodnie rzeczywiście leżą idealnie, a co najważniejsze, są bardzo wygodne. Nie wiem, co prawda, czy to faktycznie zasługa "rewolucyjnego" kroju, czy po prostu miękkiego materiału ze stretchem, ale fakt faktem, nigdzie nie uciskają. Do tej pory pierwszą rzeczą, jaką zawsze robiłam po powrocie do domu, było ściągnięcie dżinsów i założenie wygodnych legginsów albo dresów, a teraz zdarza mi się "zasiedzieć" w dżinsach, bo po prostu zapominam, że mam je na sobie. Oczywiście wszyscy wiemy, co to oznacza: będą się teraz pojawiać w co drugim poście ;)