22 sierpnia 2010

Howdy!

Na widok takich bluzek z guzikami (których na zdjęciu oczywiście nie widać) przed oczami staje mi zawsze stary kowboj mieszkający gdzieś na prerii, który w takim podkoszulku, kalesonach i ze strzelbą w ręku wychodzi w nocy z domu, żeby sprawdzić, czy przypadkiem kojot nie dobiera mu się do kurnika. Czy mogłam nie kupić ciucha, który wywołuje takie skojarzenia? No przecież, że nie mogłam. A już na pewno nie mogłam nie kupić ciucha, który wywołuje takie skojarzenia i w dodatku ma łaty na łokciach :)


kapelusz - Accessorize (Vintage-Square.pl)
bluzka - Oysho
pasek - ciucholand
torba - ciucholand
dżinsy - Arizona
buty - Bronx (Butyk.pl)


17 sierpnia 2010

H&Mburger

Jeśli sieciówki są "odzieżowymi fast-foodami", to w piątek miałam okazję odwiedzić showroom niekwestionowanego odzieżowego McDonalda. Były nawet hamburgery (H&Mburgery?) :) Sama o ile w fast-foodach lubię się stołować, o tyle w sieciówkach ciuchy kupuję raczej rzadko. Co prawda zawsze, kiedy jestem w galerii, zahaczam o H&M, jednak zupełnie nie przekłada się to na liczbę zakupów - moje ubrania z tego sklepu można policzyć na palcach dwóch rąk (no, i może jednej nogi). Bynajmniej nie z powodów ideologicznych z serii "precz z masówką" (bo wszelkie odmiany fanatyzmu są mi obce). Po prostu rzadko znajduję tam ciuchy spełniające wszystkie moje (wyśrubowane?) wymagania. Zdjęcia reklamowe potrafią zachwycić, ale na żywo okazuje się, że albo materiał jest nieprzyjemny w dotyku, albo szwy krzywe, albo gdzieś wyłażą nitki, albo gołym okiem widać, że ubranie szybko straci kształt. Oczywiście trafiają się też rzeczy porządne, które noszę latami, jednak na szczęście dla mojego portfela, nie zdarza się to zbyt często ;)

Ale dobra, przynudzam tu o tym, o czym wszyscy wiedzą, a co tam w tym showroomie? Ano mogłam obejrzeć najnowszą kolekcję H&M &denim. Wrażenia na temat prezentowanych ubrań? Trzęsienia ziemi nie było, fajerwerków też nie - raczej chyba standardowo jak na dżins i okolice. Akurat szukam fajnej koszuli w kratę, więc myślałam, że może coś sobie upatrzę, no ale uparłam się na milutki materiał (najlepiej flanelę), więc, niestety, nic z tego. Za to serce zabiło mi mocniej na widok swetrów z łatami na łokciach - i z damskiej, i z męskiej kolekcji. Pamiętam, że u rodziców leżały gdzieś zamszowe łaty, więc jeśli je znajdę, to jesienią na pewno zadziałam coś w kierunku takiego "yntelygenckiego" swetra lub żakietu.

PS
Nie da się ukryć, że ostatnio strasznie się blogowo rozleniwiłam. Totalny niechciej - nie mam weny, nic mi się nie podoba, nic nowego nie kupuję, w ogóle ciuchy jakby... przestały mnie cieszyć? No załamka. Kiedy sobie to uświadomiłam, wpadłam w lekką panikę, bo jak to, co w takim wypadku z blogaskiem? Ale to chyba stan tymczasowy, bo sprawdziłam i jesienne kolekcje ponoszą mi ciśnienie jak za starych dobrych czasów - co za ulga... ;)