28 października 2019

Złota polska jesieniara

Nie, oczy Was nie mylą: tak, to nowy wpis na blogu, i tak, mam na sobie sukienkę! Proszę bez paniki. Głęboki wdech, wydech... Już? No to jedziemy.

W tym sezonie w social mediach furorę robi słowo JESIENIARA. Za każdym razem, kiedy je widzę, mam ochotę zapytać z wyższością, niczym Boguś Linda: "Co ty wiesz o jesieniarstwie?" No bo JA, szanowni Państwo, zawijam się w kocyk, chodzę po domu w futrzanych kapciach, piję hektolitry earl greya i śpię w piżamie z długimi nogawkami PRZEZ CAŁY ROK, nawet przy 30 stopniach. Jestem po prostu prawilną, wieczną zmarzliną, a nie żadną sezonową entuzjastką. Co nie zmienia faktu, że na dzisiejszych zdjęciach wyglądam jak stuprocentowa instagramowa jesieniara. Brakuje jeszcze tylko żebym się wytarzała w liściach, ale jest taki jeden mem, który skutecznie wybija to z głowy.

Przepis na Sztywniarę jesieniarę jest bardzo prosty i składa się prawie w całości z lokalnych składników. Trencz dostałam prawie rok temu od polskiej marki Elementy (nawiasem mówiąc, jest to marka, która znokautowała konkurencję, kiedy jakiś czas temu spytałam na stories o polecane przez Was polskie marki - jakby co, te stories są nadal przypięte na moim Instagramie). Koniecznie chciałam model Oslo w tym kolorze, czyli Bronze Gold (już niedostępnym), i kiedy w salonie dowiedziałam się, że został tylko jeden egzemplarz w rozmiarze L, byłam lekko załamana. Po przymierzeniu okazało się jednak, że wcale nie jest za duży. Dla porównania przymierzyłam też mniejsze rozmiary (w innych kolorach) i jak dla mnie różnica była ledwie zauważalna. One ogólnie mają raczej luźny fason, a w dodatku są tak sprytnie skrojone, że przy moich gabarytach w zasadzie każdy rozmiar jest OK. Uwielbiam ten płaszcz za wielkie, naszywane kieszenie, z których nie wypada komórka i w których mieści się nawet bidon z wodą (płytkie kieszenie w okryciach wierzchnich to moja zmora!). No i jest to mój ulubiony typ ubrania, czyli taki, w którym "szefuję" - bo powiewa i jakoś tak dodaje majestatu.

No dobrze, płaszcz płaszczem, ale co mi się stało, że kupiłam sukienkę? Ano sama jestem sobą zaskoczona. Zdarzało mi się już kupować sukienki, w których potem nie chodziłam, bo czułam się w nich za bardzo wystrojona, ale coś mi mówiło, że z modelem Suzanne marki Nalu będzie inaczej. I faktycznie, kiecka jest wyjątkowa, ale jednocześnie taka... codzienna. Nie czuję się w niej dziwnie i sztucznie (mimo że przecież chodzę prawie wyłącznie w spodniach, i to najczęściej dresowych), nie krępuje mi ruchów i ma taką długość, że sobie jej nie przydeptuję, wchodząc po schodach. Plus polska produkcja, wiskoza, halka (też z wiskozy), rabat (bo kupowałam w przedsprzedaży) oraz bonus dla osób, które nie lubią nosić stanika, ale nie lubią też przyciągać uwagi do biustu, kiedy zawieje zimniejszy wiaterek: ten wzór sprawia, że nic nie widać!

PS
Muszę powiedzieć, że ograniczanie zakupów w sieciówkach na rzecz lumpeksów (głównie) i polskich marek (rzadziej) idzie mi w tym roku jeszcze lepiej niż w poprzednim. Na pewno będę się chwalić efektami!

Made in Poland
Made in Poland
Made in Poland
Made in Poland
Made in Poland
Made in Poland
sukienka (model Suzanne, mam rozmiar M) - Nalu Bodywear
trencz (model Oslo, mam rozmiar L) - Elementy (#darylosu)
torba - Czajkaczajka  (pokazywałam ją bliżej  w tym wpisie
sztyblety (model Elaine) - Ecco (mają 4 lata)


11 komentarzy:

  1. Dzwonił 2008 i prosił o zwrot wpisu na blogu;) Wyglądasz superancko <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga stylówka na blogu (w 2007!) była właśnie w długiej sukience w kwiatki :D Z chamskiego poliestru, na który już wtedy narzekałam, ale teraz za żadne skarby bym nie kupiła, nawet z lumpeksu za półdarmo ;)

      Usuń
  2. A ja przez Ciebie (dzięki Tobie bardziej) kupiłam sukienkę z hama ze wzorem Willian & Morris. Oczywiście na Vinted z drugiej szafu. Jest boska i idealnie pasuje na konserwatywną Armenię. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz! Ja kupiłam sukienkę z tej kolekcji, ale ani razu jej nie założyłam, bo na co dzień wydawała mi się jakoś zbyt oficjalna (może przez kołnierzyk), i w końcu sprzedałam. Mam nadzieję, że Twoja częściej wychodzi z szafy! ;)

      Usuń
  3. A ja chyba nigdy w życiu nie kupię już trencza/u czy kurtki skórzanej. Obecny trencz mam na sobie średnio raz na rok (podobnie ma się sprawa z kurtką). Wszystko przez pogodę. Nie znoszę parasolek, więc lubuję się w kurtkach z kapturem. A że tej jesieni albo było 20+ (za gorąco na płaszcz)lub 11 (za zimno na coś bez kaptura), kolejny raz płaszcz smętnie wisiał w szafie. Ja go nawet nie muszę oddawać do pralni przed kolejnym sezonem, bo założony raz nie zdąży się ubrudzić. Do sukienek mam za to coraz większą słabość. I ta twoja stylizacja bardzo mi się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, wszystko zależy od preferencji, trybu życia, rodzaju wyjścia, odczuwania zimna itd. Ja np. nie uznaję krótkich kurtek (niezasłaniających tyłka). Za kapturami na co dzień nie przepadam (wolę czapki), ale na rowerze się przydają (jak bardzo zimno, to i w połączeniu z czapką). Trencz jest super na szlajańsko po mieście, bo koło południa, przy 20 stopniach, noszę rozpięty, a wieczorem, przy 13, zapinam się pod szyję i obwiązuję paskiem. Teraz zimniej, więc w ruch pójdą wełniane płaszcze, ale wiosną znowu go wyciągnę :)

      Usuń
  4. Lekka i gustowna stylizacja, akurat na okres letni idealna. Masz doprawdy niesamowicie zbliżony gust do mnie i czuję, że nadajemy na tych samych falach!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Ryfka, miło Cię znowu zobaczyć ;) Nie mam fb, nie mam insta, czasem coś tam podejrzę bez logowania ale dla mnie liczy się blog. Podobno blogi upadają na rzecz insta (i czego jeszcze to nawet nie wiem), co jest dla mnie niezrozumiałe - za dużo się na takim insta nie napisze, zdjęcie i kupa hasztagów, może to być forma reklamy i odsyłacza do bloga ale jako samodzielna forma internetowego bytu to trochę tak ....mało. Jesteś ostatnim blogiem z tych które obserwowałam, który nie padł (a że posty zamieszczasz teraz raz na ruski rok to już inna sprawa). Taka mała prośba - trwaj, bloguj, zamieść coś chociaż raz w miesiącu ;) Pozdrawiam, Kasia która ma beznadziejny dzień, jest chora i w nostalgicznym nastroju. ps. stylówka bardzo ładna, zamaszysto-wiedźmowata, sukienka magiczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, ja też mam dzisiaj beznadziejny dzień, więc dzięki za Twój komentarz, trochę poprawił mi humor :)

      Instagram faktycznie teraz rządzi, ale mnie to wcale nie dziwi. Ja działam teraz głównie na Insta stories (zdjęcia wrzucam rzadziej) i bardzo odpowiada mi ta krótka i ulotna forma. Wpis na blogu to kupa roboty (do tego jeszcze fotograf musi być dyspozycyjny i w humorze), a stories są mniej zobowiązujące, bez spiny, nie muszą być idealne, mogę pogadać do ludzi w ręczniku na głowie, szybko zarekomendować nowo odkrytą knajpę albo pochwalić się właśnie kupionym swetrem z lumpeksu (który na blogu pewnie pojawi się dopiero za 3 miesiące).

      Bloga nie zamierzam likwidować, bo jednak jest sporo grubszych tematów, które wolę opisać szczegółowo i chcę, żeby zostały w necie na wieki wieków (jak np. wpis o zero waste, pozbywaniu się niepotrzebnych rzeczy czy szamponach w kostce). Mam całą listę takich tematów (niektóre już nawet rozpisane w punktach), tylko zebrać się jakoś trudno ;)


      Usuń
  6. Pierwsze skojarzenie :"o Ania z Zielonego Wzgórza"🤣. Ślicznie wyglądasz ! Ale jednak jak Ania ;)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz :)
* Uwaga: Na blogu działa SPAMOWSTRZYMYWACZ. Spam = linki do sklepów, Allegro, zaproszenia do odwiedzenia bloga itp. (jeśli podpiszecie się "Krysia" i podlinkujecie swój nick do sklepu z dachówkami / kosmetykami / karmą dla kota, to nadal jest to spam).