23 września 2013

Podobno i w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu

Jeśli obserwujecie mój paźwiatrak, to choćbyście nie wiem jak się starali, raczej nie udało Wam się przegapić informacji o tym, że za kilka dni lecimy z Dzióbkiem do Paryża (ponieważ podniecam się tym faktem jak nienormalna). Przygotowania trwają na całego: przeglądam przewodnik, planuję trasy, drukuję mapki, ba, nawet jeżdżąc na rowerze (raz nawet bagietką w koszyku - tak się wczułam), powtarzam francuskie zwroty (Je ne comprends pas. Parlez plus lentement, s'il vous plaît.). 

Przed wyjazdami do Barcelony i Rzymu bardzo mi pomogliście, dlatego tym razem też chciałam Was poprosić o wskazówki. Lecimy na 6 dni (4 pełne + 2 przylotowo-odlotowe). Będziemy mieszkać w dzielnicy Montmartre. Wiadomo, że główne atrakcje musimy zaliczyć, ale może znacie jakieś mniej popularne, a ciekawe miejsca, fajne knajpy lub kawiarnie, albo macie jakieś złote rady, które mogłyby pomóc człowiekowi odwiedzającemu miasto po raz pierwszy (np. Paris Museum Pass - oui ou non? karta Paris Visite czy lepiej karnet?). Wszelkie rekomendacje, impresje, dygresje oraz linki do Waszych (lub cudzych) blogowych wpisów z relacjami z Paryża również mile widziane. Z góry wielkie merci!



13 września 2013

Ale obcach!

Obcasy, a do tego sukienka - takiego połączenia na tym blogu nie pamiętają nawet najstarsi górale. Od dłuższego czasu można mnie zobaczyć prawie wyłącznie w spodniach i płaskich butach. Lubię sukienki, ale raczej w teorii. W praktyce zawsze coś mi nie pasuje i w większości czuję się za bardzo wystrojona i "kobieca". Długo szukałam prostej, dzianinowej sukienki, którą mogłabym nosić bez spinania się, aż w końcu (w styczniu) trafiłam na tę kieckę na stronie COSa. Jest luźna (moja podstawowa zasada: "wolność dla brzucha!"), ma długi rękaw (co to za pomysł w ogóle, żeby produkować dzianinowe sukienki z krótkim rękawem? albo całkiem bez rękawów, za to z golfem?) i uszyta jest z mięsistej dzianiny z wełny merynosów (ciepełko!). Brakuje jej tylko kieszeni i byłaby Sukienką Idealną.

Jeśli chodzi o buty, to jeszcze parę lat temu miałam całkiem sporą kolekcję obcasów, ba, nawet w nich chodziłam, jednak w końcu wygoda wygrała ze stylówą i większość moich eksponatów (tylko stały  i zbierały kurz, więc to chyba odpowiednie określenie) musiała znaleźć nowych właścicieli. Jakoś specjalnie z tego powodu nie rozpaczałam, po prostu przyjęłam do wiadomości, że coś takiego jak wygodne buty na obcasie nie istnieje. A tu niespodzianka - wygląda na to, że po latach odnalazłam swój obuwniczy święty graal w postaci butów ECCO z linii Sculptured. Te cuda są niesamowicie lekkie (to najlżejsze botki, jakie mam), mają stabilny obcas, miękką wkładkę oraz megaelastyczną podeszwę (nie wiem, jak Wy, ale ja pierwsze, co robię, obczajając buty w sklepie, to sprawdzenie, czy podeszwa się wygina - poza obuwiem sportowym rzadko które poddają się takim zabiegom). I co najważniejsze, chodząc w nich, nie muszę cały czas patrzeć pod nogi (to mnie w obcasach zawsze najbardziej wkurzało). Czego chcieć więcej? Bez problemu można w nich przechodzić cały dzień, a nawet przejechać 20 km na rowerze (da się, aczkolwiek nie polecam; płaskie lepiej trzymają się pedałów). OK, mają tylko 6,5 cm, a nie 10 (chociaż w sklepach ma się też pojawić wersja 7,5-centymetrówa), ale i tak uważam, że buty na obcasie, w których można normalnie funkcjonować, nie myśląc cały czas o tym, żeby się nie zabić, to odkrycie, które zasługuje na przynajmniej pół notki na moim blogasku).

PS 
Kto z Was idzie w sobotę w warszawskim ECCO Walkathonie? Dla tych, którzy nie wiedzą, co to: to nie żaden sportowy wyścig, tylko luzacki spacer po mieście, w którym za każdy kilometr przebyty przez uczestnika marka ECCO przekazuje 4 zł na wybraną przez niego fundację. Mocno Was zachęcam do wzięcia udziału. Ja będę na pewno. Właśnie wyruszam do Warszawy!

Run to the Heels
Run to the Heels
kapelusz - Bytom (marka, nie miasto ;)
sukienka (granatowa, nie czarna) - COS (zimowa wyprzedaż)
chusta - Soaked in Luxury (prezent od znajomej)
torba - Nowińska / Sagana.pl
buty - ECCO Sculptured (prezent od marki)

4 września 2013

I o to chodzi!

W ubraniach, oprócz tego, jak wyglądają, i jakie są w dotyku, najbardziej lubię to, jakie skojarzenia u mnie wywołują. Wiecie, czerwona torba = ferrari, ogrodniczki = Minionki, okulary z serduszkiem = drewniany kibelek itd. Kiedy patrzę na tę bluzę, oczami wyobraźni widzę jakiś stary ręcznik (ręcznikową fakturę dobrze widać tutaj), który leży pod zlewem w kuchni i używany jest czasem do mycia podłogi. I naprawdę nie wiem, dlaczego w moim mózgu jest to coś pozytywnego (i czemu szczerzę się, kiedy koledzy pytają "co to za ściera?").

Botki, jak widać, funkiel nówki. Muszę nad nimi trochę popracować, bo uważam, że kowbojskie buty wyglądają najlepiej, kiedy są już trochę zdezelowane, wygniecione i przykurzone. Te są na razie tak nowe, że aż piszczą, ale już ja się nimi zajmę. Najprawdopodobniej właśnie w nich wybiorę się 14 września (razem z Venilą i Miss Ferreirą) na warszawski ECCO Walkathon. Od paru lat kibicuję tej imprezie i cieszę się, że w tym roku w końcu wezmę w niej udział. Was również gorąco do tego namawiam. Bilety na imprezę oraz torby od ECCO możecie wygrać w konkursie, który właśnie odpaliłam na moim Fejsbuku. Chodźcie!

   
parka - Topshop
bluza - SisterS Point / answear.com
spodnie - J Brand / TK Maxx
torba - de Mehlem
buty - ECCO (prezent od marki)