21 kwietnia 2017

#SztywniaraCzyta: Mit urody

Idzie lato. Nadchodzi TEN czas. Lada chwila magazyny i portale zaczną nas dźgać wirtualnym paluchem w bok i z niesmakiem pytać, czy ten blady miękisz zasługuje aby na miano beach body. Oraz polecać diety, smarowidła i ćwiczenia, które sprawią, że nie będzie nam wstyd pokazać się na plaży. Sama podczas pisania tego tekstu dostałam od pewnej marki propozycję otrzymania dietetyczno-treningowego pakietu, który pomoże mi "przygotować ciało na lato". Myślę, że nie mogłam wybrać lepszej pory na polecenie dzisiejszej książki.


MIT URODY
Naomi Wolf
Wydawnictwo Czarna Owca

Mit urody, Naomi Wolf

Niby każdy średnio rozgarnięty człowiek zdaje sobie sprawę, że atakujący nas ze wszystkich stron "ideał kobiecego piękna" to jeden wielki szwindel. Przeciętna kobieta nigdy nie będzie wyglądać jak modelka z magazynu. Nawet modelka z magazynu nie wygląda jak modelka z magazynu. Wiemy, że obrazy, do których się porównujemy, są wyfotoszopowane na dziesiątą stronę i stanowią raczej pewną fantazję na temat kobiecości niż odzwierciedlają rzeczywistość. Niby to wszystko wiemy, a jednak cały czas się na to nabieramy, jesteśmy z siebie niezadowolone i gonimy ten nieosiągalny ideał. Dlaczego tak jest? Komu na tym zależy? Jak to wpływa na pozycję kobiet w społeczeństwie? Czy możemy się jakoś z tego konkursu piękności wypisać? I czemu właśnie nabrałam ochoty na czipsy? O tym jest Mit urody Naomi Wolf.

Książka ukazała się w 1990, więc prawie 30 lat temu (w 2002 została uzupełniona o nowy wstęp autorki, a wstęp do polskiego wydania z 2014 roku napisała Kinga Dunin), jednak nadal jest zaskakująco aktualna. Naomi Wolf porównuje społeczne oczekiwania dotyczące kobiecego wyglądu do żelaznej dziewicy - średniowiecznego narzędzia tortur, które miało postać metalowego sarkofagu z namalowaną na wieku piękną dziewczyną oraz metalowymi kolcami w środku. Po zamknięciu ofiary wewnątrz kolce wbijały się w jej ciało, powodując śmierć (ewentualnie, w wersji bez kolców, powolne konanie z głodu). Zdaniem autorki dziś same pakujemy się do podobnej "żelaznej dziewicy", próbując za wszelką cenę dopasować się do obowiązującego wzorca poprzez odchudzanie (a właściwie głodzenie się, bo ponoć dzienne racje żywieniowe w amerykańskich klinikach dietetycznych są porównywalne z tymi w obozach koncentracyjnych), poddawanie się bolesnym zabiegom i niebezpiecznym operacjom plastycznym, czy po prostu marnowanie mnóstwa czasu, energii i pieniędzy na kosmetyki i czynności upiększające.

Okej, już widzę, jak część z Was przewraca oczami, że oto znowu jakaś rąbnięta feministka chce, żeby kobiety paradowały zaniedbane, bez makijażu, z owłosionymi nogami i najlepiej w jakichś bezkształtnych workach. Nie, zupełnie nie o to chodzi. Autorka podkreśla, że wcale nie odrzuca mody ani kosmetyków (które przecież są także źródłem przyjemności). Pisze wyraźnie: "Nie atakuję nic, co sprawia, że kobiety czują się dobrze, atakuję tylko to, przez co czujemy się źle". Proste? Nie do końca. No bo jak odróżnić własne preferencje od tych narzuconych? Jeśli nawet głupie buty, które z początku uważamy za paskudztwo, pod wpływem mody i sprytnego marketingu potrafią stać się dla nas obiektem pożądania (coś o tym wiem), to co dopiero jest w stanie z naszym mózgiem zrobić moda na określony wygląd (oraz zachowanie), która jest nam wpajana od dzieciństwa?

Zdaniem Naomi Wolf producenci kosmetyków, firmy dietetyczne i chirurdzy plastyczni wypaczają samopostrzeganie kobiet i utrzymują je w stanie nienawiści do własnego ciała. Logiczne, skoro ich przychody zależą od tego, jak bardzo jesteśmy niezadowolone z tego, jak wyglądamy. Nienawidzimy zatem siebie i nienawidzimy innych kobiet.

Myślenie zgodne z mitem urody zaleca nam traktować się nawzajem jak potencjalne przeciwniczki, chyba że chodzi o przyjaciółki. Spojrzenie, jakim obce kobiety lustrują się nawzajem, mówi wszystko: jest szybkie, z góry na dół, szorstkie, nieufne, chwytające w lot wizerunek bez wzięcia pod uwagę samej osoby; buty, umięśnienie, makijaż są skrupulatnie zapamiętywane, lecz spojrzenie jedynie odbija się od tej drugiej. Kobiety skłonne są do żywienia do siebie nawzajem urazy, jeśli wyglądają zbyt "dobrze", lub do ignorowania się, gdy wyglądają zbyt "źle".

Której z nas nie zdarzyło się oceniać innych kobiet w tramwaju albo plotkować o wyglądzie koleżanek z pracy? Która z nas sama nie była przedmiotem takiej "życzliwej" krytyki? Jak byśmy nie wyglądały, zawsze znajdzie się ktoś, kto wskaże nam, co mogłybyśmy w naszym wyglądzie poprawić. A już na pewno to zrobi, jeśli akcja rozgrywa się w internecie. Jakiś czas temu jedna z blogerek wrzuciła zdjęcie z wakacji w kostiumie kąpielowym. Pod spodem zaraz kilka dziewczyn poradziło jej, że powinna pochodzić na siłkę i porobić przysiady, bo jej tyłek nie spełnia ogólnie przyjętych standardów jędrności. Pod zdjęciem butów innej blogerki ktoś skrytykował wygląd jej nóg. Czyżby, bezczelna, zapomniała je ogolić? Nie, komentatorkę obrzydziły maleńkie czerwone kropeczki po depilacji. Czyli przewinieniem blogerki był sam fakt, że w ogóle na jej ciele rosną włosy! Pamiętam, jak po premierze filmu Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy kilku mądrali oceniło, że w porównaniu z Harrisonem Fordem i Markiem Hamillem Carrie Fisher "brzydko się zastarzała" (księżniczka Leia  odparowała na Twitterze: "Mężczyźni nie starzeją się lepiej niż kobiety. Im po prostu wolno się starzeć"). Mit urody to też niezwykle skuteczne narzędzie dyskredytowania działaczek feministycznych i polityczek:

Koncentrując uwagę na powierzchowności liderek ruchu kobiecego, możemy je zignorować jako zbyt ładne lub zbyt brzydkie. Chodzi o to, by zapobiec identyfikacji kobiet z feministycznymi postulatami. Jeśli kobieta zabierająca publicznie głos jest określana jako zbyt "ładna", staje się wówczas zagrożeniem, rywalką lub po prostu nie może być brana na poważnie. Gdy z kolei szydzi się z niej jako ze zbyt "brzydkiej", inne kobiety ryzykują bycie wyśmianymi w ten sam sposób, jeżeli zidentyfikują się z tym, o co walczy.

Czy na to szaleństwo jest jakieś lekarstwo? Może po prostu wystarczy to olać? Powiedzieć: "ja się w to nie bawię" i już. Nie do końca, bo nawet jeśli my mamy gdzieś, co inni sądzą na temat naszego wyglądu, wpływa to na to, jak nas traktują (w szkole, pracy, mediach czy polityce). Naomi Wolf widzi jednak rozwiązanie:

Gdyby kobiety nie wzmacniały mitu urody, używając go przeciwko sobie nawzajem, stałby się bezsilny. To przykra prawda. Każda kobieta, która chce przekroczyć mit, potrzebuje wsparcia wielu kobiet. Najtrudniejsza, lecz także najbardziej konieczna zmiana nie dotyczy więc mężczyzn ani mediów, lecz właśnie kobiet i tego, jak postrzegamy inne kobiety i jak się wobec nich zachowujemy.

Słowem: kobieca solidarność i poszanowanie cudzych wyborów, nawet jeśli same dokonujemy zupełnie innych. I może jestem zbytnią optymistką, ale wydaje mi się, że po 30 latach od pierwszego wydania książki powoli coś się zaczyna w tej sprawie zmieniać. Marki w swoich kampaniach zaczynają dostrzegać kobiety poza rozmiarami 34-36, rośnie w siłę ruch body positive, dziewczyny w mediach społecznościowych dumnie prezentują swoje fałdki, rozstępy, owłosione pachy, blizny i zmarszczki. I bardzo mi się ta cielesna wolna amerykanka podoba!

Ogólnie Mit urody to nie jest lektura z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. Autorka porusza w niej wiele skomplikowanych i trudnych tematów, takich jak praca, religia, seks, media, przemoc, starość czy anoreksja. W książce roi się od faktów historycznych, filozoficznych rozważań, przypisów i danych dotyczących głównych beneficjentów mitu urody, czyli przemysłu dietetycznego, kosmetycznego oraz operacji plastycznych. Ja tę książkę męczyłam przez kilka miesięcy i choć zdarzało mi się marszczyć czoło przy niektórych teoriach spiskowych, to naprawdę się cieszę, że ją przeczytałam. I Was też do tego zachęcam. A jeśli kiedyś na Instagramie natraficie na moją owłosioną pachę, będziecie wiedziały, kogo za to winić.

73 komentarze:

  1. Ryfko! Obserwuję Twojego bloga od dłuższego czasu. Duży szacun za to, że fame Cię nie wkręcił i nie wsiąkłaś w blogowe promocje... Dzięki za to, że jesteś prawdziwa, a my możemy poczytać coś mądrego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ mi zrobiłaś ochotę na nową pozycję książkową! :D no co, teraz to już trzeba przeczytać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten post miał być o wiele dłuższy (mit urody to temat rzeka) ale chyba wtedy już nikt by go nie przeczytał :) Pomyślałam jednak, że wrzucę tu kilka cytatów, które sobie przygotowałam, a które nie weszły do wpisu.

    Nasze oczy szkolone są, by postrzegać czas na twarzy kobiet jako skazę, na twarzy mężczyzn zaś jako oznakę charakteru. [...] światem rządzą starzy mężczyźni, stare kobiety zaś są wymazywane z kultury.

    Kiedy chirurdzy zbierają się podczas konferencji, by dyskutować o "zniekształceniach starzejącej się twarzy", chodzi im niezmiennie o kobiecą twarz. Mężczyzna jest "zniekształcony," jeśli brakuje mu jednej z kończyn lub jakiejś ważnej cechy lub gdy są one wypaczone.

    [...] w warunkach mitu urody nasze ciała nie są nasze, lecz należą do społeczeństwa, szczupłość zaś nie jest prywatną estetyką, lecz społecznym wymogiem. Kulturowa fiksacja na kobiecej szczupłości nie jest obsesją na punkcie urody, jest obsesją na punkcie kobiecego posłuszeństwa.

    Prawdziwe przesłanie mitu kierowane do kobiet brzmi: żyj głodna, umrzyj młodo i pozostaw ładne zwłoki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryfka szkoda, że nie napisałaś dłuższego tekstu, tak jak zamierzałaś. Ludzie czytają długie teksty, jeśli są ciekawe. A ten jest ciekawy bardzo. Zamawiam książkę!

      Usuń
    2. Ciarki mnie przeszly... Wszystkie cytaty bardzo mocne. I bardzo smutne.

      Usuń
  4. Sama jestem zdania, że zawsze trzeba próbować znaleźć nowy środek. Nieważne, o co chodzi - lepiej nie przesadzać w jedną czy drugą stronę. Ok, nie gólmy się - ale nie obrażajmy się o to, że nasi faceci narzekają na napotykane podczas bliskości włoski. Nie malujmy się - również ok - tylko pamiętaj, że bez choćby ogarniętych brwi dla niektórych możesz wyglądać jak upiór. Bądźmy baaardzo kobiece i nośmy przykrótkie spódniczki - jeśli ci się to podoba, ok, ale pamiętaj, że niezależnie od tego, co Ty o tym myślisz, zawsze znajdzie się ktoś, kto poleci z niewybrednym komentarzem. Dlatego ja staram się stosować do tego, o czym pisałam na początku - czegoś pomiędzy. Maluję się raczej delikatnie. Ubieram, wedle swego gustu, kobieco, ale nie bardzo prowokująco (tak, abym to ja czuła się w tym dobrze). Po prostu - podobam się sobie, aby potem móc podobać się ewentualnym innym osobom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, faceci bez makijażu wyglądają jak jakieś straszydła! A co do depilacji, to zawsze mówię Dzióbkowi: "Nici z seksu, dopóki nie ogolisz nóg!"

      Usuń
    2. Ryfka, kocham Cię.

      Usuń
    3. ;) a tak serio - kobiety, przemyślcie to. Oczywiście wiadomo, że jako płeć piękna, tak było, jest i będzie, że to my będziemy "na odstrzale' - przynajmniej jeśli chodzi o wygląd. Oczywiście, można z tym walczyć - można się też pogodzić. A tak w ogóle to bardzo polecam książkę "Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie umieją czytać map" - mocno otwiera oczy na pewne sprawy dotyczące kobiet i mężczyzn. Jeśli mogę, mała recenzja owej książki na mojej stronie - http://korolowa.blogspot.com/2017/04/dlaczego-mezczyzni-nie-suchaja-kobiety.html .

      Usuń
    4. 1. Hm, nie ma czegos takiego jak mozg typowo kobiecy lub meski (ksiazki wydane na ten temat w przeszlosci sa przesaczone seksizmem) - mozg jest nie pluciowo binarny :)
      2. Kobiety potrafia czytac mapy oraz sa swietnymi inzynierami a mezczyzni moga byc wspanialymi opiekunami oraz wychowawcami w przedszkolu. Jesli dostatecznie dlugo sobie ktos powtarza ze nie rozumie map prawdopodobnie nie wlozyl wiele wysilku zeby sie nauczyc/zrozumiec, podobnie jest z matematyka, fizyka czy programowaniem.
      3. 'umiarkowane' podejscie do mody/makijazu/dbania o siebie jest bardzo subiektywnym stwierdzeniem :)
      4. Dodatkowo, to jak wyglada druga osoba nie wplywa na nas (a jesli czyjes nogi/pachy/dlugosc spodnicy drugiej osoby jest powodem do dluzszych rozmyslan i niecheci - warto sie nad soba zastanowic :))!
      5. Dlaczego mamy sie pogodzic z tym ze ktos uwaza ze ma prawo komentowac? Twoje cialo lub wyglad jest idealne/ny w tym momencie Twojego zycia i tyle. zyj po swojemu i pozwol innym podejmowac ich wlasne decyzje - zycie jest w ten sposob latwiejsze ;)
      5. Ryfko, dziekuje za ksiazkowa podpowiedz :)

      Usuń
    5. Marta - dodałabym jeszcze to, że w społeczeństwach, w których panuje równouprawnienie (np. w Skandynawii), podchodzi się do małych dziewczynek jak do LUDZI i dzięki temu odnoszą duże sukcesy w przedmiotach ścisłych. Zaś w krajach, w których panuje przekonanie, że brak zrozumienia matematyki czy chemii jest "typowo kobiecy", poświęca się mniej uwagi temu, żeby dziewczynka zrozumiała te przedmioty, bo "przecież nic się nie stanie, dziewczynki mają inne zdolności". Przez to nie tylko tkwimy w miejscu, ale także tracimy nieodkryte geniuszki (słownik Google mi podkreśla to słowo na czerwono, sic!). A programy "Dziewczyny na Politechniki" nic nie poprawią, bo powinny działać te 15 lat wcześniej.

      Usuń
    6. Ta-ak, i w wmawia się dziewczynkom, że są równie zdolne, jak nie bardziej zdolne od chłopców, jak mnie w dzieciństwie, i później politechnika i depresja. Większość dziewczynek różni się od większości chłopców i nie rozumiem, dlaczego ludzie mają z tym problem. Sorry, może jestem do dupy inżynierem, ale nie jara mnie lanie betonu tak, jak jara to mojego narzeczonego, a większość dziewczyn, które twierdzą, że je jara, kłamie, co widać po tzw. czasie wolnym i tematach ich rozmów.

      Usuń
    7. A moim zdaniem lanie betonu idzie Ci naprawdę świetnie.

      Usuń
    8. I tak właśnie wygląda dyskusja z postępowym betonem :)

      Usuń
    9. Sorry, ale nie będę dyskutować o tym, czy kobiety dorównują mężczyznom inteligencją i jakie zawody są ewentualnie dla nich odpowiednie. Jest 2017 rok i najwyższa pora ogarnąć, że LUDZIE SĄ RÓŻNI, mają różne zainteresowania, zdolności, predyspozycje i poziomy IQ, i naprawdę płeć nie ma tu nic do rzeczy. A to, że Ty akurat wybrałaś studia, które okazały się dla Ciebie zbyt trudne/męczące, i zawód, który Cię nie pasjonuje (współczuję, bez ironii), naprawdę nie świadczy o tym, że ŻADNA kobieta nie będzie się spełniać w branży budowlanej.

      Usuń
    10. Ryfko, anonimka na górze nie napisała że ŻADNA kobieta nie będzie się spełniać w branży budowlanej, mówiła raczej o ogólnych preferencjach :) Skoro jesteś orędowniczką wolnego wyboru i zasady 'żyj i pozwól żyć innym' - tak wnioskuję po Twoim wpisie - to nie rozumiem Twojej złośliwej reakcji na komentarz powyższego Anonimka. Nie był on obraźliwy czy niemiły. Po prostu przedstawiał inny punkt widzenia, do którego Autorka ma prawo.
      Pozdrawiam,
      Anna

      Usuń
    11. Nie no, różne punkty widzenia - spoko, ale pisanie, że "wmawia się dziewczynkom", że są równie zdolne co chłopcy (czyli w rzeczywistości są głupsze), i że kobiety, które twierdzą, że "jara je beton", kłamią, to już seksizm i tego tolerować nie będę.

      Usuń
    12. moja przyjaciółka studiuje architekturę i jara ją beton, w weekendy razem z chłopakiem odlewają z betonu piękne stojaki na kwiaty. powiedziałabym, że beton jara ją bardziej, niż chłopaka :)

      Usuń
    13. Nie pracuję w wyuczonym zawodzie, więc nie musisz mi specjalnie współczuć, ale że studia skończyłam, jakie skończyłam i znajomości mam, jakie mam, wiem, jak wygląda zaangażowanie WIĘKSZOŚCI kobiet na budowach, o czym naprawdę marzą itp. itd. Zastanawia mnie, w którym miejscu wspominam, że "żadna kobieta nie będzie się spełniać w branży budowlanej" :)

      Anonim z 25 kwietnia zwany również betonem

      Usuń
    14. Jestem kobietą i uwielbiam zapach świeżego betonu. Uwielbiam lanie szalunki, zbrojenie i lanie betonu. Rysunki zbrojenia takoż, podobnie jak schematy statyczne. Jako architekt pracowałam na kilku dużych budowach od wyrównywania terenu i lania stóp po wykończenia i, choć w wykończeniach jestem najmocniejsza ("widzę"), to najbardziej lubię konstrukcje i naprawdę nie raz żałowałam, że nie skończyłam budownictwa.
      Dlatego uważam, że uogólnienia co do tego, co męskie, a co kobiece, są bez sensu. Natomiast tak, na budowach miałam nieraz problem podczas okresu (ból brzucha + czasem brak toalety w pobliżu) i to jest jedyne, co mi przeszkadzało w pracy z racji kobiecości.

      Usuń
  5. Naprawdę dzięki za ten post.
    Z różnych względów przestałam farbować włosy, co czyniłam latami, a są naprawdę bardzo siwe, zupełnie nielicujące z wiekiem (no cóż taki los, pierwszy siwy włos w wieku 14 lat). I okazuje się, że faktycznie problem z tym mają tylko kobiety, na czele z mamą i siostrą, żaden mężczyzna w tym mąż i syn nie wypowiedział się na ten temat krytycznie.
    Z wielką chęcią przeczytam tę książkę!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od pòł roku nie farbuję włosów. Kiedyś czarne, czerń granatowa. Poczułam, że już nie mogę! Mam siwe włosy i 43 lata. I co z tego? Uczucie wolności od farby- bezcenne. Wyglądam fajnie - tak mówi moja starsza córka, ze zdaniem której liczę się.Za to w pracy panie pytają mnie czym robię pasemka...

      Usuń
  6. Każdy powinien sam znaleźć złoty środek. Ja lubię się malować, czuć ładnie i wkurza mnie, gdy ktoś bierze to za oznakę mózgu zepsutego przez zdjęcia z instagrama :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wcale nie musi być środek. Może być ekstremum (mocny makijaż, lub jego totalny brak) - jeśli tylko my czujemy się z tym dobrze.

      Usuń
    2. O! Mam wrażenie, że ktoś Anonimowy mnie tutaj rozumie. Właśnie o to mi chodzi. Przecież wiadomo, że ludzie i tak będą zwracać uwagę i gadać za plecami. Chyba lepiej wyglądać...lepiej niż gorzej? :) choć, oczywiście, to kwestia indywidualna i każdy widzi jakie szaty wkłada ;)

      Usuń
    3. "Lepiej wyglądać lepiej niż gorzej". A jeszcze lepiej wyglądać tak jak się chce.

      Usuń
    4. "Złote środki" i inne pomysły, żeby "wyglądać dobrze, skoro i tak ludzie obgadują" to komentarze właśnie tych osób, które potrzebują przeczytać tę książkę. Serio, nawet wstęp może zmienić Wam zdanie o tych feministkach, co by tylko nieogolone chodziły, a fuj ;)

      Usuń
  7. Hej, mnie też cieszą te wszystkie akcje pod hasłem "girl power", gdzie próbuje się pokazać, że wszystkie kobiety są piękne takie jakie są i ani rozmiar, ani cokolwiek innego nie ma tu znaczenia. Przykro mi tylko, że nie zawsze spotykają się z pozytywnym odzewem ze strony samych kobiet. Zamiast się cieszyć, że świat zaczyna powoli zmierzać w innym kierunku to właśnie same kobiety najbardziej krytykują takie akcje. Świetnym przykładem może być tu wypuszczony na początku stycznia kalendarz Local Heroes "Miss World", który miał promować naturalne piękno wszystkich kobiet, a spotkał się z krytyką i negatywnymi komentarzami odnośnie owłosionych pach i podobieństwa jednej z bohaterek kalendarza do Harrego Pottera. Zamiast promować takie akcje same się nakręcamy i szukamy w sobie (i przede wszystkim w innych) mankamentów, które można wytknąć i skrytykować. Długa droga jeszcze przed nami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bingo, to jest właśnie ten problem! Mit urody istnieje między innymi po to, żeby nastawiać kobiety przeciw kobietom. Niech się porównują, niech się czują gorsze, niech myślą, że "ładna prezencja" jest konieczna dla ich pracy, niech liczą zmarszczki, siwe włosy i mnożące się kompleksy. Byle nie miały czasu ani siły na nic mądrzejszego, byle nie walczyły naprawdę o swoją życiową pozycję...

      Usuń
  8. Męczę ten "Mit urody" już jakieś pół roku, bo to faktycznie nie jest najlżejsza książka. Ale wiem, że na pewno ją skończę, bo, tak jak jak napisałaś w poście - ma 30 lat, a nadal jest aktualna (!!). Przeraża mnie to, że tak niewiele w nas jeszcze świadomości. Niby coś się zmienia, ale... żółwim tempem. Dlatego sama próbuję zmienić coś w sobie (to cholerne, automatyczne ocenianie innych dziewczyn, koszmar, jak trudno się tego wyzbyć) i w swoim otoczeniu. Chociaż tyle :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ryfka temat w 10. Marzy mi się jeszcze zweryfikowanie rozmiarówki w sieciówkach,do jakichś ludzkich rozmiarów.To co jest to jakiś obłęd.Ostatnio kupuje rozmiar ubrań 40 /w Mango/,na metce jest oznaczenie że w Meksyku jest to odpowiednik S :)) i tego się trzymam, ale tez chciałam kupić klasyczne czarne jeansy w HM i myślałam że dostanę zawału nie było na mnie rozmiaru, 40 nie dawał rada a spodnie wyglądały jak by to było stoisko dla dzieci, pomyślałam że mogę mogę je sobie jedynie założyć jedynie na głowę :) Uważam że diabeł tkwi w rozmiarach i głowach tych co je ustalają. Asta la vista Seniora :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie to są ludzkie rozmiary? XS/S, który noszę chociażby ja, to już do takich nie należy? :)

      Usuń
    2. Dokładnie! Dla mnie w wielu sklepach nie ma pasujących ubrań. Tak, tak, wiem mogę ubierać się na działach z odzieżą dziecięcą, ale uprzejmie informuję, że konstrukcja tych ubrań jest dziecięca.

      Usuń
  10. Ekhem, ja po prostu mam barokowe ideały piękna.
    Nie zgadzam się z postulatami, że wszystkie kobiety są piękne. Odbieram piękno w sposób subiektywnie estetyczny. Po prostu pewne osoby, twarze i style wydają mi się piękne, a inne nudne lub brzydkie. Nie widzę powodu by kogoś informować o tym, jak go oceniam :P Ale niektóre kobiety naprawdę, obiektywnie fatalnie się ubierają, nie mają stylu, przesadzają z makijażem i ogólnie robią z siebie brzydactwa. Naturalny wygląd człowieka uważam za ładny, bo jest swojski, w końcu jesteśmy tak jakby jednym gatunkiem. Problem mam z tym, co ludzie z siebie robią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym pięknem to wiadomo - jest subiektywne. Ja hasło, że "każda kobieta jest piękna" rozumiem raczej jako: "każda kobieta, bez względu na to, jak wygląda, zasługuje na szacunek; żadna nie zasługuje na pogardę". Sama nie powiedziałabym o sobie, że jestem piękna, ale też jakoś nie zależy mi na tym, żeby piękną być. Jest taki filmik Dove, w którym kobiety muszą się same ocenić i wybrać między drzwiami z napisem BEAUTIFUL lub AVERAGE. Morał jest taki, że wszystkie powinny wybrać "beautiful". Ja bym wybrała "average" i wcale źle bym się z tego powodu nie czuła. Za to jeśli wybór byłby pomiędzy AWESOME i AVERAGE, to szłabym w "awesome" jak Mańka w zboże, bo uważam, że jestem naprawdę fajna :D

      Usuń
    2. Może nie informujesz kogoś, kiedy oceniasz go negatywnie, ale na pewno przekłada się to na Twój stosunek do niego. Można nabrać dystansu i zminimalizować ocenianie albo postarać się osobie "fatalnie ubierającej się/malującej" pomóc. Dobrze jest mieć na uwadze, że inni nie istnieją po to, żeby upiękrzać Twoje otoczenie. Fajnie jak komuś się udaje, ale nie ma tego obowiązku.

      Usuń
    3. Ryfka, nie tylko sama jesteś awesome, ale sprawiasz, że inni są awesome, a to naprawdę trudna sztuka! Uściski:)

      Usuń
  11. A ja mogę z nieco innego punktu opowiedzieć o sobie i o micie urody. Jako osoba przy kości całe życie czułam, że nie zasługuję, żeby się pindrzyć i ładnie wyglądać, bo jestem na to za gruba i grube dziewczyny nie mają prawa do wyglądania ładnie. Od wielu lat czułam ogromną presję schudnięcia (podsycana "miłymi" komentarzami w stylu "no ale chociaż twarz masz ładną") i wszystko warunkowałam sobie -jak schudne to mogę zrobić to i tamto, w nagrodę.
    Dopiero po odpuszczeniu tej presji (i wizytom u psychologa) zaczęłam chudnąć, bo robiłam coś dla siebie, a nie dla bycia akceptowaną przez społeczeństwo. Mimo wszystko wciąż brakuje przekazu, że piękno nie zależy od wagi, wieku płci i każdy powinien mieć prawo do poczucia się pięknym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, nigdy nie jesteśmy wystarczająco dobre ;) Ja z kolei przez całe dzieciństwo słyszałam, że jestem za chuda i miałam z tego powodu ogromne kompleksy, których pozbyłam się dopiero jako dorosła kobieta.

      Super, że udało Ci się zmienić podejście i robisz ze swoim ciałem to, co chcesz, a nie to, czego ktoś od Ciebie wymaga. Zaprzyjaźnienie się z samą sobą (jak banalnie i kiczowato by to nie brzmiało) to jedna z najlepszych rzeczy, jakie możemy dla siebie zrobić :)

      Usuń
    2. Ryfko, ja rowniez cale dziecinstwo slyszalam, ze jestem za chuda, i to z ust nie tylko znajomych, ale glownie mojej mamy.Zawsze chcialam przytyc i nie potrafilam,do czasu gdy doroslam i stwierdzilam, ze moje cialo lepiej wie, jaka waga jest dla niego optymalna- ja moge mu pomoc dobrze sie odzywiajac i traktujac je z wyrozumialoscia.Szkoda mi niektorych kobiet, widze, ze sa nieszczesliwe ze swoimi cialami i torturuja je, zamiast zajac sie nimi z czuloscia.

      Usuń
  12. Ryfka, to teraz tak na serio - wrzuciłabyś na insta zdjęcie swojej owłosionej pachy? Albo nogi? (a może czegoś innego co niby jest normalne, ale jednak nie do końca) Jeszcze kilkadziesiąt lat temu na polskiej ulicy normalny był widok owłosionych damskich nóg. Teraz jest to coś niesamowicie wstrętnego, odpychającego i nieestetycznego. Wszystkie kobiety z nadmierną ilością włosów to niedbające o siebie i o higienę brzydactwa. Tymczasem faceci mają coraz więcej włosów i jest spoko - brody, wąsy, jak coś spod koszulki wystaje to też takie męskie. Na logikę wiemy, że to jest nie w porządku, że to spojrzenie tylko w jedną stronę. Ale teraz szczerze, która wstawiłaby zdjęcie swojej owłosionej pachy lub nogi na instagram? Dalej jesteśmy w potrzasku i nie mamy odwagi się z niego wyrwać. To żałosne, ale prawdziwe....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Dzisiaj nie pokazałabym światu owłosionej pachy, nieogolonych nóg ani nawet pryszczatej twarzy bez podkładu. Też tkwię w żelaznej dziewicy i nie wiem, czy kiedykolwiek pewne rzeczy przeskoczę. Ale zazdroszczę dziewczynom, które potrafiły się z tego uwolnić, mocno im kibicuję, podziwiam odwagę i mam nadzieję, że z czasem (tylko nie wiem, czy tego dożyję) kobiece owłosienie lub jego brak stanie się kwestią osobistego wyboru a nie społecznego przymusu. Facet może nosić wąsy, kozią bródkę, pełną, bujną brodę lub golić twarz na gładko, może golić pachy i klatę lub nie - pełna dowolność. Kobieta może eksperymentować z fryzurami, ale poza tym musi być gładziuteńka. To chore. Jak pomyślę, ile czasu marnuję na depilację nóg, to trafia mnie szlag. Niby nie muszę tego robić, ale nie mogę tego nie robić.

      Usuń
    2. Dlatego od pewnego wieku cieszyłam się, że jestem niska i mam krótkie nogi :D
      Uważam, że nieogolone pachy są niehigieniczne, nie tylko nieestetyczne. Wydaje mi się,że coraz więcej kobiet niechętnie parzy na panów, którzy mają bujne owłosienie pod pachami. Klatka - co się komu podoba, u mnie dywan, w który można wtulić policzek powoduje dreszcze obrzydzenia :D Niemniej zdecydowanie masz rację Ryfko, mamy za mały wybór!

      Usuń
    3. A ja pachy golę, bo dla mnie to kwestia higieny (tak czuję), ale nogi już nie. Nigdy nie goliłam nóg zimą i czułam się okropnie, że "musiałam" to robić latem (bo co ludzie powiedzą...), a w tym roku będę debiutować na plażach i ulicach z włosami na nogach. Mam nadzieję, że się odważę. Bo czemu niby nie? Kiedy komuś mówiłam, dlaczego się nie golę, jakoś każdy to rozumiał i mówił, że racja, ale to wymaga odwagi. No to będę odważna, i oby w przyszłości inne kobiety też się odważyły. Bo że mi się nie chce spędzać czasu na goleniu nóg, znosić bólu depilacji albo męczyć z wrastającymi włoskami, wcale nie znaczy, że o siebie nie dbam.

      Usuń
    4. To nie do końca jest tak, że facet ma pełną dowolność. Może nosić brodę, owszem, ale to nie znaczy, że w ogóle nie goli twarzy. Niechlujny zarost również nie jest dobrze przyjmowany przez społeczeństwo, kojarzy się z wyglądem menela itp. No i ta dowolność nie dotyczy np. polityków - od nich raczej wymaga się, żeby byli zawsze gładko ogoleni. O wiele bardziej wolę ogolić nogi raz na tydzień czy tam raz na 3 dni nawet, niż twarz codziennie i bardzo się cieszę, że nie muszę tego robić.

      Usuń
    5. Ach, świat, w którym każdy może sobie golić lub nie golić to, co chce, nie wywołując tym sensacji - to by było coś pięknego!

      Usuń
  13. W całym tekście najbardziej zwróciłam uwagę na zdanie o starzeniu się. Kobiety rzeczywiście mają bardzo duży problem ze starzeniem się, bo społeczeństwo w ogóle nie akceptuje tego faktu. Zresztą nie tylko współczesne - zauważ, że starsi mężczyźni to mędrcy i władcy, a stare kobiety - wiedźmy. I jakoś został ten schemat do dzisiaj. Dlatego spotykając kobietę starzejącą się z godnością jestem zawsze zachwycona, że takie egzemplarze jeszcze istnieją. Na szczęście na moim uniwersytecie wykłada wiele starszych pań i większość z nich jest pięknie łączy wysoką kulturę osobistą, elegancki, odpowiedni do wieku strój i wiedzę. Niestety, na ulicach nie jest tak pięknie i o wiele częściej spotyka się typ ,, starej nastolatki" albo ,, niemiecka turystka w ortalionach".
    Chyba własnie godność jest dla mnie podstawową kategorią urody. Człowiek który się szanuje i jest świadom swojej godności zawsze będzie wyglądał dobrze. Nie będzie też plątał się w jakieś dziwne spory i rywalizacje (obawiam się, że jestem za mało kobieca żeby zrozumieć kobiety rywalizujące na urodę.) A najlepiej to się po prostu zająć czymś ciekawym. Może mam specyficzne pojęcie, ale na niezadowolenie ze swojego wyglądu polecam kurs filozofii, poezji albo pracę w wolontariacie/ z bezdomnymi. Albo cokolwiek innego, co rozwija umysł, empatię i zajmuje czas. Na mnie podziałało znakomicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedźma to jest właśnie kobieta, która wie, czyli odpowiednik mędrca.

      Usuń
    2. Rozumiem, że nie miałaś na myśli niczego złego, ale bardzo nie lubię zwrotu "starzeć się z godnością". Czy kobieta pod siedemdziesiątkę mająca ochotę popylać w adidasach i ortalionowych spodniach, z niedbale obciętymi włosami, ma tej godności mniej? Albo czy nie zasługuje na szacunek mająca w nosie oczekiwania sąsiadów staruszka nosząca przepastne spódnice w kolorowe kwiaty i farbująca włosy na wściekły oranż? Podobnież - czemu mielibyśmy odsądzać od czci i wiary kobietę, która swoje ciężko zarobione pieniądze postanowiła wydać na wczasy dla wnucząt, a botoks i korektę nosa - nie po to, by się komuś przypodobać, ale żeby uśmiechać się spoglądając w lustro, bo taka zmiana wizerunku jest dla niej zwyczajnie przyjemne, co inni niekoniecznie muszą rozumieć.
      Jeśli jest to kwestia ich wyboru, a nie prób ujęcia sobie wieku, by nie wypaść poza nawias społeczeństwa, które dyskryminuje osoby starsze - nie widzę problemu. Nikt nie powinien zmuszać żadnej kobiety do bycia subtelnie uperfumowaną nobliwą damą w świetnie skrojonej garsonce.

      Usuń
  14. Rudka! Cudnie, że poruszyłas ten temat. Też mecze te książke od kilku miesięcy i fakt do najłatwiejszych nie należy. Ale jest bardzo ważna lektura dla kobiet, zwłaszcza w realiach i kraju, w którym żyjemy.

    Jeśli spojrzeć na poruszane tematy z szerszej perspektywy to można powiedzieć, że robią nam niezle pranie mózgu. Wywalczyłysmy wolność niecałe 100 lat temu, to bardzo krótki okres czasu aby nazwać obydwie płcie równymi.

    Czasem mam takie myśli jakby o to było gdyby wymagania były stawiane mezczyznom. Wyobraźmy sobie swiat w którym to mężczyźni noszą makijaż, wciskane im sa bokserki na różne sezony i społeczeństwo nakazuje im powiększać jądra bo im większe to seksowniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja cały czas nie mogę do końca zrozumieć, czy dyskusje o urodzie, sylwetce, wyglądzie itd są naprawdę potrzebne? Być może wynika to z tego, że przebywam w danym towarzystwie, gdzie najbardziej istotne jest to, żeby mieć porządne poczucie humoru, cięty język, ciekawą wiedzę i przydatne umiejętności, a to jak kto wygląda jest naprawdę nieistotnym dodatkiem. No, chyba, że może być jakoś użyte w kontekście prowadzonej rozmowy - ale nie chodzi o ocenianie kogoś, w żadnym wypadku. Jak do tej pory, to czyjś wygląd pojawia się wśród mnie i moich znajomych pod jednym kątem: "Widziałeś, że on/ona coś ostatniej wygląda? Niewyspany(a), zgrubł(a), wszystko jest w porządku? Ma jakieś problemy?" Kiepski wygląd w tym wypadku nie oznacza tego, że komuś się NIE CHCE zadbać o siebie, tylko że może coś jest nie tak w życiu tej osoby i to się na niej odbija. Wiem po sobie, mój wygląd jest zwykle miernikiem mojego samopoczucia, zmęczenia. Kolejnych nieprzespanych nocy nie ukryje najlepszy róż, a choroby i stres widać z daleka. Może nauczmy się bardziej dbać o siebie "wewnętrznie" i "mentalnie", niż "zewnętrznie"? Dlaczego za normalne uznaje się teraz dyskusje o równości, prawie do niegolenia nóg i chodzenia w dresach, skoro te rzeczy są normalne! Chcesz, rób to. Jak ktoś ma z tym problem - to jego problem. Nawet, jak ktoś to skomentuje, bo mu się podoba, czy też nie - fajnie, masz swoje zdanie. A ja mam swoje. I koniec tematu. Od dłuższego czasu tak do tego podchodzę i wiecie co? Jest mi z tym naprawdę dobrze.
    A pamiętam teksty np. mojej mamy - "powinnaś nosić sukienki, bo żaden chłopak Cię nie zechce, bo chłopcy wolą sukienki" Hm, mój od 8 lat obecny chłopak jakoś woli ze mną rozmawiać, niż tylko się na mnie patrzeć.
    Albo mojej koleżanki "kobiety powinny nosić spódnice, bo dopiero wtedy są kobiece" Serio? I to jest najważniejsza cecha bycia kobietą? Bycie kobiecą?

    Jak dla mnie, podkreślanie na siłę różnic między kobietą a mężczyzną tylko wyolbrzymia niepotrzebnie temat. Albo między kobietą i kobietą. Albo mężczyzną i mężczyzną. Albo między traktorem a mężczyzną. Albo trawnikiem a kobietą. Mam nadzieję, że łapiecie o co mi chodzi. Wszystko jest inne. Te różnice są. To jest oczywiste. Naturalne. One są. I żadna z nich nie jest lepsza, czy gorsza, bardziej przydatna, czy mniej. One są inne (jak to różnice). I może pora w końcu przyjąć to do wiadomości i robić swoje, czyli to co najlepiej nam wychodzi. Przy użyciu tych cech w nas, które nam najlepiej akurat do czegoś pasują. Bądź ciekawym człowiekiem, przede wszystkim dla samego siebie. O czym tu w ogóle dyskutować - chcesz golić nogi, to golisz. Nie to nie. Dopiero poruszanie tego tematu i robienie z tego problemu sprawia, że staje się to problemem. Każdy na jakiś temat ma jakąś swoją opinię i nie ma się co dziwić, że jak komuś poddtykasz pod nos owłosioną/ogoloną łydkę, to to skomentuje. Bo właściwie czego się oczekuje? Milczenia? No chyba nie. Traktuj to normalnie, nie rób samemu sobie z tego problemu. To jest naprawdę proste. I tak, wiem, opinia ludzka ma znaczenie. Ale dla własnego zdrowia należy pewne rzeczy nauczyć się ignorować (jako głupie), albo w miarę możliwości zmienić środowisko.

    Plan na ten rok - nauczyć się wyrażać konkretnie i oszczędniej w słowach, wyszło mi dużo tekstu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O sprawach, społeczeństwie, poglądach trzeba dyskutować. Trzeba rozmawiać o tym co nam nie odpowiada w naszej wspólnej przestrzeni publicznej, bo to pierwszy krok do zmian. Kiedy jest cisza, to tej ciszy wcale nie ma, bo głos mają ci, którzy ci coś każą i cię oceniają. Kiedy nie rozmawiamy o tym, że mamy prawo być sobą, to wiele z nas o tym nie wie, bo dorastało w świecie, w którym padały takie zdania jak właśnie "powinnaś nosić sukienki", "powinnaś to, powinnaś tamto". Kiedy wszystkie jednym głosem mówimy, że mamy prawo do decydowaniu o sobie, to jest nam raźniej i kolejne kobiety się odważają tak mówić. I robić to co uważają za słusznie, a nie to, co dyktuje im narzucony wzorzec.

      Usuń
  16. Kompletnie nie rozumiem osób, które robią coś wbrew sobie. Był czas /krótki/, gdy goliłam nogi i goliłam się pod pachami, ale przestałam, bo mi to nie odpowiadało. Pewna znajoma powiedziała mi: Pan Bóg stworzył Ci włoski na nogach i pod pachami, więc do czegoś one służą, bo On się nie myli. Te pod pachami zatrzymują pot, by nie ciekł Ci po cyckach - powiedziała. Wow! Oszczędzam czas, pieniądze i zdrowie nie goląc się. Wystarczy się umyć i dezodorant latem /zimą nie używam!/. Mam męża /tego samego od lat/ i powodzenie u mężczyzn. Nikomu to nie przeszkadza, że się nie golę. Nic nie muszę. Chodzę często bez stanika, bo mnie uwiera "pojedź do Rio gdzie dziewcząt bez liku nie nosi staników"... "Ale Ty jesteś ekscentryczna i inna i Tobie wszystko pasuje" - słyszę. Też takie bądźcie i żyjcie pełnią życia na SWOICH warunkach. Szafę Sztywniary i Kraków kocham. Ryfko, pozdrawiam serdecznie.
    Ps. Odwiedziłam ostatnio Tytano, nie do końca to moje klimaty. Jednak wolę Kazimierz, szczególnie Alchemię i Mleczarnię, oraz MOMO przy Dietla. Barbara z Warszawy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. akurat włosy pod pachami, jak i łonowe służą (mówiąc w skrócie) rozpylaniu feromonów, miało to sens, póki byliśmy względnie nagim gatunkiem, teraz to bardziej taka pozostałość po dawnych czasach, chociaż pewnie też jakieś szczątkowe właściwości się zachowały, mimo zakrywania, niemal obsesyjnego mycia (w porównaniu z tym co było tysiące lat temu) i antyperspirowania ;)

      Usuń
  17. Cała seria wydawnicza B, w której wyszła Wolf, warta jest uwagi - jej druga książka, "Wagina", klasyczne "Mistyka kobiecości" Betty Friedan i "Druga płeć" de Beauvoir i zdecydowanie wpisująca się w tematykę Ryfkowego posta "Reakcja" Susan Faludi. Nic, tylko czytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle czasu zmarnowałam, nie czytając feministycznych książek. Będę nadrabiać! :)

      Usuń
  18. Ryfko, nie mam wątpliwości, że ta książka jest warta uwagi. Uwielbiam tego typu publikacje (nie wiem, jak to nazwać inaczej - poradniki? To złe słowo, może researche? Badania?), o "Micie urody" wcześniej nie słyszałam, więc dzięki Ci za to. Mam kolejną książkę na mojej liście do przeczytania w najbliższym czasie. Teraz czytam coś w tym stylu - w sensie, że autor rozgryza psychologiczne i społeczne tematy. Obecnie zapoznaję się z "Językiem rzeczy" - o tym, jak przedmioty przemawiają do nas i kuszą, w dużej mierze chodzi o przedmioty markowe, designerskie i luksusowe. Bardzo ciekawa sprawa.

    Inną książką, którą mogę Ci polecić w tym typie, jest "Płytki umysł". Obożesztymój, jak mi się podobała ta książka! Tak jak opisywana przez Ciebie książka rozprawia się z mitem urody, tak "Płytki umysł" rozprawia się z mitem zbawiennego wpływu sieci na nasze życie i mózg (dosłownie!). Niesamowite, że używanie internetu potrafi zmodyfikować nasz układ nerwowy i to trwale! Bardzo Ci polecam tę książkę, mnie bardzo wciągnęła i wciąż rozpowiadam znajomym, aby ją przeczytali :)

    Tutaj mój tekst o niej, już daaawno opublikowany: http://www.pineap.pl/2016/03/plytki-umysl-jak-internet-wplywa-na-nasz-mozg/

    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja przez "Mit..." przebrnęłam w kilka dni,tak mi się to dobrze czytało. Jedna z ważniejszych książek, które miałam okazję przeczytać - otworzyła oczy na wiele spraw.

    OdpowiedzUsuń
  20. Dzięki za ten post, ostatnio dużo o tym myślę i rozmawiam z innymi. Jestem przekonana, że to właśnie my kobiety jesteśmy nawzajem największymi swoimi wrogami. Tak naprawdę to nie mężczyźni nakręcają tę karuzelę wcale-nie-śmiechu, tylko właśnie my same. Bardzo się cieszę, że powoli czuć powiew zmian, coraz częściej "kobieca solidarność" to nie tylko puste słowa, ale dopóki będziemy wyliczać czy dwa czy trzy tygodnie po porodzie "X odyskała idealne ciało" albo "Y pokazuje cellulit" to nic się nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  21. Twoja recenzja książki brzmi bardzo zachęcająco, będę się za nią rozglądać :) Co do narzucanych kanonów urody, to sama się na to nadziałam. :/ W przeszłości uważałam, że jestem niska, dziwna, kanciasta i gruba, że mam duży nos i ogólnie nie czułam się dobrze ze swoją urodą. Byłam wpatrzona w o wiele bardziej subtelne kobiety, typu Marylin Monroeczy Beyonce. Swoje dokładali rówieśnicy, że jestem gruba, a nawet nauczyciele mi mówili, że dziewczyna powinna być grzeczniutka, nie powinna mieć szerokich ramion i tak dalej.
    Moim zdaniem najbardziej kobiety są krzywdzone przez stylistki, które dzielą sylwetki na gorsze i lepsze. Jeśli kobieta nie jest klepsydrą, to sztuczne poszerzanie bioder, ukrywanie szerokich ramion będzie krzywdziło sylwetkę. Jeśli kobieta prezentuje męski typ urody, ma mocne rysy twarzy, nigdy nie doda sobie urody, ubierając się w kwiaty i koroneczki. Jako niewysoki rożek najlepiej wyglądam, kiedy akcentuję ramiona i ubieram się w różne kolory.

    Mnie tak naprawdę wyzwoliła analiza typu według Kibbe oraz Ethereali dokonana przez Gretę Kredkę. Okazało się, że prezentuję Yangowy typ urody, Flamboyant Gamine, dlatego nigdy nie będę dobrze wyglądać w koronkach i rozkloszowanych sukienkach, jak transwestyta. Ale za to ostre ramoneski, skóra, męskie fedory, rockowy styl są jak dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moim zdaniem sprawa jest prosta: dla Ciebie jest wszystko to, w czym czujesz się dobrze i w czym się sobie podobasz :) Jeśli pokrywa się to z tym, co doradzają Ci stylistki według takiego czy innego "systemu" - fajnie, jeśli nie - co z tego?

      Usuń
    2. No... nie do końca. Nie wszyscy potrafią wygrzebać się z modowego chaosu, wiele rzeczy się im podoba, a kiedy dochodzą głosy innych, to kompletna katastrofa. Np. ja nie miałam pojęcia, że od szerokich spódnic i koronkowych bluzek o wiele lepsze są wściekła pantera, skóra i podarte dżinsy.
      Typologia Kibbe i Ethereale Grety Kredki to nic innego, jak rozłożenie urody na czynniki pierwsze. Tak jak w muzyce mamy nuty, a w malarstwie farby, nas kształtują pierwiastki i kolory. Przestało mnie dręczyć, dlaczego jestem mocniej zbudowana niż większość koleżanek, zaczęłam aktywnie i systematycznie ćwiczyć, stałam się pewniejsza siebie i swojego wyglądu. I najważniejsze, w końcu wiem, jak się ubrać. Serio. Także dowiedziałam sie, dlaczego jestem odbierana przez facetów w konkretny sposób. ;)

      Usuń
    3. Nie no, jeśli Tobie ta analiza pomogła i jesteś zadowolona z tego, jak wyglądasz, to super :) Chodziło mi raczej o sytuacje, gdy jakiś system czy guru głosi, że powinniśmy nosić to czy tamto, a unikać czegoś tam, a my akurat dobrze się czujemy w tym, co "nie jest dla nas". Wtedy olać system! ;)

      Usuń
  22. Po prostu: polubić i zaakceptować siebie. Uśmiechać się do siebie i do innych... Nie tylko z wierzchu się uśmiechać, ale tak "w środku"... Dzięki za ten wpis, Ryfko, ale do książki nie będę zaglądać, w tym czasie będę "pielęgnować wewnętrzny uśmiech"

    OdpowiedzUsuń
  23. Witam. Chce powiedzieć, że od pewnego czasu okropnie wkurza mnie ten nachalny pęd do odchudzania. Kocham jeść, żyje głównie w świecie smaków i byłoby mi na prawdę przykro gdybym jutro stanęła u bram Niebios nie zjadłszy pizzy hawajskiej bo byłam akurat na diecie.
    Poza tym pamiętajmy, że jednak w słowie "fitness" jest "ss" na końcu.;-)))
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  24. Właśnie ostatnio się nad tym zastanawiałam odnośnie mojego własnego życia, a tu proszę, taki wpis. Pewnie, że nic nowego, ale jakoś do mnie to ostatnio wyjątkowo wyraźnie dotarło, że przez całe życie stawiano mi za wzór kobietę ładną, zadbaną, miłą, w miarę oczywiście zdolną, pracowitą, ale jednocześnie głupią, pustą, bez własnego zdania, podporządkowaną mężczyznom, "bo wiedzą lepiej" i przede wszystkim (co jest najsilniejszym punktem takiego paradygmatu, bo pozwala na dowolne manipulowanie kobietą) - wiecznie niezadowoloną z siebie, głównie odnośnie wyglądu, rzecz jasna, ale tak naprawdę niezadowoloną z całej siebie. I tak nam ładują do głów, i naprawdę, czasem trzeba dużo czasu, żeby w ogóle sobie to uświadomić, a co dopiero z tego wyjść! A jeśli chodzi o kult chudości, to jest to kolejny sposób na kontrolowanie kobiecej seksualności, bardzo pokrętny, ale zmierzający, jak cały ten cyrk odnośnie wyglądu kobiecego, do osłabienia kobiecej siły i podporządkowania kobiety mądrzejszym, starszym, silniejszym facetom. No, nic, rozpisałam się, choć właściwie to można by o tym jeszcze pisać i pisać. Więcej takich wpisów, Ryfko!
    Acha, i zgadzam się zupełnie, że zmiana musi wyjść od samych kobiet, bo jak wiadomo, to kobieta kobiecie wilczycą;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja z innej beczki,nie na temat.Na Twoim instagramie przeczytałam,że lubisz okładki książek stylizowanych na stare.Czy prawdziwe,stare książki,nawet takie z dziewiętnastego,czy nawet osiemnastego wieku też lubisz?Może głupio,że pytam..Pozdrawiam,Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, oczywiście nie mam żadnej takiej książki, ale platonicznie lubię :) Ogólnie można założyć, że jeśli coś jest stare, to jest duża szansa, że mi się spodoba ;)

      Usuń
    2. Hej,często myślę o Tobie,zwłaszcza na stryszku,gdzie pełno zapomnianych rzeczy po aptece Dziadków...Tak nawiasem,kocham strychy,a moj jest magiczny..
      Pozdrawiam,Joanna.
      Jakby co,dam glos!:)

      Usuń
  26. Wszystko się zgadza, książka interesująca. Mimo wszystko pamiętajmy też, że problem ten nie dotyczy tylko kobiet. Jest bardzo ogólny - mężczyźni też często cierpią na kompleksy, ze względu na tworzony przez media wizerunek idealnego faceta. To dlatego tak licznie chodzą na siłownię, próbują, starają się, często nawet stosują środki dopingujące, by osiągnąć zamierzony efekt. Są jednak bardziej konsekwentni i jeśli widzą ważny cel, potrafią podjąć ryzyko i postawić wszystko na jedną kartę.

    Irytuje mnie troszkę wiecznie narzekanie kobiet na swój los. Oczywiście, każdy problem potrzebuje analizy, nim znajdzie się jego rozwiązanie, jednak przez ten współczesny, populistyczny feminizm, tracimy trochę kontakt z rzeczywistością, i zapominamy, że mężczyźni też są ludźmi.

    Szukamy problemów z akceptacją Nas, kobiet, jako ludzi z krwi i kości, obwiniając o to Naszych wspaniałych mężczyzn, nie biorąc pod uwagę tego, że problem leży właśnie w Nas! To my rywalizujemy między sobą. Wiecznie porównujemy się z innymi kobietami, tworzymy rankingi co jest bardziej kobiece, a co mniej. Bo facet powie, że woli większe cycki, to od razu należy poprawiać naturę... Same szukamy wzoru do naśladowania w tym temacie, ograniczając swoją osobowość i kobiecość właśnie. Wypytujemy partnerów o to, co by chcieli w Nas zmienić, uważając, że coś jest na pewno z Nami nie tak. Same szukamy dziury w całym, zamiast zadbać o to, co mamy, pokazać wdzięczność. Po prostu dajemy sobie narzucić takie myślenie, i tyle. Wiecznie niezadowolone, nie wdzięczne, zazdrosne, pochłonięte rywalizacją. To, ze facet woli np. (banalny przykład) większe piersi u kobiet, nie oznacza że połowa żeńskiej części ludzkiej populacji powinna poddawać się operacjom.

    Powtórzę - same rywalizujemy ze sobą, stwarzając pożywkę dla mediów i całej tej manipulacji. I tak się to kręci! Gdyby wszystkie kobiety miały dla siebie szacunek, były wdzięczne za to, co mają, i ceniły różnice, a nie podobieństwa, świat byłby lepszy.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz :)
* Uwaga: Na blogu działa SPAMOWSTRZYMYWACZ. Spam = linki do sklepów, Allegro, zaproszenia do odwiedzenia bloga itp. (jeśli podpiszecie się "Krysia" i podlinkujecie swój nick do sklepu z dachówkami / kosmetykami / karmą dla kota, to nadal jest to spam).