Kiedy na dworze zimno, cimno i smog, nic tak nie poprawia humoru jak oglądanie cudzych zdjęć ze słonecznej plaży! Taaa... Dobrze wiem, że takie widoki bywają bolesne, ale mam nadzieję, że zaciśniecie zęby i jakoś przeżyjecie moją relację z Krety. Na pocieszenie powiem Wam, że to były nasze pierwsze prawdziwe wakacje od 3 lat, a w dodatku zaliczyliśmy na nich kilka kosztownych wtop. Lepiej? No to lecimy.
OL EKSKJUZMI
Do tej pory zawsze organizowaliśmy wyjazdy samodzielnie, ale tym razem zdecydowaliśmy się na opcję all inclusive (która od przeczytania pewnego komentarza na FB już zawsze będzie dla mnie "ol ekskjuzmi"). Dlaczego? Bo byliśmy naprawdę zmęczeni i chcieliśmy, żeby ktoś się nami po prostu zajął. Wiecie, żebyśmy nie musieli kombinować, jak się dostać z lotniska do hotelu albo zastanawiać się, gdzie i co będziemy każdego dnia jeść. No i żeby była plaża. I basen.
Szybko okazało się jednak, że trochę przeholowaliśmy z tym naszym "hura, możemy wyłączyć myślenie!". W zasadzie okazało się to jeszcze przed wyjazdem. O 22:00 cudem zorientowałam się, że nasz wylot, który miał być o 4:00 rano, został przesunięty na 3:00. A busa z Krakowa na lotnisko w Katowicach mieliśmy zarezerwowanego na 00:30, czyli po zmianie wylotu - za późno. I oczywiście nie było wcześniejszych. Piękny początek! Żeby było śmieszniej, cały dzień spędziliśmy w iście greckim trybie siga, siga (powoli, powoli), ciesząc się, że mamy tyle czasu i możemy się ogarnąć i spakować na spokojnie, bez spiny i paniki. A tu nagle taka SPINA I PANIKA! Koniec końców zdążyliśmy i teraz jesteśmy bogatsi w wiedzę, ile kosztuje taksówka z Krakowa na lotnisko w Katowicach. 250 zł.
Fortuna jednak naprawdę kołem się toczy i na miejscu czekała nas miła niespodzianka: zamiast pokoju, który zarezerwowaliśmy, dostaliśmy lepszy, z prywatnym basenem! Normalnie "elity z Manhattanu, xoxo". Żyć, nie umierać: ładne wnętrze, plaża przy samym hotelu, cisza i spokój (hotel tylko dla dorosłych), nieograniczona możliwość dryfowania na pączku, a do tego regularne posiłki (największym bólem po powrocie - oprócz pogody - było to, że rano w naszej kuchni nie czekały na nas dwa stoły tostów, jajeczniczek, rogalików i innych smakołyków). Człowiek naprawdę błyskawicznie przyzwyczaja się do luksusów.
CO SŁYCHAĆ NA MIEŚCIE?
O ile hotel (Ammos Beach Hotel) spełnił, a nawet przekroczył nasze oczekiwania, o tyle miejscowość Malia, w której się znajdował, cóż... nie wywołała naszych zachwytów. Pewnie dlatego, że do tej pory bujaliśmy się po dużych miastach (Paryż, Rzym, Lizbona, Porto), w których zawsze było sporo do zobaczenia, a tutaj mieliśmy raptem dwie ulice na krzyż ze straganami i barami (w większości zamkniętymi w październiku), bo największą i w sumie jedyną atrakcją miasteczka była plaża.
W ogóle jeśli chodzi o krajobraz pozaplażowy, to podczas jazdy autokarem z jednej strony cieszył mnie widok palm, drzew oliwnych i ogólna zieloność, ale z drugiej - dziwił ogrom niedokończonych budynków ze sterczącymi prętami zbrojeniowymi. Okazało się, że to grecki sposób na obejście przepisu mówiącego, że podatki płaci się tylko od budynków dokończonych: wielu sprytnych Greków po prostu udaje, że ich domy cały czas są "w budowie". To oczywiście nie przeszkadza im mieszkać w wykończonych częściach (tłumacząc, że kolejne piętro powstanie później), a nawet prowadzić w nich hoteli (niektóre miały szyldy przyczepione do tych wystających prętów!).
Drugą rzeczą, która mnie zdziwiła, było zagęszczenie sklepów z futrami na kilometr kwadratowy. Po co futra w kraju, w którym w drugiej połowie października jest 25 stopni, a zimą temperatura rzadko spada poniżej 10? Tej zagadki nie udało mi się rozwiązać, ale wiele szyldów oprócz greckiej i angielskiej wersji miało również rosyjską, więc może na eksport?
Za to zdecydowanie pozytywnym elementem krajobrazu były panele słoneczne i wiatraki. Od przewodniczki dowiedzieliśmy się, że aż 30% energii na Krecie pochodzi ze źródeł odnawialnych. Niezły wynik!
GROTA ZEUSA, LABIRYNT MINOTAURA, WYSPA TRĘDOWATYCH
Mieliśmy plan, żeby część urlopu spędzić w trybie "jajko sadzone", czyli leżąc i się smażąc, ale cały tydzień plażowania to by było jednak dla nas za wiele. Zwiedzanie też musiało być! Wykupiliśmy więc 3 całodniowe wycieczki u organizatora, ponownie ciesząc się, że nie musimy się martwić logistyką, bo ktoś nas zawiezie, oprowadzi i przywiezie. Co może pójść nie tak? Ano na przykład to, że przyjdziemy na miejsce zbiórki o 8:30, podczas gdy odjazd był o 7:30. No ja pierdzielę, CO SIĘ DZIEJE?! Człowiek na chwilę przestaje być czujnym, zorganizowanym turystą (Dzióbek powiedziałby nawet, że control freakiem) i od razu zalicza wtopę za wtopą! Nigdy w życiu nic takiego mi się nie przydarzyło! No ale cóż, wsiedliśmy w taksówkę, zakrzyknęliśmy niczym w filmie akcji: "Za tym autokarem... który odjechał godzinę temu" i 55 euro później dołączyliśmy do naszej grupy w pałacu w Knossos.
Nie licząc naszego kosztownego gapiostwa, tzw. "wycieczki fakultatywne" okazały się bardzo udane. Przyznam, że wcześniej patrzyliśmy trochę z politowaniem na zorganizowane grupy z przewodnikiem, bo my tacy niezależni i samodzielni podróżnicy, a oni to pewnie sztampa i "jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w Belgii". A teraz wydaje mi się, że jednak sporo straciliśmy, zwiedzając muzea czy ruiny na własną rękę, bo wszystkie nasze pilotki tak fantastycznie opowiadały o zabytkach i codziennym życiu w Grecji, że było to zupełnie inne, dużo ciekawsze doświadczenie niż zwiedzanie z książkowym przewodnikiem w dłoni.
Zwiedziliśmy m.in. płaskowyż Lasithi i górską jaskinię Dikteon, w której według legendy urodził się Zeus. 20 minut spacerkiem pod górę nie było zbyt męczące nawet dla człowieka z zerową kondycją (czyli mnie), ale kiedy na górze jedna pani stwierdziła, że naprawdę nie wie, "jak ta baba w ciąży tu wlazła", z uznaniem mieszanym z przerażeniem zaczęłam się rozglądać za tą ciężarną supermenką. Po kilku sekundach do mnie dotarło, że pani mówiła o Rei - matce Zeusa, o której wcześniej opowiadała przewodniczka.
W liceum byłam ogromną fanką greckiej mitologii, znałam na wyrywki wszystkich bogów i herosów i nie ominęłam żadnego odcinka seriali o Herkulesie i Xenie wojowniczej księżniczce. Dlatego wizyta w pałacu minojskim w Knossos (a w zasadzie tym, co z niego zostało) zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Bo bardzo możliwe, że to właśnie ten pałac dał początek słynnemu mitowi o wybudowanym przez Dedala labiryncie, w którym król Minos więził straszliwego Minotaura. Zawsze ciekawiły mnie źródła legend, wierzeń czy całych religii, no bo przecież każda, nawet najbardziej nieprawdopodobna historia musi mieć jakieś logiczne wytłumaczenie: ktoś zobaczył coś dziwnego, opowiedział komuś innemu, trochę pewnie koloryzując, ten ktoś przekazał dalej, dodając coś od siebie, i na zasadzie głuchego telefonu powstała opowieść o ziejącym ogniem smoku albo satanistach jeżdżących po mieście czarną wołgą i porywających ludzi. No dobra, ale co z tym Minotaurem? Ano, jak zobaczycie na zdjęciu makiety poniżej, pałac był ogromny (22 000 m2) i miał bardzo skomplikowaną sieć korytarzy, przez co rzeczywiście mógł wyglądać jak labirynt, zwłaszcza w oczach prostych chłopów przybywających do króla na audiencję. Jeśli dodamy do tego wielkie kamienne rogi, byki namalowane na ścianach pałacu czy hipotezę, że podczas ceremonii kapłan występował w masce byka, mamy gotowe składniki na soczysty, starożytny fejk nius.
Gdybym miała wybrać jeden najważniejszy punkt naszego kreteńskiego programu, to bez dwóch zdań byłby to rejs po malowniczej zatoce Mirabello (te widoki!) oraz zwiedzanie wyspy Spinalongi. Historia wyspy jest równie ciekawa, co smutna. Najpierw była to forteca obronna, stworzona po to, by nikt nie mógł się na wyspę dostać, a później władze ustanowiły tam kolonię trędowatych i pilnowały, żeby nikt nie mógł się z niej wydostać. Aż trudno uwierzyć, że chorzy na trąd mieszkali tam do 1957 roku!
U brzegów Spinalongi pierwszy raz w życiu zobaczyłam słynne jeżowce, czyli kuliste stworzonka z kolcami, przed którymi przestrzega wiele stron internetowych. Czytałam, że nadepnięcie takiego potworka gołą stopą to ból nie do opisania (spokojnie, występują tylko przy kamienistych brzegach, na piaszczystych plażach ich nie ma). Podejrzewałam jednak, że internet jak zwykle przesadza, no bo u jeża te kolce wcale nie są takie ostre, więc u jeżowca pewnie podobnie, nie? NIE. Dotknęliśmy jednego patykiem (podkreślam: DOTKNĘLIŚMY, nie dźgnęliśmy, nie uderzyliśmy, nie zrobiliśmy z niego szaszłyka, ogólnie żadnemu jeżowcowi nie stała się krzywda) i szok: te kolce są twarde i ostre jak gwoździe! Przed takimi ostrzami to chyba nawet te gumowe buty do pływania nie ochronią.
Ostatnim punktem w naszym programie zwiedzania było miasteczko Agios Nikolaos, które w przewodnikach nazywane jest "kreteńskim Saint Tropez", co uważam za spore nadużycie. Po obczajeniu straganów z pamiątkami i zjedzeniu lodów nie bardzo wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić, więc dla żartu przespacerowaliśmy się pod posąg księżniczki Europy siedzącej na byku (którego postać przybrał Zeus, by ją uprowadzić), bo nasza przewodniczka wspomniała wcześniej o przesądzie, zgodnie z którym każdy, kto pogłaszcze stopy Europy, będzie miał zapewnione szczęście przez cały rok. Stwierdziliśmy, że nie zaszkodzi, zwłaszcza że większego pecha niż do tej pory raczej mieć nie będziemy. Cierpliwie odczekaliśmy, aż dowcipny pan zrobi sobie "zabawne" fotki, na których trzyma byka za... no powiedzmy że nie za rogi, pogłaskaliśmy stópki i wróciliśmy do hotelu. A tu zaraz telefon: dzwoni nowohucka policja z informacją, że... znaleźli telefon skradziony Dzióbkowi pół roku wcześniej! Z natury oboje jesteśmy raczej sceptykami, ale z miejsca odzyskaliśmy wiarę - jeśli nie w mity, to przynajmniej w lokalnych stróżów prawa.
***
Do Grecji na pewno jeszcze się kiedyś wybierzemy, bo ledwie liznęliśmy temat samej Krety, nie mówiąc o całym kraju. To niesamowite, ile rzeczy jest tam do zobaczenia! Na pewno chciałabym zwiedzić Ateny, Delfy i w ogóle ruszyć śladami filmu Moja wielka grecka wycieczka (zawsze poprawia mi humor), może zaliczyć też to słynne Santorini - choćby po to, żeby przekonać się, czy nie jest przereklamowane. Jeśli byliście w Grecji, piszcie, co podobało Wam się najbardziej. Będę miała gotowy program na kolejny raz.
Gdzie jest Nemo? W CretAquarium.
Czy tylko ja widzę w tym murze twarz?
W wielu miejscach papier toaletowy wrzuca się do kosza na śmieci, a nie do muszli. Ponoć to dlatego, że rury wąskie i łatwo się zatykają.
Ostatni dzień. Trzeba upamiętnić tygodniową opaleniznę!
My też zawsze jesteśmy tacy niezależni i wakacje z biurem podróży są blee i dla leniwych januszy, ale w tym roku, i podobnie jak Wy, w październiku złapaliśmy lasta na Rodos. No i tak mi się spodobało! Najfajniejsze jest to, że dostaniesz jeść, napijesz się, zabiorą z lotniska i na nie odwiozą i wszystkim się zajmą. Co prawda wypożyczyliśmy samochód na kilka dni, ale odwiedziliśmy miejsca, o których napomknęła rezydentka, a których nie podsunął nam tripadvisor. Wakacje ol ekskjuzmi są jednak spoko i pojechałabym jeszcze raz, żeby po ludzku odpocząć. O, no i też dostaliśmy pokój z prywatnym basenem ;) Uroki końca sezonu.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, okazuje się, że naprawdę wszystko jest dla ludzi :) Ten podział na "niezależnych odkrywców" i "leniwych plażowiczów" mocno się zakorzenił w naszej świadomości, ba, na lotnisku w Heraklionie powitały mnie wielkie banery z hasłem "Living the elusive, not the all-inclusive" (odebrałam to jako osobisty atak! ;) A tak naprawdę to jest takie... głupie. Można przecież raz tak, a raz tak, albo nawet jednocześnie :D
UsuńPalac i 22metey kwadratowe? To moja kawalerka sie lapie na palac :D.
OdpowiedzUsuńFajna relacja. Ja tez zawsze uwazalam ze autobusy hop on hop off sa dla amsrykanskich emerytow. W tym roku skorzystalam z tej opcji w Brukseli(bo ze wzgledu na kontuzje nie chodzilismy duzo) - to byl strzal w 10! Ciekawostki leca ci przez sluchawki, ogladasz z gory miasto, jak ci cos przypasuje to wysiadasz i zwiedzasz na wlasna reke. Rewelka, no i zastepuje komunikacje miejska. My dzieki tym busom spedzilismy cudowny czas na lokalnym targu z organiczna zywnoscia o ktorego istanieniu nie wiedzielismy i podczas dwu dniowego wyjazdu nawet bie olabowalismy szukac takiego miejsca. No ii przejazd cala trasa daje takie panoramiczne spojrzenie na miasto :), polecam.
Zjadło mi "000", ale już Dzióbek wcześniej zauważył i poprawiłam!
UsuńJa zrozumiałam, że makieta miała 22 m 2. I na zdjęciu na taką wygląda (chociaż proporcje na zdjęciu mogą mylić)
UsuńOo kurde to faktycznie wielkie!
UsuńBardzo ciekawy wpis, nie za długi, nie za krótki, świetne zdjęcia! Przeczytałam z zainteresowaniem :)
OdpowiedzUsuńUśmiechnęłam się pod nosem gdy oznajmiłaś, że jedziesz na Kretę. Byłam tam dokładnie rok wcześniej. Ja z kolei rok po Was zwiedziłam Lizbonę i okolice (miałaś ogromny wypływ na tę decyzję!).
OdpowiedzUsuńWakacje na Krecie były pierwszymi "ol ekskjuzmi" w moim życiu i uczucia mam mieszane. Z jednej strony, dokładnie jak Wy, byliśmy z mężem zmęczeni i chcieliśmy żeby ktoś wszystko za nas załatwił. Zarezerwowaliśmy hotel tylko dla dorosłych. Na szczęście po sezonie nie było żadnych basenowych wyjców. Wycieczka fakultatywna, na którą się wybrałam przewracając oczami również pozytywnie mnie zaskoczyła. W przeciwieństwie do jej ceny. Jedzenie smaczne, plaża blisko. Jednak trochę mnie uwierał ten nadmiar wszystkiego i krępowało prowadzenie za rączkę. Wolę planować na własną rękę, jednak nie skreślam wakacji "all", pewnie jeszcze skorzystam bo mają swoje plusy. Szczególnie, że wybór jest naprawdę ogromny i każdy znajdzie coś dla siebie. Czuję, że wolałabym się znaleźć w piekle niż nad basenem tureckiego hotelu-molocha, w środku sezonu, podczas dance aerobiku w wodzie prowadzonego przez pokrzykujących animatorów! Brrr.
Na listę polecam wpisać Maltę. Mała i ciekawa wyspa, którą śmiało można zwiedzić w tydzień, ciepło, sympatycznie, komunikacja miejska jest świetnie rozwinięta (też z mężem nie jeździmy autem!). A do tego autobusy miejskie to żółte, vitage ogórki z lat 50! No szał. Co prawda byłam tak 8 lat temu, ale myślę, że niewiele się zmieniło ;)
Ahhh rozbudziłaś moją chęć podróżowania, idę planować kolejne wakacje :)
Jeśli chodzi o wycieczki, to czasem faktycznie ten odgórnie narzucony plan trochę mnie uwierał, np. chętnie spędziłabym więcej czasu w Muzeum Archeologicznym, bo było super, za to stratą czasu było dla mnie CretAquarium (jestem zdania, że jeśli było się w raz w podobnym przybytku, to tak jakby było się we wszystkich). No ale wiadomo, że muszą być jakieś kompromisy.
UsuńA Malta też nas kusi! Ale najpierw chyba Izrael. Dzióbek się strasznie napalił.
ZAmiast Malty polecam Majorkę :)
UsuńNa Malcie już niestety nie ma tych starych autobusów (są nowe i nawet jeżdżą zgodnie z rozkładem:)
UsuńMalta jest piękna, interesujaca i absolutnie warta zobaczenia. Poza tym jest tak malutka, że wszędzie można się szybko dostać komunikacją miejską (max 1 godzinę z Valetty do najdalszej miejscowości) a ciekawych i pięknych miejsc jest tam milion!
Z tym "zgodnie z rozkładem" bym polemizowała, byłam we wrześniu na Malcie i żaden autobus nie jechał zgodnie z rozkladem :D a co do godziny od Valetty na koniec wyspy to też zależy, jadąc spod Valetty (Msida) do Golden Bay jechaliśmy ok. 1:45. Niemniej sama Malta jest cudowna a ludzie przemili. ;)
UsuńA zauważyłaś, że Grecy przy 20 stopniach noszą już ciepłe kurtki i patrzą się na ludzi w krótkich spodenkach jak na wariatów? :D
OdpowiedzUsuńJa byłam na Skopelos - malutka wyspa, ale kręcili tam Mamma Mia!
Podczas naszego pobytu było codziennie ok. 25 stopni, więc widać kurtki trzymali jeszcze w szafach ;)
UsuńKreta jest absolutnie cudowna, szczególnie poza sezonem. Jeżdżę tam prawie co roku, chociaż na tydzień, bo nigdzie się tak nie wypoczywa. No i to jedzenie... :)
OdpowiedzUsuńZawsze wybieram opcje all inclusive, ale korzystam z wynajetego samochodu albo komunikacji miejskiej i jestem też niezależnym odkrywcą. Nie czuje się uwiązana, jem jeżeli mam ochotę, próbuje nowych potraw, mam też swoją ulubioną lodziarnię w Chanii (mają najlepsze lody sernikowe na świecie!).
Jeżeli chodzi o Santorini to absolutnie nie polecam wycieczki zorganizowanej jednodniowej z innych greckich destynacji. Byłam - koszmar. Parę lat później poplynelam promem na własną rękę na 3 dni i to już zakończyło się miłością do tego miejsca. Chociaż nie jestem do końca obiektywna, bo brałam tam w tym czasie ślub ��
Też słyszałam, że jeden dzień w Santorini to za mało (samo dopłynięcie sporo zajmuje).
UsuńCo do wynajęcia samochodu, to rzeczywiście bardzo ułatwiłoby to zwiedzanie, ale niestety, ja nie mam prawka (i nie zamierzam mieć - dla bezpieczeństwa świata), a Dzióbek ostatni raz siedział za kierownicą 12 lat temu...
Jak można przekładać tak godzinę wylotu D: Stanowczą wadą samolotów jest to, że nie są pociągami, to moja opinia. Nigdy nie miałam okazji jechać na takie wakacje, więc dla mnie to czysta abstrakcja i nie bardzo wiem, co jest lepsze a co gorsze, ale Kretę chciałabym zobaczyć dla historii - i dla krajobrazów też trochę. By mnie z ruin nie wyciągnęli :D
OdpowiedzUsuńBiuro uprzedzało, żeby 24 h przed wylotem sprawdzić godzinę, bo może się zmienić. Ja sprawdzałam chyba codziennie przez cały miesiąc, ale ostatni raz jakieś 2 dni przed wylotem. Godzina cały czas była taka sama i to uśpiło moją czujność. A tu szach-mat! Zmiana dzień przed :D
UsuńCo do samolotów, to ja akurat lubię (ten ryk silników przy starcie, oł, je!). Niestety, na Kretę lecieliśmy samolotem linii Small Planet, w którym było tak mało miejsca na nogi, że ledwo się wcisnęłam (a Dzióbek to już w ogóle przeżył piekło). Samolot Ryanair w drodze powrotnej wydawał nam się przy tym taki luksusowy i przestronny! ;)
Moja znajoma z Grecji mówi, że masz rację. Futra są dla bogatych Rosjan. Mają też centrum handlowe z samymi wyrobami ze skóry i jest tam wszystko po rosyjsku.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak!
UsuńBez książki, to umarłabym tam z nudów.
OdpowiedzUsuńJa do tej pory na każdy wyjazd zawsze zabierałam ze sobą książkę, ale zwykle kończyło się na tym, że ani razu jej nie otwierałam, bo po całym dniu zwiedzania byłam wieczorami padnięta. No to teraz nie wzięłam, żeby nie wozić niepotrzebnie, i podczas dni plażowania bardzo mi brakowało czegoś do poczytania :) Tak więc robię mentalną notatkę: jeśli w planach jest plaża albo basen, to książka KONIECZNIE!
UsuńJak tam pięknie <3
OdpowiedzUsuńHej Ryfka :)
OdpowiedzUsuńw Egipcie stosują podobny unik, zobacz jak to wygląda w niewielkiej egipskiej wsi ;)las prętów :D
https://www.instagram.com/p/BRwI9tfl37c/
bardzo przyjemny wpis, lubię Twoje "pódróżnicze dzienniki" ;) błyskotliwe, zabawne i lekie, a przemycają przydatne i ciekawe informacje (nawet dla mnie archeologa ;), z kilku z resztą skorzystałam przed własnymi wyjazdami (Portugalia i Rzym) :D
uh, aż znowu mi się zamarzyła Grecja :D
a dla własnej przyjemności czytania nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam prędko następnych wakacji ;) i kolejnej relacji :D
pozdrowienia
Magda :)
Dzięki za mile słowa!!! Jakoś zawsze trudno mi się zebrać do przygotowania relacji, bo ilość materiału i pracy za każdym razem mnie przytłacza, ale jak w końcu siądę i zrobię, to potem mam ogromną satysfakcję i nawet jestem trochę z siebie dumna ;)
UsuńA zdjęcie z Egiptu - łał...
Kreta to miłość mego życia, chociaż zamiast okolic Heraklionu, wolimy spokojne południe. Na tegoroczne wakacje bylibyśmy nie dojechali, bo w drodze na lotnisko zepsuł nam się samochód...
OdpowiedzUsuńRyfko, kri-kri to dzikie kozy, te na zdjęciu to chyba jednak inny gatunek.
Chyba masz rację. Zaraz poprawię!
UsuńMoje pierwsze wakacje ol ekskjuzmi tez były na Krecie :D i pokochałam Grecję tak bardzo, ze najchętniej co roku bym wracała (duży wpływ ma na to moje zamiłowanie do mitologii i kultury greckiej - piąteczka!). Polecam Ateny na kilkudniowy wypad, a gdybyście mieli ochotę na wakacyjny relaks, to świetnym wyborem będzie wyspa Kos. Są miejsca do zwiedzania (np. ruiny szkoły Hipokratesa), natura (las, po którym przechadzają się pawie), gorące źródła wpadające do morze oraz plaże, wioski ukryte w górach i same góry (dla wytrwałych, bo hiking w 30+ stopniach daje w kość, ale satysfakcja jest!). Dzięki za miłą relację, zazdroszczę pączka :D
OdpowiedzUsuńJa tez byłam na Krecie w tym roku, 2 tygodnie na własna rękę z mężem. Byliśmy tydzień w Heraklionie i tydzien w Chanii. Chania miała śliczne stare miasto i port ale tu urok kreteńskich miast się kończył. Plaże i przyroda cudowne, natomiast dla mnie Knossos to była strata czasu i pieniędzy. Ja chyba nie mam takiej wyobraźni przestrzennej żeby te ruiny były czymś więcej niż "kupą kamieni" ;) Chyba trzeba się interesować historią/archeologią żeby takie miejsca docenić, ja w każdym razie na przyszłość sobie podaruję takie atrakcje (chociaż Pompeje zwiedzałam i mi się podobało). Trochę żałuję że nie zapisaliśmy się na wycieczkę do wąwozu Samaria, ale zawsze to okazja żeby na Kretę wrócić.
OdpowiedzUsuńA co do niedokończonych domów, to jednak duża część z nich jest po prostu porzucona, jadąc z Heraklionu do Chanii mijaliśmy mnóstwo takich domów, przypuszczam, że to cały czas spuścizna kryzysu sprzed 10 lat :/
My też chcieliśmy odwiedzić wąwóz Samaria, ale to drugi koniec wyspy, bo my byliśmy na wschodzie :/ Może jeszcze kiedyś będzie okazja.
UsuńA z tymi opuszczonymi budowami to masz rację, też sporo takich widziałam, pewnie właśnie pokryzysowych.
Super relacja! Nigdy nie byłam i jestem zachęcona...
OdpowiedzUsuńA kosztowne przygody - moja znajoma leciała do Izraela, przyjechała na lotnisko dzień poźniej....🙈
A tak z innej beczki... Na obrzeżach Malii też są minojskie ruiny, choć może nie tak spektakularne jak w Knossos. Będąc na Krecie 7 lat temu, postanowiliśmy pojechać do nich komunikacją publiczną, która na Krecie jeździ jak chce. Autobus powrotny nie przyjechał, a my staliśmy na przystanku z parą Rosjan i parą Niemców. Rosjanie, niemal natychmiast po tym jak autobus minął przystanek nawet nie zwalniając, ruszyli do hotelu na piechotę. My sprawdziliśmy rozkład i po krótkim namyśle, zrobiliśmy to samo. Niemcy natomiast kompletnie nie mogli zrozumieć, jak autobus, który jest ujęty w rozkładzie mógłby nie przyjechać... i zostali.
OdpowiedzUsuńDo dziś wspominamy zarówno wycieczki fakultatywne (na Waszej liście nie było Samarii - polecam), jak i eskapady transportem publicznym - wszystkiego warto spróbować.
P.S. Bardzo ciekawy post - czytałam z przyjemnością.
Tak, nawet myśleliśmy, żeby tam pojechać, ale po tych wszystkich wycieczkach nie mieliśmy już siły (woleliśmy trochę w końcu poplażować), plus właśnie nie bardzo wiedzieliśmy, jak tam dojechać.
UsuńJak leciałam pierwszy raz do Grecji to nie przypuszczałam że tak się w niej zakocham. Byłam 3 razy i najfajniejsze było to że byłam na jachcie. Nie jest to tania opcja ale dla mnie bezkonkurencyjna. Cały dzień pływania, postoje w zatoczkach i wieczór zawsze w innym miasteczku, na innej wyspie. Wymieniać cudowne miejsca mogłabym bez końca... Ale tu wspomnę o cyplu Monemvasia na Peloponezie. Niesamowite miejsce. Wąskie uliczki. Tylko piesi i osły, bo brama wjazdowa wąska i auto nie przejedzie. No Grecja jest po prostu cudowna bez końca. I na pewno tam wrócę. Zbieram kasę na kolejny rejs;)
OdpowiedzUsuńSantorini nie jest przereklamowane. miasteczka Oia i Fira sa przepiekne. przyklejone do skaly, widoki sa nie do opisania serio. tzn sa dokladnie takie jak na pocztowkach. minusem jest ogrom turystow. no i jest tam naprawde jak na patelni. mocne okulary p. sloneczne i chusta do okrycia ramion i glowy obowiazkowe. mowie o wrzesniu. mysle ze w lipcu, sierpniu serio mozna sie tam usmazyc.
OdpowiedzUsuńMiejsce, które zrobiło na mnie najwieksze wrażenie w Grecji to Meteora. Polecam bardzo!
OdpowiedzUsuńOh po takich przygodach zaczełabym już teraz tworzyć wszystkie plany A, B, C... Na następne ewentualne wakacje �� Pozdrawienia dla Was! ✌����
OdpowiedzUsuń