30 listopada 2014

Przystanek Alaska

Na wstępie czy mogę prosić o wybuch entuzjazmu z okazji 4. posta w tym miesiącu? To naprawdę ważne wydarzenie. Ostatni raz taką frekwencję miałam chyba w 1628 roku.

A teraz do ciuchów. Otóż dzisiaj prezentuję rzecz, o której marzyłam od dawna, mianowicie kurtkę a la doktor Fleischman z "Przystanku Alaska". Jego była co prawda beżowa, ale poza tym wszytko się zgadza - długość, parkowaty krój, kaptur obszyty futrem, no i przede wszystkim solidne ocieplenie. Przy tym kurtka jest lekka, mięciutka i rozsuwa się nie tylko od góry, ale też od dołu, co bardzo się przydaje podczas jazdy na rowerze. 

Dziś debiutuje również moja nowa czapka, która tak naprawdę składa się z 2 czapek różnej długości. Nie dość, że fajnie to wygląda, to jeszcze grzeje podwójnie. Jedyny minus jest taki, że czapka wzdłuż brzegu ma wszytą cienką gumkę, która odbija mi się na czole, przez co trochę przypominam stwora doktora Frankensteina (coś dzisiaj z tymi doktorami mam, to pewnie przez to przeziębienie). Liczę na to, że gumka się z czasem rozciągnie, ale póki co, jak rano w pracy ściągam czapkę, to ludzie dziwnie mi się przyglądają tak mniej więcej do godz. 13.00. Czy można mnie w związku z tym nazwać podwójną ofiarą - i mody, i losu? Myślę, że tak.

1
2
4
3
5
podwójna czapka (męska) - Humor / answear.com
szalik - ciucholand 
kurtka z kapturem - Lee (prezent od marki)
dżinsy Scarlett - Lee
rękawiczki - stragan uliczny
buty - Emu (nieprzemakalny model Paterson) / paradopary.pl
torba - Bags by MAY (w sumie zaczynam się zastanawiać, po co mi inne moje torby ) 

26 listopada 2014

Ustawienia domyślne

Staram się na blogu nie powtarzać całych zestawów ciuchów, coby się Państwo Czytelnictwo nie znudziło, ale prawda jest taka, że jeśli jakaś konfiguracja mi podpasuje, to noszę ją NA OKRĄGŁO. Tak jak zestawienie poniżej. Większość elementów pewnie wygląda znajomo (witajcie, najbardziej hejtowane w historii bloga buciory, zapowiada się kolejny udany sezon!). Nowością jest granatowy płaszcz oraz kolejne (tym razem jasnoszare) scarletty od Lee. Jak już pisałam, pokochałam tę markę od pierwszego zakupu i bardzo się cieszę, że od niedawna jest to miłość odwzajemniona, przejawiająca się takimi oto darami losu.

Płaszcz jest absolutnie fantastyczny. Nie cierpię dopasowanych okryć wierzchnich, które cisną pod pachami, krępują ruchy, a jak się założy pod nie grubszy sweter, człowiek zaczyna się czuć jak w gipsie. Ten płaszcz jest miękki, luźny, ma wielkie kieszenie, oldskulowe drewniane guziki, a do tego kolorem przypomina ciemny dżins. Jak dla mnie po prostu ideał.

Tak ubrana przechodziłam kilka ostatnich tygodni, w wietrzne (albo rowerowe) dni zmieniając tylko kapelusz na czarną "menelską" czapkę. Teraz temperatura tak spadła, że w ruch musiała pójść cieplejsza kurtka oraz oczywiście mój zestaw zmarźlucha. Ale o tym już następnym razem. A tymczasem lekko przeziębiona pozdrawiam spod kocyka!






kapelusz - Bytom
szalik - H&M (dział męski)
płaszcz - Lee (prezent od marki
dżinsy Scarlett - Lee (prezent od marki)
rękawiczki - stragan uliczny
Russell & Bromley / targ na Placu Nowym
torba - Bags by MAY (tak jest, jeszcze mi się nie znudziła)

16 listopada 2014

Dom trochę publiczny

Długo się zastanawiałam, jak ugryźć na blogu wpisy mieszkaniowe. No bo z jednej strony urządzanie daje mi tyle radości, że mam ochotę chwalić się wszem i wobec każdą nową zmianą, a z drugiej - domowisko to jednak dość osobista rzecz, dużo bardziej osobista niż ciuchy, w których na ulicy może zobaczyć mnie każdy. Ostatecznie wymyśliłam, że raczej nie będzie tu takich szczegółowych wpisów typu "oprowadzam wycieczkę po mojej kuchni / sypialni / łazience". Zresztą nawet gdybym chciała taki wpis zamieścić, to jeszcze długo byłoby to niemożliwe, bo nasze mieszkanie na razie ma tylko "momenty" i niektóre jego rewiry zupełnie nie nadają się do pokazania szerszej publiczności (tak, nadal używamy w "salonie" krzeseł balkonowych). Tak więc będę tu pokazywać fragmenty wnętrza, nowe zakupy czy wprowadzone zmiany, ale nie całe domowisko od a do z. Taki mieszkaniowy kalejdoskop.

No to jedziemy. Na początek kilka moich ulubionych wymysłów i wygrzebańców.


ŚCIANA TABLICOWA
Marzyłam o ścianie poktytej farbą tablicową, od kiedy zobaczyłam na Pintereście, że coś takiego w ogóle istnieje. Dzióbek na początku nie podzielał mojego entuzjazmu, ale po krótkim praniu mózgu doszedł do wniosku, że to jednak genialny pomysł. Przy wprowadzaniu wizji w czyn nie obeszło się bez małego dramatu (o czym pisałam tutaj), ale ostatecznie ściana jest i sprawuje się świetnie. Kuchnia ma dzięki niej taki trochę kawiarniany klimat, który po prostu uwielbiam (ach, a co to dopiero będzie, jak w końcu znajdziemy stołki do wyspy!). Poza aspektem czysto wizualnym, możliwość zapisywania ważnych rzeczy w widocznym miejscu naprawdę się przydaje na co dzień, nie mówiąc już o tym, jaką frajdę mamy (zwłaszcza ja) z bazgrania kredą.

Na świeżo pomalowanej ścianie wylądował mój kolejny musisztomieć, czyli niby dworcowy zegar. Gdyby mi ktoś kilka miesięcy temu powiedział, że przejrzę ponad 3 000 aukcji Allegro w poszukiwaniu zegara do kuchni, porównując czcionki cyfr i kształty wskazówek (!), popukałabym się w czoło. A teraz - normalna sprawa.

01
01a
farba tablicowa - Syntilor / Leroy Merlin (niby przeznaczona do drewna, ale u mnie działa)
zegar ścienny - Allegro
A konkurs zapisany na ścianie odbywa się tutaj.


CERAMIKA W NIEBIESKIE WZORY
Kiedyś wspomniałam Mamie, że chciałabym mieć w kuchni zbieraninę białych naczyń ceramicznych w różne niebieskie wzorki, koniecznie NIE z jednej parafii, i że zamierzam plądrować pod tym kątem targi staroci. Mama uśmiechnęła się pobłażliwie, po czym wyciągnęła ze spiżarni stos naczyń, na widok których po raz kolejny stwierdziłam, że ja to naprawdę jestem dzieckiem szczęścia. Okazało się, że w rodzinnym domu mamy zachomikowane prawdziwe skarby - pozostałości ze sklepu typu mydło i powidło, który w zamierzchłym PRL-u prowadzili moi dziadkowie. W dodatku nawet nie używane!

02
miski i talerze - vintage, od Mamy
sosjerka - niemiecka ceramika prawdopodobnie z lat 60. (znaleziona w domu kupionym przez rodziców jeszcze przed moim urodzeniem)
kubek - Churchill China / Bonami.pl


SKRZYNKA NA KÓŁKACH
Odkąd w naszej sypialni nastała wypasiona szafa i zniknęły stojaki, na które można było po prostu rzucać ciuchy, pojawił się problem: gdzie odkładać rzeczy podomowe albo noszone, ale jeszcze nadające się do założenia. Przez pewien czas z braku laku funkcję tę pełnił taboret, ale nie dość, że było to rozwiązanie zupełnie niepraktyczne, to w dodatku wyglądało strasznie flejtuchowato. Aż w końcu doznałam olśnienia: skrzynka na kółkach! Na Allegro skrzynki po jabłkach chodzą już od 9 zł, ale ja z lenistwa wybrałam droższą (ok. 30 zł), za to już oszlifowaną i pomalowaną na biało. Dokupiłam do niej kółka, dno wyłożyłam filcem, który został mi po zamontowaniu szafy, i... jestem z siebie taka dumna! W skrzynce można schować ubrania, koc, dodatkową poduszkę czy piżamę. Bardzo wygodny gadżet, w dodatku zamiast brzydzić pokój, stanowi ciekawy element jego wystroju (przynajmniej w oczach kogoś takiego jak ja, kto najchętniej zamieszkałby w domu z palet z zasłonami z worków po kawie).

02b
02c
skrzynka - Allegro (+ kółka z Ikei)
koc - Ikea
poduszka z worka po ziarnach kakaowca - moja robota (a worki z Allegro)



STARE RADIO STOLICA
To radio kupiliśmy 2 mieszkania temu, w 2007 roku. Pan pod Halą Targową przysięgał na wszystkie świętości, że działa, ale kiedy w końcu przytaszczyliśmy je do domu (ciężkie to bydlę jak cholera), okazało się, że jednak nie. W pierwszym mieszkaniu stało sobie jako ozdoba, w drugim z braku miejsca kurzyło się na szafie, a przy przeprowadzce do trzeciego (obecnego) o mało go nie wywaliliśmy, no bo w sumie na co nam ono. Całe szczęście, że jednak sentymenty wzięły górę, bo dzięki temu mamy teraz całkiem fajny, i idealnie pasujący do klimatu naszego siedliska, stolik nocny. 

03
04
radio Stolica - targ staroci (Hala Targowa, Kraków)

***
No, na pierwszy raz to tyle. Dziękuję za uwagę. Urządzanie zapowiada się na neverending story, więc gdybyście trafili na jakieś fajne sklepy wnętrzarskie albo pomysły mieszkaniowe, dawajcie znać. I, mam nadzieję, do zobaczenia w kolejnym odcinku.

12 listopada 2014

Niezły numer

Odkąd pojawiła się moda na bluzy i koszulki z numerami w sportowym stylu, tęsknym wzrokiem wypatrywałam ciucha z moim rokiem urodzenia. Jak na złość, widywałam ciągle jakieś 78 albo 83, a jak już gdzieś pojawiała się 81, to w bazarowej wersji z cekinów czy innych dżecików. Miałam już nawet plan własnoręcznego wykręcenia pożądanego numeru na bluzie albo koszulce, ale - nie czarujmy się - szanse, że skończy się na czymś więcej niż dopisaniu kolejnego punktu do listy "do zrobienia", od początku były raczej nikłe.

Aż pewnego dnia dzięki Jackowi dowiedziałam się, że bluzę, jakiej szukam, wydał na świat męski dział H&M. Czem prędzej poleciałam do sklepu, gdzie szczęśliwie czekał na mnie ostatni egzemplarz (i to S-ka!). Dodam, że całkiem spoko jakości (chociaż to chyba standard, że sieciówki szyją męskie ciuchy z porządniejszych materiałów niż damskie).

A skoro już jesteśmy przy temacie pt. "blogerzy od siebie zrzynają", to śpieszę dodać, że miejscówkę do dzisiejszych zdjęć podpatrzyłam na blogu Weroniki (którą miałam przyjemność poznać przy okazji mojej allegrowej wyprzedaży). Trochę mi się wstyd zrobiło, że ja teraz niby huciara, a nie wiem, że Nowohuckie Centrum Kultury ma z tyłu taką piękną ścianę. No ale nowa tu jestem, wyrobię się (powiedziała osoba, która po 11 latach mieszkania w Krakowie nadal potrafi zabłądzić na Rynku).

Born in 1981
2b
5   
kapelusz - Bytom
parka - Topshop
bluza 1981 - H&M (dział męski)
dżinsy - Lee (prezent od marki)
torba - Bags by MAY
buty - Vagabond