Też macie noworoczne postanowienie, że będziecie czytać więcej książek? Ja, rozliczając moje zeszłoroczne osiągnięcia w tym temacie, po raz pierwszy od ładnych paru lat nie miałam ochoty się pochlastać. Było nieźle, a mam nadzieję, że w tym roku będzie jeszcze lepiej. Tego również i Wam życzę i na dobry start polecam dwie książki, którymi pożegnałam 2017 rok.
OPOWIEŚCI NA DOBRANOC DLA MŁODYCH BUNTOWNICZEK
Elena Favilli i Francesca Cavallo
Wydawnictwo Debit
Zdarzyło Wam się w dzieciństwie kłócić z bratem / kuzynem / kolegą z klasy, który twierdził, że dziewczyny nie nadają się do tego czy tamtego i że faceci są w każdej dziedzinie lepsi? Mnie się zdarzyło. I choć całą sobą czułam, że nie mają racji, to wobec argumentu pt. "Jak jesteś taka mądra, to to wymień babkę, która coś wynalazła!" byłam bezsilna. Sama Maria Skłodowska-Curie nie załatwiała sprawy i była raczej wyjątkiem potwierdzającym regułę. Ach, gdybym wtedy miała tę książkę!
Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek to historie 100 wyjątkowych kobiet ze świata nauki, sztuki, polityki, sportu i innych dziedzin. Oprócz znanych postaci takich jak Amelia Earhart, Coco Chanel, Malala Yousafzai czy siostry Williams, mamy też kobiety mniej znane, ale nie mniej niezwykłe: niewidomą baletnicę Alicię Alonso, programistkę NASA Margaret Hamilton czy boliwijskie alpinistki Cholitas zdobywające górskie szczyty w swoich tradycyjnych kieckach. Mimo że nie wszystkie z opisanych kobiet stanowią idealny wzór do naśladowania dla dzieci, bo jednak piratka rabująca statki czy władczyni podbijająca inne kraje to kariera co najmniej dyskusyjna, historia każdej z nich pokazuje, że dziewczynki i kobiety nadają się absolutnie do wszystkiego, że mają prawo być uparte, ambitne, zbuntowane, i że stereotypy dotyczące płci najwyższy czas włożyć między bajki.
Choć jest to zadanie niełatwe, bo stereotypy i uprzedzenia czasem siedzą w nas naprawdę głęboko. Jeden z moich ulubionych cytatów z książki to wypowiedź Ruth Bader Ginsburg - Sędzi Sądu Najwyższego w USA:
Choć jest to zadanie niełatwe, bo stereotypy i uprzedzenia czasem siedzą w nas naprawdę głęboko. Jeden z moich ulubionych cytatów z książki to wypowiedź Ruth Bader Ginsburg - Sędzi Sądu Najwyższego w USA:
Gdy pytają mnie, kiedy liczba kobiet w Sądzie Najwyższym będzie wystarczająca, odpowiadam: gdy będzie ich dziewięć. To budzi oburzenie, ale od zawsze zasiadało w nim dziewięciu mężczyzn i to jakoś nikogo nie dziwiło.
No właśnie. Kobiety zajmujące wysokie stanowiska czy pełniące stereotypowo "męskie" funkcje są spoko, o ile stanowią jakiś tam niewielki procent. Ale jeśli jest ich więcej, tzn. tyle samo, ile zwykle na tych samych stanowiskach bywa mężczyzn, to już wydaje się dziwne, a dla niektórych trudne do przyjęcia. Sama się ostatnio złapałam na takim myśleniu. Oglądając najnowszą część Gwiezdnych wojen, zdziwiłam się, że następczynią generał Lei Organy została też kobieta,
wiceadmirał Holdo. Podobnie oglądając serial The End of the F***ing World, byłam zaskoczona, że nad sprawą kryminalną pracuje duet policjantek. Boję się, że gdybym na przykład pewnego dnia zobaczyła 7 kobiet w takiej Kawie na ławę, mogłabym dostać zawału. A przecież to powinno być zupełnie normalne.
Inny cytat, który szczególnie zapadł mi w pamięć, to słowa Manal Asz-Szarif z Arabii Saudyjskiej, która zaczęła jeździć samochodem, mimo że w jej kraju prawo tego kobietom zabrania:
Nie pytajcie, kiedy uchylą zakaz. Za kółko i przed siebie!
Wolności, równości czy szacunku nikt nam łaskawie nie podaruje. Trzeba je wywalczyć. Wydrzeć. Wyszarpać.
Oprócz wysokiego stężenia girl power ogromną zaletą książki są absolutnie przepiękne ilustracje stworzone przez 60 artystek z całego świata, w tym dwie Polki: Zosię Dzierżawską i Barbarę Dziadosz. Każdy portret jest w zupełnie innym stylu i od każdego z nich trudno oderwać wzrok. Tutaj możecie zobaczyć kilka przykładowych stron.
Kiedy pokazywałam Opowieści na Insta Stories, dostałam sporo pytań o to, dla jakiego wieku książka będzie odpowiednia. Wydaje mi się, że w zasadzie dla każdego. My ją kupiliśmy jako prezent gwiazdkowy dla 11-letniej siostrzenicy Dzióbka, ale i ja, buntowniczka przecież już sporo starsza, przeczytałam ją z wielką przyjemnością, a chwilami i ściśniętym gardłem. Język jest dość prosty, chociaż kilkulatkom na pewno trzeba będzie wyjaśniać niektóre słowa (astrofizyczka, empatia, konflikt zbrojny, rasizm, maharadża itd.). Jeśli uczycie się z dziećmi angielskiego, fajnym pomysłem może być również zakup książki w oryginale.
Na koniec dobra wiadomość: niedawno powstała druga część Opowieści! Póki co nie ma jeszcze polskiego wydania, ale biorąc pod uwagę ogromny sukces, jaki na całym świecie odniosła pierwsza część, na pewno niedługo się u nas pojawi.
MĘŻCZYŹNI OBJAŚNIAJĄ MI ŚWIAT
Rebecca Solnit
Wydawnictwo Karakter
Pomysł na tytułowy esej tego zbioru zrodził się, kiedy Rebecca Solnit spotkała mężczyznę, który próbował jej objaśnić... jej własną książkę. Wszystko zaczęło się więc od w sumie zabawnej towarzyskiej anegdotki, jednak autorka z czasem doszła do wniosku, że takie pozornie nieszkodliwe zachowania ze strony niektórych mężczyzn mają bardzo (żeby nie powiedzieć: śmiertelnie) poważne konsekwencje.
Powstał zbiór esejów o różnych formach agresji wobec kobiet, od pozornie błahych, takich jak właśnie pouczanie, lekceważenie czy onieśmielanie, po naprawdę ciężki kaliber, czyli przemoc fizyczną, molestowanie, gwałty i w końcu morderstwa.
Badania przeprowadzone przez służby medyczne Stanów Zjednoczonych wykazały, że przemoc domowa stanowi najczęstszą przyczynę urazów i zranień kobiet między piętnastym a czterdziestym czwartym rokiem życia, bardziej powszechną niż wypadki samochodowe, napady rabunkowe i śmiertelne przypadki raka razem wzięte.
Oczywiście od dobrotliwego tłumaczenia, dlaczego seksistowski żart wcale nie jest seksistowski, a gwizdy na ulicy to tak naprawdę komplement, do pobicia czy gwałtu droga daleka, jednak nie można udawać, że te sprawy nie mają ze sobą żadnego związku.
[...] źródła przemocy tkwią w autorytaryzmie. Przemoc zaczyna się od przyjęcia założenia, które brzmi: mam prawo cię kontrolować.
Jak nietrudno się domyślić, nie jest to książka, która podniesie Was na duchu. Raczej się zdołujecie i nawkurzacie, czytając np. o kampusach, na których uczy się studentki, jak się mają zachowywać, żeby nie paść ofiarą gwałtu, zamiast uczyć studentów, żeby nie gwałcili; albo o tym, że z punktu widzenia prawa w USA do 1964 roku nie było możliwe, żeby mężczyzna zgwałcił własną żonę.
Autorka przywołuje też hasztag #YesAllWomen, który parę lat temu zrobił spore zamieszanie w sieci, podobnie jak niedawno #MeToo. Cytowane przez nią wypowiedzi z Twittera są wciąż tak aktualne, że ma się ochotę kliknąć "Podaj dalej":
Jasne, #NotAllMen - nie każdy jest mizoginem czy gwałcicielem. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że #YesAllWomen - wszystkie boimy się tych, którzy nimi są.
#YesAllWomen, bo nie mogę tweetować o feminizmie bez otrzymywania gróźb i zboczonych odpowiedzi. Nie powinnam się bać zabierać głosu.
#YesAllWomen, bo widzę więcej mężczyzn, których wkurza ten hasztag, niż takich, których wkurza to, co się robi kobietom.
#YesAllWomen, bo jeśli jesteś zbyt miła, "prowokujesz", a jeśli jesteś niegrzeczna, narażasz się na przemoc. Tak czy owak jesteś suką.
A skoro już jesteśmy przy mediach społecznościowych, to na moich Stories trochę czepiałam się polskiego przekładu książki, bo panjaśnianie jako mansplaining jakoś mnie nie przekonuje, podobnie jak dosłowne tłumaczenie angielskich idiomów, które co prawda "robią sens", ale nie brzmią zbyt naturalnie (i czytając polską wersję, od razu wiem, co było w oryginale). Jednak ostatecznie przyznaję, że chyba za bardzo histeryzowałam (pewnie miałam okres, wiadomo). Tak więc książkę polecam, chociaż sama w tym roku postaram się wrócić do mojej starej zasady czytania książek angielskojęzycznych autorów wyłącznie w oryginale (w końcu po coś się tego języka uczyłam).
Zacnie to wygląda, zapewne sięgnę, zwłaszcza po tę drugą pozycję, bardzo aktualna,
OdpowiedzUsuń(O, a czy dostanę jakąś nagrodę za pierwszego komenta?:;-)
akurat książkowego postanowienia nie mam, ale trzymam za Ciebie kciuki :)
OdpowiedzUsuńKupiłam "Buntowniczki" bardziej dla siebie, ale mojej półtorarocznej córeczce bardzo podobają się ilustracje i sama przynosi tę książkę, aby jej poczytać. Historie są na tyle krótkie, że akurat usiedzi spokojnie podczas jednej opowieści, mimo iż niewiele rozumie (chociaż podczas lektury historii Alicii Alonso naśladowała taniec!).
OdpowiedzUsuń,,Buntowniczki" pewnie spodobały by się mojej młodszej wersji :D Lubiłam wtedy historie o ludziach, którzy dokonali czegoś niezwykłego i jakoś zmienili świat. Może po takiej książce miałabym więcej szacunku do kobiet (bo obserwując moje koleżanki z klasy i kobiety z mojej wsi nie miałam sobie zbytnio jak tego szacunku wyrobić. Raczej ich przykład przekonywał mnie, że urodziłam się kobietą za karę.) Druga pozycja już mniej mnie kusi, chociaż to Karakter, i to z serii tych nietypowych okładek, więc moja estetyka mówi, że chcę ją na półce. A mniej kusi, bo sama obserwuję świat, a dokładniej polski światek, i myślę że ta książka niewiele by wniosła do moich obserwacji.
OdpowiedzUsuńBuntowniczki ma córka przyjaciółki i widzę, jak 5-latkę wciągają te historie. Plus jest tam Grace Hopper, a Grace Hopper rządzi!
OdpowiedzUsuńObijają mi się te dwie książki o uszy od dawna, ale na razie mnie nie interesują, nie moja tematyka. Zostawię sobie na kiedyś tą Karakteru, bo brzmi fajnie. Książek dla dzieci nie lubię. Szczególnie że nigdy nie byłam i nie będę buntowniczką, i nieszczególnie lubię patrzeć na świat przez pryzmat tylko kobiet. Nie umiem identyfikować się z żadną grupą społeczną, więc nie podchodzi mi całe jaranie się i udowadnianie, jakie kobiety są fajne. Mi tego nie trzeba udowadniać, więc nie jestem grupą odbiorczą takich książek.
OdpowiedzUsuńWiesz, mnie teraz też nie trzeba udowadniać, że kobiety są super, ale to nie zmienia faktu, że cieszę się, że małe dziewczynki mają teraz do wyboru tyle fajnych książek wzmacniających ich pewność siebie i pokazujących, że mogą być kim chcą i jakie chcą. Bo nie każda z nas od małego jest tego świadoma, a i otoczenie czasem nie ułatwia sprawy (która z nas nie słyszała że "dziewczynce nie wypada coś tam"?). Sama żałuję, że za moich szczenięcych czasów takich książek nie było.
UsuńRyfka, przybijam Ci piątkę!
UsuńDla mnie zmiana na 'onjaśnianie' może i by odjęła tłumaczeniu dosłowności, ale z korzyścią dla naturalności brzmienia :D
OdpowiedzUsuńSkoro już się czepiamy to łącznik to ten bez spacji ("Skłodowska - Curie") ;)
OdpowiedzUsuńHa! No i komu jest teraz głupio?
UsuńPoprawione, dzięki.
Ryfko dawno temu trafiłam na Twojego, bloga i na prawdę się cieszę, bo było warto! Dziękuję za polecenia, zapisuję lektury na liście książek.
OdpowiedzUsuńOjoj, 'panjaśnianie' bardziej kojarzy się z jaśnie panem i nadmierną grzecznością, niż z 'mansplainingiem'. Znajomy feminista ukuł określenie 'pandrolenie' i ta wersja odpowiada mi znacznie bardziej:)
OdpowiedzUsuńHahaha, no do niektórych sytuacji "pandrolenie" pasowałoby idealnie. Na przykład zaledwie dzień po publikacji tego wpisu włączam telewizor, a tam siedmiu panów (i ani jednej pani) pandroli o aborcji ;)
UsuńCiekawe propozycje. Może skuszę się na książkowe postanowienie. Jakoś zapomniałam w ostatnim czasie o nich zupełnie i rzadko czytam coś wartego uwagi.
OdpowiedzUsuń"Histeryzowałaś" na pewno: ὑστέρα - hystera - macica. Wszystko jasne! I weź się nie czepiaj ;P
OdpowiedzUsuńI wszystko logicznie wyjaśnione. Jak to mawiał ojciec Touli z "Mojego wielkiego greckiego wesela": There you go :D
UsuńNo, nie ma sprawy. Tymczasem tak się jakoś zgadało, a tu już powinna być nagroda i za pierwszego, i za ostatniego komenta ;)))
OdpowiedzUsuńNo to w nagrodę masz nowy wpis! ;)
UsuńOooo, supersłodkie, dzięki, idę skomentować, może znowu będę pierwsza, i znów się do mnie szczęście uśmiechanie...?
OdpowiedzUsuń