Jestem najmniej spontaniczną osobą, jaką znam. A jeśli nie, to na pewno załapuję się do ścisłej czołówki. Dlatego szybką i zupełnie nieplanowaną decyzją o zakupie biletów do Rzymu zaskoczyłam samą siebie. Kiedy na Facebooku znalazłam ofertę za 68 zł w obie strony (i niech mi ktoś powie, że z przesiadywania na FB nie ma nic dobrego), w zupełnie nietypowy dla siebie sposób stwierdziłam, że ryzyk-fizyk, carpe diem oraz raz kozie śmierć (zwłaszcza że koza nie była pewna, czy w pracy dadzą jej urlop) - kupuję! Na szczęście od rezerwacji do wyjazdu miałam całe 2 miesiące, więc mogłam sobie wszystko bardzo niespontanicznie i w moim stylu przygotować i zaplanować. Szybki zakup i szybki wyjazd to mogłoby być jednak dla mnie za wiele.
Rzymskie wakacje w listopadzie okazały się trafionym pomysłem, mimo że dzień przed wyjazdem zadzwoniła do mnie Mama z gorącym niusem pt. "Bierz gumiaki! Zalało Rzym i Wenecję!" Wenecję to - z tego, co wiem - zalało już jakiś czas temu, a Rzym, dzięki blogu, przywitał nas suchutki i ciepły (ok. 18 stopni). W ciągu całego tygodnia padało raz i to tylko przez chwilę. Całymi dniami zwiedzaliśmy jak nawiedzeni, więc nie powiedziałabym, że odpoczęłam, ale na pewno się zresetowałam. Takie oderwanie się i zmiana otoczenia (no i temperatury) naprawdę dobrze robi na mózg.
ZWIEDZANIE
Napaleni na zwiedzanie jak szafiarki na kolekcję Maison Martin Margiela dla H&M (która, nawiasem mówiąc, miała premierę dokładnie tego samego dnia, co nasz wyjazd), od razu po wylądowaniu zaopatrzyliśmy się w Roma Pass, czyli kartę, która zapewnia wstęp do 2 wybranych muzeów, zniżki w kolejnych kilkunastu oraz trzydniowy transport komunikacją miejską.
Na pierwszy ogień poszło Koloseum, Forum Romanum i Palatyn, które zrobiły na mnie naprawdę spore wrażenie. Czuć tam jakiś niesamowity spokój i trochę jakby... smutek? Albo to mnie w takich miejscach włącza się jakaś dziwna (i - zdaję sobie sprawę - trochę żenująca) melancholia. Nic na to nie poradzę, ale zawsze (wz)rusza mnie fakt, że chodzę tymi samymi korytarzami, którymi kiedyś chodzili zupełnie inni ludzie, że dotykam murów, które ktoś zbudował 2000 lat temu, że tamtego świata już nie ma i że ogólnie weltschmerz. Ech, jak to dobrze, że ja będę żyła wiecznie!
Podoba mi się to, jak w Rzymie przeszłość i teraźniejszość nieustannie się ze sobą przeplatają. Tuż obok porośniętych mchem ruin stoją współczesne kamienice z kwiatami na balkonach i suszącym się praniem, w okolicach Forum Trajana zamiast ławek leżą fragmenty starożytnych kolumn, na których odpoczywają turyści, a obok posągu Oktawiana Augusta można spotkać ulicznego artystę przebranego za Statuę Wolności albo egipską mumię (no dobra, to akurat wiocha).
W Rzymie fajnie jest też to, że wszędzie jest blisko i w którą stronę by się nie poszło, zawsze trafi się na jakiś zabytek. W ten sposób zawędrowaliśmy na przykład do kościoła Sant'Ignazio di Loyola, którego sklepienie pokryte jest niesamowitymi, trójwymiarowymi freskami. Jeśli będziecie w Rzymie, po prostu musicie to zobaczyć. Polecam też Zamek św. Anioła z cudownym widokiem na całe miasto. No i koniecznie zajrzyjcie przez dziurkę od klucza bramy Priorato di Malta. Widać przez nią kopułę Bazyliki św. Piotra otoczoną zielenią ogrodów przeoratu. Coś fantastycznego! Swoją drogą, śmiesznie było obserwować tych wszystkich turystów, którzy zgodnie z zasadą pics or it didn't happen, przystawiali do dziurki aparaty i komórki, próbując uwiecznić ten widok, który, jak na złość, uwiecznić się nie dawał. Żeby nie było, że jestem lepsza - też próbowałam i też mi się nie udało. Na szczęście tutaj możecie zobaczyć, o czym mówię.
Kolejną rzeczą, która wywołała u mnie uśmiech od ucha do ucha, był niepozornie wyglądający "mówiący" posąg Pasquino. W czasach cenzury było to miejsce, gdzie anonimowi autorzy wieszali prześmiewcze utwory na temat Kościoła, rządu czy innych spraw, które podnosiły im ciśnienie. Taki internet, tylko 600 lat temu. Najfajniejsze jednak jest to, że Pasquino prowadzi swoją działalność do dziś. Mimo że ja nie znam włoskiego w ogóle, a Dzióbek dopiero niedawno zaczął się uczyć, oczywiście zabraliśmy się za rozszyfrowywanie powieszonych tam kartek i totalnie rozczulił nas list małego chłopca skarżącego się (o ile dobrze zrozumieliśmy) na stan szkolnej sali gimnastycznej.
Do niezapomnianych wrażeń zaliczam też wizytę w krypcie kościoła Santa Maria della Concezione, której ściany i sufit udekorowane są... kośćmi mnichów. Kolumny z czaszek, skomplikowane wzory ułożone z samych łopatek, piszczeli albo obojczyków, kościotrup wiszący na suficie z kosą w ręku (również zrobioną z kości), szkielety w habitach stojące wśród kościstych konstrukcji i w ogóle sam fakt bezpardonowego przybicia gwoździami tylu ludzkich kości do ścian i sufitu lekko ścięły mnie z nóg. Dla wzmocnienia efektu przy wejściu umieszczono napis: "Jesteś, czym byliśmy. Będziesz, czym jesteśmy". Nie wiem, czy twórca tego dzieła (jeden z braciszków) był szalony, czy po prostu miał specyficzne poczucie humoru, ale efekt jest naprawdę makabryczny (ciekawskich odsyłam tutaj).
Z kolei większego wrażenia nie zrobiła na mnie wizyta w Watykanie, a wręcz trochę mnie rozczarowała. Dzikie tłumy turystów skutecznie odbierały mi całą przyjemność zwiedzania. Jeśli tak Watykan wygląda po sezonie, to nawet nie chcę wiedzieć, co tam się dzieje latem.
Z kolei większego wrażenia nie zrobiła na mnie wizyta w Watykanie, a wręcz trochę mnie rozczarowała. Dzikie tłumy turystów skutecznie odbierały mi całą przyjemność zwiedzania. Jeśli tak Watykan wygląda po sezonie, to nawet nie chcę wiedzieć, co tam się dzieje latem.
MIASTO
Ruch uliczny w Rzymie w dwóch słowach? Wolna amerykanka (żeby nie powiedzieć: niezły burdel): stłoczeni piesi niemieszczący się na wąskich chodnikach (przejeżdżające samochody niemal ocierały mi się o rękaw), gestykulujący i gwiżdżący policjanci, autobusy przyjeżdżające z godzinnym opóźnieniem, samochody zaparkowane na pasach (!) i ogólna olewka spraw takich jak sygnalizacja świetlna czy przepisy drogowe. Nic jednak nie przebije gościa, który na moich oczach zatrzymał się na ulicy (nie na poboczu, normalnie na ulicy), włączył światła awaryjne, wysiadł z samochodu i... poszedł z psem na spacer.
Za to metro działa bez zarzutu, a nazwy przystanków (wzięte od położonych przy nich zabytków) bardzo ułatwiają poruszanie się po mieście. Właśnie w metrze miała miejsce jedna z najfajniejszych scen, jakich byłam świadkiem podczas tych kilku dni. W przejściu podziemnym stał gość grający na bębnie. Strasznie fajnie mu to wychodziło, a akustyka miejsca dodatkowo wzmacniała efekt. No więc gość wystukiwał dynamicznie rytm, kiedy w głębi tunelu pojawiła się dziewczyna z wielkim workiem śmieci (sądząc po granatowym kombinezonie, przedstawicielka sił sprzątających). W monecie, kiedy mijała bębniarza, zatrzymała się i z tym wielkim workiem w ręku odstawiła kilkusekundowy taniec, po czym, śmiejąc się, poszła dalej. Gość - wyszczerz, dziewczyna - wyszczerz, my - wyszczerz do kwadratu. Taki drobiazg, a zaprogramował nam humor na cały dzień.
Jeśli chodzi o to, co mnie najbardziej irytowało, to bezkonkurencyjnie wygrywają nachalni uliczni sprzedawcy i inni naciągacze. Są dosłownie WSZĘDZIE i są po prostu niemożliwi. Co chwilę atakował nas ktoś próbujący wcisnąć nam a to szaliczek, a to piszczącą galaretowatą zabawkę, a to parasolkę. Najgorsze jest to, że oni nie rozumieją słowa "nie"! Autentycznie widziałam sprzedawcę róż, który gonił uciekające przed nim turystki, wymachując za nimi kwiatkiem i krzycząc: "Present for you!"
JEDZENIE
Przed wyjazdem przygotowałam sobie listę polecanych knajp i kawiarni, ale kiedy dopadał nas głód, jakoś nie bardzo chciało nam się poszukiwać rekomendowanych adresów i wybieraliśmy miejsca, które były akurat w pobliżu, na chybił-trafił. Raz trafialiśmy lepiej, raz gorzej, a czasami jak kulą w płot (trzeciego dnia zjadłam chyba najgorszy makaron w moim życiu).
Na pewno fajnym wynalazkiem są szybkie bary z pizzą al taglio, czyli sprzedawaną w kawałkach na wagę. Dzióbek był po prostu wniebowzięty. Ja też nie narzekałam, chociaż nieskromnie powiem, że jak do tej pory nigdzie nie trafiłam na lepszą pizzę niż ta, którą opracowałyśmy wspólnie z Mamą. Mimo że z tą włoską ma niewiele wspólnego.
Tak więc nie zaliczyłam jakichś kulinarnych odlotów, za to użyłam sobie w obszarze słodkości. Typowe włoskie śniadanie, czyli kawa i słodki rogalik, było mi w to graj, bo sama zwykle wcinam rano drożdżówki albo pączki. Kawy co prawda nie piję, ale wychodząc z założenia, że when in Rome... pierwszego dnia skusiłam się nawet na cappuccino (drugiego już przestałam się wygłupiać i przeprosiłam się z herbatą). Mogę też potwierdzić, że wszystko, co piszą o włoskich gelati, to najprawdziwsza prawda. Tamtejsze lody są rzeczywiście przepyszne i za punkt honoru stawiałam sobie codzienne przetestowanie nowych smaków.
STYL ULICY
Jeśli ktoś miałby ochotę poczuć się jak biedak, to gorąco polecam spacer najmodniejszą ulicą miasta, Via dei Condotti, przy której mają swoje butiki wszyscy wielcy świata mody (Prada, Valentino, Dolce & Gabbana, Louis Vuitton, Jimmy Choo...). Dla równowagi na prawie każdej innej ulicy można kupić torebkę Prady czy Chanel po "promocyjnej" cenie prosto z chodnika. Z tych dwóch opcji najbardziej przypadła mi do gustu trzecia: wyroby skórzane lokalnych (i zupełnie mi nieznanych) marek. Od zakupów się jednak wstrzymałam, ponieważ miałam mocne postanowienie, że lecę i wracam tylko z bagażem podręcznym.
Po tak krótkim pobycie ciężko rozpisywać się o stylu Włochów, zwłaszcza że miasto zalane jest przez mieszankę turystów z całego świata. Na pewno jednak mogę powiedzieć, że nigdy wcześniej nie widziałam takiego zagęszczenia markowych torebek i dodatków na metr kwadratowy. Co druga kobieta biega tam z guccim albo vuittonem pod pachą (w oryginalność lub jej brak nie wnikam, bo nie jestem aż takim ekspertem, żeby to rozpoznać na pierwszy rzut oka - może poza skrajnymi przypadkami).
Co mi się jeszcze rzuciło w oczy, to ogromna popularność kurtek a la Pi i Sigma, czyli puchówek z "worka na śmieci" (tak nazywam ten błyszczący materiał). Mało jest rzeczy, o których mogę z powiedzieć, że nigdy, przenigdy ich nie założę, ale te kurtki zdecydowanie mogłabym wpisać na listę "Po moim trupie" - tuż obok ciuchów z odwróconym krzyżem i butów na krótkiej szpilce (nie wiem, jak to się fachowo nazywa po polsku, ale po angielsku "kitten heel").
Nie znaczy to jednak, że obserwując ludzi na ulicy, nie miałam na czym zawiesić oka. Wręcz przeciwnie, chociaż może nie do końca była to zasługa ubioru. Tak, chodzi o Włochów. Co tu dużo mówić, nawet sprzedawca w "naszym" supermarkecie wyglądał tak, że mamma mia! A kiedy zobaczyłam na mieście grupę młodych księży ze starannie wyżelowanymi włosami, zaczęłam się rozglądać za ekipą fotograficzną, bo byłam pewna, że to modele przebrani w sutanny do sesji zdjęciowej.
I tym optymistycznym akcentem może zakończmy, bo ileż można. Pozdrawiam wszystkich wytrwałych i jednocześnie uspokajam: taka kobyła prędko się nie powtórzy.
Z Zamku św. Anioła widać calutki Rzym. Widok z dołu na Zamek też niczego sobie. Posąg cesarza Nerwy (chyba). Miałam wrażenie, że kamienne fałdy materiału naprawdę się kołyszą. Łał. Pizza al taglio, czyli sprzedawana w kawałkach na wagę. Na sam widok człowiek robi się głodny jak wilk. Albo raczej Wilczyca. Kapitolińska. Viva Italia! Całe miasto to przekładaniec starego z nowym. Najstarszy wykrywacz kłamstw: Usta Prawdy. I najsłynniejszy włoski kłamczuszek, Pinokio. Język włoski naprawdę wciąga. Kolumny w Teatrze Marcellusa. Wybacz mi, ojcze, bo zgrzeszyłam... Okupowana przez turystów Fontanna di Trevi. Restauracja z zasadami. Zrobiłam całą serię zdjęć oknom i balkonom. Trudno było się powstrzymać. Kociaki kochają fury. Ja mogłabym mieć na przykład taką. Schody Hiszpańskie. Według przewodnika: "malownicze i monumentalne". Według Dzióbka: "schody jak schody". Pozdrowienia z Watykanu! Starożytne spa, czyli Termy Karakalli. Szkoda, że zachowały się tylko fragmenty mozaik. Butik Prady na Via dei Condotti. Ale kto by tam kupował, kiedy okazje po prostu leżą na ulicy. Zawsze przewracam oczami, kiedy widzę na blogach zdjęcia wystaw luksusowych sklepów, ale przed witryną Dolce & Gabbany prawie zaczęłam piszczeć z zachwytu. Codzienna porcja gelati - obowiązkowo! Forum Romanum widziane z okna Muzeów Kapitolińskich. Uwielbiam wynajdywać takie skarby na ulicach (znak po prawej to dzieło tego pana). Korytarz w Muzeach Watykańskich.I piękne schody prowadzące do wyjścia. Pomnik Giordano Bruno na Campo di Fiori. Wiersz Miłosza sam się przypomina. Skrzypek na targu. Koloseum widziałam chyba w każdym świetle i niemal o każdej porze dnia i nocy. Po całym dniu zwiedzania. Włoski styl na każdą okazję. Pasquino, czyli jeden z "mówiących posągów". Sklepienie kościoła Sant'Ignazio di Loyola pokryte trójwymiarowymi freskami. Wrażenie naprawdę niesamowite. Normalny listopad.
Wspaniałe zdjęcia! Na Zamku św. Anioła niestety nie byłam i bardzo żałuję... Naprawię to następnym razem :)
OdpowiedzUsuńPs. Też robiłam zdjęcia balkonów i okiennic :)
Z przyjemnością przeczytałam Twoją relację - podoba mi się Twój humor i gra słów, miło się czytało :)
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że mnie również ogarnęła lekka melancholia - szczególnie na Forum Romanum (chociaż największe wrażenie zrobiło na mnie Koloseum). Trochę ciężko to wytłumaczyć, ale to było niesamowite przeżycie doświadczyć architektonicznego geniuszu Rzymian sprzed setek lat :)
Pozdrawiam!
Ten znak drogowy z doklejonym gościem to dzieło Cleta, znanego we Włoszech artysty miejskiego, zazwyczaj działający we Florencji. Tu jego facebookowy profil http://www.facebook.com/pages/CLET/108974755823172?fref=ts
OdpowiedzUsuńpzdr!
Łaaaał, ale super! Dzięki wielkie za info, już go dodałam do obserwowanych :)
Usuńjakieś namiary na nocleg ?
OdpowiedzUsuńPatrz: komentarz niżej :)
Usuń'Rzymie, na zawsze pozostaniesz w moim sercu'
OdpowiedzUsuńA te znaki to widziałam też we Florencji, myślałam, ze to w całych Włoszech tak przyjęto ;)
O, dzięki! :)
UsuńByle więcej takich relacji, jest cudowna!
OdpowiedzUsuńJadę do Rzymu za miesiąc i zrobiłaś mi jeszcze większego smaka, dziękuję :)!
Właśnie też chcemy wybrać się do Rzymu. Tylko powiedz mi jak ze spaniem( sorki jeśli przegapiłam w tekście)tzn jak wychodzi to cenowo?
OdpowiedzUsuńAgata
Rezerwowałam nocleg ze sporym wyprzedzeniem na Booking.com - polecam, można trafić na naprawdę fajne promocje.
UsuńMy za 7 dni w dwuosobowym pokoju ze śniadaniem (włoskim ;) zapłaciliśmy 280 euro.
Mieszkaliśmy w B&B Messina http://www.hotelmessinaroma.eu/ (mieszkanie w kamienicy przerobione na hostel). Lokalizacja naprawdę super: 5 minut piechotą od stacji metra Bologna, a stamtąd 3 przystanki i jesteś w Koloseum. Jeśli chodzi o standard, to nie jakiś luksus (śniadanie przy ministoliczku w przedpkoju), ale ogólnie spoko, czysto i schludnie.
Obserwuje już dłuższy czas i wypada coś skrobnąć...w sumie spokojnie możesz zacząć pisać przewodniki po miejscach które odwiedzasz :) pełen profesjonalizm z dozowanym humorem. Zdjęcie na śledzia bałtyckiego na łóżku-pełen podziw. Pozdrawiam :) ladybiurokratka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAż chce się tam być! Wspaniała relacja :)
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja - z przyjemnością się ogląda i czyta, zwłaszcza, ze nigdy nie miałam jeszcze okazji zwiedzać Rzymu..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
boru, post długi jak srajtaśma, za to baardzo przyjemny. a tak przy okazji za te rzymskie wakacje w środku smutnego polskiego listopada to cię nienawidzę ;)
OdpowiedzUsuńew
Piękne, różnorodne zdjęcia, w dużym stopniu udało Ci się pokazać klimat tego miasta :)
OdpowiedzUsuńzazdroszcze straszliwie :)
OdpowiedzUsuńtez marzy mi sie rzym
a ksiadz z tego kalendarza jest niesamowity....
Czy 4 fotka to Piazza in Piscinula?
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie mam pojęcia :)
Usuńszkoda, że nie prędko się powtórzy "taka kobyła" bo ogromnie przyjemnie mi się ją czytało :)
OdpowiedzUsuńzawsze mnie bawi jak w postach turystycznych turyści narzekają na wszechobecnych turystów ;)
OdpowiedzUsuńzdjęcia piekne, tekst fantastyczny, super!
Ja chyba narzekam pierwszy raz, bo też pierwszy raz zdarzyło mi się doświadczyć aż takiego ścisku (serio, prawie jak jak w tramwaju w godzinach szczytu). Ale ogólnie nic nie mam do moich ziomali - innych turystów ;) Byle w umiarkowanych dawkach.
UsuńA jaki sprzet zabraliscie ze soba? W sensie fotograficznym ;)
OdpowiedzUsuńAnonimowa Baska
To, co zwykle, czyli naszego Nikona D3000. Z "kitowym" obiektywem.
UsuńA ja waśnie w Rzymie, pozdrawiam :-) Zapraszam do zobaczenia mojej subiektywnej relacji już w poniedziałek :-) Przyznam, że Pl. Św. Piotra też jestem zawiedziona. Szczególnie, że stoi na nim.....cyrk! Ale niestety największe rozczarowanie to Kaplica Sykstyńska :-( A tak wspaniale wygladała na w albumach, kiedy przygotowywałam się do egzaminów z historii sztuki na studiach. Pogoda niestety teraz już nie rozpieszcza. Sporo pada, czasem nawet gradobicie! Mnie najbardziej urzeka, że nawet w grudniu je się tu kolację w letnich ogródkach, jak w w Polsce nazywamy ;-) bardzo ciekawa Twoja relacja, fajnie się ja czyta jeszcze stad :-)
OdpowiedzUsuńTeż się napalałam na Kaplicę Sykstyńską i mam takie same odczucia. I jeszcze ci strażnicy, poganiający tłumy i pokrzykujący co chwilę: "Noł piiiiikczers!" Ech, zderzenie romantycznych wyobrażeń z rzeczywistością ;)
Usuńpizza "al taglio", per favore
OdpowiedzUsuńJuż poprawiłam, dzięki. Nie znam włoskiego, tamtą pisownię wzięłam z przewodnika :)
Usuńco to za torebka ze zdjecia na lozku? takiej szukam!
OdpowiedzUsuńTo moja stara torba z ciucholandu (pokazywałam ją np. tutaj). Rzadko ją noszę, bo wolę większe, ale tylko ona mieściła mi się do bagażu ;)
UsuńTo ta sama torba, co tutaj: http://szafasztywniary.blogspot.com/2007/09/owczy-pd.html ?
UsuńJesli tak, to strasznie się postarzała. Ale przyznam, starzeje się godnie :)
Biurowa, wygrzebywanie takich starych zdjęć to naprawdę złośliwość z Twojej strony ;) A torba jeśli nawet się postarzała, to moim zdaniem nieznacznie - kwestia oświetlenia.
UsuńTo nie złośliwość, tylko hołd! ;>
Usuńpiękne zdjęcia uwielbiam Rzym i na pewno kiedyś tam wrócę :)
OdpowiedzUsuńA weź, już myślałam, że na końcu jakieś obowiązkowe (słit) pamiątkowe zdjęcie z Dziubkiem będzie, a tu nic! nie ma! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo miła relacja, wcale nie za długa, jak dla mnie mogłaby być jej kontynuacja :D aż chcę się teleportować do Rzymu, teraz, natychmiast!
Pozdrawiam Ryfko i życzę jeszcze wielu, wielu takich udanych spontanicznych decyzji,
Natalia.
Zdjęcie schodów muzeum watykańskiego superoskie!
OdpowiedzUsuńRyfko świetnie się czyta "taką kobyłę" a teraz zastanawiam się jak i kiedy pojechać do Rzymu!
Witaj Ryfko- w zamian za takie ciekawe ,dowcipne i po prostu fajne sprawozdanie z pobytu w Rzymie warto zasponsorować ci następny wyjazd gdzieś w ciekawe miejsce.Co do BIUROWEJ - to podziwiać pamięć i zdolność kojarzenia. Tylko po co ''przypinać '' się do twojej torebki -kiedy masz takie ciekawe rzeczy do opowiedzenia.BB
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam i wszystko mi sie przypomnialo... zasady ruchu samochodowego wytlumaczyl mi znajomy Wloch nastepujaco: zielone swialto- kazdy wie co znaczy, czerwone- to jest tylko propozycja, a zolte jest po to, zeby bylo weselej. Wszystko sie zgadzalo, podobnie jak fakt, ze wszystki samochody w Rzymie sa odrapane od parkowania, dotyczy to w takim samym stopniu Fiatow i Mercedesow. Sprawdzilam, faktycznie wszystkie sa odrapane. Fantastyczna panorama miasta jest widoczna z kopuly bazyliki Sw. Piotra (wychodzi sie tam bardzi waskimi schodkami, jak ktos ma klaustrofobie to nie polecam). Co do zageszczenia luksusowych torebek to sie zgadzam, Wloszki sa faktycznie szykowne, torebeczka, apaszka, obcasik. Obcego (turyste) poznacz mozna natychmiast po wygodnych butach i torbie przez plecy.
OdpowiedzUsuńSlodkie wloskie sniadanko jest mniam, mniam a do tego jednak capucino, a po obiadku espresso.
Inne obserwacje tez potwierdzam, bo moj komentarz rozrosl by sie do rozmiarow tego pstu.
Pozdrawiam serdecznie
Ania
No to teraz nie mam innego wyjścia, jak pojechać w przyszłym roku do Rzymu. Dobrze, że nowy rok już za miesiąc ;) Super relacja!
OdpowiedzUsuńRyfko, możesz napisać jakimi liniami lecialaś? I lotnisko zapewne nie znajdowało się w Rzymie, tylko kilkadziesiąt km za nim, jak to zwykle z tanimi liniami bywa? :) Piękna relacja, sama nabrałam apetytu na Rzym ;) Pozdrawiam serdecznie! Ania M
OdpowiedzUsuńLeciałam Ryanairem. I żadne tam lądowanie kilkadziesiąt kilometrów od miasta (co przerobiłam np. w Barcelonie), tylko na lotnisku Ciampino - ok. 15 minut autobusem do najbliższej stacji metra (Anagnina :) A lecieliśmy z Modlina.
UsuńCzesc,Zazdroszcze podróży!
OdpowiedzUsuńa na jakiej stronce zarezerwowałaś bilety? Pisałaś,ze na facebooku ale któryś z Twoich znajomych wrzucił okazje?
pozdrawiam
sabina
O promocji dowiedziałam się z fanpejdża Fly4free: http://www.facebook.com/fly4free (warto obserwować, wyławiają naprawdę fajne okazje, podobnie jak Mleczne Podróże: http://www.facebook.com/mlecznepodroze ). A bilety kupowałam bezpośrednio na stronie Ryanaira.
UsuńZachwycające zdjęcia, ale przyznam szczerze, ze równie mocno przyciągnęła mnie Twoja uroda, wyglądasz przepięknie!
OdpowiedzUsuńOliwka, chyba Ci się rozregulował monitor ;)
UsuńApropo makabrycznej krypty - "cudze chwalicie, swego nie znacie" :)
OdpowiedzUsuńW Polsce istnieje podobne miejsce, choć może nie tak monumentalne. Kaplica Czaszek w Czermnej, na Dolnym Śląsku.
pozdrawiam
Dokładnie - Kaplica Czaszek W Kudowie jest znacznie mniejsza, ale za to w CAŁOŚCI wyłożona czaszkami - istna makabra ;)
UsuńOoo, dzięki za cynk. Może się kiedyś wybiorę, chociaż na najbliższe kilka miesięcy (lat?) mam dość kości ;)
UsuńTak w ogóle to od roku namawiam Lubego na jesienny wypad do Rzymu, jak czytałam na fb, że masz tanie bilety to mnie skręcało. Ale widząc, jaka wam się trafiła pogoda to już Luby nie ma życia.
OdpowiedzUsuńCo do ruchu ulicznego - byłam jedyna, która czekała na zielone na przejściu dla pieszych :D
Zazdroszczę, ale życzliwie. Mnie - nauczycielce - trudno wyrwać się w ciągu roku szkolnego na taką eskapadę. Przywykłam już. Co do wpisu z fb (jak wspominałam, nie mam tam konta, czy ja w ogóle jeszcze jestem zatem) - na herbaciane osady polecam sól kuchenną. To dobry środek, przede wszystkim neutralny zapachowo i całkiem nieszkodliwy. Nie pijam herbaty od ponad 20 lat, ale Najwspanialszy przynosi z pracy czasem swój kubek do "dezynfekcji" i sól zawsze się sprawdza.
OdpowiedzUsuńagafm
Droga Ryfko,
OdpowiedzUsuńdzięki Tobie zawieszam dzisiaj na ścianie 25-centymetrową miarkę i, odcinając codziennie po centymetrze, odliczam do moich rzymskich wakacji :). Fantastyczna relacja, mam nadzieję, że mi też uda się wiele zobaczyć. Bo tak w ogóle: jak długi był Twój pobyt w Wiecznym Mieście?
A te buty na niskiej szpilce to chyba "kaczuszki" i podzielam Twoją opinię na ich temat :).
Pozdrawiam serdecznie!
Byliśmy w Rzymie równy tydzień.
UsuńA co do obcasa - kaczuszki, to zastanawiałam się, czy to nie to, ale on chyba jest grubszy, a mnie chodzi o taką cieniutką, niską szpilkę.
Swietna relacja! Zdjecia i podpisy pod nimi sa rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje relacje :) Sama byłam we Włoszech kilka razy jednak nigdy nie dotarłam do Rzymu. Jeszcze wszystko przede mną mam nadzieje :)
OdpowiedzUsuńZ dużym zaciekawieniem obejrzałam tego posta i absolutnie nie mogę wzroku oderwać od tych zdjęć. Kiedy je oglądam miło robi mi się na sercu i wspominam moją wycieczkę do Rzymu z przed dwóch lat.... :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością tam jeszcze wrócę! I kto wie, może dzięki Tobie już niedługo, ponieważ podrażniłaś moje serce przez ten post! :)
pozdrawiam serdecznie
Droga Ryfko.
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam i pewnie nigdy nie będę w Rzymie. Jedyne moje zagraniczne wojaże to NRD wiosną i Rumunia latem w późnych latach 70. ubiegłego wieku. Relacje z Twoich podróży są dla mnie o tyle miłym okienkiem na świat, że czyta się Ciebie i ogląda z wielką przyjemnością. Niech się schowają wszelkie przewodniki - u Ciebie w skrócie i z wielkim wdziękiem podane to, co chciałabym o wycieczce do Rzymu przeczytać i zobaczyć. Zdjęcia nietuzinkowe, styl na piątkę (wybacz, że posiłkuję się skalą ocen z moich czasów). Lubię i obserwuję Twój blog od dawna, z przyjemnością oglądam Twoje stylizacje, ale to właśnie kolejna relacja z podróży skłania mnie do napisania małego peaniku. Dziękuję Ci za miłe wrażenia i serdecznie pozdrawiam.
Za kupienie torebki-podrobki grozi mandat: w zaleznosci od miejscowosci nawet kilkaset czy kilka tysiecy euro.
OdpowiedzUsuńLinn
Ciekawe, jaki grozi za sprzedaż. Panowie sprzedawcy jakoś nie wydawali się zestresowani ;)
UsuńKocham Italię, takie zdjęcia z Rzymu czy z Toskanii mogłabym oglądać godzinami..
OdpowiedzUsuńhttp://delfinasshopping.blogspot.com/
Rzymskie wakacje w listopadzie - to już brzmi jakoś tak romantycznie, ciepło i mimo wszystko spontanicznie! :)
OdpowiedzUsuńGenialna fotorelacja! Bardzo lubię takie zdjęcia, które ukazują miejsca pod różnymi względami, nie tylko kulturowymi :) W internecie często można znaleźć tanie loty i wycieczki, jedna z wielu dobrych stron wirtualnego świata :D
OdpowiedzUsuńCześć,
OdpowiedzUsuńTo mój pierwszy komentarz u Ciebie. Do tej pory tak sobie zawsze po ciuchtku nieśmiało tu zaglądałam.
Chciałam poinformować, że ten blog należy do moich ulubionych i doceniam włożony w niego wysiłek dlatego nominowałam go do LIEBSTER BLOG, szczegóły tutaj: http://blogodzieciach.blogspot.com/2012/12/liebster-blog.html
Pozdrawiam Ania z blogu o dzieciach
p.s. Super foteczki. Można się dzięki nim troszkę "oderwać od naszej rzeczywistości", która (żeby nie było!) wcale nie jest taka zła.
No tak. Królowa jest tylko jedna...
OdpowiedzUsuńnie wierze, z mozna sobie taka wycieczke za taka cene zalatwic o; ja etz siedze duzo na fejzie i kurde nie mialam takeigo szcesicia, ale zazdroszce strasznie, sama z checia bym pojechała. te zdjecia sa swietne, tez chce to zobaczyc! :D
OdpowiedzUsuńJa też nie wierzyłam. Ciągle słyszałam o jakichś lotach za 1 zł albo za kilkanaście złotych, a sama jakoś nigdy nie trafiłam na taką ofertę (wręcz przeciwnie, kiedy szukałam lotów, to zwykle ceny zaskakiwały mnie bardzo negatywnie). Już zaczynałam podejrzewać, że te tanie loty to jakaś miejska legenda, a tu proszę! :)
Usuńtlumaczenie zdania z ostatniego zdjecia to: "Rzymie, pozostaniesz na wieki we mnie". Szkoda tylko, ze samo zdanie ma byka gramatycznego (powinno byc rimarrai, a nie rimanerai).
OdpowiedzUsuńNajpierw zostalo napisane Roma rimane eterna co znaczy "Rzym pozostaje wieczny" e potem ktos dopisal koncowke czasu przyszlego tworzac cos w stylu "pozostaniesz we mnie na wieki"
UsuńShadow Of Style
Paulina, dzięki za rozwiązanie zagadki! :)
UsuńPiękne zdjęcia, już wiem, gdzie będę zaglądać przed moją wycieczką do Rzymu (wybieram się i wybrać nie mogę, a tłumy o których wspominasz wcale nie zachęcają).
OdpowiedzUsuńTydzień to wystarczający czas na zwiedzenie Rzymu (lepiej niż byle jak)?
Moim zdaniem 5-7 dni to w sam raz. Jak na pierwszy raz :) Pewnie latem można w tym samym czasie zobaczyć jeszcze więcej, bo dłużej jest jasno. W listopadzie już po 16.00 zaczynało się ściemniać. Ale za to nie było aż takich wielkich tłumów i kolejek jak pewnie są latem (nie licząc Watykanu).
UsuńŚwietnie piszesz, jeżeli Rzym jest tak niezwykły, jak w twojej relacji, to chcę tam jechać! ;)
OdpowiedzUsuńPiekny fotoreportaz. Pozdrawiam. Monika
OdpowiedzUsuńRyfko, byłam w Rzymie jakiś miesiąc wcześniej od Ciebie, widziałam większość miejsc, o których piszesz i jeszcze kilka innych. Byłam też w restauracji, której zrobiłaś zdjęcia z napisem na wejściu: "we area aginst war and tourist menu". Mieszkałaś w dzielnicy Trastevere, czy tylko zwiedzałaś? Wg mnie jedno z bardziej klimatycznych miejsc w mieście. Nie przypominała Ci trochę Twojego rodzimego Kaziemierza? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHania
http://iconm.tumblr.com/image/17513640247 ja tam znalazłam taki znaczek, o! :)
OdpowiedzUsuńJeju, jak świetnie opisana wycieczka do Rzymu! Ja też miałam okazję zwiedzić to miasto podczas krókiej 3-dniowej wycieczki ale nigdy w życiu nie opisałabym tego w ten sposób - naprawdę świetna relacja!:) Widać że w Twoim przypadku przysłowiowa szklanka jest zdecydowanie do połowy pełna;);) Zapraszam do naszej relacji: https://picasaweb.google.com/105136311579812917738/Rzym?authuser=0&authkey=Gv1sRgCMLZ4qDVp473YQ&feat=directlink i na mojego bloga: http://cabajiphotography.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! Jak widzę dużą ilość mozzarelli na pizzy to od razu mam ochotę wsiąść w samolot i zawitać do Rzymu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ania i Zapraszam na SSL :)
Cudowne zdjęcia, można się poczuc prawie jakby się tam było :D Widac że wycieczka się udała :) Pozdrawiam i będę obserwowac :D
OdpowiedzUsuńoo tak Rzym jest pieknym miatem! bylam w okresie swiatecznym i przyznam, ze temeratura byla zblizonej do litopadowej :) mam nadzieje, ze byas na lodach w ci gusta przy panteonie, najlepsze lody w Rzymie!! :)
OdpowiedzUsuńja wróciłam z Rzymu przed paroma dniami, i widzę że nie tylko trasy, ale i wrażenia miałyśmy poniekąd podobne :)
OdpowiedzUsuńKocham Rzym, to najpiękniejsze miasto Europy! Co prawda pizza mi średnio smakowała, ale lody najlepsze na świecie, koło Panteonu i jak widzę nie tylko ja mam takie zdanie, niesamowite:P
OdpowiedzUsuńRyfko jak już się pochwaliłaś że robisz lepszą pizze niż włosi to podziel się przepisem,szaleniem go ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńO Rzymie myślę od pewnego czasu. Po Twojej relacji muszę przejść do czynów :)
OdpowiedzUsuńPrzy tym kalendarzy również zgrzeszyłam...ojej, jak bardzo ;))). I świetna opcja z pizzą ! A autko... cóż, marzy mi się taki kolor na mojej obecnej Pyzie :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twoje poczucie humoru :-)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie kartą Roma Pass...czy płaciłaś za nią 34 euro ? na stronie jest taka cena a piszesz tu o darmowych wejściówkach :)
OdpowiedzUsuńNo tak, źle to ujęłam :) Oczywiście płaciłam za kartę. Już poprawiam.
Usuńdziękuję za odpowiedź :) i mam jeszcze jedno pytanie, czy na prawdę warto kupić ta kartę?
UsuńJa nie żałowałam :) Oszczędza się trochę kasy i czasu, bo mając tę kartę, nie trzeba stać w kolejkach do wejścia.
Usuńdzięki za informacje :)
OdpowiedzUsuńRyfko, niesamowicie piszesz. Powinnaś w cholerę rzucić inną jakąś robotę i zostać drugim Kingiem.
OdpowiedzUsuńPs. Te Usta Prawdy wystąpiły w "Rzymskich wakacjach" z Audrey Hepburn, a trójwymiarowe freski są n i e s a m o w i t e, co widać nawet na małych zdjęciach. Pozdrawiam - Alicja:)
Bardzo fajny blog i świetne zdjęcia. Trafiłam na niego szukając podpowiedzi nt Rzymu - przed długo wyczekiwanym do niego wyjazdem. Kilka z Twoich informacji z pewnością wykorzystam:)
OdpowiedzUsuńSprostować tylko muszę podpis pod jednym ze zdjęć - to, co nazywasz Posągiem Marka Antoniusza jest w rzeczywistości posągiem Antinousa, ulubieńca i kochanka cesarza Hadriana. Młodzieniec nie miał nawet 20 lat, gdy utopił się w Nilu; a Hadrian, pogrążony w rozpaczy, wyniósł go na ołtarze, tworząc jego kult jako herosa. Ot, taka starożytna historia romantyczna :)
O! Dzięki! Już poprawiam :)
Usuń