Moja ostatnia stylówka została porównana do stroju księcia Eryka z "Małej syrenki", więc do kompletu dzisiaj występuję jako Arielka. No dobra, niech Wam będzie, Wodnik Szuwarek.
Jak wiecie, zakup ubrań, ba, zakup CZEGOKOLWIEK to u mnie nigdy nie jest prosta sprawa. Nieważne, czy chodzi o czapkę na zimę, czy o gąbkę do mycia naczyń, mam dość specyficzny gust i bardzo konkretne wymagania. Jestem już przyzwyczajona do tego, że poszukiwania nowej rzeczy zawsze trochę u mnie trwają, ale to, co przeszłam, szukając kostiumu kąpielowego przed naszym urlopem, to było już przegięcie nawet jak na moje standardy.
Jak wiecie, zakup ubrań, ba, zakup CZEGOKOLWIEK to u mnie nigdy nie jest prosta sprawa. Nieważne, czy chodzi o czapkę na zimę, czy o gąbkę do mycia naczyń, mam dość specyficzny gust i bardzo konkretne wymagania. Jestem już przyzwyczajona do tego, że poszukiwania nowej rzeczy zawsze trochę u mnie trwają, ale to, co przeszłam, szukając kostiumu kąpielowego przed naszym urlopem, to było już przegięcie nawet jak na moje standardy.
Przejrzałam KILKASET kostiumów kąpielowych w najróżniejszych sklepach (polskich, zagranicznych, małych i sieciowych) i niestety, okazało się, że jestem jakąś jednoosobową niszą, której potrzeb nie uwzględnia praktycznie żaden producent. Jakież to wymyślne cudo mi się uroiło? - zapytacie. Ano zamarzyłam sobie, żeby kostium był user-friendly, tzn. żebym nie musiała się martwić, że sznurkowa konstrukcja poprzesuwa mi się przy wynurzeniu z wody, i żebym przy każdym kroku nie musiała wyciągać majtek z tyłka. To są najwyraźniej mało popularne oczekiwania, bo większość kostiumów kąpielowych przypomina słynny strój Borata. Dołów o kroju spodenek praktycznie nie ma, a jak już są, to zwykle w strojach typu "startuję w wyścigu na 100 m stylem motylkowym", a ja sportowego looku unikam jak diabeł święconej wody.
No więc łatwo nie było, ale w końcu się udało. Najpierw znalazłam gładkie spodenki z wysokim stanem, a potem dokooptowałam do nich górę, która dzięki wiązaniu na szyi i szerokiemu paskowi pod biustem ani drgnie nawet przy najbardziej energicznych wodnych wygibasach. Całość jest dość zabudowana (spodenki mogłyby być nawet trochę dłuższe), bardzo wygodna i - co dla mnie najważniejsze - zapewnia mi ŚWIĘTY SPOKÓJ. Nie muszę myśleć o tym, co mam na sobie, nie muszę niczego co chwilę poprawiać, mogę beztrosko szaleć na moim pączko-dmuchańcu albo próbować okiwać Dzióbka plażową piłką.
A jak się chcę trochę zasłonić, to mam do tego... zasłonę. No, prawie. Bo to piękne kwieciste kimono pochodzi z kolekcji H&M i brytyjskiej marki GP & J Baker, która od 1884 roku projektuje tapety, tapicerkę i zasłony właśnie (Scarlett O'Hara lubi to). Od dawna miałam chrapkę na takie wzorzyste cudo, ale widywałam głównie modele z poliestru (fuj!), natomiast ten egzemplarz nie dość, że ma obłędny deseń, to jeszcze uszyty jest z chłodnej, oddychającej wiskozy. Od mojego ostatniego plażowania minęło 6 lat, ale kolejne na bank nastąpi szybciej, bo taki fajny zestaw zdecydowanie nie może się marnować.
góra od kostiumu - H&M
dół od kostiumu - KappAhl