28 października 2018

Era Wodnika (Szuwarka)

Moja ostatnia stylówka została porównana do stroju księcia Eryka z "Małej syrenki", więc do kompletu dzisiaj występuję jako Arielka. No dobra, niech Wam będzie, Wodnik Szuwarek.

Jak wiecie, zakup ubrań, ba, zakup CZEGOKOLWIEK to u mnie nigdy nie jest prosta sprawa. Nieważne, czy chodzi o czapkę na zimę, czy o gąbkę do mycia naczyń, mam dość specyficzny gust i bardzo konkretne wymagania. Jestem już przyzwyczajona do tego, że poszukiwania nowej rzeczy zawsze trochę u mnie trwają, ale to, co przeszłam, szukając kostiumu kąpielowego przed naszym urlopem, to było już przegięcie nawet jak na moje standardy.

Przejrzałam KILKASET kostiumów kąpielowych w najróżniejszych sklepach (polskich, zagranicznych, małych i sieciowych) i niestety, okazało się, że jestem jakąś jednoosobową niszą, której potrzeb nie uwzględnia praktycznie żaden producent. Jakież to wymyślne cudo mi się uroiło? - zapytacie. Ano zamarzyłam sobie, żeby kostium był user-friendly, tzn. żebym nie musiała się martwić, że sznurkowa konstrukcja poprzesuwa mi się przy wynurzeniu z wody, i żebym przy każdym kroku nie musiała wyciągać majtek z tyłka. To są najwyraźniej mało popularne oczekiwania, bo większość kostiumów kąpielowych przypomina słynny strój Borata. Dołów o kroju spodenek praktycznie nie ma, a jak już są, to zwykle w strojach typu "startuję w wyścigu na 100 m stylem motylkowym", a ja sportowego looku unikam jak diabeł święconej wody.

No więc łatwo nie było, ale w końcu się udało. Najpierw znalazłam gładkie spodenki z wysokim stanem, a potem dokooptowałam do nich górę, która dzięki wiązaniu na szyi i szerokiemu paskowi pod biustem ani drgnie nawet przy najbardziej energicznych wodnych wygibasach. Całość jest dość zabudowana (spodenki mogłyby być nawet trochę dłuższe), bardzo wygodna i - co dla mnie najważniejsze - zapewnia mi ŚWIĘTY SPOKÓJ. Nie muszę myśleć o tym, co mam na sobie, nie muszę niczego co chwilę poprawiać, mogę beztrosko szaleć na moim pączko-dmuchańcu albo próbować okiwać Dzióbka plażową piłką.

A jak się chcę trochę zasłonić, to mam do tego... zasłonę. No, prawie. Bo to piękne kwieciste kimono pochodzi z kolekcji H&M i brytyjskiej marki GP & J Baker, która od 1884 roku projektuje tapety, tapicerkę i zasłony właśnie (Scarlett O'Hara lubi to). Od dawna miałam chrapkę na takie wzorzyste cudo, ale widywałam głównie modele z poliestru (fuj!), natomiast ten egzemplarz nie dość, że ma obłędny deseń, to jeszcze uszyty jest z chłodnej, oddychającej wiskozy. Od mojego ostatniego plażowania minęło 6 lat, ale kolejne na bank nastąpi szybciej, bo taki fajny zestaw zdecydowanie nie może się marnować.
Age of Aquarius
Age of Aquarius
GP & J Baker x H&M
Age of Aquarius
Age of Aquarius
Age of Aquarius
kimono - GP & J Baker x H&M (kupione kilka miesięcy temu, już niedostępne)
góra od kostiumu - H&M
dół od kostiumu - KappAhl

23 października 2018

Kalimera!

Wróciłam! Nie tylko do Polski, ale również na bloga. A dzisiejszą stylówką także i do korzeni szafiarstwa, ponieważ zestaw jest wybitnie ciucholandowo-wintydżowy. 

Spodenki kupiłam specjalnie na nasz grecki urlop, bo... nie miałam w szafie ani jednych. Tak jest, moje gołe nogi pojawiają się tu w całej swej bladookazałości po raz pierwszy od powstania bloga, czyli od ponad 11 lat! Portki pierwotnie były szerokimi rybaczkami, które ciachnęłam, podwinęłam i zaprezentowałam Dzióbkowi, mrugając porozumiewawczo, że "jak Lara Croft, co nie?", na co on stwierdził, że "raczej Mikołajek", i chyba nie ma co się z tym kłócić, bo zgodziło się z nim 63% ankietowanych na moich Insta stories (jeśli zastanawiacie się, gdzie jestem, jak mnie nie ma na blogu, to właśnie tam).

Jedwabną koszulę przywiozłam jakiś czas temu z domu Rodziców. Jest pewnie starsza ode mnie i, jak możecie zobaczyć na ostatnim zdjęciu, podkradałam ją Mamie już w 1994 roku (tutaj akurat podczas występu w duecie z moją kuzynką Gosią - tą samą, z którą kilka lat wcześniej sprzedawałam gruszki).

Mimo że nie jestem jakąś wielką fanką biżuterii, bardzo polubiłam się z kolczykami z twarzyczkami od Anny Ławskiej (pokazywałam je tutaj i od tamtego czasu praktycznie ich nie zdejmuję), a latem moja mikro biżukolekcja powiększyła się jeszcze o twarzowy naszyjnik Kopi, który po prostu u-wiel-biam. W ogóle od pewnego czasu mam mocną fazę na twarze oraz inne części kobiecego ciała (vide ta bluza i ta kurtka), czego kolejnym dowodem jest apaszka z golaskami, którą planuję związywać włosy, jak tylko trochę mi podrosną. Ale przy torebce też wygląda super, no i przynajmniej cały czas mam dziewczyny na oku.

PS
Dzisiejszy post to taka mała kreteńska przystawka (pierwsza z dwóch), ale obszerna relacja z naszych wielkich greckich wakacji też oczywiście będzie!

Kalimera!
Vintage silk shirt
Kopiszka necklace
Kalimera!
Zara bag and Kopiszka scarf
Vintage silk shirt
Kalimera!
Piano recital 1994
jedwabna koszula - vintage od Mamy
bawełniane spodenki "mikołajki" (samodzielnie skrócone) - Tu / ciucholand
torba - Zara (pokazywałam ją tutaj)
apaszka z grafiką Weroniki Anny Marianny - Kopi x momu.warsaw
srebrny naszyjnik - Kopi
klapki - Birkenstock