Stała się rzecz niesłychana. Znalazłam magazyn dla siebie! Młodsza Sztywniara byłaby w szoku, bo nie dość, że jest kobiecy, to w dodatku feministyczny. Dlaczego byłaby w szoku? Ano dlatego, że kiedy byłam młodsza, nie myślałam o sobie jako o kobiecie, ani tym bardziej feministce. Zaraz, zaraz, że co? No po prostu w moim mózgu zawsze byłam po prostu mną, a nie żadną "kobietą". To znaczy oczywiście wiedziałam, że jestem kobietą, ale wydawało mi się, że jestem "inna niż inne", bo zupełnie nie identyfikowałam się z tym, co typowo kobiece (czyli - jak mi się wydawało - szminki, brokat i rozczulanie się zdjęciami niemowlaków). Kompletnie nie rozumiałam też, o co chodzi tym całym feministkom. Jaka dyskryminacja? Przecież kobiety już dawno wszystko wywalczyły. Czego one jeszcze chcą? Uważałam je za bandę agresywnych bab, które nienawidzą mężczyzn i szukają dziury w całym.
Trochę czasu musiało upłynąć, zanim zrozumiałam, że to nie ja jestem "inna", tylko po prostu kobiety bywają bardzo różne. Jak to ludzie (szok, co nie?). I że chociaż dla mojej tożsamości płeć może nie być jakąś kluczową kwestią, to ma ona zasadnicze znaczenie na przykład dla osób tworzących prawo, które bezpośrednio wpływa na moje życie. Natomiast fakt, że nikt nigdy nie powiedział mi wprost: "Jesteś głupia / mniej ważna, bo jesteś kobietą", wcale nie znaczy, że mizoginia i dyskryminacja to jakieś wymysły babochłopów w bojówkach. Seksizm czasem bywa bardzo subtelny albo tak głęboko zakorzeniony w naszej kulturze i "tradycji", że wiele kobiet nawet nie zdaje sobie z niego sprawy. Kiedy jednak raz zacznie się dostrzegać jego codzienne przejawy, to potem nie da się już tego odwidzieć i udawać, że wszystko jest OK.
Uuu, poważnie się zrobiło, a miało być pozytywnie, bo jestem megaszczęśliwa, że w końcu udało mi się znaleźć magazyn, który pasuje mi w 100%. Panie (i panowie?), przedstawiam G'rls ROOM!
(do kupienia m.in. w Empiku, krakowskim MOCAK-u, gdańskiej Sztuce Wyboru oraz oficjalnym sklepie internetowym)
O tym, że coś takiego w ogóle pojawiło się na rynku, dowiedziałam się zupełnie przypadkiem. Na Instagramie mignęło mi zdjęcie z jakiejś imprezy, na której sprzedawany był pierwszy numer. Kilka kliknięć, szybki rekonesans. Opis brzmiał obiecująco:
G’rls ROOM to magazyn tworzony przez dziewczyny, ale nie tylko dla dziewczyn.
Wciąż za mało mówi się o prawach kobiet, ich seksualności oraz o pozytywnym podejściu do ciała. Jesteśmy za solidarnością kobiet, razem możemy zrobić dużo dobrego. Oddajemy głos kobietom oraz wszystkim tym, którym równe prawa i tolerancja nie są obce.
Wyróżnia nas: książkowy format, autorska szata graficzna i przyjazny dla środowiska, przyjemny w dotyku papier, którego kremowa tonacja zapewnia komfort podczas czytania. Działamy na wszystkie zmysły, dbając o najwyższą jakość lektury.
Następnego dnia już byłam w empiku, trzymając kciuki, żeby to było to. I z przyjemnością (oraz ulgą) mogę obwieścić, że jest! Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeczytałam jakiś magazyn od deski do deski. A artykuły w G'rls ROOM czytałam po kolei, jak leci (nawet opowiadanie, które zwykle omijam) i naprawdę KAŻDY był ciekawy.
Co zainteresowało mnie szczególnie? Największe wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z dziewczynami z inicjatywy #MamyGłos. To licealistki i studentki, które stworzyły grupę działającą na rzecz nastolatek w Polsce. Walczą ze stereotypami i seksizmem w szkole, uświadamiają dziewczynom ich prawa, pomagają budować poczucie własnej wartości i pewność siebie. Jak? A na przykład tak:
Jak ja żałuję, że za moich czasów nie było takich inicjatyw! Albo były, tylko ja o nich nie wiedziałam. Bo YouTuba też nie było. W ogóle internetu nie było. Co zainspirowało dziewczyny do założenia grupy? Tak na to pytanie odpowiada Ola Jarocka:
Nasz aktywizm wziął się z tego, że zauważyłyśmy, że coś jest nie tak. Szczególnie widać to w szkole, w zachowaniu wielu nauczycieli. W tym, na jakie komentarze pozwalają sobie pod adresem dziewczyn, jak i w tym, czego się uczymy czy raczej czego się nie uczymy - na przykład na historii bardzo mało mówi się o kobietach. Jestem w trzeciej klasie liceum, mam rozszerzoną historię, ale na lekcjach praktycznie nie wspomina się o historii kobiet, począwszy od takich podstawowych spraw, jak ich pozycja w społeczeństwie od czasów starożytnych.
Jako żywo stanęła mi przed oczami sytuacja z podstawówki, kiedy na lekcji historii razem z koleżanką z ławki (Agata, jeśli czytasz, to pozdrawiam) spierałyśmy się z nauczycielem, że oprócz Horacego i spółki w Starożytności musiały być też jakieś kobiety poetki. Nauczyciel założył się z nami (pewnie o plusa w dzienniku), że na bank żadnej nie znajdziemy. Poleciałyśmy do biblioteki i z pomocą pani bibliotekarki znalazłyśmy dowód, że mamy rację. Całe dumne na kolejnej lekcji rzucamy, że ha-HA! SAFONA, gościu! IN YOUR FACE!, a nauczyciel na to: oj tam, oj tam, no to jedna, to tylko potwierdza, że wpływ kobiet na literaturę był praktycznie żaden. Szach i mat. Dlatego zarówno ja teraźniejsza, jak i ja z przeszłości bardzo się cieszymy, że dziewczyny w tak młodym wieku są już tak świadome, że działają, że walczą, że im się chce. I że być może dzięki nim inne młode kobiety zrozumieją, po co im ten cały feminizm, dużo wcześniej, niż pojęłam to ja.
Co jeszcze ciekawego w tym numerze? A m.in. świetny artykuł Pauliny Klepacz "Wagina: Instrukcja obsługi" - o naszym podejściu do tej części ciała, niewiedzy i wstydzie. Jest też rozmowa z Moniką Mularczyk - twórczynią marki momu, czyli ręcznie szytych koszulek z komputerowymi haftami (wśród wzorów m.in. Frida Kahlo, Matka Boska, joginki, kot i kaktus), którymi zachwycam się od kilku miesięcy. No i wywiad z Marią Sadowską, reżyserką filmu o Michalinie Wisłockiej - polskiej seksuolożce, autorce słynnej "Sztuki kochania" (czyi rodzice nie mają w domu egzemplarza, ten trąba!). Film wchodzi do kin 27 stycznia. Zwiastun zwiastuje naprawdę dobre rzeczy:
Z informacji bardziej technicznych: G'rls ROOM jest kwartalnikiem, ma format B5 (ważna informacja, jeśli będziecie go szukać na półkach z prasą, bo przez niewielkie rozmiary łatwo go przeoczyć) i kosztuje 9 zł. Szatą graficzną przypomina trochę zin, a trochę oldskulową gazetkę szkolną. Na 70 stron jest tylko 7 reklam (książka, film, Fundacja Feminoteka, salon fryzjerski, polska marka odzieżowa oraz artykuł, w którym dziewczyny z redakcji testują niszowe kosmetyki; jak na moje standardy, zarówno dobór, jak i liczba reklam naprawdę spoko).
Pierwszy numer ustawił poprzeczkę bardzo wysoko, więc z nadzieją (i niecierpliwością) będę wyczekiwać kolejnych. Droga Redakcjo, dziękuję, że jesteście, i mocno trzymam kciuki!
Pierwszy numer ustawił poprzeczkę bardzo wysoko, więc z nadzieją (i niecierpliwością) będę wyczekiwać kolejnych. Droga Redakcjo, dziękuję, że jesteście, i mocno trzymam kciuki!
Po zajęciach lecę do empika, nie ma bata!
OdpowiedzUsuńWszystkie "dziewczyńskie" projekty mega mi pomogły - zaczęłam się interesować feminizmem na początku liceum i w sumie dzięki temu po pewnym czasie poczułam się ze sobą dobrze. Tak, wiecie, że teraz uśmiecham się do siebie nawet, jak mi nowy świecący pryszcz na środku czoła wyskoczy. Ale teksty o tym, że kobiety to tylko siedzieć w domu mają i dzieci rodzić, albo że są w czymś gorsze, albo lepsze (bo przecież to nie zależy od płci!) - tego nie umiem znieść. Tyle rzeczy nam się wmawia. I tak szybko w to wszystko wierzymy.
Super! Ja zaczęłam świadomie interesować się feminizmem dość późno i mam wrażenie, że straciłam kupę czasu. No ale nadrabiam! :)
UsuńLubię brokat i niemowlęta i jestem feministką. Taki coming out🤓 Dziś obczaję go w empiku.
OdpowiedzUsuńJa nadal nie, ale nad szminką zaczynam się zastanawiać ;)
UsuńA ja lubię Wysokie Obcasy, ale tylko sobotni, bezpłatny dodatek do Wyborczej. Feminizm, ale bez radykalnych haseł, sylwetki znanych kobiet, krótkie felietony (Wellmann, Bielik-Robson), trochę kultury (Mike Urbaniak), trochę kuchni (m. in. Kręglicka) i urody, listy czytelników, a na koniec męska końcówka, czyli wywiad z facetem. Dla mnie od kilkunastu lat obowiązkowa lektura w sobotnie poranki.
OdpowiedzUsuńBTW, jestem pod wrażeniem, że nie kosztuje np. 20 zł (jak co poniektóre nowe czasopisma) :)
OdpowiedzUsuńTeż się spodziewałam, że będzie droższy. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że on jest jednak mniejszy i cieńszy niż typowy magazyn. Tak czy siak, to naprawdę dobrze wydane 9 zł :)
UsuńBrzmi super, nabędę przy najbliższej okazji! Brakowało czegoś takiego w zalewie tych wszystkich "kobiecych" pism, które kobiety traktują jak idiotki bez mózgu -.-
OdpowiedzUsuńBałam się ceny, bo takie magazyny potrafią kosztować dużo, ale 9 zł to bardzo przyjazna cena! Myślę, że warto kupić chociaż ten pierwszy numer, żeby pokazać dziewczynom, które za tym stoją, że taka prasa jest nam potrzebna! :)
OdpowiedzUsuńSuper sprawa. Koniecznie muszę sięgnąć po ten magazyn! ;)
OdpowiedzUsuńKupiłam dzięki Twojemu poleceniu na insta i też jestem zachwycona. Mocno trzymam za powodzenie przedsięwzięcia i utrzymanie się na rynku.
OdpowiedzUsuńLeży już i czeka od kilku dni na chwilę względnego spokoju. Nie chcę czytać go w pośpiechu i na kolanie ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, trzeba wspierać kobiety, które wypowiadają się z sensem. Mam tylko nadzieję, że magazyn nie zniknie po kilku numerach z braku funduszy, jak to często bywa...
OdpowiedzUsuńA z tym feminizmem, to ciekawa sprawa, bardzo dobrze to ujęłaś we wstępie, podobnie było ze mną, z tym że ja nadal mam problem z nazwą tego, hmm..., no właśnie - czego: ruchu, ideologii, sposobu życia - słowo feminizm nijak mi nie odpowiada, bo zakłada już na wstępie jakiś osąd wartościujący, którego ponoć pragnie uniknąć.
Acha, no i nazwa samego magazynu też trochę drażni. Ja rozumiem, że żyjemy w epoce dominacji kultury języka angielskiego, ale może warto by dwie pieczenie przy jednym ogniu i dowartościować też trochę język ojczysty?
Zobaczę. Po pierwsze, skusiło mnie papierem, muszą go dotknąć :D Nienawidzę czasopism ze śliskiego papieru, meh, to błyszczenie naprawdę utrudnia czytanie. A po drugie - dział z czasopismami dla kobiet od dawna omijam szerokim łukiem, i właśnie niedawno się skarżyłam, czemu w kobiecych pismach są tylko jakieś nudne i przygłupie wykłady o ciuchach, kremach i bachorach. A, i o celebrytkach, jeszcze większe bleee. Nawet gdybym naprawdę szukała informacji o jakiś kosmetykach, i tak nie zajrzałabym do pisma dla kobiet, bo są brzydkie i rozpraszające. Może wreszcie jakaś pozycja, którą będę w stanie przeczytać, chociaż feminizm nie jest moją ulubioną działką życia. Ja naprawdę nigdy nie spotkałam się z dyskryminacją kobiet. Od kilku lat żyję w środowisku bardzo sfeminizowanym. Nie mam więc do tematu jakiegoś osobistego podejścia.
OdpowiedzUsuńSerio nigdy nie spotkałaś się z dyskryminacją kobiet? To włącz wiadomości (tylko nie te na TVP ;)
UsuńPrzykłady można mnożyć...
UsuńHipis, to jedź do warsztatu samochodowego, tam Ci szybko pokażą dyskryminację - mi właśnie zupełnie bez związku z tym, po co tam byłam, poradzono wymianę paska od alternatora, który jest jakoby zużyty. Mina mechanika na wieść, że pasek nowy założyłam 2 miesiące temu - bezcenna. Miałam już propozycje wymiany dobrego sprzęgła oraz zdrowego akumulatora, wszystko w różnych warsztatach i przy okazji zupełnie innych spraw. Gadałam z kolegami i im takiej "troski" nie okazują. Owszem, próbują wcisnąć droższe części lub rozszerzyć naprawę o jakieś zbędne, acz pozostające w logicznym związku z usterką detale. A tu proszę - przyjechała baba wymienić olej, to przy okazji może jej akumulator wciśniemy.
UsuńUUU, jutro lecę kupić. Choćby po to, że dać sygnał, że jest popyt na miejsce dla dziewczyn. Ale jak z Twojego polecenia, to pewnie się nie zawiodę ;)
OdpowiedzUsuńJa też o sobie myślałam, że jestem człowiekiem, a dopiero potem kobietą, ale świat mi dość szybko uświadomił, że w społeczeństwie jestem najpierw kobietą, a dopiero potem człowiekiem. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Oj dużo tego... studiuję architekturę i nie raz słyszałam że będę lekceważona na budowie tylko dlatego że jestem kobietą... tak nas niby chcą przestrzec jak będzie w rzeczywistości. Z kolei bardzo szanowany architekt na wykładach dziwi się z mównicy czemu zawód się sfeminizował, gdzie faceci, kiedyś kobieta w architekturze to były jednostki, a co mamy zamiar robić? ZABAWKI DLA DZIECI PROJEKTOWAĆ? wrrr... nie chodzę na wykłady....
OdpowiedzUsuńOch jak ja Ci dziękuję za ten post. Zaraz biegnę kupić gazetę!
OdpowiedzUsuńA co do tego zdania: ,,Kiedy jednak raz zacznie się dostrzegać jego codzienne przejawy, to potem nie da się już tego odwidzieć i udawać, że wszystko jest OK." Ze mną było identycznie. Ja od zawsze byłam ,,inna" czyli stereotypowo nieobieca. Piłka nożna, pokemony, wyścigi, żadnych spódniczek i różowego koloru. Do tego nigdy nie rozumiałam tego, że gdy ugotowałam coś dobrego albo upiekłam ciasto słyszałam komentarze, że się już nadaję na żonę. Wiesz, że to mój podstawowy cel w życiu. Nie żeby w byciu żoną było coś nie tak :) W momencie kiedy kumpela w na początku liceum zaczęłą mi opowiadać o feminiźnie, o seksiźmie i wszystkim z tym związane, zaczęłam rozumieć czemu źle się czułam z tym, co mówią do mnie inni, zwłaszcza dorośli. Wiem, że jeśli zostanę Panią Domu, to z własnego wyboru, a nie dlatego, że taka jest moja przynależność społeczna.
Kiedy zaczęłam studia pedagogiczne miałam wrażenie, że wykładowcy traktują je jako studia macierzyńskie. Ciągle słyszałam "Jak zostaniecie matkami..." i rodził się we mnie bunt. Czy to musi być z góry ustalona oczywistość? Potem czekały mnie studia pielęgniarskie- tutaj to dyskryminacja spotyka również mężczyzn, bo o pielęgniarzu czy położonym nie wspomina się nawet w nazwie ustawy. Niestety, już pracując jestem zmuszona słuchać standardowych tekstów pacjentów, jak im to ciśnienie rośnie na mój widok. Jakby każdy z nich dostawal książkę z cytatami, które mają do nas kierować.
OdpowiedzUsuńFeminizm. Ideologie i koncepcje społeczne współczesnego feminizmu.
OdpowiedzUsuńKazimierz Ślęczka- znajdziesz tam odpowiedź dlaczego feminizm tak Ci się kojarzył, bardzo ciekawa książka, zwłaszcza rozdział w jaki sposób powstał feminizm:)Na Rajskiej można wypożyczyć:)
Ja muszę powiedzieć, że jakoś szczególnie z feminizmem się nie utożsamiam, ale jak najbardziej rozumiem i odczuwam dyskryminację kobiet. Jestem lekarzem w trakcie specjalizacji z ginekologii i muszę powiedzieć, że przyprawia mnie o ból głowy- zarówno traktowanie mnie jak i pacjentek przez ginekologów-mężczyzn (w sumie nie tylko). Jesli chodzi o mnie: ginekologia jest specjalizacja zabiegową, wymagającą wytrzymałości i siły, a ja jestem osoba dość drobną osobą. Rozumiem, że ciężko jest ze mną robic operacje na 100 kg pacjentce. Notorycznie słyszę, że jestem słaba fizycznie- ja mam świadomośc tego, że potrzebuję siły, dlatego też ostro trenuję, poczyniłam naprawdę duze postępy, bo bardzo kocham to, co robię i chciałabym jako ginekolog pracowac. Dziwnym trafem moi koledzy ze specjalizacji, mimo braku postury Schwarzenegera, którym zdarza się puścic hak na operacji z braku siły, takich komentarzy nie słyszą. A uważam, że naprawdę dużej róznicy miedzy nami nie ma. Co gorsza, muszę przyznać, że najwięcej trudnosci i przykrości spotyka mnie ze strony kobiet. Mam na oddziale dwie starsze panie doktor, które notorycznie mi mówią, że lepszym wyborem byłaby pediatria noworodków etc i wcale nie mówią tego w formie dobrej rady a raczej uważaja za forme degradacji. Kiedys upiekłam ciasto na wigilie oddziałową w pracy, wszystkim bardzo smakowało. Co usłyszałam? że najlepiej bym zrobiła siedząc w domu i piekąc mężowi ciasta, ewentualnie otworzyła cukiernię. Widze róznicę traktowania mnie i chłopaków na oddziale, co dla mnie jest paranoja, bo zawsze uważałam,że kobiety powinny się wspierac, zwłaszcza jelsi jednej już udalo sie przebic pzez ta paranoje- przykład? kiedy ida badac pacjentkę, mnie często nie wołają, a chłopaków już tak- ogranicza mi to mozliwośc nabywania doświadczenia, bo przegapiłam kilka badań i musze biegacza nimi i pilnować krok w krok. o dziwno specjaliści- mężczyzni, mimo niewybrednych komentarzy w moją stronę, starają się mnie czegos uczyć. Będę złosliwa mówiąc, że moje starsze koleżanki są chyba wrażliwe na męskie wdzieki. Nastepna spawa jest traktowanie pacjentek: kto miał wątpliwą przyjemnośc obcowania z takim rodzajem ginekologa wie, o czym mówie. Czasami doslownie spalam się ze wstydu, kiedy słyszę, co ci męzczyzni mówią do kobiet. Zal mi tych pań, a nie moge nic zrobić, tylko ją troche potem uspokoic. Przykład? Pacjentka X, próba porodu siłami natury, pierwsza ciaza. Polozna goli pani krocze, niestety, maszynka do golenia złamala sie- wiadomo, toz to najwieksza taniocha chyba. Na nieszczescie zobaczyl to pewien "specjalista" i mowi, niby zartem, "ze potrzebujemy kosiarki na taki busz"- coś mniej wiecej, nie jest to dosłowny cytat. Na miejscu tej pacjentki kopnelabym go w twarz. Widac, że pani wstyd, oczywisice zupelnie niepotrzebnie, ale i ja i polozne mialysmy problem, zeby ta pania po tym 'zarcie' uspokoic. Pomijam już wszelkie komentarze na temat mojego krocza, aluzji seksualnych w moja strone etc.- ot ginekologiczny humor, na ktory bylam przygotowana. Czy mi to pasuje? Oczywisice , że nie. Ale co moge zrobic- jak kiedys odpyskowalam, przez 3 miesiace za to pokutowalam, wiec bede trzymac jezyk za zebami dopoki nie bede już miala ich nadzoru nad sobą.
OdpowiedzUsuńAż się we mnie gotuje, jak to czytam. Co za masakra :( Wiem, że człowiek nie ma czasem siły, żeby spierać się z takimi durnymi komentarzami, tłumaczyć, próbować edukować (zwłaszcza jeśli chodzi o wykładowcę czy przełożonego) i czasem machnie ręką na zasadzie "szkoda z głupim dyskutować", ale czasem warto. Jak taki gość (albo gościówa) raz czy drugi spotka się ze sprzeciwem, to może trzeci raz się zastanowi, zanim coś takiego powie.
Usuńja kiedyś mówiąc do ginekologa, że boli mnie podczas stosunku usłyszałam odpowiedź "za duża fujara". a pan ginekolog pracuje razem z żoną i ona w tym czasie stała obok niego. już nigdy więcej tam nie poszłam.
UsuńI jak tu nie być feministką, kiedy takie rzeczy są na porządku dziennym?? Jeśli nie masz wsparcia od starszych kolezanek to bądź pewna, że masz moje - przykro mi, że spotykają Cię takie rzeczy i jednak zachęcam - reaguj! I ta pacjentka też powinna zareagować, i może gdyby tak każda dziewczyna/kobieta, za każdym razem... to coś by się zmieniło.
UsuńNatasza
No właśnie, często niestety największym wrogiem kobiety jest inna kobieta. Żal...
UsuńMam pytanie: czy można wspomóc tę inicjatywę 1% podatku? Dziękuję za wskazówki i pozdrawiam - Łukasz, stały czytelnik bloga Pani Ryfki.
OdpowiedzUsuńPytasz o G'rls ROOM czy o dziewczyny z #MamyGłos? Na ich stronach nie widzę takich informacji. Ale na pewno możesz wesprzeć Fundację Feminoteka: KRS 0000242885 :)
UsuńZachęcona Twoją recenzją od razu kupiłam G'rls ROOM, przeczytałam od deski do deski i... zawiodłam się! Moim zdaniem (podkreślam, że to moja opinia a nie jakaś prawda obiawona) gazecie sporo brakuje do chociażby Wysokich Obcasów Extra, które kupuję regularnie. Widzę w G'rls ROOM sporo entuzjazmu i dobrych chęci... ale braki jeśli chodzi o rzetelność i budowanie ciekawych artykułów. Wydawało mi się, że jedynie wywiad z #MamyGłos był sensowny. Tematy były przedstawione pobieżnie i są dobrą propozycją dla osób zaczynających swoją przygodę z feminizmem. Ja miałam poczucie, że już wielokrotnie czytałam artykuły o wstydzie jeśli chodzi o waginę i potrzebie budowania własnej wartości. Brakowało mi odniesień do badań, artykułów naukowych.
OdpowiedzUsuńNiestety tytuł wybitnie mnie zawiódł, chociaż byłam na niego bardzo pozytywnie nastawiona.
Jeśli ktoś też ma podobne odczucia to polecam Zwierciadło i Wysokie Obcasy Extra jako ciekawe tytuły i czekam na jakieś propozycje, po jakie gazety warto sięgnąć?
Szanuję :) Mnie z kolei właśnie WO nie do końca podchodzą, chociaż czasem oczywiście trafiam u nich na naprawdę świetne artykuły. Klimat G'rls ROOM jakoś bardziej mi leży, ale może masz rację, że magazyn kierowany jest do młodszych czytelniczek. Czekam, co będzie dalej i w którą stronę będzie się rozwijał. A Zwierciadło obczaję przy okazji, bo jakoś uchowało się poza zasięgiem mojego radaru.
UsuńWysokie Obcasy to pismo pseudo-feministyczne, czyli tak naprawdę dla nikogo, zresztą, jak można mówić o feminizmie przy takim tytule! Zwierciadło bywa spoko, choć mnie razi trochę ten sentymentalny psychologizm rodem z Paolo Coelho (od jakiegoś czasu im się polepszyło, więc może to przeszłość).
UsuńBarbaro, pozwolę się nie zgodzić z Twoją opinią. Feministka też może chodzić w wysokich obcasach :) Ale fakt, że poruszane są tam tematy nie tylko stricte feministyczne uważam za zaletę. Przyjemnie jest poczytać o książkach, kinie, wystawach, które niekonieczne stawiają kobietę w centrum.
UsuńBo wydaje mi się, że to właśnie jest kwestia, która mnie zraziła do G'rls ROOM. Uważam, że cielesność i seksualność kobiet jest niezwykle ważna, ale sprowadzanie mnie i moich zainteresowań wyłącznie do waginy jest moim zdaniem krzywdzące prawie tak samo jak porady z cosmo o zadowoleniu partnera. Jesteśmy czymś o wiele więcej niż kawałek ciała między nogami i o wiele więcej nas zachwyca, ciekawi i zajmuje. Dlatego tak bardzo spodobała mi się inicjatywa #MamyGłos i np. przedstawianie kobiet w historii.
Też będę śledziła ten tytuł i nie skreślam go od razu, ale po prostu oczekiwałam czego innego. Mam nadzieję, że ich treści staną się z czasem bardziej przekrojowe. :)
No pewnie, że feministka może, wszystko może, tylko jako feministka, wydawało mi się, powinna być świadoma, kto i co jej te wysokie obcasy na kopyta wcisnął i ta wyzwalająca świadomość powinna jej pomóc pozbyć się czym prędzej owego narządzia tortur.
UsuńA co do G'rls Room vs Wysokie Obcasy, to porównania robić nie mogę, bo pierwszego nie miałam w ręku. WO zaś mnie denerwują w najwyższym stopniu i uważam to pismo za wyjątkowo pretensjonalne, choć trudno zaprzeczyć, że zdarzają się i tam ciekawe artykuły (być może w Super Expressie też się zdarzają).
Swoją drogą, w Wysokich Obcasach Extra był jakiś czas temu taki głośny tekst o tym, dlaczego feministki są wkurzające (z którym zresztą publicznie polemizowała redakcja tygodnika WO).
UsuńLektura komentarzy skłoniła mnie wczoraj do przemyśleń. Szczególnie wpis pani doktor- ginekolog. Nie mam pojęcia, ile siły potrzeba do zoperowania 100kilogramowej pacjentki. Mogę tylko opowiedzieć coś ze swojego podwórka.
OdpowiedzUsuńJestem weterynarzem. To zawód potencjalnie bardzo "dyskryminogenny"; jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie było w nim prawie żadnych kobiet. Ale ja też nie zauważam wokół siebie jakiejś szczególnej dyskryminacji kobiet (i nie włączę wiadomości- nie mam TV i trochę nie wiem, o co chodzi). Co więcej- wydaje mi się, że wywracanie oczami wąsatego właściciela stada krów na widok kobiety- lekarza jest może mało kulturalne, ale niestety często uzasadnione. Trudno byłoby mi się obrazić za uwagi o mikrej posturze, bo wiem, że to prawda. Po zbadaniu kilku krów per rectum mdleje mi ręka, korekcja racic nożem to udręka... Zajmuję się na co dzień mniejszym kalibrem zwierzaków i nie miałam żadnego problemu z zyskaniem szacunku zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Również wśród przedstawicieli obu płci zdarzają się trudni klienci, ale nie widzę przewagi, czy związku problemów z moją płcią.
Oczywiście- są też kobiety, które pracują "w terenie". Te, które sobie dobrze radzą, są doceniane przez hodowców. Często jednak taka praca generuje jeszcze inny kłopot. Znam panią, która wprawdzie "daje radę" w terenie, ale współpraca z nią jest zmorą dla kolegów. Pani notorycznie wymusza lepszy grafik- wolne święta, weekendy, bo przecież jest matką. To, że panowie są ojcami, nikogo aż tak nie wzrusza. Dyskryminacja? Tak sobie tylko rozmyślam ;)
Pozdrawiam, A.
Na pewno sporo w tym racji, co piszesz, zwłaszcza z wygrywaniem karty "jestem matką i więcej mi się należy". Nie ma co udawać, kobiety też potrafią dyskryminować. Natomiast komentarz "ginekologiczny" podawał konkretne przykłady dyskryminacji ze względu na płeć i to jest, niestety, rzeczywistością w bardzo wielu zawodach, choć oczywiście nie oznacza to, że może być inaczej i że kobiety mogą też być doceniane lub wręcz, jak sama piszesz, wykorzystywać swoją pozycję na niekorzyść mężczyzn.
UsuńChciałam pokazać drugą stronę medalu, bo wiem, że świat nie jest czarno- biały. Chamstwo, głupota i skłonność do dyskryminacji to cecha osobnicza, a nie płciowa... A dodatkowo każda płeć ma niestety swoje mocniejsze i słabsze strony, więc potrzeba nam przede wszystkim zdrowego rozsądku.
OdpowiedzUsuńW komentarzu "ginekologicznym" mowa o tym, jak panowie traktują pacjentki. Z najbardziej krzywdzącymi komentarzami w gabinecie ginekologicznym spotkałam się ze strony kobiety- ginekologa. Nie ma reguły.
Tak samo mechanik samochodowy- jest po prostu nieuczciwym człowiekiem. Pewnie oszukałby tak samo mężczyznę, gdyby mógł, ale próbuje szczęścia z kobietami, bo wie, że ma większą szansę na sukces. Chyba nie pomylę się, jeśli powiem, że łatwiej spotkać kobietę, która nie ma pojęcia o autach (np. mnie), niż mężczyznę. Co oczywiście nie znaczy, że każda kobieta się nie zna.
A.
No właśnie, masz rację z tą "drugą stroną medalu". Dlatego też, jak pisałam w innym komentarzu, mnie nie do końca pasuje określenie "feminizm", bo zaraz w odpowiedzi na to powinnien się pojawiać jakiś "maskulinizm" i tak dalej, czyli nic się nie zmienia, odwieczna walka płci, a nie żadne dążenie do równości.
UsuńChoć z drugiej strony, zwłaszcza historycznie rzecz biorąc, nie można nie widzieć upośledzenia kobiet w pewnych sytuacjach i tradycyjnych pozostałości takiego upośledzenia. Sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż przysłowiowe "kobiety na traktory", zresztą to już przerabialiśmy (z Twojego podwórka: drobna kobietka nie da rady cały dzień badać rektalnie krów, itd.), ale już np. nachalne zapędzanie kobiet do domu i kuchni, również w "niewinnych", czy "dowcipnych" komentarzach mężczyzn w miejscu pracy, to już inna bajka.
Zgadzam się. Piąteczka! A.
Usuń