Jeszcze parę lat temu temat remontowania i urządzania mieszkania był dla mnie równie ekscytujący, co skoki narciarskie albo nowa stylówka Rihanny. Czyli wcale. A teraz? Nie dość, że znajomi muszą wysłuchiwać moich monologów o blatach kuchennych, kafelkach i malowaniu ścian (biedni, nie wiedzą, co ich czeka, kiedy kurtuazyjnie zagadują: "Jak tam mieszkanie?"), to nie oszczędzam też blogu ducha winnego Ludu Internetu (który nie pyta, ale i tak jest przeze mnie nieustannie informowany).
Od kilku miesięcy moje życie kręci się niemal wyłącznie wokół mieszkania. Nie rozstaję się z notesikiem z listą zakupów, pomiarami i kontaktami do fachowców, a wyciąganie centymetra w knajpie i mierzenie blatu stolika (ku zdziwieniu obsługi) to teraz dla mnie najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Poza tym przeżywam nieustanne huśtawki nastrojów, od bezgranicznej radości (Ależ super! Nareszcie własne mieszkanie! Kocham urządzanie!) po chwile totalnego przygnębienia i przytłoczenia (Czemu z tym jest tyle roboty?! Czemu to wszystko tyle kosztuje?! Ja nie chcę być dorosłaaa!).
W sobotę szczęśliwie udało nam się zamknąć kolejny duży (może nawet najważniejszy) etap zabawy w dom, czyli montaż mebli kuchennych. Ponieważ nasz Pan Kuchnia jest wyjątkowo oblegany, zmuszeni byliśmy przez ostatnie 2 miesiące mieszkać bez kuchni. Nie jest to najwygodniejsze, ale ma ten niewątpliwy plus, że nie trzeba gotować, tylko można bez wyrzutów sumienia stołować się w KFC. No dobra, droczę się. Tak naprawdę to nigdy nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.
W końcu jednak kuchnia się zmaterializowała i wszystko wygląda tak, jak miało wyglądać. Co więcej, ku naszemu zaskoczeniu, pomieszczenie po zamontowaniu mebli wydaje się większe niż przed (nie wiem, jak to możliwe, ale nie wnikam), a wyspa okazała się super rozwiązaniem (kamień z serca, bo bałam się, że zrobi się przez nią trochę klaustrofobicznie).
Sam montaż przeszedł gładko, ale oczywiście wcześniej nie obyło się bez problemów. Najpierw zaliczyłam wtopę z malowaniem. Albowiem umyślałam sobie w kuchni hipsterską ścianę pokrytą farbą magnetyczną i tablicową. Gdyby przyszło Wam to kiedyś do głowy, pamiętajcie: ścianę trzeba najpierw zagruntować! Jeśli Wasz chłopak Wam to radzi, to w tym przypadku warto go posłuchać, inaczej przy nakładaniu kolejnej warstwy farba zacznie odchodzić razem z tynkiem i trzeba będzie wszystko skrobać i malować od nowa. Szkoda nerwów, czasu, pieniędzy i wysłuchiwania później "A nie mówiłem?". Ja po katastrofie z farbą magnetyczną postanowiłam zadowolić się samą tablicówką. Póki co trzyma się i spisuje jak należy.
Kolejna moja porażka nosi tytuł "Zlew". Otóż wybrałam sobie piękny, ceramiczny zlew w Ikei. Stwierdziłam jednak, że nie ma sensu go kupować na kilka tygodni przed montażem, bo mieszkanie i tak zawalone pudłami, więc tylko byśmy się o niego potykali. No czysty pragmatyzm. I teraz kto zgadnie, co się okazało, kiedy w końcu wybraliśmy się go kupić? Tak jest: że go nie ma, będzie w październiku (!), a najbliższy sklep, gdzie ten model można dostać, jest w Katowicach. Meble oczywiście już docięte pod wymiar zlewu, Pan Kuchnia przyjeżdża za 2 dni, a my z ręką w nocniku. To znaczy w zlewie. Na szczęście pomogło tutaj to, co robię najlepiej, czyli trąbienie wszem i wobec o własnych porażkach. Kiedy pożaliłam się na moje nieogarnięcie w pracy, okazało się, że jedna koleżanka jest z Katowic i akurat tego dnia będzie w okolicach Ikei (!). Operacja Zlew zakończyła się sukcesem i podobno ma się znaleźć w następnym wydaniu Słownika frazeologicznego pod hasłem "głupi to ma szczęście".
Zdecydowanie lepiej niż ogarnianie grubych tematów (kuchnia, szafy, regał na książki itd.) idzie mi kupowanie drobnych i nie do końca niezbędnych do życia pierdółek. Mało stresu, dużo radości - taką zabawę to ja rozumiem. Od maja nie kupiłam żadnego ciucha z wyjątkiem męskiej kamizelki, za to stałam się maniaczką wszystkich wnętrzarskich sklepów i klubów zakupowych. Poniżej kilka wybranych okołomieszkaniowych migawek i zakupów. Jakby co, odsyłam też na mojego Pinteresta. I ostrzegam: ciąg dalszy nastąpi...
Od kilku miesięcy moje życie kręci się niemal wyłącznie wokół mieszkania. Nie rozstaję się z notesikiem z listą zakupów, pomiarami i kontaktami do fachowców, a wyciąganie centymetra w knajpie i mierzenie blatu stolika (ku zdziwieniu obsługi) to teraz dla mnie najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Poza tym przeżywam nieustanne huśtawki nastrojów, od bezgranicznej radości (Ależ super! Nareszcie własne mieszkanie! Kocham urządzanie!) po chwile totalnego przygnębienia i przytłoczenia (Czemu z tym jest tyle roboty?! Czemu to wszystko tyle kosztuje?! Ja nie chcę być dorosłaaa!).
W sobotę szczęśliwie udało nam się zamknąć kolejny duży (może nawet najważniejszy) etap zabawy w dom, czyli montaż mebli kuchennych. Ponieważ nasz Pan Kuchnia jest wyjątkowo oblegany, zmuszeni byliśmy przez ostatnie 2 miesiące mieszkać bez kuchni. Nie jest to najwygodniejsze, ale ma ten niewątpliwy plus, że nie trzeba gotować, tylko można bez wyrzutów sumienia stołować się w KFC. No dobra, droczę się. Tak naprawdę to nigdy nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.
W końcu jednak kuchnia się zmaterializowała i wszystko wygląda tak, jak miało wyglądać. Co więcej, ku naszemu zaskoczeniu, pomieszczenie po zamontowaniu mebli wydaje się większe niż przed (nie wiem, jak to możliwe, ale nie wnikam), a wyspa okazała się super rozwiązaniem (kamień z serca, bo bałam się, że zrobi się przez nią trochę klaustrofobicznie).
Sam montaż przeszedł gładko, ale oczywiście wcześniej nie obyło się bez problemów. Najpierw zaliczyłam wtopę z malowaniem. Albowiem umyślałam sobie w kuchni hipsterską ścianę pokrytą farbą magnetyczną i tablicową. Gdyby przyszło Wam to kiedyś do głowy, pamiętajcie: ścianę trzeba najpierw zagruntować! Jeśli Wasz chłopak Wam to radzi, to w tym przypadku warto go posłuchać, inaczej przy nakładaniu kolejnej warstwy farba zacznie odchodzić razem z tynkiem i trzeba będzie wszystko skrobać i malować od nowa. Szkoda nerwów, czasu, pieniędzy i wysłuchiwania później "A nie mówiłem?". Ja po katastrofie z farbą magnetyczną postanowiłam zadowolić się samą tablicówką. Póki co trzyma się i spisuje jak należy.
Kolejna moja porażka nosi tytuł "Zlew". Otóż wybrałam sobie piękny, ceramiczny zlew w Ikei. Stwierdziłam jednak, że nie ma sensu go kupować na kilka tygodni przed montażem, bo mieszkanie i tak zawalone pudłami, więc tylko byśmy się o niego potykali. No czysty pragmatyzm. I teraz kto zgadnie, co się okazało, kiedy w końcu wybraliśmy się go kupić? Tak jest: że go nie ma, będzie w październiku (!), a najbliższy sklep, gdzie ten model można dostać, jest w Katowicach. Meble oczywiście już docięte pod wymiar zlewu, Pan Kuchnia przyjeżdża za 2 dni, a my z ręką w nocniku. To znaczy w zlewie. Na szczęście pomogło tutaj to, co robię najlepiej, czyli trąbienie wszem i wobec o własnych porażkach. Kiedy pożaliłam się na moje nieogarnięcie w pracy, okazało się, że jedna koleżanka jest z Katowic i akurat tego dnia będzie w okolicach Ikei (!). Operacja Zlew zakończyła się sukcesem i podobno ma się znaleźć w następnym wydaniu Słownika frazeologicznego pod hasłem "głupi to ma szczęście".
Zdecydowanie lepiej niż ogarnianie grubych tematów (kuchnia, szafy, regał na książki itd.) idzie mi kupowanie drobnych i nie do końca niezbędnych do życia pierdółek. Mało stresu, dużo radości - taką zabawę to ja rozumiem. Od maja nie kupiłam żadnego ciucha z wyjątkiem męskiej kamizelki, za to stałam się maniaczką wszystkich wnętrzarskich sklepów i klubów zakupowych. Poniżej kilka wybranych okołomieszkaniowych migawek i zakupów. Jakby co, odsyłam też na mojego Pinteresta. I ostrzegam: ciąg dalszy nastąpi...
1- Dżinsowy puf. / HK Living - Westwing.pl
3 - Skrzynka po winie z Lidla.
4 - Znaleźliśmy idealną alternatywę dla Paryża, Londynu czy Nowego Jorku. Autorem plakatu jest Ryszard Kaja. Są też inne polskie miasta i regiony! / PolishPoster.com
Czy lidlowe skrzynki po winie można tak po prostu kupić u nich? Jaka jest cena?
OdpowiedzUsuńZ tego, co czytałam na blogach i forach wnętrzarskich, każdy Lidl ma inne zasady. W jednym dadzą Ci skrzynkę na piękny uśmiech, w innym trzeba kupić 6 win (tyle mieści się w skrzynce), w jeszcze innym w ogóle nie pozwalają ich brać. Ja po prostu wzięłam 2 wina razem ze skrzynką i pani w kasie bez słowa mnie skasowała.
UsuńDobrze wiedzieć, bo zawsze się z mężem czaimy na te skrzynki i nie wiadomo, czy można je kupić, czy absolutnie nie ;)
UsuńDzięki za odpowiedź. Spróbuję w takim razie :-)
UsuńZ ostatniej chwili: w moim Lidlu poinformowano mnie, że skrzynki są elementem dekoracji i że nie da się ich kupić. Byłam tak zaskoczona, że aż bez słowa zapłaciłam za samo wino...
UsuńW Lidlu w Wieliczce nadal można (z 6 sztukami). Info z dziś. (Ale nie zdecydowałam się, 6 sztuk to dużo).
UsuńCzy skrzynię w lidlu można kupić, czy podprowadziliście ukradkiem? :)
OdpowiedzUsuńAsia
Patrz mój komentarz wyżej.
UsuńRyfka, mieszkanie jest fajowo, że aż zazdroszczę. Zlew cudaśny. Uratuj mnie! Jadę do Londynu i okazało się że jednak nie żyje tylko miłością i muszę coś zjeść. Ale gdzie? Chinatown odpada bo jadłam już tam 2 razy. Poleć mi coś, co nie zbankrutuje mojej kieszeni. Ładnie proszę:)
OdpowiedzUsuńOj, nie pomogę, bo w Londynie byłam 2 razy w życiu, z czego pierwszy raz 13 lat temu. Ostatnio, w 2012 roku stołowaliśmy się właśnie w China Town (oczywiście nazw knajp nie pamiętam) i w Cosmo: http://www.cosmo-restaurants.co.uk w Reading - jedzenie najlepsze na świecie, ale oni niestety nie mają lokali w Londynie :(
UsuńGenialna jest sieć Pret-a-manger :-)
UsuńItsu jest w całkiem znośnej cenie: https://www.itsu.com/menus/
UsuńWielkie dzięki za wsparcie dla Anonimki! :)
UsuńMasz u Fashionelki wiele przydatnych porad odnosnie Londynu. Katja sratja.
UsuńFajne mieszkanko, kuchnia i ta ściana. Zazdraszczam urządzania własnego M, mam nadzieję że i my się wkońcu doczekamy tej chwili. Zazdraszczam pozytywnie oczywiście. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńCzy można bezczelnie liczyć na zestawienie adresów internetowych "wnętrzarskich sklepów i klubów zakupowych"? Jestem na etapie urządzania się i niestety, póki co, nadal na etapie ekscytacji tematem równej "stylówce Rihanny"... Póki co koczuję w sklepach stacjonarnych, a z wirtualnych znam tylko westwing. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAleż proszę :)
UsuńWestwing.pl
Bonami.pl
Houzee.pl
Achica.pl
MyBaze.com
Drewnolot.pl
Palletideas.com
HugTheStuff.com
WildHome.pl
SpodLady.com
Rossi.pl
9design.pl
DukaPolska.com
Tchibo.pl
Dziękuję! Gdy zawitasz na Dolny Śląsk i gdy tylko kupię jakieś krzesło, zapraszam na kawę (z Tchibo :-) )
UsuńPolecam poniższe forum: http://fotoforum.gazeta.pl/71,1,35.html. Po lekturze forum stwierdzam, iż zakupy do domu (który jest w stanie surowym, ale syndrom wicia gniazda jest silniejszy od rozumu) dają mi większą frajdę niż zakupy ubraniowe. p.s. to nie jest spam, ani reklama :-) magda
OdpowiedzUsuńMnie to czeka za półtora roku, bo moje mieszkanie dopiero się buduje, ale i tak wiem co przeżywasz. Ja już zaliczyłam przeszpiegi u przyjaciółki, która mieszka na tyn samym osiedlu i ma podobny metraż, a teraz siedzę nad planami i próbuję wcisnąć na te wymarzone 45 metrów wszystko czego mi potrzeba :)
OdpowiedzUsuńJa urządzam się niemal tyle, co czytam Twojego bloga (no dobra, krócej, bo dopiero szósty rok). Dla mnie ta choroba jest nieuleczalna. To jak odnawianie Wieży Eiffela - jak wszystko urządzisz to zmieniasz i zabawa od nowa. Śledzę postępy dalej, a na razie polecam zrobienie sobie okładki do nowego katalogu Ikei ze swoją fotą (szczegóły na ich stronie).
OdpowiedzUsuńTo wszystko dopiero przede mna! Narazie wynajmuję mieszkanie, które urządziliśmy w ikeiowskim stylu. Mamy zamiar kupić swoje pierwsze lokum i tu zaczynają się schody ;)
OdpowiedzUsuńRyfciu, powodzenia! Teraz będzie już z górki :)
OdpowiedzUsuńP.S. Czy planujesz jeszcze obdarzyć nas kodem rabatowym do Wydawnictwa Znak? Bardzo by się przydał :)
Pewnie! Podpytam siostrę. Na 50% chyba raczej marne szanse, ale coś tam pewnie odpalą ;)
Usuńczyli wino z lidla. dla takiej skrzynki - zgoda.
OdpowiedzUsuńDroga Ryfko - tak mi się skojarzyło z tym Ikeowym-drugim-domem - czy wiesz, że te ikeowe odjechane nazwy... mają znaczenie? ^^
OdpowiedzUsuńhttp://www.buzzfeed.com/tabathaleggett/stop-everything-kea-names-have-meanings?bffb#32a5c2w
Widziałam. Od paru dni lata ten link po całym Fejsie ;)
UsuńIle pokoi ma wasza nowa rezydencja? :)
OdpowiedzUsuńDwa: sypialnię i salon łączony z kuchnią.
UsuńMam Katowice z tej serii plakatów i szczerze mówiąc ciągle rozmyślam, czy pozostałymi nie wytapetować przedpokoju, tak mi się wszystkie podobają.
OdpowiedzUsuńczy wieszak na ubrania z ikei jest stabilny? bo właśnie zastanawiam się nad zakupem takiego albo tego(http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/40177233/) i najważniejsze w nim jest to, żeby się nie chwiał itp. co do mieszkania : zazdroszczę. właśnie wiję swoje gniazdko w kolejnym studenckim mieszkaniu a już nie mogę się doczekać tego co ty masz u siebie. uwielbiam meblowanie nowych pokoi i te wszystkie inspiracje. musze też szybko skoczyć do lidla po tą skrzyneczkę, dziękuje za info o tym:))
OdpowiedzUsuńa w ogóle musze się pochwalić: za jakiś miesiąc w moim pokoju bd stało łóżko z palet. życie tak piękne dawno nie było.
Nie, wieszak niestety nie jest stabilny. Chyboce się od prawej do lewej. Ale jako tymczasowa szafa, w dodatku za 6 dych, obleci.
Usuńwspaniale urzadzasz! chcialam zamowic sobie plaka swojego miasta ze stronki ktora pokazalas…ale one naprawde maja taki duzy format??
OdpowiedzUsuńPo ten plakat dopiero się wybieram na Stolarską (bo dowiedziałam się, że tam też są), ale zakładam, że mają takie wymiary, jak podają na stronie.
Usuńwycieraczka fajna ale jakby droga, podobną kupiłam w zwykłym markecie znacznie taniej
OdpowiedzUsuńJa widziałam dużo "podobnych", ale podobał mi się ten konkretny napis.
UsuńNie wiem czy nasz sklep Tiger, nie wiem czy jest w Krakowie, ale to wprost sklep dla Ciebie (tak mi się wydaję) choć w sumie to nie jest wnętrzarski,ale parę fajnych gadżetów do kuchni i różnych takich tam można kupić, ja wybieram się do samoprzylepną tablicę do rysowania kredą :)
OdpowiedzUsuńczekam, aż będziesz w ciąży. 3:)
OdpowiedzUsuńEj no, najpierw się poznajmy, porozmawiajmy, a potem się zobaczy.
Usuńczekam... to dopiero będą posty! (jak zgadniesz nagrodę magazynów "dziecko", "mama", "mama i dziecko", to pozdrów - ja wieszczyłam!)
UsuńWidzę, że jesteś tu nowa :)
UsuńKomentarz mi zeżarło. Piszę jeszcze raz: do tego zlewu trzeba było dokupić jeszcze taką matę na dno. Bez niej zlew mi się bardzo szybko porysował i zszarzał od stawianych talerzy i garnków, mimo że korzystam głównie ze zmywary. Mata jest ohydna, ale bez niej jeszcze gorzej. Tak, że teges.
OdpowiedzUsuńMieszkam "na swoim" już 3 miesiące (równo! Tak się złożyło!) i mimo, że uwielbiam to całkowicie przeze mnie urządzone mieszkanie, to... NIGDY WIĘCEJ. Pół roku stresu, obdzwaniania wszelkich możliwych ludzi, jeżdżenia do Srocka (sic!) po drzwi, płaczy, że kafelki zaginęły, płaczy, że fachowiec jest mało fachowy, płaczy, że listwa za gruba... Powtórzę - nigdy więcej. Już nawet kupowanie pierdółek do mieszkania nie miało takiego uroku! Dobrze, że nie znielubiłam samego mieszkania - było blisko... Także życzę cierpliwości i wiele Dzióbkowego wsparcia :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem po remoncie kuchni i kocham moją kuchnie, ale Twoją kocham nawet jakby bardziej.
OdpowiedzUsuńDzięki za pokazanie skrzyneczki po winie z Lidla. Przyda się do przechowywania kuchennych drobiazgów typu noże do robota kuchennego itp.
Z IKEI polecam wewnętrzne stojaki do szafek kuchennych - robią dodatkowe półki do przechowywania.
Dzięki za info o stojakach! Właśnie mnie wkurzało, że te pokrywki tyle miejsca zajmują. Przejechałam się dzisiaj i kupiłam coś takiego.
UsuńTo też, mi bardziej chodziło o coś takiego:
Usuńhttp://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/60136623/
W ogóle I love IKEA!
Aaaa, to widziałam, ale ja w górnych szafkach mam już w środku półki, a do dolnych szuflad to jednak nie bardzo, tam lepiej mi się sprawdzają plastikowe pojemniki.
UsuńBędę się jednak upierać, że dodatkowa półka zwiększa jeszcze bardziej powierzchnię przechowalniczą, pomimo zainstalowanych już półek :D
Usuńna przykład w ten sposób
sprawdzone w praktyce ;)
Pozdrawiam i życzę dużo radości z nowej kuchni!
Jak się ma takie wysokie półki w szafce jak na tym zdjęciu, to tak. Ja mam każdą górną szafkę przedzieloną w środku poziomą wewnętrzną półką i te "podpółki" są niższe od tej wstawianej, więc nie ma bata :)
UsuńZazdroszcze tego mieszkanka! Chociaz moze jeszcze nie wiem co mowie to uwielbiam planowac mieszkanie! Tzn w obecnej sytuacji raczej moge powiedziec.... uwielbiam planowac swoj pokoj! hehe Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńooo, podobną rozkładowo-powierzchniowo kuchnię zamierzam mieć gdzieś tak za rok, tylko najpierw trzeba parę innych rzeczy wykonać. Ale fajnie zobaczyć, jak to mniej więcej wygląda nie tylko w ikeowskim planerze kuchennym :) nawet lodówka taka sama.
OdpowiedzUsuńtymczasem będę sobie dumać, czy mnie stać na któryś z plakatów...
Ja się właśnie wprowadziłam do kolejnego wynajmowanego mieszkania - ale jak to bywa w Niemczech, a w Hamburgu to już szczególnie chyba - mieszkanie jest totalnie puste. I wiem, co masz na myśli, pisząc o huśtawce nastrojów, chociaż u mnie przeważa depresja i "nie chcę być dorosłaaaa" ;) Trzymam kciuki za pomyślny rozwój urządzania :)
OdpowiedzUsuńWidzę,że wspaniale sobie radzisz z urządzaniem mieszkania :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sklepy z wyposażeniem wnętrz to zawsze ciężko mnie było stamtąd wyciągnąć :D
Uwielbiam takie klimaty... Więc nie dziwię się Tobie ani trochę ,że tak Cię to wciągnęło :D
Pozdrawiam
http://meglovesfashion.blogspot.com/
Też jestem właśnie na etapie ogarniania mieszkanka (niestety tylko wynajmowanego, więc niestety nie mogę się zbytnio wykazać... A mam tyyyyle pomysłow!!). Nie mogę się już doczekać, aż będę mogła w pełni wykorzystać moją niewyżytą w tym względzie wyobraźnię urządzając swoje własne gniazdko. Zazdroszczę! I powodzenia, trzymam kciuki, choć widzę, że nie jest Ci to potrzebne bo genialnie sobie radzisz!
OdpowiedzUsuńPiękna kuchnia! Też mam białą, ale z Ikei i bez takiego ładnego blatu :(
OdpowiedzUsuńCo do urządzania mieszkania, u mnie początkowy hurraoptymizm szybko zamienił się w troskę - nawet nie o pieniądze, ale o to, że oto MUSZĘ podjąć decyzje na lata, bo przecież takiej glazury w łazience po paru miesiącach nie wymienię. Boże, ileż to ja się nagłowiłam nad kafelkami... A te w kuchni i tak mi się znudziły po dwóch miesiącach.
Ha! Wreszcie Dzióbek nam się objawił! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam kupować wszystkie drobne elementy, które mogą upiększyć dom, a zwłaszcza pokój. Dlatego Ikea jest jednym z moich ulubionych sklepów. Marzę o takim wieszaczku, na nim ubrania zawsze wyglądają efektownie, a jeśli są wyprasowane to nawet ładnie dopełniają wystrój pokoju. Niestety nigdy nie prasuje ubrań zaraz po ich wypraniu, dlatego w moim przypadku taki wieszaczek chyba tylko szpeciłby pokój :(
OdpowiedzUsuńJa te wieszaki zamierzam sprzedać po tym, jak w końcu dorobię się szaf :)
UsuńDlaczego nie dodajesz postów?
OdpowiedzUsuńA jakoś nie mogłam się zebrać. Ale w najbliższy weekend już raczej na pewno coś się pojawi.
UsuńJesteś taka ładna! Kocham twojego bloga :D
OdpowiedzUsuńŻaden magazyn wnętrzarski mi tak nie pomógł jak Ty. A najbardziej Twoje nieogarnięcie, dobrze wiedzieć, że jest nas więcej, można z tym żyć a nawet kupić mieszkanie :)
OdpowiedzUsuńPs. Prasujesz swoja Brown Paper Bag, że jest taka ładna? :) Moja po kilku użyciach bardzo się wygniotła, ale nie narzekam, ma to swój urok.
Przy takim nieogarnięciu polecam ogarniętego towarzysza niedoli - wprowadza równowagę ;)
UsuńTorby nie prasuję. Zdjęcie robiłam, kiedy chyba jeszcze była nieśmigana. Teraz jest bardziej wygnieciona od wożenia w rowerowym koszyku, ale nadal wygląda i spisuje się dobrze.
Dlaczego malowanie farbą magnetyczną skonczyło się masakrą? :)
OdpowiedzUsuńNo napisałam przecież (w tekście, nie pod zdjęciem).
Usuńwitam, ja tu nowa, ale tez szukam inspiracji, bo od niedawna stałam się (wspol)walscicielką mieszkania! z tym, że frajda urządzania od podstaw nas ominęła, bo mieszkanie wyremonotwane, ale jak to z takimi mieszkaniami bywa, jest jeszcze więcej problemu, bo jak człowiek wchodzi to okazuje się, że ''tu coś wypada, tam coś odpada'', a poprawki to najgorsze, nigdy niekończące się zło :/ więc z małego remontu, czyt. ''odświeżania'', robi się coraz większy bałagan z dość sporymi wydatkami..
OdpowiedzUsuńA z tą ścianą-tablicą to świetny pomysł, natrafiłam kiedyś w jakimś markecie budowalnym na farbę tablicową, ale zupelnie nie wiedzialam, ze to sie stosuje teraz w kuchniach :D a tak z ciekawości, jaki metraż mieszkanka? Jak remont łazienki- wanna, czy prysznic? będę wpadać, pozdrawiam :)
a te lidlowskie skrzynki na wino faktycznie bardzo fajne, muszę jechać do lidla i coś spróbować wykraść :)
OdpowiedzUsuńStrasznie Ci zazdroszczę własnego mieszkania:) Pewnie nigdy nie będzie mnie stać na mieszkanie, najwyżej na wynajem pokoju, ale to musi być piękne uczucie mieć własny kąt:)
OdpowiedzUsuńChyba zaczynam rozumieć tą obsesję mieszkaniową. Sama zaczynam mieć podobnie, bo czekam na własne m. A na wyspie macie płytę indukcyjną? Sprawdza się takie rozwiązanie? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, mamy płytę indukcyjną. Trochę się bałam, co to za diabeł, bo całe życie gotowałam na gazie, ale jestem bardzo zadowolona. Najbardziej mnie zaskoczyło, jak ona szybko się nagrzewa (szybciej niż palnik!). No i bardzo łatwo się to czyści. Wcześniej czyszczenie kuchenki było dla mnie najgorszą domową czynnością (te rowki, kratka itd.). A teraz wystarczy przetrzeć i po robocie. Polecam :)
Usuń