28 listopada 2010

Miała baba koguta

Dzisiejszym postem wprowadzam nieco chaosu we wszechświecie. Albowiem sensacja - nie mam ze sobą ani mojej jednej, ani drugiej domyślnej torby. Ani w ogóle żadnej torby, jaką tu kiedykolwiek pokazywałam. No szok. Na wszelki wypadek, żeby było wiadomo, że to nadal ja, założyłam mój domyślny kapelusz ;) Niezwykłą tę odmianę zawdzięczam galerii LudowoMi, która swoją propozycją wprost idealnie wstrzeliła się w moje ostatnio nasilone folkowe ciągoty. Torba - co widać - jest cudna oraz - czego nie widać - bardzo wygodna (leciutka, dobrze siedzi w dłoni i łatwo można w niej wszystko znaleźć).

W ogóle mam ostatnio niezłego fuksa, bo w tym tygodniu oprócz kogutków wzbogaciłam się jeszcze o dwie inne torby. Hmm, może to jakiś znak (np. że powinnam otworzyć hurtownię)? Tak czy siak, całkiem możliwe, że ochniki powrócą dopiero w przyszłym roku :)



torba - Goshico - prezent od LudowoMi.pl (w styczniu ponoć nowa, odświeżona odsłona strony, więc przeglądanie będzie wygodniejsze)
rozpinany sweter - ciucholand
żółty sweter - Stefanel - ciucholand (podkradziony Dzióbkowi)
dżinsy - Levi's Curve ID

kapelusz - Accessorize (Vintage-square.pl)
buty - Bronx (Butyk.pl)

25 listopada 2010

Myślenie szkodzi

Miałam co najmniej sto powodów, żeby nie kupować tej sukienki. Tłumaczyłam sobie, że materiał jest śliski, błyszczący i widać, że gniecie się od samego patrzenia. Kolor też nie jakiś wyjątkowo twarzowy. No i nawet nie była na przecenie. Ale co tam logika, kiedy ona taaaka śliiiczna! Radości z zakupu nie zepsuło mi nawet prasowanie tych wszystkich falban ani fakt, że kilka dni po tym, jak złożyłam zmówienie, Asos uruchomił darmową wysyłkę do Polski. Zresztą nie wypada być takim pazernym, szczególnie jeśli w tym samym czasie dostaje się od innego sklepu wisiorek z konikiem za zupełną darmochę ;)

PS Mamo, naprawdę, miałam płaszcz!

sukienka - Asos.com
wisiorek - prezent od
Modekungen.se
kamizelka -
Mulholland Drive (kupiona na wakacyjnej przecenie)
buty - Bronx (Butyk.pl)

torba - Ochnik

20 listopada 2010

Być jak Marilyn

Dziś zestaw inspirowany Marilyn. Yyy, niby... Monroe? No chyba widać, że nie. Marilyn Whirlwind - bohaterką "Przystanku Alaska" :) Totalnie oszalałam na punkcie kolorowych indiańskich wzorów, szczególnie tych z zeszłorocznej kolekcji Pendleton Meets Opening Ceremony. W marzeniach śmigam w takim żakiecie, takich szortach i takim płaszczu (i w ogóle takim wszystkim). W realu natomiast urządziłam polowanie na nieco podobną (i dużo tańszą) kurtkę z C&A. Niestety, polowanie zakończone klęską. Nie pomogło słanie listów gończych przez bloga, Blipa i Fejsbuka. Nie pomogło węszenie po wszystkich sklepach, pokazywanie sprzedawcom wydrukowanego zdjęcia i pytanie niczym policjant śledczy: "Czy rozpoznaje pan(i) tę kurtkę?" Pomogło dopiero czujne oko Pani Mruk, która wrzuciła na Blipa link do tego płaszcza Misbehave. Jak tylko go zobaczyłam, było po mnie. Zamówiłam od razu. Przez dwa dni przebierałam nogami, nie mogąc doczekać się przesyłki, aż w końcu stwierdziłam, że dłużej nie wytrzymam, i zapytałam o możliwość odbioru osobistego. Dobrze, że nie było z tym problemu, bo inaczej pokazywałabym się dzisiaj w innym wdzianku - takim białym, z rękawami wiązanymi na plecach.



płaszcz/kurtka - Misbhv.com (kolor w rzeczywistości jest bardziej morski niż na stronie)
szalik - ciucholand

dżinsy - Levi's Curve ID

buty - Bronx

torba - Ochnik

5 listopada 2010

I want flowers, not Lanvin

No więc wczoraj byłam w warszawskim showroomie na prezentacji kolekcji Lanvin dla H&M (padało, więc to oczywiste, że tego dnia musiałam być w stolicy). Kiedy dostałam zaproszenie, cieszyłam się, że będę mogła pooglądać te ciuchy z takim wyprzedzeniem (kolekcja wchodzi do sklepów 23 listopada), zanim jednak pojechałam do Warszawy, ich zdjęcia znalazły się już na wszystkich portalach i większości blogów modowych, co nieco ostudziło mój zapał. Kolekcja nie rzuciła mnie na kolana (chociaż przyznaję, że tiulowa sukienka i koszulka z aplikacjami, która od razu skojarzyła mi się z tym cudem [wzdech, wzdech], wydały mi się dość ciekawe). Jeszcze mniej podobały mi się zdjęcia z "lookbooka": woskowa modelka i pan z cwaniakowatym wąsikiem jakoś nie przypadli mi do gustu.

Mimo to postanowiłam sprawdzić, jak kolekcja prezentuje się na żywo. Zawsze kupuję ubrania "oczami i rękami" - nie tylko oglądam, ale jak wariatka macam, gniotę, sprawdzam, z czego ciuch jest zrobiony, jak wykończony i czy nie gryzie albo nie obłazi. No i tutaj niestety - jak dla mnie dramat. Tkaniny są sztuczne, sztywne i nieprzyjemne w dotyku - na przykład materiał tej sukienki przypomina torby na zakupy, ale nie te lniane czy bawełniane, tylko te sztywniejsze, które można kupić w supermarketach. Przy większości ubrań sypią się brzegi - w opisie kolekcji nazywa się to "surowe krawędzie" i widać było zabiegiem celowym, ale nie wyobrażam sobie nosić czegoś, co wygląda tak. Pod względem jakościowym lepiej prezentuje się moim zdaniem kolekcja męska. Choć nie jest tak kolorowa jak damska (nie licząc odblaskowych butów i muszek w stylu Chucka Bassa), to przynajmniej nic się nie strzępi.

Żeby nie wyjść na totalną zołzę, która potrafi tylko marudzić, donoszę, że bardzo podobały mi się materiałowe pokrowce na ubrania i w ogóle cała oprawa graficzna (nie fotograficzna) kampanii. Dostałam śliczny segregator ze zdjęciami kolekcji oraz pierwszą w moim życiu szminkę (czerwoną!), tak więc nie ma co narzekać. I choć 23 listopada raczej nie popędzę do sklepu, to i tak z niecierpliwością będę czekać na kolejną współpracę znanego projektanta z H&M. Mam nadzieję, że bardziej udaną.

Wszystkie zdjęcia z kolekcji można obejrzeć tu i tu. A tutaj ceny (zakładka Collection na dole).

Update: Chyba jednak znalazłam coś dla siebie.