21 listopada 2016

Niech się stanie półmrok!

Ledwo człowiek wstanie, ledwo się przeoblecze z piżamki w śpiochy, a tu bach, dwie godziny i już ciemno. No ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Możesz co najwyżej odpalić kilka dodatkowych lampek, które w sumie i tak za wiele nie dają, ale przynajmniej uruchamiają fajny klimat. I ja właśnie o oświetleniu dzisiaj chciałam.

Po pierwsze, nie mogłam się doczekać, żeby Wam pokazać moją nową-starą lampkę misia, która wylądowała niedawno na mojej szafce nocnej. Misie można spotkać na allegrach, olx-ach i w innych miejscach, których listę podawałam w poprzednim poście. Pochodzą ponoć z Niemiec, zostały wyprodukowane w latach 70. i występują w różnych kolorach, kształtach i wymiarach. Ja wybrałam takiego, który najbardziej przypominał żelka Haribo (proste).

Po drugie, dzięki Waszej pomocy udało mi się kupić minilampki na druciku (vel kropelki światła), które, jak się okazało, są teraz praktycznie w każdym sklepie. Bardzo polecam modele z timerem. Moje świecą przez 6 godzin, potem wyłączają się na 18, po czym automatycznie zapalają się znowu. Nie muszę pamiętać o ich wyłączaniu ani dwa razy dziennie gmerać za szafką, gdzie schowana jest bateria z włącznikiem. Jestem zachwycona tym rozwiązaniem.

Po trzecie, lampa Sherlocka. Tak jest, mój ulubiony high-functioning sociopath ma lampę z Ikei. A jak on ją ma, to ja oczywiście też. Czy zwróciłabym na nią uwagę gdyby nie serial? Wątpię. Jednak fakt, że lampa stoi w 221B, w oczach high-functioning fangirl zmienia wszystko. Mam ją od ponad 3 lat i w sumie z biegiem czasu coraz bardziej pasuje mi do wystroju.

Po czwarte, sznur żarówek, który kupiłam w zeszłym roku. Nie przepadam za typowymi świątecznymi ozdobami, więc zamiast choinki ubrałam... regał z książkami. I tak mi ta dekoracja przypasowała, że została na stałe. Gdybyście szukali lampek w tym stylu, ale niekosztujących 4-5 stówek, to donoszę, że pojawiły się niedawno w Ikei (są na czarnym i na białym kablu). Mój balkon ciągle czeka na wersję na baterię i z timerem.

Gummy bear lamp
Gummy bear lamp
Wire lights in a jar
IKEA Sherlock lamp
String lights
lampka miś Haribo - vintage / OLX.pl
minilampki LED na druciku - Aldi
lampa Sherlocka (model SAMTID)- IKEA
sznur żarówek - Leroy Merlin

Gummy bear lamp
Wire lights in a jar
IKEA Sherlock lamp
String lights
String lights

13 listopada 2016

#SztywniaraCzyta: Zacznij kochać dizajn + lista sklepów z wyposażeniem vintage

Za każdym razem, kiedy przyjeżdżam w odwiedziny do Rodziców, dostarczam Mamie nowych powodów do wesołości (i pewnie satysfakcji), ponieważ meble, naczynia i inne domowe sprzęty, które 10 czy 20 lat temu uważałam za paskudne skamienieliny, teraz wywołują mój zachwyt w komplecie z żebro-spojrzeniem Kota ze Sherka i przymilnym: "A mogę to sobie wziąć?" 

Kiedyś zupełnie nie rozumiałam, czym Mama się tak ekscytuje, opowiadając o tym, jak w PRL-u cudem upolowała komplet kuchennych krzeseł z giętego drewna z plecionym siedziskiem (krzesła jak krzesła, w dodatku trochę babciowe). Albo czemu tak podnieca się "ergonomicznością" (czym?) dwóch starych foteli z dużego pokoju (przecież na bank w pierwszym lepszym meblowcu znajdą się równie wygodne, za to 100 razy ładniejsze!). A już chyba najbardziej wkurzały mnie te talerze w ludowe kwiaty wiszące na ścianach w kuchni (co za obciach! co my, w skansenie mieszkamy?).

Kto by pomyślał, że przyjdzie czas, kiedy docenię te wszystkie przedmioty, będę nimi urządzać własne mieszkanie i jeszcze czytać o nich książki.


 ZACZNIJ KOCHAĆ DIZAJN. JAK KOLEKCJONOWAĆ POLSKĄ SZTUKĘ UŻYTKOWĄ
Beata Bochińska
Marginesy

Zacznij kochać Dizajn, Beata Bochińska

O książce Zacznij kochać dizajn Beaty Bochińskiej dowiedziałam się dzięki sklepowi z meblami i wyposażeniem retro Patyna.pl, który jest partnerem jej wydania (nie, nie zapłacili mi za reklamę, co więcej, to ja im zapłaciłam za tę książkę i jeszcze kilka innych drobiazgów). Autorka jest kolekcjonerką dizajnu, historyczką sztuki, byłą szefową Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, kuratorką wystaw, jurorką konkursów, no, po prostu Design Superwoman. Jednak mimo swojej rozległej wiedzy opowiada o dizajnie nie tonem poważnej pani profesor, ale w sposób zabawny, przystępny i pełen pasji (bardzo polecam Wam ten krótki wywiad). W książce (która, swoją drogą, jest świetnie zaprojektowana) oprócz ciekawostek z historii wzornictwa i przepięknych fotografii znajdziecie na przykład instagramowe zdjęcie kruchej przesyłki zabezpieczonej... wytłaczankami po jajkach oraz wiele anegdot z życia autorki. Tak pisze o tym, jak złapała dizajnerskiego bakcyla:

Wyglądało to niewinnie. Nie obraz, rzeźba czy rysunek, ale rama. W zasadzie ramka. Dostałam ją w prezencie od mojej starszej siostry Grażyny. I się zaczęło - a właściwie skończyło gruntownym remontem pokoju. Ten remont, nowa aranżacja mojego najbliższego otoczenia, była prezentem urodzinowym od rodziców. Dopasowałam wystrój wnętrza do... ramy. Wtedy zobaczyłam po raz pierwszy piękno przedmiotu użytkowego i na własnej skórze poznałam siłę jego oddziaływania. W miejskiej bibliotece przejrzałam wszystkie dostępne albumy i opracowania. O ramach. Popłynęłam. Wsiąkłam. Miałam siedemnaście lat.

Wiele osób, słysząc hasło "dizajn", ma przed oczami szalone i często całkiem oderwane od rzeczywistości projekty - wiecie, złoty sedes, łóżko z mchu i te sprawy. Autorka stara się odczarować ten obraz, skupiając się przede wszystkim na prostym, funkcjonalnym dizajnie dla zwykłych ludzi. Owszem, dziwolągi przyciągają uwagę, ale to "produkty najmniej rzucające się w oczy najtrudniej zaprojektować".

Masowa produkcja to bardzo ciekawy temat. Może dlatego, że dobrze zaprojektowany przedmiot produkowany seryjnie jest tak samo rzadki jak dzieło sztuki wśród milionów obrazów czy rzeźb. Kto wie, może nawet rzadszy.

Chyba największym zaskoczeniem i jednocześnie fascynującą lekcją było dla mnie to, że Polska ma tak długą i tak bogatą dizajnerską tradycję. Wiedziałam, że mieliśmy kilku zdolnych projektantów, ale nie miałam pojęcia, że ten nasz biedny, szary kraik na przekór niesprzyjającym warunkom polityczno-ekonomicznym był prawdziwym wzorniczym zagłębiem!

W 1950 roku jako jeden z pierwszych w Europie powstaje w Warszawie Instytut Wzornictwa Przemysłowego. I działa bardzo prężnie. Przy setkach fabryk rodzą się komórki wzorcujące. Polska staje się jedną wielką modelarnią.
Ten ogólnonarodowy projekt jest zakrojony na znacznie szerszą skalę: największym jego osiągnięciem [...] było powołanie ośrodka, który badał potrzeby użytkowników i opracowywał wytyczne dla projektantów. Wyobrażacie sobie? Początek lat pięćdziesiątych! To właśnie te wytyczne (dziś powiedzielibyśmy: briefy) pozwalały projektantom wyprzedzać eksperymentami to, co działo się za żelazną kurtyną, a nie zawsze było oczywiste dla producentów.
Jeśli chodzi o wielkość produkcji powstającej na podstawie ich projektów, polscy projektanci biją na głowę kolegów z innych krajów. To setki tysięcy krzeseł, zestawów porcelany i szkieł użytkowych. Dziesiątki tysięcy metrów tkanin i kompletów mebli, które epod obcymi markami z powodzeniem są eksportowane do całej Europy.

Jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda proces projektowania i produkcji przedmiotów użytkowych, dlaczego w latach 50. amerykańskie społeczeństwo odrzuciło "pradziadka iPhone'a", czyli szwedzki telefon Ericofon składający się z samej słuchawki, skąd obecna moda na mid-century modern, dlaczego meble w kawiarniach coraz bardziej przypominają te domowe i w którą stronę będą ewoluować trendy w dizajnie, to zdecydowanie książka dla Was. Na Patynie można jeszcze zamówić egzemplarze z dedykacją i autografem.


***

A skoro już jesteśmy przy wintydż dizajnie, to pomyślałam, że podzielę się z Wami listą moich ulubionych sklepów internetowych i grup, które wertuję w poszukiwaniu rzeczy do mieszkania. Ciągle mi mało, więc jeśli znacie inne godne polecenia adresy, dajcie znać w komentarzach.