21 marca 2015

Najbardziej wyczilowane velo w mieście

Jeśli śledzicie mojego Facebooka, to wiecie, że niedawno nastąpił koniec pewnej epoki. Po 7 pięknych latach rozstałam się z moim wiernym rowerowym przyjacielem, Rumburakiem. Dziś mam przyjemność przedstawić jego następcę: oto Chillovelo - najbardziej wyczilowany rower w mieście!

Jakim cudem trafił w moje ręce? Matką chrzestną całej akcji była Agata, która spiknęła mnie ze swoimi znajomymi: Mikołajem i Asią, prowadzącymi Poznańską Manufakturę Rowerową. Szukali akurat fajnej blogerki do współpracy, a że jestem blogerką, a w dodatku jestem bardzo fajna, szybko znaleźliśmy wspólny język.

Chillovelo to beach cruisery składane ręcznie (co widać na ostatnim zdjęciu) przez PMR. Obecnie w ofercie jest 13 wersji kolorystycznych (damek i uniseksów). Ja miałam możliwość stworzenia kolejnej. 

Jako człowiek permanentnie niezdecydowany, potrafiący w sklepie spędzić 20 minut przed regałem z tabletkami do zmywarki, długo się zastanawiałam, jakie kolory wybrać. Uwielbiam oglądać zdjęcia śliczniutkich, pastelowych rowerków, ale wyobrażacie sobie mnie na takim dziewczyńskim dwukołowcu? No właśnie. Musiałam mieć coś bardziej uniseksowego, najlepiej z małą domieszką retro. Po długim namyśle zdecydowałam się na szarą ramę oraz bordowe błotniki i osłonę na łańcuch. Kolega z pracy na widok efektu końcowego stwierdził, że kojarzy mu się ze starym garbusem, więc cel został chyba osiągnięty.

"Mój" model będzie niedługo dostępny w sklepie. Każdy będzie wyposażony w wiklinowy koszyk, bagażnik (nie wyobrażam sobie roweru bez tych dwóch elementów), skórzane chwyty oraz dzwonek ze spersonalizowanym napisem (ja wybrałam "Never Follow" - hasło, które widnieje na jednym z moich ulubionych krakowskich murali). Na dzisiejszych zdjęciach bagażnika jeszcze nie ma, ale pod koniec marca zostanie domontowany (wtedy na pewno pojawi się tu odpowiednia fotodokumentacja). Aktualizacja 15.04.2015: tak wygląda rower już z bagażnikiem.

Tyle o wyglądzie, ale jak wie każda blogerka, wygląd to nie wszystko. Liczy się jeszcze odpowiedni filtr z Instagrama. A w przypadku roweru - funkcjonalność. Jak się ta piękna machina sprawdza podczas jazdy? Od tygodnia popylam na niej do pracy i różnica w porównaniu z moim starym rowerem jest kolosalna. Przede wszystkim Chillovelo jest lekkie (15 kg). Po drugie, jest szybkie. Ma naprawdę niezły "wygar": jeździ się na nim leciutko, mniej się trzeba napedałować, żeby się rozpędzić, i błyskawicznie zbiera się na światłach. Czuję, że z moim "lovelasem" stworzymy bardzo długi i udany związek.

Wszystkie szczegóły techniczne sprzętu znajdziecie na stronie Chillovelo.

Chillovelo.pl
Stoisko firmowe: Poznań,
Stary Browar, Pasaż – Poziom 0
lista sklepów partnerskich w innych miastach tutaj







Just chillin' with my velo.
Making of, czyli Mikołaj w akcji.

2 marca 2015

Kubek w kubek jak Dzióbek!

Dzisiaj dwie kolejne mieszkaniowe nowości. Wspólny mianownik: rysunek. Oraz przefajność.


PORTRET RODZINNY
Jakiś czas temu urządziłam na Facebooku konkurs, który polegał na wymyśleniu alternatywnego odzewu do słynnego hasła "Żyrafy wchodzą do szafy". Jedna z zaproponowanych odpowiedzi brzmiała: "Dzióbek dziara na barach "Sztywniara"". To już samo w sobie było super, ale autorka na tym nie poprzestała. Tekstowi towarzyszył rysunek na kartce z kalendarza, który przedstawiał brodatego wilka morskiego, tatuującego sobie na bicepsie syrenkę podpisaną moim pseudonimem. Jak tylko to zobaczyłam, odpadłam. Nie dość, że podobieństwo do Dzióbka wprost uderzające (ta broda!), to na dodatek w naszym albumie mamy zdjęcie z czasów studenckich, na którym Dzióbek w pasiastej koszulce i z petem w zębach pręży muskuł z narysowaną przeze mnie gołą babą. To musiało być przeznaczenie!

Od razu wyobraziłam sobie ten rysunek na honorowym miejscu na ścianie w naszym "salonie". Szybko skontaktowałam się więc z jego autorką, Anią, która - jak się okazało - zawodowo zajmuje się grafiką i ilustracją (oraz pisaniem ikon), i zapytałam o możliwość zamówienia Dzióbka w formacie A3. Dogadałyśmy się raz-dwa i gotowe dzieło Ani możecie podziwiać poniżej. Jestem w nim absolutnie zakochana i wprost nie mogę się nadziwić precyzji wykonania oraz bogactwu morskich szczegółów (mistrzyni drugiego planu - rozgwiazda rządzi). Totalny odlot! Albo raczej - odpływ.
rysunek - Anna Betlejewska
rama - IKEA


METALOWE KUBKI
Odkąd zaczęłam się bawić w urządzanie, przekonałam się, że meszkaniowe pokusy czyhają dosłownie wszędzie. Przegląda sobie na przykład człowiek asortyment sklepu z ciuchami, a tam... naczynia! A konkretnie metalowe kubki w stylu "Domek na prerii": większe, ozdobione wykrojami dżinsów (!) oraz mniejsze (na espresso), z typograficznymi nadrukami. Ponieważ obiecałam sobie, że nie będę już kupować więcej kubków, a kawy nie lubię i nie piję nigdy, oczywiście zamówiłam od razu sześć. No co? Będą w sam raz na biwaki, na które nie jeżdżę.