23 lipca 2010

Pozdrowienia ze słonecznej Katalonii

32 zdjęcia w jednym wpisie?! Czyli że wyjazd się udał :) I to jak! Pięć dni w Barcelonie, dwa w górach i dwa nad morzem. Dziesiątki miejsc i setki niezapomnianych widoków. Permanentny oczowytrzeszcz i szczękoopad. Chyba jak do tej pory moje najfajniejsze wakacje.

Przez cały wyjazd funkcjonowałam w trybie paparazzo alias japoński turysta. No dobra, trochę przesadzam, bo chyba udało mi się nie zamienić w jedną z tych osób, które w szale pstrykania fotek zapominają o tym, żeby po prostu staroświecko nacieszyć oko ładnym widokiem. W sumie przywiozłam 700 zdjęć, co nie jest jakąś astronomiczną liczbą (zważywszy że głupia "sesja" na bloga pochłania zwykle 100-200), jednak praktycznie na każdym jest coś fajnego, dlatego tak ciężko było mi się zdecydować, które tu zamieścić.



ZWIEDZANIE

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie mejle i komentarze z poradami. Bardzo się przydały i polecam lekturę komentarzy pod tą notką każdemu, kto wybiera się do Barcelony. Oprócz tego przydatna jest też strona Barcelona Turisme oraz strona tamtejszej komunikacji miejskiej. No i przewodnik książkowy - bez niego ani rusz.

Jeśli chodzi o zwiedzanie, to w Barcelonie najfajniejsze jest to, że najpiękniejsze widoki ma się zupełnie za darmo :) Podziwianie architektury, rzeźb, występy ulicznych artystów na Rambli, spacer po nabrzeżu, Park Güell, Montjuic, Ciutadella, Hospital de la Santa Creu i Sant Pau, Stadion Olimpijski, koncerty Magicznej Fontanny... - to wszystko (i więcej) nie kosztuje ani grosza. Czasem można też przypadkiem trafić na jakąś małą darmową wystawę - warto zaglądać w różne zakamarki. Poza tym w Barcelonie praktycznie każda kamienica wprawia w zachwyt (ba, tam w zachwyt potrafi wprawić nawet brama albo klamka!), a już przy bajkowych budowlach Gaudiego człowiek po prostu traci rozum i jest w stanie powiedzieć tylko: "łaaaa...".

Oprócz niesamowitej architektury i parków w Barcelonie jest mnóstwo muzeów - i tu bardzo fajną opcję stanowi Articket, czyli karnet do 7 6 muzeów za 22 30 euro. Wstęp do jednego muzeum kosztuje od 7 do kilkunastu euro, więc to całkiem niezły interes, nawet jeśli któreś okaże się niewypałem - jak w naszym przypadku Fundació Antoni Tàpies (sznurek zwisający ze ściany i kamień owinięty nićmi nijak do nie mogły przemówić do naszego plebejskiego gustu). Za to z czystym sumieniem polecam La Pedrerę (nie pamiętam, kiedy ostatnio coś zrobiło na mnie aż takie wrażenie), Fundació Joan Miró (Miró to obok Gaudiego nasz nowy idol) i MNAC (ciekawe wystawy w niesamowitych wnętrzach plus widok na miasto gratis).



KATALONIA

Dzięki naszemu znajomemu, rodowitemu Katalończykowi, mieliśmy przyśpieszony kurs z zakresu historii, kultury i tradycji Katalonii. Ja wcześniej byłam zupełną ignorantką i nie wiedziałam nawet, że w Barcelonie (i całej Katalonii) oprócz hiszpańskiego (kastylijskiego) funkcjonuje równorzędnie język kataloński.

Podobało mi się to, że Katalończycy są niezwykle przywiązani do swojej kultury i lubią to przywiązanie manifestować. Na każdym kroku widać katalońskie flagi, wiele samochodów ma z tyłu przyklejonego osiołka (symbol Katalonii - w opozycji do hiszpańskiego byka), a niektórzy nawet zmieniają na swoich tablicach rejestracyjnych symbol ES (España) na CAT (Catalunya), mimo że prawo tego zabrania.

10 lipca, akurat kiedy w Cadaqués fotografowałam napis "CATALONIA IS NOT SPAIN", w Barcelonie odbywał się protest przeciwko okrojeniu przez władze Hiszpanii katalońskiego statutu autonomicznego [to stanowczo zbyt mądre zdanie jak na blog ciuchowy, serio, aż się źle poczułam]. Podobno na ulice wyszło ponad milion osób z katalońskimi flagami i okrzykami "Adéu Espanya!" A następnego dnia Historia zrobiła sobie jaja: Hiszpanie wygrali Mundial i na ulice znowu wyszły tłumy ludzi, tym razem powiewając flagami hiszpańskimi i śpiewając "Viva España!" :) Nic z tego nie kumam, ale i ja tam byłam, śpiewałam, tańczyłam, zostałam zlana szampanem, a niejaki Dzióbek wskoczył nawet z dziś-Hiszpanami-wczoraj-Katalończykami do fontanny.

Kultura Katalonii bardzo mnie zaciekawiła (pewnie przyczynił się do tego również fakt, że Katalończycy - ze względu na swój "dziwny" język - nazywani są czasem przez Hiszpanów "Polacos") i myślę, że będę zgłębiać temat. Akurat w Krakowie będzie ku temu doskonała okazja: Święto Katalonii 6-8 sierpnia.



MODA

Na wyjeździe byłam bardzo złą szafiarką - nie kupiłam żadnego ciucha, a co gorsza, nawet nie miałam na to ochoty, mimo że w Barcelonie Zary, H&M-y i Desiguale występują co krok, podobnie zresztą jak sklepy indyjskie (znam kilka szafiarek, które miałyby tam raj na ziemi). Wprawdzie zajrzałam do kilku sieciówek, ale nic nie wpadło mi w oko, a ceny i asortyment taki jak w Polsce. Poza tym buszowanie po sklepach wydawało mi się straszną stratą czasu, kiedy tyle zabytków czeka na obejrzenie! W sumie zaopatrzyłam się tylko w skórzane kierpco-mokasyny (jak sama nazwa wskazuje, są tak seksowne, że będę je chyba zakładać dopiero po 23.00), wachlarz (niezbędny w barcelońskim klimacie), wściekle różowy lakier do paznokci (bo ja ostatnio lubię malować paznokcie - chyba nastąpił jakiś przełom) oraz hiszpańskiego Vogue'a (a co). No i oczywiście album ze zdjęciami Barcelony.

Ubierałam się też bez większej finezji - byle było przewiewnie i wygodnie (łażenie po mieście od 10.00 do 20.00 jakoś nie nastrajało do szaleństw). Dlatego z podziwem mieszanym z przerażeniem patrzyłam na chicas paradujące w południe w kozakach. Nie wiem, jaka temperatura była w dzień, ale wieczorami zazwyczaj 28-32 stopnie.

Ogólnie jednak barcelońska ulica okazała się taka, jak ją sobie wyobrażałam: luźny, sportowy, wakacyjny styl z domieszką orientu i słomkowych kapeluszy oraz dość widoczną niechęcią do biustonoszy (no dobra, to akurat było lekkim zaskoczeniem). Czyli w porównaniu do ulicy, dajmy na to, w Krakowie nie jest to jakiś kosmos czy egzotyka. Poza jednym. Oni tam wszyscy noszą "muzealne" kapcie! Od dzieci przez nastolatki, dorosłe kobiety i mężczyzn po babcie i dziadków. W zasadzie w mieście pełnym muzeów nie powinno to chyba dziwić, a jednak. Zaintrygowana, poszłam do sklepu wybadać sprawę, przymierzyłam i... już wiem, o co chodzi. Te brzydactwa są po prostu niesamowicie wygodne. Nawet myślałam, czy sobie takich nie kupić w ramach pamiątki z podróży - choćby tylko do chodzenia po domu (a kto wie, może wylansowałabym u nas nowy, zagraniczny trend?), jednak, koniec końców, szkoda mi było 30 euro na kapcie. Ale pamiętajcie, jak by co, to ja wyczaiłam ten trend pierwsza!


Uff... Miałam jeszcze napisać parę słów o jedzeniu, ale chyba więcej tekstu nie zaryzykuję. Tak, też uważam, że przesadziłam. Na pocieszenie powiem, że na razie kolejnych wyjazdów na horyzoncie nie widać.

El update: No dobra, Czytelnik - nasz pan. Poniżej dopisek o jedzeniu (i piciu). To teraz następnej notki możecie się spodziewać gdzieś w listopadzie ;)



JEDZENIE

Ponieważ nasz wyjazd był (przynajmniej z założenia) wyjazdem niskobudżetowym, nie nastawialiśmy się za bardzo na kulinarne rozkosze. Na szczęście dzięki naszym znajomym mieliśmy okazję spróbować wielu śródziemnomorskich potraw - i to domowej roboty.

Ogólnie jedzą tam dużo ryb i owoców morza. Ja za tymi pierwszymi nie przepadam, a drugich nie lubię programowo - jak dla mnie mają albo za dużo, albo za mało nóg i w ogóle wyglądają tak jakoś nie bardzo. No ale jak szaleć, to szaleć. Dałam się skusić na potrawę podobną do paelli: fideuá (przyrządzaną w spartańskich warunkach, na biwaku nad morzem), w której były małże, krewetki, a nawet małe ośmiorniczki. Było to całkiem zjadliwe, ale poważniejszego romansu z frutti di mare raczej nie przewiduję. Za to pa amb tomàquet - chleb natarty pomidorem i skropiony oliwą, to bardzo fajny (i genialny w swej prostocie) patent na pica-pica, czyli małą przegryzkę, zwłaszcza z jakimiś sardynkowatymi rybkami albo kiełbasą chorizo. Wszedł chyba na stałe do naszego jadłospisu i nawet otrzymał nową, swojską nazwę: Pan Tomato :)

Choć alkoholu nie lubię i nie piję prawie wcale (m.in. stąd "sztywniara"), to przyznaję, że sangria (wino z lodem, sokiem i owocami) oraz clara (piwo z cytrynową fantą albo tonikiem) w małych ilościach są niczego sobie. Dodatkowych wrażeń dostarcza picie ich z dziwnego, konewkowatego naczynia zwanego porrón. Trzyma się to w górze i leje zawartość do gardła, nie dotykając ustami dzióbka (sic!) - w ten sposób. To fajna zabawa, a w dodatku wiele osób może pić z jednego naczynia, nie narażając się na bakterie współbiesiadników. No i o ile mniej zmywania po imprezie! My też sobie taki sprzęt kupiliśmy, a do kompletu tradycyjne hiszpańskie wino musujące cava oraz likier moscatel, który można pić z porrónków w wersji mini.

Niestety, nigdzie nie udało mi się dopaść słynnych churros, czyli długich pączków (podawanych z czekoladą). A ponoć w Madrycie można je kupić na każdym rogu. Cóż, przynajmniej mam po co wracać do Hiszpanii.


W Cadaqués czułam się jak na jakiejś pocztówce.

No pięknie tam jest, no.

Katalonia to nie Hiszpania...

...chyba że Hiszpania wygrywa akurat Mundial :)

Rambla (główny deptak w centrum) widziana z pomnika Kolumba.

Na środku Plaça Catalunya, czyli w geograficznym centrum miasta. Gołębie chyba poznały, że z Krakowa.

Po lewej: uliczka w Terrassie - podbarcelońskiej miejscowości, w której mieszkaliśmy.
Po prawej: ludzik-boja (?) w porcie Barcelony.

Coś dla prawdziwych kibiców: lodówka w barwach FC Barcelona. Najlepiej zapełnić ją smakołykami z targu La Boqueria, na którym
ponoć zaopatrują się najlepsi kucharze. Albo po prostu piwem ;)

Dosłownie każda kamienica to dzieło sztuki.

Po lewej: Catedral de Santa Eulàlia. Wnętrze i widok z dachu dosłownie zatyka z wrażenia.
Po prawej: jakaś uliczka, nie wiem jaka, ale zdjęcie fajne.

Na każdym kroku zachwycały mnie kafelki i witraże. Tutaj w MNAC.
MNAC. Niesamowite, jak różne widoki można znaleźć w jednym budynku.

Rzeźby w Fundació Joan Miró i MNAC. Czyli jak wyglądaliśmy na początku i na końcu każdego dnia zwiedzania (minus obnażone genitalia i biusty).

Fryz
Col.legi d'Arquitectes zaprojektowany przez Picassa oraz mozaika Joana Miró na Rambli.

La Pedrera (czyli "kamieniołom" na dachu) - jak dla mnie bezkonkurencyjny numer jeden.

Napis na ścianie w MACBA i komiksowa głowa, czyli Cap de Barcelona.

Tej pani próbowałam zrobić zdjęcie, ale zasłoniła się wachlarzem, domagając się zapłaty. No i udało jej się mnie naciągnąć. Pan przynajmniej się nie ruszał.


Warto zaglądać w bramy i uliczki - nigdy nie wiadomo, co można znaleźć.

Happy Pills - żelki, które leczą. Słoń potwierdza: to naprawdę działa!

Co kilka kroków można znaleźć fontannę z wodą pitną. Po prawej Font de Canaletes - ponoć kto się z niej napije, na pewno wróci do Barcelony. Oficjalnie nie wierzę w takie zabobony i po prostu chciało mi się pić.


Sagrada Familia. Robi wrażenie nawet poobstawiana ze wszystkich stron żurawiami (koniec budowy planowany dopiero na 2026 rok).
Sagrada Familia nazywana jest czasem "biblią w kamieniu". Fasada z przodu przedstawia Boże Narodzenie, a z tyłu - Drogę Krzyżową.

Casa Batlló. Nie weszliśmy do środka, bo wstęp strasznie drogi (17,50 euro), ale to będzie pierwsze miejsce, które odwiedzimy następnym razem.

Park Güell. Mogłabym zjeść ten budynek - wygląda jak lukrowana chatka z piernika.

Wejście do Parku Güell. U góry taras otoczony najdłuższą ławką świata. A pod nim, w cieniu między kolumnami, najlepsza miejscówka do odpoczynku w upalny dzień.

Najpopularniejsze buty (tzw. menorquinas/avarcas/abarcas). I fragment najdłuższej ławki.

Victimas de la Moda - czemu jak już znajdę
książkę dla siebie, to musi być po hiszpańsku?
Po prawej: El Corte Inglés reklamuje się sukniami z budowli Gaudiego i hasłem "Where Shopping is an Art".

A to już góry. Nie wiem dokładnie, jak się nazywają, ponoć to "przednóżek" Pirenejów. W tym jeziorze pływałam...

...ale tylko przy brzegu, bo ogólnie stresuję się, jak wiem, że woda mnie kryje.

Przynajmniej tutaj turyści nie włazili mi w kadry ;)

Dałam się nawet namówić na górską wędrówkę, chociaż szczerze tego nienawidzę. Owszem, widoki piękne, ale po co się męczyć, skoro aby je podziwiać, można po prostu wjechać na górę samochodem?

Ech, mogłabym tak jeszcze długo...

145 komentarzy:

  1. taki długi wpis, a ja czuję niedosyt. następny post ma być o jedzeniu!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łaaaaał co za widoki, aż chce się więcej! Poproszę jedną happy pills, brzuch mnie bolu :(

    OdpowiedzUsuń
  3. ja jakies 1.5 tygodnia temu też wróciłam z Hiszpanii. I jakoś nie zauważyłam, żeby ludzie chodzili w takich butkach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne zdjęcia! Tylko co będzie, jeśli się do takiej rozpusty fotograficznej przyzwyczaimy?

    OdpowiedzUsuń
  5. świetna notka i czekam na jej kontynuację- jedzenie musi być, a co!
    ja byłam w Barcelonie tej wiosny ale tylko przejazdem, zobaczyłam Sagradę, przeszłam przez centrum miasta ale szczerze mówiąc zbytnio nie napawałam się widokami w okół bo jako zagorzały kibic marzyłam tylko o tym żeby wreszcie stanąć na Camp Nou i właśnie dzięki temu miejscu Barcelone wspominam z łezką w oku :-)
    pozdrawiam, Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Architektura wygląda przecudownie - kamieniczki, kafelki i muzea - łał!! Pękam z zazdrości i wiem, że moja stopa koniecznie będzie musiała tam kiedyś stanąć :)

    PS. Jedzenie to barrdzo istotna rzecz! Przyłączam się do apelacji o kolejną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. matko, ale cudnie. URLOPU!!! żądam ;D

    i notki o jedzeniu również. nie żałuj sobie blogowej przestrzeni i podziel się zdjęciami.

    OdpowiedzUsuń
  8. dlugo sie mozna zachwycac ale sadze ze to nic nie da bo trzeba to zobaczyc na zywo;)
    faktycznie dziela sztuki !

    OdpowiedzUsuń
  9. Papuciowe hiszpańskie buty od paru lat funkcjonują z powodzeniem na Allegro;)

    OdpowiedzUsuń
  10. przeczytalam caly post. czekam na Twoj kolejny wyjazd i kolejne relacje z podrozy ! poza tym szukalam jakiegos ciekawego miejsca na przyszle wakacje i chyba juz je znalazlam. : >

    OdpowiedzUsuń
  11. piękne wspomnienia, piękne zdjęcia, piękne kolory ! pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. wow! będę musiała tam kiedyś zaciągnąć sivego :)

    dla mnie modową zaskoczką w Szwecji też były buty - wszyscy chodzą tu w crocsach i to nie tylko po domu ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam
    Fajny reportaż i ciekawe miejsca. Ja jednak o innym. "Brak finezji" i upałowa intuicja spowodowały, że na dwóch fotkach w letniej kreacji wyglądasz po prostu świetnie. Kapelusz, skórzana torba, długa sukienka, wachlarz, fryzura i usmiech na twarzy doskonale się komponują.
    Gratuluję udanych wakacji.
    pozdr.Vslv

    OdpowiedzUsuń
  14. Ahhh cudne wakacje, ale zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudowne zdjęcia! Ja z chęcią obejrzałabym jeszcze więcej.. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Super:) Bardzo proszę jednak o relację kulinarną... To jest tak samo ważne jak architektura i mówi Ci to przyszły historyk sztuki, haha:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wooooooooow, pisz częściej takie relacje. Czytelnicy, może jakaś zrzuta na podróże dla Ryfki, żeby potem były takie notki?

    OdpowiedzUsuń
  18. Strasznie zazdroszczę Ci tego wyjazdu.
    Z tego co opisałaś, było świetnie!
    Ale nie mogę się już doczekać, jak pokażesz Nam te swoje KIERPCO- MOKASYNY.

    buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  19. po twoim poscie az chce sie pojechac na wycieczke "sladami ryfki" :)
    mam nadzieje, ze jakas gazeta zglosi sie do ciebie i zamowi jakis dluuugi reportaz w stylu "ABC wycieczki do hiszpani"
    jestem pod wrazeniem!!!
    mag

    OdpowiedzUsuń
  20. Dorzuć jeszcze o jedzeniu i jeszcze troszkę fotek. Opisu też się nie bój, wszyscy przeczytali :) Bo jak ktoś jest skazany na siedzenie w wakacje przed kompem, to takie posty bardzo relaksują :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ryfko, super! Ja też chcę do Barcelony i na dowód zadam bardzo przyziemne pytania:)
    Jeśli masz siłę na odpowiedzi - byłabym wdzięczna!
    - czym się dostałaś do Barcelony? Z tego co wiem tanie linie lądują 100 km od samego miasta?
    - czy korzystałaś z noclegów w hostelach (bo rozumiem, że też u znajomego, ale może nie tylko)?
    - ile "wystarczy" wziąć kieszonkowego (wiem, że krępujące niczym "skąd bierzesz kasę na ciuchy" i że dżetelłomenki nie mówią o pieniądzach, ale chodzi mi nie o to ile TY wydałaś (nie jestem Urząd Skarbowy) tylko o taką kwotę, która przewidywalnie starczy na wstępy, jedzenie, atrakcje i przejazdy (bez szaleństw, na takie turystyczne pozwiedzanie miasta). Na usprawiedliwienie dodam, że przewodniki mnie zawsze bardzo zawodzą w kwestiach cen, bo albo podają nieaktualne (bardzo zaniżone), albo ceny 3 gwiazdkowych hoteli (które mnie nie interesują jak wiadomo)
    Ja podobnie jak poprzednia komentująca poproszę o wpis o jedzeniu:))) Niestety rozbestwiłaś nas i niestety dobrze piszesz, więc dalej Ryfko, proszę, pisz, a wyglądaj przy okazji. Bo tak jak Vislav napisał - upał upałem, ale wyglądasz bosko (chciałabym w upale mieć tyle wdzięku)

    PS. Rozumiem, że nikt was nie okradł:)
    pozdrawiam,
    Luisa Wierny Czytacz

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo fajny wpis, piękne zdjęcia. Lubię do Ciebie zaglądać :)
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  23. Cudowne zdjęcie z wachlarzami!

    OdpowiedzUsuń
  24. wspaniale zdjecia, jesli ktos szuka oceny wrazen po takiej wyprawie to powinien zajrzec do ciebie. jestes wspaniala przewodniczka ;)

    pozdrawiam
    ela

    OdpowiedzUsuń
  25. Eeeh, też bym tak mogła... :)

    OdpowiedzUsuń
  26. A to ja poproszę o jakieś info/namiary na te sklepy indyjskie :D, bo zdaje się, że spędzę "miesiąc" miodowy w Barcelonie :). Pomnik słonia, sprawia, że myślenie o sztuce sprowadza się do stwierdzenia, że nie istnieją w niej żadne granice, ba! i nawet grawitacja, i prawa ciężkości nie mają nic do gadania. Potęga wyobraźni!
    Dołączam się do głosów o wydłużenie notki sprawozdawczej :). O jedzeniu też z chęcią poczytam :).

    OdpowiedzUsuń
  27. Świetne zdjęcia:-) Sama byłam w Katalonii 2 razy i przemiło było mi zobaczyć ją jeszcze raz, tym razem twoimi oczami.

    OdpowiedzUsuń
  28. Niesamowita podróż ;)

    Choć w sumie najfajniejszy wydaje mi się widok tych cieszących się ludzi po wygraniu mundialu. Byłam w Niemczech jak Niemcy wygrali z Anglią, a podczas finału mistrzostw, w Anglii na obozie językowym, gdzie było mnóstwo pozytywnych Hiszpan i to już było niezwykłe ;D.

    OdpowiedzUsuń
  29. Ach, Barcelona... :) Zazdroszczę! I czekam na dalszą część relacji, bo ta wcale nie jest za długa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. fajna jesteś:) załóż proszę drugiego bloga - bardziej tekstowego, albo zmień troszkę profil tego! Z pewnością znajdą się chętni, żeby poczytać częściej Twoje obserwacje:D

    OdpowiedzUsuń
  31. Piękne zdjęcia!!! Pobyt w Katalonii z rodowitym Katalończykiem to opcja full wypas:)Za kilka dni jadę tam z rodziną, zahaczymy o Barcelonę, żeby uzupełnić braki z poprzednich wyjazdów, choć głównie grasować będziemy po mniejszych miastach. Dzięki za informację o Fundacji Tapiesa, zastanawiałam się czy już jest otwarta, w listopadzie był tam remont a bardzo jestem tych sznurków i kamieni ciekawa;) Pozdrawiam A

    www.caramba.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  32. Super! Fajnie, że Ci się podobało, a relacja świetna, bo sporządzona estetycznie i bez przepychu. :) Niby 32 zdjęcia, ale po ostatnim czułam jakiś niedosyt... Stale myślę co jest na tych 668 zdjęciach :D
    PS 'Jak bloga kocham'- skojarzyło mi się z 'Honest to blog?!' z Juno ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. jeszcze, jeszcze !!! i posta o jedzeniu !!! proszę.....

    OdpowiedzUsuń
  34. "czułam się jak na pocztówce" dobre, no i pigułki na wszystko:D piekne zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  35. OK, postaram się dodać akapit o jedzeniu. Jak dojdę do siebie, bo ten wpis strasznie mnie wyczerpał ;)

    -> Karolina: Mnie o tych butach powiedziała pierwszego dnia koleżanka, która mieszka w Barcelonie, więc być może to "zaprogramowało mnie" na wyłapywanie ich na ulicach.
    -> Aga: My w końcu na stadionie Barcy nie byliśmy, bo wstęp coś koło 20 euro, a Dzióbek jednak woli Real ;) Ale może następnym razem.
    -> Uglierfriend: Tak?! To może sobie jednak kupię! Proszę o linka :)

    -> Luisa: Do Barcelony, a dokładniej Reus, przylecieliśmy Ryanairem. Bilety były bardzo tanie (534 zł w 2 strony za 2 osoby), ale teraz, z perspektywy, uważam, że lepiej było trochę dołożyć i wykupić lot bezpośrednio do BCN. Bo z kosztami dojazdu z Krakowa do Poznania (stamtąd był lot), a potem z Reus do BCN (13 euro w jedną stronę od osoby), wyszło nas jednak sporo drożej. No i czasu też trochę zmarnowaliśmy.
    Nie nocowałam w hostelach. Gdybyśmy musieli płacić za nocleg, to pewnie w ogóle byśmy nie pojechali. Albo najwyżej na kilka dni.
    Ile wydałam, wolę nie liczyć :) Przejazdy (mieszkaliśmy w Terrassie, w trzeciej strefie) - jakieś 30 euro od osoby. Poza tym wstępy do muzeów itd. (już z Articketem): kolejne 30 euro (tak jak pisałam, na szczęście większość atrakcji jest darmowa :). Zresztą wszystkie ceny można przed wyjazdem sprawdzić w internecie, na stronach poszczególnych muzeów i galerii. Podobnie jak ceny przejazdów.
    Najwięcej chyba wydaliśmy na jedzenie, mimo że znajomi wspierali nas domową kuchnią. W restauracjach cena 1 obiadu nie schodzi poniżej 10-12 euro). W fast-foodach też dość drogo w porównaniu do Polski: 6-8 euro za zestaw. Nawet głupia kanapka z lodówki kosztuje 2,5 euro. Dzięki Bogu za hamburgery w McDonaldzie po 1 euro! ;)
    Nikt nas nie okradł i w ogóle albo jestem ślepa, albo informacje o kieszonkowcach na każdym kroku są grubo przesadzone. Albo po prostu jako była ofiara kradzieży (w Polsce, i to na UJ!), jestem teraz bardziej ostrożna.

    -> Bastet: Konkretnych adresów nie pamiętam, ale te sklepy są naprawdę co krok, więc bez problemu je znajdziesz :)
    -> Ania T.: Pani od sznurków i kamieni nazywa się Eva Hesse. Oglądając jej wystawę mieliśmy na twarzy jednego wielkiego łotdefaka. Potem kiedy w MACBA zobaczyliśmy nitki wystające ze ściany, zaczęliśmy się śmiać, że bardzo w stylu naszej ulubionej artystki. I okazało się, że to faktycznie jej dzieło - normalnie staliśmy się prawdziwymi ekspertami od sztuki ;)
    Oczywiście z tym "niewypałem" trochę przesadzam, bo w Fundacji Tapiesa było też kilka wystaw innych artystów, no i samego założyciela, które mi się podobały. Ale te nieszczęsne kamienie i sznurki zobaczyłam jako pierwsze i jakoś mnie zniechęciły do całości.
    -> Robaczek: O drugim, ogólnym blogu myślę gdzieś od roku. Ale jakoś na razie nic z tego myślenia nie wynika :)
    -> WER.: No ba, to mój ulubiony tekst z tego filmu (w ogóle uwielbiam Juno).

    Matko, ale się rozpisuję... Boję się, że już nigdy nie będę potrafiła pisać zwięźle ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. uwielbiam Cie! swietna relacja ;)

    OdpowiedzUsuń
  37. Zazdroszczę. Zwłaszcza Gaudiego
    Buty super. Ale ja lubię takie aseksualno-papciowe obuwie

    OdpowiedzUsuń
  38. Łał. Niezwykłe zdjęcia (zarówno widok jak i jakość), a jeśli chodzi o tekst to na początku się przeraziłam, ale jak zaczęłam czytać to nie mogłam przerwać. Zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  39. Dlaczego Cię dziwi ich ogólna niechęć do biustonoszy??? Cwane kobitki i tyle.

    To cholerstwo jest takie niewygodne - używam raz na ruski rok, jak już zupełnie się nie da bez :)

    Walkiria

    OdpowiedzUsuń
  40. jak już na siłę stawiać akcenty w hiszpańskich słowkach, to przynajmniej dobrze. porrón.

    OdpowiedzUsuń
  41. -> Nie zdziwiło, tylko zaskoczyło. W taki upał trudno się dziwić :)
    -> Anonim: Dzięki! O głupia ja, niedouczona.

    OdpowiedzUsuń
  42. Takie tanie bilety? :) Czy to jakieś promocyjne ? Myślałam,że sama podróż jest dużo droższa :) Ryfko piękne zdjęcia i Ty widać bardzo zadowolona z wyjazdu :)
    POMARAŃCZOWA

    OdpowiedzUsuń
  43. Świetny post :) Cudowne miejsca i zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Piękne zdjęcia. Stylizacja z sukienką świetna. A tego Dzióbka to kiedyś zobaczymy na zdjęciu? Samowyzwalacz chyba ma to wasze cudo?

    OdpowiedzUsuń
  45. ja się chetnie zrzuce na twoje kolejne podróże, co by takie relacje potem czytać:)

    OdpowiedzUsuń
  46. http://www.youtube.com/watch?v=OqGfQOJE2q8

    OdpowiedzUsuń
  47. Zdjęcia świetne! W takich właśnie kolorach wyobrażam sobie idealne wakacje (zwłaszcza to pierwsze zdjęcie z łódkami)! Świetna notka - przynajmniej przez chwilę mogłam poczuć, że tam jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  48. Swietna relacja, cudne zdjecia wychodza z tego Twojego aparatu :)
    Dolaczam sie do czekajacych na wpis o jedzeniu, jednoczesnie zapytuje gdzies notka o fashion street ze zdjeciami??? :)))
    Pozdrawiam
    Cruella

    OdpowiedzUsuń
  49. -> Pomarańczowa: Ceny są bardzo różne, w zależności od czasu i miejsca wylotu/przylotu - trzeba po prostu poszukać. Były i takie za 500, i za 2000 zł :)
    -> Cruella: Dopisek o jedzeniu już dodałam do notki. A jeśli chodzi o zdjęcia ludzi na ulicy, to polecam ten blog.

    OdpowiedzUsuń
  50. Pomimo, ze nie ma tu zadnej stylizacji to wlasnie ta notka podoba mi sie najbardziej. I teraz koniecznie musze pojechac do Barcelony, zeby na zywo ujrzec dziela ukochanego Gaudiego.

    OdpowiedzUsuń
  51. ha te butki na Majorce też królują, nawet w formie breloczków!

    churros... nie wiem czy polecić czy nie w sumie, jadłam w wersji na słodko z cukrem pudrem i na słono, tłuste to strasznie, no ale urok miejscowego frykasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  52. Fantastyczne zdjęcia i świetny opis miasta! Te dzbanuszki-perrony muszą być niesamowicie praktyczne, szczególnie jeśli ma się perfekcyjnie umalowane usta.

    OdpowiedzUsuń
  53. najpopularniejsze buty są brzydkie ! acz, są gusta i guściki.

    OdpowiedzUsuń
  54. z tego co wiem to jestes tłumaczka, moglabys prosze pochwalic sie jakie znasz jezyki? kamila

    OdpowiedzUsuń
  55. Barcelona, Barcelona. wszyscy dookoła mnie dostają kręćka na jej tle. widać nie ominął ten wirus również mojej ulubionej blogerki ;) szkoda, że ja jestem na niego odporna w 100%. architektura Gaudiego zupełnie mi się nie podoba, jest mi wręcz wstrętna, a Sagrada Familia szczególnie - gdy powiem to na głos u mnie na uczelni (architektura...) to wszyscy piorunują mnie wzrokiem za opowiadanie takich herezji i zaczynają wywody że "jak nie zachwyca jak zachwyca". chyba się uprzedziłam na amen ;)

    ale zdjęcia bardzo ładne. jestem wprost zachwycona Twoim wachlarzem <3

    OdpowiedzUsuń
  56. uwielbiam Twojego bloga ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  57. jeśli już pokazujesz rzeźby, czy dzieła architektury, pamiętaj by podać nazwiska ich autorów, a nie same nazwy. "komiksowa głowa" jest autorstwa Roya Lichtensteina, natomiast Sagrada Familia oraz kamieniczka Antonio Gaudiego. nie podpisanie ich nazwiskami twórców to ignorancja.
    ale jeśli chodzi o modę i styl pisania (szczególnie to!) - twój blog jest wzorowy
    pozdrawiam, d.

    OdpowiedzUsuń
  58. -> Kamila: Tylko jeden, angielski.
    -> AlexValensi: No właśnie czytałam, że budowle Gaudiego, a Sagrada Familia szczególnie, mają tylu przeciwników, co zwolenników, ale nie chciałam wierzyć ;) Ja wpadłam jak śliwka w sangrię - one wyglądają jak z bajki, nie przypominają niczego, co widziałam wcześniej, a liczba wywijasów i zakrętasów na fasadzie bożonarodzeniowej Sagrady (ileż to musiało być pracy!) jest po prostu niesamowita. No ale z architekturą jak z modą (i zresztą każdą inną dziedziną) - nigdy nie będzie wywoływać takich samych reakcji u wszystkich. Chyba to dobrze :)
    A wachlarz nie mój, tylko pani w czerwonym. Ja mam piaskowy w kolorowe kwiaty.
    -> D.: Wszędzie podałam nazwy, więc kto chce, może sprawdzić autorów. Niestety, niektórych po prostu nie znam/nie znalazłam. A ignorantką jestem - przyznaję się bez bicia :)

    OdpowiedzUsuń
  59. Fajnie, że napisałaś o tym bilecie za 22 euro. Aż się uśmiechnęłam ;)
    I zaczynam z niecierpliwością czekać na 'moją katalonię'.

    OdpowiedzUsuń
  60. kocham Katalonię! zazdroszczę wspaniałej wyprawy, ja byłam w Barcelonie zaledwie parę godzin czyli nie zobaczyłam prawie nic i marzę, o tym aby kiedyś tam wrócić, ale przynajmniej na tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  61. Droga Ryfko świetna relacja z bcn powinnas pracowc w travell czy udało ci sie zwiedzic sitges? jest to małe urocze miasteczko pod barcelona zachywyca swoja architektura plazami jedynym jego minusem sa licze pary homoseksualne ktorychj jest tam pełno jedan mimo to polecam(radze nie zaberaj dzóbka moj mezczyzna czuł sie tam naprawde nie swojo)

    kasiaaa

    OdpowiedzUsuń
  62. mogłabym prosić o radę w innej sprawie, tzn. w jaki sposób w oknie bloggera pt "Html script" dodać linka/obrazek żeby otwierał się w nowym oknie? z góry dziękuję za odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
  63. super super super notka! z tekstu o seksowności kapci ryję. A wiesz czemu notka jest taka super? Bo jaaa jadeee do Barcelonyyyy na tydzień w przyszły poniedziałek ha! poczytam wszystko u Ciebie i w ogóle ;) z kim byłaś? z facetem?
    mój też woli real (ja fcb) ale czuję że mimo to spędzę pół dnia na camp nou.

    OdpowiedzUsuń
  64. -> Kasiaaa: Nie, w Sitges nie byłam. W ogóle jeszcze zostało mi miejsc do zwiedzenia na co najmniej 10 wizyt ;)
    -> Baśka: < a target="_blank" href="adres linka">nazwa linka< /a> (bez spacji przed "a" i "/a")
    -> Katarzyna Smok Sm.: Ale Ci fajnie! To dodam jeszcze, że dla studentów poniżej 26 roku życia we wszystkich muzeach są zniżki (ja się niestety już nie łapię, ale od 65 roku życia wstęp jest za darmo, więc niedługo sobie odbiję ;) Aha, i wyczytałam gdzieś, że w niektórych muzeach w określone dni od 15.00 nie płaci się za wstęp, ale nie miałam okazji sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
  65. Ja jestem zdecydowanie za! Zbyt mało czasu tam mieliśmy. Zazdroszczę, że byłaś tam te kilka dni. A co do Oceanarium - nie żałuj. Zdecydowanie źle wydana kasa ;/

    OdpowiedzUsuń
  66. Dawno nie zaglądałam na Twojego bloga. Dziś postanowiłam nadrobić zaległości i jestem z tego powodu bardzo zadowolona! Za niecałe 3 tygodnie wyjeżdżam do...Barcelony właśnie i na pewno skorzystam z Twoich wskazówek :) Idealnie się wstrzeliłaś z tym postem! Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  67. Ej.. no jak to tak bez CHURROS!!!??!! Kurna, ja też się wybieram do Barcelony i jak nie zjem chociaż pół pączka to nie wracam do Polski! :o)Takie domowe churrosy to nie to samo...
    Dzięki za podzielenie się wrażeniami!

    OdpowiedzUsuń
  68. Rzeczywiście w Madrycie praktycznie w każdej kawiarni można kupić churros. Smakują jak nasze racuchy z jabłkami tylko bez jabłek, są bardzo tłuste i właściwie średnio smaczne, a do tego wszystkiego jeszcze takiego tłustego racuszka w formie palucha macza się w czekoladzie. Nic specjalnego.

    OdpowiedzUsuń
  69. te miniaturki na końcu jakoś mnie nie nasyciły. prosiłabym o relację nr.2:P może być nawet w październiku. nawet lepiej, bo za oknem szaruga, a na fotkach będzie słoneczna Barcelona:)

    OdpowiedzUsuń
  70. zdjęcia są przepiękne! relację czyta się i ogląda z wielką przyjemnością ;) a budowle gaudiego są cudowne.

    OdpowiedzUsuń
  71. Jesteś tłumaczem angielskiego, Ryfko? Mogłabyś napisać coś więcej? Pracujesz jako wolny strzelec dla jakiejś firmy może? Pytam, bo sama chcę się w tę branżę zagłębić. Jestem po takim kierunku studiów i ciekawi mnie jak rozwija się np. Twoja ścieżka zawodowa. Pracowałam w tej dziedzinie, że tak to ujmę trochę "z doskoku", głównie uczyłam angielskiego i pracowałam w kilku firmach, w dziale handlu zagranicznego i obsłudze klienta. To nie jest moja bajka, przynajmniej tam, gdzie przyszło mi pracować. Mam raczej bardziej indywidualne podejście do pracy ;) Z doświadczenia wiem, że na pewno nie chciałabym utknąć w drewnianych (jak dla mnie) tłumaczeniach technicznych. Interesuje się czymś bardziej...kreatywnym i różnorodnym w interpretacji. Czy można się z tego utrzymać, czy też, aby realizować takie projekty, które się lubi, trzeba srogo gonić pieniążek, bo inaczej nie da rady? Zdarzały mi się głównie takie mało ciekawe zlecenia i jak do tej pory, miałam małą siłę przebicia w tej kwestii, rożnie też toczyły się moje koleje losu, ale wiem, że to mnie bardzo pociąga i chciałabym bardzo kontynuować tę kwestię oraz rozwijać się.

    Pozdrawiam serdecznie.
    Alex

    OdpowiedzUsuń
  72. świetna relacja i fantastyczne zdjęcia!! :):)

    http://okiem-gwiazd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  73. a jakieś fotki osób z ulicy, znajdą się? :-)))

    OdpowiedzUsuń
  74. zazdroszczę!!!!! zainspirowałaś mnie do wyjazdu tam już po raz 2 (pierwszy był po obejrzeniu vicky cristina barcelona-jestem fanką w.allena), ale najpierw muszę w te wakacje uzbierać na to fundusze.. zdjęcia piękne-masz jakiś drogi sprzęt czy zwykły aparat cyfrowy (gdyż jakość zdjęć mega)? tchnęłaś słońce w ten deszczowy dzień:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  75. Piszesz niesamowicie ciekawie, może jakiś przewodnik po Barcelonie napiszesz?Zdjęcia też są interesujące;)ps Chcemy więcej!Chcemy więcej!;P

    OdpowiedzUsuń
  76. -> Alex: O nie, w moim paśmie rozrywkowym, a do tego podczas wakacji, o pracy dyskutować nie zamierzam :) Zresztą jeśli chodzi o freelancing, to i tak trudno o jakiekolwiek konkrety - to bardzo indywidualna sprawa.
    -> ARMAADA: Przed wyjazdem planowałam, że zapoluję na ludzi, ale na miejscu jakoś nikt nie wpadł mi w oko. Myślę, że to wina tej architektury - przy niej ciuchy przestają robić jakiekolwiek wrażenie :)
    -> Anonim: Mam lustrzankę, jedną z najprostszych: Nikona D3000 (tego, co mi go jakiś czas temu św. Nikon zasponsorował). Jednak ta super jakość to nie tylko zasługa sprzętu, ale też Flickra, który sam wyostrza zdjęcia po załadowaniu.
    -> Ksenia Kapelusiarka: Taa, "Barcelona dla ignorantów" :D

    ***

    A w ogóle, uprasza się osoby, które wybierają się do Barcelony/Katalonii/Hiszpanii (albo stamtąd wróciły), o podzielenie się linkami do swoich zdjęć/relacji. Chętnie pooglądam i poczytam, bo ciągle czuję niedosyt :)

    OdpowiedzUsuń
  77. Przepięknie tam jest! Zazdroszczę, wspaniałe wakacje :) A te zdjęcia... aż mnie ciekawość zżera, jaki to aparat? :)

    Buziaki !

    OdpowiedzUsuń
  78. Czytając o konewkowatym naczyniu myślałam o naszej arabskiej shishy. Nie wiem czemu.

    OdpowiedzUsuń
  79. świetna relacja! zrobiła na mnie "wraż" :)
    zdjęcia i opowiadania mojego nastoletniego syna już mnie do zwiedzenia tejże zachęciły, a Twoje wrażliwe oko dostrzegło sporo ekscytujących niuansów... sama wróciłam z rodzinnego kilkudniowego pobytu w Brukseli - nie tak malowniczej jak Barcelona, ale też mam tyle nietypowych wrażeń, że nie wiem od czego zacząć...

    może pociągnij jednak jeszcze swoją opowieść, chętnie tu wrócę!

    pozdrawiam, Vinti

    OdpowiedzUsuń
  80. niesamowite miejsce i pięknie je przedstawiłaś:) koniecznie muszę się tam kiedyś wybrać
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  81. wszystko ciekawie i barwnie opisałaś i pokazałaś na zdjęciach. Choruję na Barcelonę już jakiś czas, więc tym bardziej zazdroszczę Ci wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  82. Fajna podróż. Tylko z tym "naciągnięciem" przez "Panią z wachlarzem" to lekkie przegięcie... przecież ci aktorzy nie stoją tam, bo się nudzą, tylko po to, żeby dorobić - każdy kto im robi zdjęcia powinien wrzucić jakąś drobną sumkę...

    OdpowiedzUsuń
  83. youtube.com/watch?v=3hNjceXHHRY&feature=related
    wiąznie chusty na kilka sposobów

    OdpowiedzUsuń
  84. Dziwi mnie, że nic nie kupiłaś z ciuchów. Zawsze jak gdzieś jestem to kupuję mnóstwo. Po prostu nie mogę się powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  85. Z prawdziwą przyjemnością „przekopuję się” przez wszystkie fotki i wpisy jakie zamieściłaś Ryfko na swoim „blogasku”
    O ilości informacji, zdjęć już świadczył fakt, że mój mułowaty komp otwiera „Pozdrowienia …” kilka minut, ale jest to miłe oczekiwanie…
    I co My tu – stali czytelnicy i komentatorzy ;) – mamy?
    Jest piękna ekspresyjna foto-relacja tryskająca niemal po oczach adrenaliną, jest gotowy poradnik dla wszystkich zamierzających odwiedzić Katalonię, a wszystko to w żartobliwym „ryfkowym stylu” i za darmo !
    Szanowna autorka dzieli się z nami swoimi szczęśliwymi chwilami jak przysłowiowym chlebem. Karmi wszystkich tych, którzy nie mogą ruszyć się z miejsca i zazdrośnie czytają, oglądają przygarbieni nad okienkiem monitora - Jej reportaż…

    OdpowiedzUsuń
  86. http://www.youtube.com/watch?v=_0ibvd-EC-I

    http://www.youtube.com/watch?v=TstFGfdSAvI

    Albo pozostaje wlasna,niezawodna fantazja :)

    pzdr
    riri

    OdpowiedzUsuń
  87. Czesc Ryfko ;] czytam twojego bloga od b.dawna ale dopiero teraz skusilam sie na napisanie komentarza (...pod wplywem twojego wpisu na blipie o lodach bananowych ;D) Chcialam tylko napisac ze ostatnio ich probowalam i... sa przepyszne. Najlepsze lody jakie jadlam. mniam ;] gorace pozdrowienia Kasia

    OdpowiedzUsuń
  88. Pięknie jest w tej Katalonii. ;)


    WWW.MONIAKOWY.BLOGSPOT.COM
    WWW.MONIAKOWY.BLOGSPOT.COM
    WWW.MONIAKOWY.BLOGSPOT.COM
    WWW.MONIAKOWY.BLOGSPOT.COM

    OdpowiedzUsuń
  89. hej:) tu daje bardziej rozbudowany link do imprezy o ktorej Ci pisalam :)szukamy mlodych projektantow- amatorow :) http://www.wck.wadowice.pl/Artykul.181.0.html?&tx_ttnews[tt_news]=1188&tx_ttnews[backPid]=3&cHash=94341637f4

    OdpowiedzUsuń
  90. O rany, chyba mogę dodawać komentarze!

    Ryfko, te papcie muzealne to słynne menorquinas (bądź abarcas, avarcas, a nawet albarcas), z których mieszkańcy Menorki są bardzo dumni. Kiedyś obuwie pasterzy, wytwarzane z opon i byczej lub świńskiej skóry, a dziś nawet rodzina królewska nimi nie pogardzi, tu następca tronu i jego córki.
    Bardzo ciekawa relacja. Weź no poleć gdzieś jeszcze i przywieź podobne, dobra?

    OdpowiedzUsuń
  91. Tzn. przywieź podobne relacje, nie menorquinas:)

    OdpowiedzUsuń
  92. -> Almaa.: Jak wyżej: Nikon D3000.
    -> Anonim i Riri: Dzięki za linki!
    -> Xymox: Zawsze jak czytam Twoje komentarze, to mam ochotę sama sobie napisać coś wrednego i złośliwego - tak dla równowagi. Przeginasz, serio ;)
    -> Aisog: Ha! Właśnie byłam ciekawa, czy one mają jakąś nazwę. Zaraz uzupełnię opis :) A jeśli chodzi o relacje z podróży, to strasznie się rozochociłam i jak tylko gdzieś pojadę, na pewno podzielę się wrażeniami :)

    OdpowiedzUsuń
  93. Hej!

    Zazdroszczę - też chcialbym objechać kawalek Świata!

    Podróżowanie to świetna rzecz!

    OdpowiedzUsuń
  94. ---> Xymox: moje uszanowanie :) nareszcie ktoś do rzeczy... :)

    OdpowiedzUsuń
  95. Ryfko znalazlam przypadkiem link

    http://www.youtube.com/user/XFEV#p/u/265/5hAol2VJ5ZM

    zobacz sobie to nic ze michal wisniewski chodzi o "sex in the city tour" a wiem ze lubisz ten serial wiec przesylam link


    pozdrawiam
    xyz

    OdpowiedzUsuń
  96. Muszę to napisać: jest to najlepszy post od kiedy odwiedzam blogi w internecie. Pewnie dlatego,że kocham Barcelonę miłością beznadziejną, dlatego że chciałam tam być w tym roku, ale mnie przegłosowano na rzecz Odessy. I dlatego że przypomniały mi się moje wakacje "the best ever" sprzed 2 lat :) Dziś mój pierwszy dzień w pracy po urlopie - miło się zaczął dzięki tym zdjęciom :)

    OdpowiedzUsuń
  97. Piszę, to co myślę i czuję – bardzo subiektywnie. Obiektywnie patrząc – przeginam (;
    Jednak staram się aby moje wypociny cechował umiarkowany relatywizm…

    OdpowiedzUsuń
  98. Świetnie oddałaś klimat Hiszpanii, jak i odrębności Katalonii. Ciekawa jeszcze jestem podpunktu 'LUDZIE' :) Jak wrażenia? Ja osobiście jestem wielką fanką tego kraju i jego mieszkańców...

    OdpowiedzUsuń
  99. Tak mi się przypomniało, jakbyś(cie) jeszcze kiedyś odwiedzali Hiszpanię lub Portugalię to polecam hostele z serii Albergue Juvenil. Międzynarodowa sieć hosteli/schronisk, logo z trójkącikiem, charakteryzująca się najtańszymi noclegami w danym mieście+świetną lokalizacją (np. w Porto hostel stał na samej plaży nad oceanem :) ). W Krakowie np. to jest hostel na Oleandry. Tani i w centrum. W Polsce one mają słaby standard, ale za granicą rewelacja (w Lizbonie łazienki jak z katalogu, pokoje zamykane na karty, itd). W stolicach cena noclegu ze śniadaniem (szwedzki wypasiony stół za dopłatą 1 euro) to po zniżce ok.15 euro, ale w mniejszych, nie mniej urokliwych, miejscowościach na szlaku to jedynie 5euro! Warto zakupić kartę euro26 (taką do 30roku życia) to wtedy jest zniżka. Jeśli jeździsz po kilku miastach to możesz wykupić za jakieś grosze karnet z jeszcze jedną zniżką na każdy kolejny nocleg w albergue juvenil. Uwaga: bardzo przyjazna i pomocna obsługa :) Stronka z hostelami w Hiszpanii: http://www.reaj.com/
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  100. -> Eve Gore: Ostrzegałam przecież - nowa najwcześniej w listopadzie! A poważnie, postaram się, ale mam strasznego, ogromniastego lenia.
    -> Alaska: Ludzie bardzo pozytywni - mili, pomocni, otwarci. I z tym angielskim wcale nie jest tak źle, jak wszyscy pisali. Nie mieliśmy problemów z dogadaniem się, mimo że nie znamy ani hiszpańskiego, ani tym bardziej katalońskiego. Średnio mi się tylko widzi ten zwyczaj całowania się na powitanie i pożegnanie, chociaż kiedy koleżanka zabrała mnie na imprezę pełną przystojnych Hiszpanów i każdemu po kolei przedstawiała, to nie narzekałam ;)
    Dzięki wielkie za hotelowy cynk - strasznie nas teraz wzięło na podróże, więc kto wie. Szkoda tylko, że od lutego już żadne z nas nie załapie się na zniżki.

    OdpowiedzUsuń
  101. o mateczko!
    coś pięknego;p zdjęcie świetne, ale Twój styl pisania jeszcze lepszy, minęłaś się z powołaniem, teraz to wiem na 100%!

    OdpowiedzUsuń
  102. Swietnie, swietnie, swietnie!
    opis bardzo relaksujacy!:)
    tylko pozazdroscic!

    http://glamour-lamka.blogspot.com/ zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  103. Jak juz przeczytalem wszystko, to moze cos dodam od siebie,

    1.) Zabytki. Coz, Bcn jest pzrygotowana dla guiris (lekko pogardliwe okreslenie turysty). Ogrom rzeczy jest wlasnie pod nich robione. Kazdy zna juz Casa Batlló, La Pedrera czy Sagrada Familia. To standard. Proponuje odwiedzic waskie uliczki Barcelonety, nic nie wspomnialas o Barri Gotic, czy ulice dzielnic Eixaple i Gracia. Uwaga, latwo sie zgubic.

    Goraco polecam Tibidabo. Jesli dobrze pamietam, to z Plaça Catalunya jedzie tam autobus (tyle, ze nie pamietam jaki numer). Wjazd (i zjazd) winda na wieze kosciola kosztuje moze 2 €, moze teraz troche wiecej, ale panorama miasta jest przecudna.
    Oczywiscie mozna podjechac metrem i potem wsiasc w niebieski trolejbus i dalej koleja gorska, ale to sa dodatkowe koszty, a wrazenia takie sobie.

    Jak juz mowimy o Tibidabo: polecam ksiazki Jose Ruiz Zafona - ´´Gra aniola´´ i ´´Cien wiatru´´ (koniecznie w takiej kolejnosci), gdzie akcja rozgrywa sie w przedwojennej Bcn.

    2.) Jedzenie. To prawda, przecietny obiad kosztuje ok 10€ (w weekendy drozej), mowie o barach typu ´´bufet libre´´. Placisz i mozesz jesc do oporu. Co do kuchni katalonskiej, to ja jestem sceptycznie nastawiony... Ale coz, o gustach nie dyskutujmy.
    Jesli chcecie napic sie kawy, to schodzcie z glownych traktow turystycznych, kawa wypita na Plaça Catalunya kosztuje 3,50€ podczas gdy w dowolnym innym miejscu (nie turystycznym) mozna taka sama kawe wypic za 1,20-1,40€ (mowie o café con leche bo taka zwyklem pijac.

    3.) Jesli nie chcecie wydawac pieniedzy na autobus turystyczny, to mozna zainwestowac w T10, bilet zintegrowany na wszystkie srodki komunikacji - w I strefie kosztuje 7,80€ (10 przejazdow)i mozna na jednym przejezdzie poruszac sie przez 1:15 godz. (wliczamy metro, autobusy, tramwaje, kolej - renfe cercanias). poza tym bilet jest tzw. multi uso czyli moze ne nim jechac kilka osob, tyle, ze trzeba go skasowac tylez samo razy.
    Co do metra - ostatnio zostaly otwarte nowe polaczenia, wiec warto sie przyjrzec mapkom. Poza tym z soboty na niedziele metro dziala 24/24. W normalne dni stacje sa zamykane o polnocy.
    Czy wiecie, ze tramwaje w Bcn funkcjonuja dopiero od 6 lat?

    4.) Jezyk katalonski jest jednym z dwoch jezykow urzedowych tutaj. Wlasciwie nie mozna sie zatrudnic na panstwowej posadzie bez znajomosci tego pierwszego. Poza tym katalonskim posluguje sie 7 mln. ludzi na swiecie (podczas gdy finskim tylko 3,5 ;), miedzy innymi w Andorze jest jedynym urzedowym jezykiem.
    Katalonczycy od dawna daza do oderwania sie od Hiszpanii, glownie chodzi o podatki. Bcn i Katalonia to bogaty region, tutaj placi sie naprawde duzo podatkow, a czesc z nich idzie na utrzymanie biedniejszych regionow, takich chociazby jak Extremadura.
    Ostatnio Sad Najwyzszy nie pozwolil na zwiekszenie autonomii regionu, stad lekkie rozgoryczenie. A fiesta po zwyciestwie Hiszpanii na Mundialu tylko dowodzi tego, ze owa autonomia to tylko gra polityczna.
    Jak zapewne wiecie w ub. tygodniu przeglosowano w Parlamencie Katalonii zakaz rozgrywania corridy. A Prezydent Generalalitat (odpowiednik naszego wojewody :)) glosowal przeciw ustawie, twierdzac, ze to narusza wolnosc obywateli.

    5.) jesli juz pytacie kogos z tubylcow o jego narodowosc, to zapamietajcie - najpierw czy jest Katalonczykiem a potem czy jest Hiszpanem. Niektorzy sa w stanie sie na Was obrazic, jesli pomylicie kolejnosc.

    6.) Jesli chodzi o butki, to ja nie moge na nie patrzec.

    7.) Co do kradziezy. Mnie nic takiego nie spotkalo, ale dotarly do mnie glosy, ze np. skradziono komus cos z zamknietego pokoju hostelowego. Czy zwyczajnie wyrwano torebke, tak wiec nie nalezy kusic losu.
    Chociaz nie nalezy kusic losu.

    Pozdrawiam serdecznie
    Robal

    OdpowiedzUsuń
  104. -> Robal: Dzięki za uzupełnienie! Moja relacja (mimo swojej objętości) jest oczywiście bardzo okrojona i na pewno nie wyczerpuje tematu. Gdybym chciała opisać WSZYSTKO, post byłby z 10 razy dłuższy :) Wiadomo, że warto schodzić z utartych szlaków turystycznych, ale jeśli ktoś zwiedza miasto po raz pierwszy i nie ma zbyt wiele czasu (5 dni to naprawdę niewiele), to chyba trudno się dziwić, że w pierwszej kolejności wybiera te najbardziej znane zabytki. Jak kiedyś pojadę do Paryża, też najpierw polecę pod Wieżę Eiffla i do Luwru :)

    PS A z tą corridą, to nareszcie.

    OdpowiedzUsuń
  105. Gdyby corrida byla np. portugalska, to pewnie w dalszym ciagu zabijanoby te zwierzeta, ale ze jest hiszpanska tradycja, wiec poszlo latwiej.
    W odniesieniu do ´´polacos´´, juz nie raz slyszalem haslo - ´´wole byc polaco niz español, ale taka ich natura.

    A Casa Batlló i Pedrery jeszcze nie widzxialem :) Ale ja mam czas...
    Robal

    OdpowiedzUsuń
  106. Czy coś jest kombinowane na jednym ze zdjęć z MNAC? To po prawej - z nowocześniejszą architekturą...cały dolny prawy róg zdjęcia...co to jest? Wygląda jak fragment schodów, ale doklejony :)

    OdpowiedzUsuń
  107. -> Anonim: Nic nie było kombinowane. To jest fragment schodów, a dokładnie poręcz.

    OdpowiedzUsuń
  108. Ryfka piękne zdjęcia no.
    Ale ostatio na blogu nie piszesz..:(

    OdpowiedzUsuń
  109. Marzę o wyjeździe do Hiszpanii ^^

    OdpowiedzUsuń
  110. Uwielbiam Barcelonę. Chciałabym tam jeszcze kiedyś powrócić.
    Uwielbiam również tą notkę. Czyta się ją z zapartym tchem, wspaniale oddaje tamtejszy klimat. Aż chce się krzyczeć o więcej!

    OdpowiedzUsuń
  111. Ryfka, jak nie wiesz, co poczytać, to weź się za Jamesa Joyca "Ulisses"
    ps. sorx, ale nie wiedziałam, gdzie wkleić tą radę
    hernaimeispat

    OdpowiedzUsuń
  112. Z Joyce'a 'Ulissesa' akurat bym nie polecała. O wiele lepszy jest "Portret artysty z czasów młodości".

    OdpowiedzUsuń
  113. wspaniala relacja!!!
    Ryfko chciałas zdjecia jeszcze poogladac, prawda?
    taki maly link i niestaranny album ale tak na szybko znalazlam-to moje fotki z Figueras-jak tam nie bylas to zaluj ;-) http://wyprawymarzen.pl/profil/sambolera/albumy/438/
    Barcelonskie zdjecia mam na innym komputerze do ktoreg odostpem bede miec za spory czas
    ale we wrzesniu znow odwiedzam Barcelone :D

    OdpowiedzUsuń
  114. Kiedy jakiś nowy post, bo kotlet już zimny?

    OdpowiedzUsuń
  115. Chcemy notkę!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  116. mogłabyś powiedzieć jak mniej więcej wahają się ceny tych płaszczy i butów w zarze o których pisałaś w blimpie..? mam zamiar jechać na zakupy,a mieszkam w miejscowości gdzie nie mam dostępu sprawdzić tego. z Góry- dziękuję. Również czekam na notkę

    OdpowiedzUsuń
  117. Pozdrawiam wszystkich wytrwale zaglądających :) Nowej notki nadal nie ma, bo niestety, weny brak (jest za to ciuchowa deprecha). Źle mi z tym, ale co poradzę? Trzeba przeczekać :)

    -> Anonim: Dzięki za link do zdjęć :) Ale bym chciała tam wrócić...
    -> Anonim ostatni: Płaszcze 499 zł, buty chyba 299 zł.

    OdpowiedzUsuń
  118. Cudowne zdjęcia! patrząc na nie mam ochotę na wakacje, których niestety w tym roku nie mam i nie będę mieć.



    www.suzaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  119. Ja byłam w tym roku 3 razy(Alicante, Madryt, Madryt) w Hiszpanii, i nie mam dość:), to jest kraj do którego chce się wracać.

    OdpowiedzUsuń
  120. Hiszpania jest cudowna ! Uwielbiam tam przebywać.
    Piękne zdjęcia <3.

    OdpowiedzUsuń
  121. Bo w dzisiejszych czasach to trzeba się rozebrać do rosołu i hasać w jeziorze,żeby zrobić karierę ;)

    OdpowiedzUsuń
  122. Jezu, ale zdjęcia są boskie, brak mi po prostu słów.
    Serio, świetne są te miejsca uchwycone na fotkach, i chyba wcale Ci się nie dziwię,ze mogłabyś tam zostać ;D

    OdpowiedzUsuń
  123. Bardzo interesujacy post, o dziwo pochlonelam caly, chociaz zawsze przeskakuje z blogow na blogi. A u Ciebie jestem pierwszy raz i juz wiem, ze nie ostatni, dodaje do obserwowanych

    OdpowiedzUsuń
  124. Piękna relacja z wakacji i widać też że wyjazd się udał!!
    Patrząc jak pięknie wyglądasz w tej szarej maxi dress chyba się nie powstrzymam i pobiegnę po taką na swoje wakacje!!

    OdpowiedzUsuń
  125. Ryfko, rusz te swoje blogspotowe cztery litery i zapodaj posta! ;)

    ola

    OdpowiedzUsuń
  126. W tym roku też udało mi się być w Katalonii. Barcelona mnie urzekła! Zrobiłaś prześłiczne zdjęcia.


    www.u-couture.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  127. oo,mieszkałaś w Terrassie! byłam tam dwa lata temu na wakacjach ;) to małe ale cudowne miasto! ciekawe czy się bardzo zmieniło.. czy główna ulica rambla d'egara jest otwarta? (jeszcze rok temu była rozkopana, bo budowali nową linię metra)
    cudownie tak oglądać te Twoje zdjęcia i przypominać sobie wakacje, jestem zazdrosna ;p

    OdpowiedzUsuń
  128. Ryfko, Ty z ta notką w listopadzie to chyba na serio, widzę? ;)

    OdpowiedzUsuń
  129. muzealne kapcie, tak samo jak churros można znaleźć w Madrycie na kazdym rogu... Ale ze nie ma churros w Katalonii? Niewyobrażalne ! Koniecznie musisz wrócić:)
    Zdjęcia są świetne miło było pooglądać trochę i potęsknić za słoneczna Hiszpania:)

    OdpowiedzUsuń
  130. o wspaniale bardzo mnie cieszy ten wpis bo wybieram sie do barcelony oraz innych miescin hiszpanskich i muszę samodzielnie zaplanowac wszystko ^^ przyda się

    OdpowiedzUsuń
  131. cudowne zdjęcia, aż chce się tam być :)
    pozdrawiam
    DaisyLine http://daisyline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  132. piękne zdjęcia

    OdpowiedzUsuń
  133. !Hola! ;)- Ja tez bylam w Barcelonie, w czerwcu 2010, ale niestety, tylko dwa pelne dni... :(- Nie widzialam wiec tyle, co Ty, ale i tak mi sie podobalo. Znam hiszpanski, wiec robilam za tlumacza... Trzeba przyznac, ze ludzie w tym kraju nie bardzo rozumieja po angielsku, a jesli juz, to i tak nie mozna sie z nimi dogadac w tym jezyku. Tak ze mialam szczescie, ze nauczylam sie hiszpanskiego.

    OdpowiedzUsuń
  134. A katalonski to glowny jezyk katalonczykow. Dla mnie to hipokryzja, ze na co dzien tak sie odcinaja od Hiszpanii, ale jak Hiszpania wygra mecz na mundialu, to dopiero wtedy sa ''wielkimi Hiszpanami'' - sami nie wiedza, czego chca... ;/- Ida tam, gdzie im sie bardziej oplaca... ;* Miasto natomiast jest sliczne. :-) W modzie zaobserwowalam tylko powszechnosc spodni aladynkow - hit sezonu lato 2010, jeszcze z 2009... ;* Prawda, ze o polnocy w porcie i na Ramblas bylo okolo 30 stopni upalu - nawet sfotografowalam temperature i godzine na elektronicznym wskazniku w porcie dla niedowiarkow... ;* Ja mialam pecha, bo nie spodziewajac sie takiego upalu w polowie czerwca, zabralam calkiem cieple ciuchy jak na hiszpanski klimat i oczywiscie bylo mi goraco, a do tego jak zawsze, hiszpanskie slonce spalilo mi twarz na czerwono... ;(- Jesli to Hiszpania polnocno-wschodnia, to co dopiero na poludniu kraju...? ;* Tam dopiero musi grzac w lecie! (W Andaluzji na przyklad...)

    OdpowiedzUsuń
  135. Jestem wielka fanka Hiszpanii, flamenco i jezyka hiszpanskiego, entuzjastka tej kultury i kraju. Poza tym, lubie tamtejszy cieply klimat, a w Anglii gdzie mieszkam od 3 lat, mam juz powyzej uszu deszczu, pluchy i zimnego polnocnego powietrza przez wieksza czesc roku... ;(- Tak ze chetnie wyprowadzilabym sie do Hiszpanii... Ale ze wzgledu na upaly, na wakacje lepiej tam jechac wiosna lub jesienia, bo w lecie po prostu nie da sie wytrzymac - wychodze z hostelu doslownie na dwie godziny rano i wracam zlana potem; nawet trzy-krotny prysznic w ciagu dnia nie wystarcza... Mialam ochote sie rzucic z ubraniem do wody nad morzem, ale nie bylam przygotowana na pojscie na plaze, nie mielismy dosc czasu, bylismy tam tylko przez chwile, zeby popatrzec na morze, przejsc sie po brzegu i wracac... :(- Koniecznie musze sie wybrac znowu, tym razem pojade tam sama, bez znajomych, zeby na spokojnie zwiedzic - naprawde zwiedzic - Hiszpanie, a takze, aby odpoczac... :-) Moze we wrzesniu 2011, przed rozpoczeciem studiow na filologii hiszpanskiej, na ktora sie wybieram w tym roku... ;-) Zycz mi powodzenia. Pozdrowionka.
    A.B., UK;*

    OdpowiedzUsuń
  136. PS: Masz fajna sukienke na tych zdjeciach, podoba mi sie kolor sukienki i kroj. Super. :-) Wachlarz oczywiscie jest obowiazkowym uzupelnieniem stroju przy takim klimacie... ;* Ja w sumie zaopatrzylam sie tylko w wachlarz, bo nawet nie mialam czasu na zakupy, a ceny mnie dobijaly, ale szczerze mialam ochote sprawic sobie caly zestaw strojow do flamenco, a przynajmniej jeden kompletny, z dodatkami, hehehe... ;-) Albo chociaz koronkowa chuste mantilla, ale te sa bardziej popularne w Andaluzji... ;* Za wachlarz z drzewa sandalowego zaplacilam 1 euro na Ramblas, a taki sam brytyjskie sklepy sprzedawaly w tym czasie za ok. 5 GBP... Taniej wyszlo w Hiszpanii, a to duza roznica. ;-) Lepszy bylby jednak plastikowy, bo drewniany powiazany zylka juz ledwo sie trzyma i slabo wachluje, bo drewienka sa delikatne... Ale za to nie traci zapachu (sandalwood - czyli drzewo sandalowe, nie drewno perfumowane, tylko prawdziwe, naturalnie pachnace jak olejek z drzewa sandalowego), po wyjeciu z szuflady pachnie taki wachlarz jak w chwili kupienia. Cos wspanialego. :-)
    Barcelona... W miescie gdzies widzialam tez taki smieszny napis po angielsku: ''Barcelona welcomes everyone, but not everyone is welcome...'' ;-) ;/- Chodzilo o kare grzywny za pewne zachowania uwazane za aspoleczne w miejscach publicznych, hahaha... ;P
    Na razie,
    A.B., UK;*

    OdpowiedzUsuń
  137. Byłam w Barcelonie mając 8 lat. Dzięki tej notce zamazane wspomnienia odżywiają, a ja tak bardzo chciałabym tam powrócić...

    OdpowiedzUsuń
  138. Hej, byłam w Barcelonie w sierpniu 2011....Gula w gardle rośnie przy oglądaniu Twoich fotek. Muszę jednak zaprotestować - jadłam w Barcelonie churros na co drugie śniadanie! W tym na Rambli. Polecam :) Pozdrowionka :) Magda

    OdpowiedzUsuń
  139. Witam,
    a ja byłam w lipcu 2011 roku i mam te piękne i super wygodne butki. W Polsce wszyscy pytają się mnie skąd mam takie butki (kamelowe i żałuję, że nie kupiłam innego koloru)...nawet panie sprzedające w renomowanych sklepach: Venezia, Prima Moda...itp. 30 euro za skórzane buty to mało. W katalonii wszyscy chodzą w takich...najpierw zobaczyłam u innych, a później kupiłam. Np. w Clella w każdym sklepie obuwniczym widziałam.
    Jestem szczęściarą bo mój kuzyn mieszka 45 km od Barcelony i mogę lecieć kiedy chce...i jestem zakochana w Hiszpanii...kraj marzenie na wakacje. A teraz pooglądam swoje zdjęcia i powspominam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  140. moja, moja, moja najpiękniejsza Katalonia! byłam tam już 7 razy, a wciąż mi się nie znudziło.. gdybym miała wybrać tylko jedno miejsce do zamieszkania na zawsze, to na pewno byłaby to piękna Barcelona!
    świetne zdjęcia (:

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz :)
* Uwaga: Na blogu działa SPAMOWSTRZYMYWACZ. Spam = linki do sklepów, Allegro, zaproszenia do odwiedzenia bloga itp. (jeśli podpiszecie się "Krysia" i podlinkujecie swój nick do sklepu z dachówkami / kosmetykami / karmą dla kota, to nadal jest to spam).